Potrzeby

— Nie gadaj, że idziesz się z nim spotkać. — Loren przybrała obronną postawę. Po ostatnich zdarzeniach z Travisem starała się jak najczęściej przebywać z przyjaciółką. Nie chciała, żeby skończyła znowu pod wpływem amoretencji lub jakiegoś innego eliksiru.

Aurora przewróciła oczami, ale na szczęście Higgs nie widziała tego. Przyjaciółka za wszelką cenę próbowała ją chronić przed całym złem tego świata. Czy nie potrafiła zrozumieć, że nie była zbawicielką?

— No idę, zobaczę o co chodzi i wrócę. — Beznamiętny głos Aurory rozniósł się po pokoju. 

Blondynce nie chciało się wychodzić z pokoju i nie miała ochoty widzieć kogokolwiek. Gdyby dzisiaj otrzymała zapytanie, czy chciałaby się z kimś spotkać, odmówiłaby bez zastanowienia. Niestety, nie lubiła odwoływać spotkań, dlatego zawsze się pojawiała. W nie do końca odpowiednim nastroju, ale przychodziła.

Dziewczyna poprawiła swoją szarą spódniczkę i jeszcze raz spojrzała się w swoje odbicie. Stroiła się, ponieważ było to już jej nawykiem, nie robiła tego dla Jamesa. Zawsze ładnie się ubierała, ponieważ nigdy nie była pewna, kiedy w końcu mogła trafić na miłość swojego życia. Przez tą jedną, małą myśl odczuwała potrzebę, aby dobrze wyglądać przez większość czasu.

— Uważaj na siebie, to Huncwot. — Ostrzegła ją jeszcze raz przyjaciółka. W głębi duszy miała nadzieję, że w ostatniej chwili zrezygnuje ze spotkania.

— Spokojnie, spokojnie. Dam sobie radę. — Po tych słowach blondynka opuściła pokój. 

Gdy znalazła się na jednym z korytarzy Hogwartu, głęboko odetchnęła. Miała przed sobą spotkanie z Jamesem Potterem i to z pewnością nie należało do zajęć, w których miło spędziłaby czas. Blondynka pobladła i zatrzymała się w półkroku.

Co ja najlepszego zrobiłam?

Dopiero w tym momencie dotarło do niej, na co tak naprawdę się zgodziła. Szła właśnie na spotkanie ze swoim największym wrogiem. 

Kurwa.

Nikt nigdy nie zrobił jej takiego świństwa jak James Potter. Rozpaczała po jego odejściu, a gdy całkowicie zapomniała o nim, nagle Huncwot sobie o niej przypomniał. Jaki normalny człowiek się tak zachowuje?

Aurorę najbardziej niepokoiła wiedza chłopaka. Kiedyś spędzała z nim każdą swoją wolną chwilę, przez co James wiedział o niej wszystko. Przynajmniej na tamten moment. Oboje znali się doskonale do jedenastego roku życia. James wiedział o niej wszystko; każdy jej upadek oraz powód do śmiechu.

Może teraz starał się obrócić to przeciwko niej? 

— Hej — Usłyszała za swoimi plecami, przez co się odwróciła. 

Gdy zobaczyła Travisa jej uśmiech od razu zszedł z twarzy, a oczy szeroko rozszerzyły. Była niemal pewna, że źrenice miała tak wąskie jak dziura w jego odbycie, mimo że nigdy jej nie widziała.

Davies zacisnęła pięści. Nie miała ochoty go widzieć. Nie rozmawiali od czasu, kiedy ostatni raz podał jej amoretencję i nie zamierzała tego zmieniać. Był kolejną na liście znienawidzonych przez nią osób. 

Aurora szybko przekalkulowała w głowie, że jak tak dalej pójdzie, to drzew zabraknie, aby mogła w spokoju zapisywać nazwiska swoich wrogów.

— Czego chcesz? — Przyjęła wrogi ton głosu. Niemal wysyczała te słowa.

— Hola, hola, co tak jadowicie co? Przyszedłem cię przeprosić. — Powiedział chłopak, a Aurora zacisnęła usta w wąską kreskę.

— Super, ale nie wierzę w twoje szczere intencje. — Warknęła w jego stronę i zamierzała już odejść, ale chłopak chwycił ją za ramię. W dziewczynie się zagotowało. Sprzedała mu lewego sierpowego. Charakterystyczny plask rozniósł się w powietrzu. Kilkoro uczniów przebywających w pobliżu spojrzało się w stronę, z której dochodził dźwięk. Niektórzy się nawet roześmiali.

Gdy Aurora wzięła z twarzy swoją rękę ujrzała ślad swojej dłoni na jego policzku. W głębi duszy była z siebie dumna. Pierwszy raz uderzyła kogoś z taką siłą. Jej zachowanie nie było godne pochwały, ale przynajmniej poczuła się lepiej, a adrenalina zaczęła wrzeć w jej ciele.

— Przeprosiłabym, ale nie jest mi przykro. — Uśmiechnęła się do niego sztucznie.

Travis wziął zamach. Nie myślał. Poczuł się upokorzony na oczach innych, więc jego dłoń starała się przywrócić równowagę w środowisku.

Dziewczyna zamknęła oczy. Nie była w stanie zareagować. Wszystko działało się w zawrotnym tempie. Jedyne na co była przygotowana to ból. Minęły może trzy sekundy, a ona nadal nic nie poczuła. Niepewnie uchyliła swoje powieki.

Aurora omal nie upadła, gdy zobaczyła Pottera trzymającego pięść Travisa. Była w tak wielkim szoku, że zaczęła myśleć, że śni.

— Więcej się do niej nie zbliżaj, bo nie ręczę za siebie. — Wysyczał, a blondynka po raz kolejny otworzyła szeroko oczy.

Co tu się odpierdala?

— Spoko, w zasadzie i tak już szedłem. Okazało się, że ona jest żmiją, a ja nie zadaję się z tak podłymi ludźmi. Do nie do zobaczenia.

Zniknął. On naprawdę odszedł. Już nigdy więcej ze sobą nie porozmawiają.

Blondynka poczuła ulgę. Chłopak mógł jej tylko zaszkodzić. Po co więc jej była taka znajomość? Mimo wszystko, chłopak podobał jej się i wiązała z nim swoją najbliższą przyszłość. Poczuła jedno wielkie rozczarowanie, zarówno nim jak i sobą.

James zobaczył w oczach nastolatki smutek. Próbował nie wyobrażać sobie co dziewczyna czuła, ale widząc jej pusty wzrok i lekko zapadnięte ramiona, miał wrażenie jakby to jemu złamano serce na tysiąc kawałków.

Davies pod wpływem chwili stwierdziła, że teraz Travis Frost był jej wrogiem numer jeden. Tak deptał Potterowi po piętach, że w końcu go przegonił. Nie myślała, że to było możliwe, ale jednak. Stało się.

— Idiota, niech się jeszcze raz pojawi to...-

— To co? — Zapytała zaintrygowana blondynka.

— Poczuje gniew Huncwotów. Nie jednego, a czterech. Jeśli Remus stwierdzi, że ma ochotę naruszyć regulamin. — Ostatnie zdanie wymamrotał, ale dziewczyna doskonale je słyszała, przez co delikatnie zachichotała. Nie chciała przyznawać przed samą sobą, ale na swój sposób chłopak ją rozbawił. Musiała mieć bardzo podły humor, skoro to zrobił.

— Idziemy się przejść? — Zapytał, gdy ochłonął po wydarzeniach. Wiedział, że gdyby nie on, dziewczyna oberwałaby w twarz. Co jak co, ale nie miał ochoty odwiedzać jej w szpitalu.

— Możemy — odetchnęła głęboko. W milczeniu przeszli kilka kroków. — W zasadzie czemu chciałeś się spotkać? — Zapytała z wyczuwalną obawą w głosie.

Davies bała się go, a raczej tego co mógł zrobić. Nie od dzisiaj było wiadomo, że James był nieobliczalny. Z pewnością mógł namieszać w jej życiu i odejść, gdyby zaczęło mu się nudzić.

— Chciałbym cię przeprosić. — Powiedział hardo. W głowie skreślił w swojej głowie pierwszy punkt, który miał wykonać w stronę Aurory, aby mogła mu wybaczyć. Teraz pozostało mu mieć nadzieję na to, że będzie mógł możliwość przejść do kolejnego.

Blondynka zastanowiła się na chwilę. Wydawało jej się to bardzo nierealne.

— Przeprosić. — Powtórzyła. — Przeprosić. — Tym razem powtórzyła to z szokiem.

Jak tak dalej pójdzie to zawału dostanę. — Pomyślała z lekką paniką.

James wypatrywał się w nią z nadzieją. Wystarczyło krótkie słowo, które sprawiłoby, że zacznie skakać pod sufit, lub staną nad nim gęste chmury. 

— Za co? — Zapytała marszcząc brwi i krzyżując ręce na piersi. Chciała to usłyszeć.

— Odciąłem się od ciebie i to był błąd. Chciałbym, abyś mi wybaczyła, tak szczerze. — Wyznał i spojrzał się głęboko w jej oczy.

Miał nadzieję, że był dobrym aktorem i Aurora uwierzy w jego słowa. Za wszelką cenę chciał przerwać działanie eliksiru, który sam uwarzył i wypił.

To był prawdziwy powód płaszczenia się przed nią i miał nadzieję, że nie będzie zmuszony jej go wyjawiać.

— Trochę późno. — Powiedziała patrząc się w krajobraz. — Wierzę, ale na ten moment, nie jestem w stanie ci wybaczyć. — Powiedziała odwracając się w jego stronę.

James mógł przysiąc, że oczami wyobraźni widział pogrzeb swojej nadziei.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top