Rozczarowanie
- Rogacz, ty jełopie! Dlaczego nie pozwoliłeś jej spaść?! - Krzyczał rozzłoszczony, a zarazem rozżalony Syriusz. Nie rozumiał zachowania swojego przyjaciela i już od kilku godzin krzyczał na niego intensywnie. Black nie wiedział co Jamesa opętało. Byli na wygranej pozycji i ze spokojem mogli odnieść zwycięstwo, ale przez to, że poleciał uratować dziewczynę, przegrali, ponieważ nie złapał złotego znicza.
- Nie mogłem - powiedział patrząc się na swoje buty. James był w bardzo pochmurnym nastroju i nie miał ochoty na rozmowę. Każdy miał do niego żal o to, że poleciał uratować dziewczynę i nie złapał złotego znicza. Gdyby wtedy nie ocalił ślizgonki, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Jej życie było dużo ważniejsze niż wynik jakiegoś głupiego meczu.
Nikt go nie rozumiał. Gryfoni nie wiedzieli czym się kierował chłopak, ale nie byli zadowoleni z jego decyzji. On sam również nie wiedział, po prostu czuł, że tak trzeba postąpić. Aurora była dla niego ważna i w dzieciństwie obiecał sobie, że nie pozwoli, aby coś jej się stało. Mimo tego jak ją traktował przez te wszystkie lata spędzone w Hogwarcie musiał dotrzymać tej przysięgi.
- Dobra Syriusz, zostaw już go. Jak dla mnie postąpił słusznie. Dobrze wiesz, że zależy mu na niej i nic nie możesz na to poradzić. Mi też się nie podoba to, że jest ślizgonką, ale musimy to uszanować. - Powiedział uspokajającym głosem Remus. Był najrozsądniejszy z całej grupy Huncwotów i po raz kolejny jego opanowanie i obiektywne spojrzenie na sytuację dało o sobie znać. Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby James nie ocalił dziewczyny nie wybaczyłby sobie. Nikt nie kwapił się by jej pomóc, dlatego na pewno by się połamała. Nie ważne co James by zrobił, albo czego nie, ludzie mieliby do niego pretensje. Gdyby pozwolił jej spaść, chłopak by sobie nie wybaczył i na pewno ktoś by go obwiniał o to, że jej nie złapał. Najpewniej on sam, ale na pewno spotkał by się z krytyką innych. Tacy są ludzie. Nie ważne co jeden człowiek zrobi, inni i tak będą uważać, że źle uczynił - dlatego najlepiej robić po swojemu.
Remus był w pewnym sensie dumny z Pottera. James zwykle zachowywał się jak pępek świata, lecz teraz, na oczach wszystkich pokazał, że jest skłonny do poświęceń. Lupin wiedział też, że gdyby wydarzyła się jeszcze raz taka sytuacja, to postąpiłby tak samo.
Kiedy zegar wskazywał 21:16, Aurora wyszła z Pokoju Wspólnego z zamiarem przewietrzenia się. Było jej bardzo gorąco, a na sobie miała jedynie białą bluzkę i szmaragdową spódnicę. Potrzebowała tylko świeżego powietrza. Mimo tego, że była lekko pijana, przez szkolne korytarze szła w miarę prosto. Jedynie uśmiechała się sama do siebie i miała bardzo zaróżowione policzki. Co jakiś czas nawet głośno się śmiała i mówiła do siebie. Nie wiedziała co ją tak bawiło, ale była wręcz w wyśmienitym nastroju. Widziała świat przez różowe okulary.
W pewnym momencie Aurora zobaczyła Jamesa wracającego z dworu wraz ze swoimi przyjaciółmi, przez co poczuła się dziwnie. Sama nie wiedziała jak miałaby to określić, ponieważ nic nie było w stanie tego opisać. Żaden z nich nie wyglądał na jakoś bardzo szczęśliwego. Aurorę zdziwił ten widok, ponieważ zwykle ich głośne śmiechy roznosiły się po całym Hogwarcie, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego poczuła się dziwnie. Po raz pierwszy od dawna miała ochotę rozmawiać z Jamesem. Czuła, że ma mu tyle do powiedzenia, że przez najbliższy rok nie skończy mu gadać.
- Potter! - Krzyknęła blondynka z drugiego końca korytarza. W jej głosie nie było ani nutki drwiny. Szybkim, aczkolwiek chwiejnym krokiem ruszyła w jego stronę. Co jakiś czas rytmicznie podskakiwała. Chłopak spojrzał na nią niepewnie i pożegnał swoich przyjaciół. Niezbyt im się to podobało, że James miał zostać sam na sam ze ślizgonką, ale nic nie mogli na to poradzić. Musieli uszanować jego wolę. W końcu był wolnym człowiekiem.
- H-hej Aurora. - Powiedział James jąkając się. Nie spodziewał się, że jeszcze tego samego dnia spotka blondynkę. Nie był na to przygotowany. Sam już nawet nie wiedział o czym chciał z nią porozmawiać. Po tym jak ostatni raz go zlała, nie wymyślił nowego planu, który mógłby zadziałać.
James był niemal pewien, że nie spotka dziewczyny jeszcze tego samego dnia. Według niego powinna wypoczywać. Zemdlała podczas meczu i z pewnością pani Pomfrey kazała się jej nie przemęczać, a tym czasem co? Aurora cała uradowana szlajała się nocą na korytarzu.
Dziewczyna wybuchła gromkim śmiechem widząc jego minę. Była w tej fazie, w której wszystko ją bawiło. W dodatku, miała takie dziwne wrażenie, że przerażała go. Mimo wszystko podobało się jej to i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- No witam - powiedziała uwodzicielsko i poruszała swoimi brwiami. Uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie. Włączył się jej tryb podrywaczki. Straciła kontakt ze samą sobą. Jej ciało przestało pracować z rozumem, przez co miała ochotę uwodzić każdą osobę płci męskiej. A że nawinął się Potter, to jego zaatakowała.
Chłopak był zdziwiony jej zachowaniem. Nie wiedział o co jej chodziło. Był pewien, że jak go zobaczy, dziewczyna zacznie uciekać jak najdalej od niego, a tymczasem to ona się pchała prosto na niego. Czuł dziwne uczucie w brzuchu, które zwykle pojawiało się jak widział Lily.
- Aurora... - Zaczął mówić błagalnym głosem, patrząc prosto w jej oczy. - Muszę z tobą poważnie porozmawiać. Nie mogę tego dłużej trzymać w sobie, bo mnie to po prostu zabija. - Dziewczyna czuła w jego głosie ból. W pewnym momencie zrobiło się jej, żal go, ale to uczucie szybko minęło. Po chwili dalej czuła niepohamowaną radość i chęć śmiania się do rozpuku. - Ty musisz mnie w końcu wysłuchać! - James krzyknął widząc, że dziewczyna przestała go słuchać. Nie widziała w tym najmniejszego sensu, a samo to zajęcie było bardzo nużące.
Na dziewczynie jego krzyk nie zrobił żadnego wrażenia. Aurora jedynie lekko zachichotała. Teraz to on płaszczył się przed nią. Niezwykły obrót sytuacji po tylu latach.
- Więc mów - powiedziała to z dykcją i szerokim uśmiechem. Po jej głosie można było rozpoznać, że piła wcześniej alkohol. Chłopak to zauważył, ale nic nie powiedział. Aurora bez wyczucia, mocno szarpnęła go za ramię i wyprowadziła na zewnątrz. Mimo wszystko musiała się przewietrzyć. - Dziękuję ci bardzo za ratunek, o mój wielki wybawco. - Aurora oddała ukłon chłopakowi. James tego nawet nie skomentował, patrzył się na nią jedynie z wielkim szokiem.
W jej głosie nie było ani grama kpiny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top