[Czy to koniec?]

Biegłam przez ten las słysząc krzyki matki i jej błagalny głos. Oby to nie była jakaś pułapka. 

       -mamo, gdzie jesteś?! Mamo!- wołałam dookoła, lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Stanęłam i wtedy zrozumiałam, że głos nie dobiega z jednego kierunku. Dobiegał ze wszystkich. Super,  jestem sama w ciemnym, magicznym lesie i słyszę ze wszystkich stron krzyki mamy. Norma, prawda?

        -co tu się dzieje...- pytałam sama siebie i nagle poczułam coś na ramieniu. W blasku księżyca zauważyłam blady zarys motylich skrzydeł. Czy to... o nie! To jest jednak pułapka! To Koszmary!

Strzepnęłam owada ze mnie i odskoczyłam na metr w tył. Krzyk przerodził się w śmiechy. Co mam teraz robić? Otacza mnie dzikie stado Ponuraków a ja nie mam się czym przed nimi bronić. Pięknie Coline, geniuszem to ty nie zostaniesz.

W głębi drzew zobaczyłam dwie, czerwone iskierki, szarżujące w moją stronę. Gdy Czarny Wilk rzucił się na mnie spróbowałam zranić go sztyletem, ale ten przeszedł przez niego jak przez dym.

        -Uciekajcie ode mnie!- krzyczałam gdy zaczęły podchodzić bliżej mnie, w czasie gdy jeden z nich powalił mnie i chciał mi wyssać wszystko co dobre.

Na wielkiego Koszmara rzucił się inny, mniejszy, ale równie głodny co on.
Zaczęły się bić i gryźć. Ich warczenie i skomlenie rozchodziło się po całej okolicy. W moją stronę zmierzamy pozostałe wygłodniałe bestię.

         -zostawcie mnie!- krzyknęłam jeszcze raz i zasłoniłam się rękami mocno zaciskając powieki na oczach. Nie chcę umierać. Nie teraz!

          -pomocy!- krzyczałam gdy poczułam jak uchodzi ze mnie życie. Lekko uchyliłam oczy i okazało się, że Ponuraki dobrały się do mnie.

To było uczucie nie do opisania. Jakby życie i wszystko co dobre z ciebie znikało,  a ty nic nie możesz na to zrobić. Czy to mój koniec? Bardzo możliwe.

Poczułam na twarzy jakąś zimną ciecz. Deszcz pada? Opłakuje mnie niebo? Nie, to nie deszcz. Jakby przez mgłę, ujrzałam jak Ponurak upada na ziemię a reszta ucieka w popłochu, przed... światłem? Ostatnie co zobaczyłam to lekki zarys postaci i niebieskie oczy.

Byłam taka naiwna. Jak mogłam dać się tak zwieść? Mam zdecydowanie za miękkie serce. Koszmary o tym wiedziały i wykorzystały to przeciwko mnie. Czy to oznacza, że muszę lepiej kryć swoje uczucia? Że muszę stać się oziębłą dziewczyną? W sumie nie najgorszy pomysł, ale czy ja tak potrafię? A w sumie, teraz to już nie ważne. Zginęłam przez Czarnego Motyla. Chłopaki nie będą zadowoleni. Będą żałować. Napewno będą smutni i zdenerwowani przez moją głupotę.

Zaraz... napewno jestem martwa? Przecież gdybym była to... nie myślałabym o tym teraz. A może jestem już w niebie i zaraz przywitają mnie małe aniołki z białymi skrzydełkami? To się okaże gdy tylko otworze te ciężkie i leniwe oczy...

Wybaczcie misie, że rozdział taki... krótki, ale chcę was trochę po trzymać w niepewności ^^ nie miejcie mi tego za złe, po prostu ja tak zabójczo was Lubie :3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top