Nadzieja
Zachowanie blondynki totalnie zbiło Jamesa z pantałyku. Nie wiedział co miał o tym myśleć. To był jeden z tych momentów, w których całe jego skupienie w jednej chwili zniknęło. Jakby w otwartej dłoni miał wiele, małych, magnetycznych kuleczek, które przyciągały się dzięki swoim właściwościom, ale w pewnej chwili wszystko to zniknęło, a kulki rozsypały się na wszystkie strony i ciężko było je znów połączyć w całość. Tak właśnie czuł się James. Rozbity na milion kawałków jak stłuczone lustro.
- Eeee - tylko tyle potrafił z siebie wydusić Potter. Aurora na jego reakcję głośno się roześmiała. Bardzo bawiła ją zaistniała sytuacja. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała tak dobry humor. Nagle dziewczyna dosłownie rzuciła się na jego ciało, doszczętnie je gniotąc. Jej uścisk był silny. Nie panowała nad sobą. James czuł jak duszą się mu wszystkie wnętrzności wraz z kośćmi. Z trudem brał oddech, chociaż sam nie był co do tego przekonany. Miał dziwne wrażenie, że przestał oddychać, a wszystkie chwile, które spędził z dziewczyną przeleciały mu przed oczami. Sam nie wiedział ile czasu minęło, ale miał świadomość, że nie trwało to krótko.
Dziewczyna odkleiła się od niego i spojrzała się prosto w jego oczy. James miał wrażenie, jakby zaklinała go, ponieważ jej wzrok był godny bazyliszka. W dodatku, aby nadać mrocznego klimatu przestała się śmiać. Było cholernie cicho, jedynie w oddali można było słychać ciche tykanie świerszczy. James miał wrażenie jakby zaraz miał zejść na zawał serca. Stres ogarnął całe jego ciało i nie wiedział co miał zrobić, czy też powiedzieć. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy nie mógł wytrzymać jej wzroku, przełamał się.
- Aurora posłuchaj... - Czuł się jak pełzający trup lgnący w jej stronę. Dziewczyna na jego słowa przechyliła swoją głowę lekko w bok, tak jak to robią psy. - Mam wyrzuty sumienia, że tak się stało między nami jak się stało. Żyłem w błędzie twierdząc, że jesteś zła. Tak bardzo cię za to przepraszam. Niesłusznie cię oceniłem przez to do jakiego domu trafiłaś. To jest najgorszy błąd jaki popełniłem w życiu. Każdego dnia się o to obwiniam i cholernie tego żałuję. Wiem, że jest już późno, ale proszę wybacz mi. - Mówił błagalnym tonem James. Tak bardzo zależało mu na tym, aby dziewczyna mu wybaczyła. Kiedy w końcu powiedział to, co leżało mu na sercu, poczuł ogromną ulgę. Poczuł się wolny. W końcu wyszło z niego to, co go tak bardzo męczyło. W minimalnym stopniu mógł stwierdzić, że jest to mały krok do wielkiego szczęścia.
- Cóż... - Aurora nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Miała mętlik w głowie. Z jednej strony chciała powiedzieć "tak" i jeszcze raz go mocno przytulić, a z drugiej powiedzieć "nie" i strzelić mu z liścia. Ona również czuła się rozbita. Po dłuższej chwili ciszy, Aurora w końcu się odezwała. - Nie wiem, James... - Urwała i spojrzała się w jego oczy. - Chciałbyś mojego wybaczenia?
Sama nie wiedziała po co o to zapytała. Czuła, że musiała tak zrobić. Tak podpowiadała jej intuicja.
Nadzieja Jamesa od nowa się odbudowała. W ułamku sekundy jego serce zaczęło bardzo szybko bić. Spojrzał na Aurorę, która miała szeroki uśmiech na swojej twarzy. Miał wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy z tego co tu robi i mówi. Mimo wszystko, zamierzał to wykorzystać.
Blondynka w głębi duszy bardzo za nim tęskniła. W jej głowie nadal były szczęśliwe chwile, które razem przeżyli w dzieciństwie. Nie mogła zapomnieć o tym jak kiedyś byli blisko. Aurora zastanowiła się przez chwilę. Musiała w końcu coś powiedzieć, ponieważ wychodziła z założenia, żeby milczenie zostawić martwym.
- Wybaczam ci, James. - Rzekła po dłuższej chwili milczenia, a chłopakowi spadł kamień prosto z serca. W końcu jego życie zaczynało się przekierowywać na odpowiednie tory. Co prawda jeszcze nie czuł się inaczej, ale czy powinien? Czuł delikatne łoskotanie szczęścia po jego serca, powinno mu na razie to wystarczyć. — Możemy porozmawiać o przeszłości?
Uśmiech pojawił się na jej twarzy po raz kolejny. Czuła, że musiała to zrobić i miała wrażenie, że to była jedna z jej najlepszych decyzji, Ponieważ jej cały ból i uraza do chłopaka zniknęła.
— To znaczy? — Zapytał z niedowierzaniem chłopak. Nie myślał, że dziewczyna zechce z nim rozmawiać. Unikała go na każdy możliwy sposób odkąd chciał z nią porozmawiać, czyli około dwóch tygodni. Była dla niego wredna i sarkastyczna. W głębi duszy wiedział, że niewiele się zmieniła - przynajmniej w to wierzył.
— Jak ci się żyło przez te sześć, długich lat? Niby widziałam, ale wiesz... tylko się przyglądałam i nie wiem... Mógłbyś coś opowiedzieć? — Zapytała z lekkim bełkotem, a James posłał jej szeroki uśmiech. W głębi duszy bardzo się cieszył z obrotu spraw. Nie myślał, że dziewczyna będzie chciała słyszeć jego nudne historie.
Potter starał się jak najciekawiej blondynce opowiedzieć o swoich przeżyciach. Mówił jej o różnych przygodach, rodzicach, przyjaciołach, a nawet losowych momentach, które nic szczególnego nie wnosiły do jego życia. Blondynka co jakiś czas pytała Jamesa o coś, a on odpowiadał. Po jej twarzy wywnioskował, że była zainteresowana tym co on mówił. Chłopak miał nawet wrażenie, że blondynka ściągnęła maskę szorstkiej ślizgonki, którą nosiła każdego dnia.
Potter poczuł, że po raz pierwszy od dawna zaznał spokoju. Rozmawiał z Aurorą. Nie dogryzali sobie, ani nie skakali do gardeł. Jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia. W głębi duszy miał nadzieję, że nie skończy się to tak szybko, jak się zaczęło.
— Zdrajcy krwi — nagle oboje słyszeli za swoimi plecami dziewczęcy głos, który był przesiąknięty jadem. Dostrzegli niezbyt wysoką, rudowłosą dziewczynę w zielonym mundurku. Gdy Aurora rozpoznała dziewczynę zaczęła się śmiać pod nosem. Po kilku sekundach wydała z siebie niepohamowany rechot.
— Zdrajczyni krwi? Ja? Dziewczynko, nie kompromituj się. No już, idź powiedz innym, na pewno ci uwierzą. — Śmiała się Aurora, a Potter patrzył na tę sytuację z ukosa. Nie lubił ślizgonów właśnie z tego powodu. Wyzywali od szlam i zdrajców krwi non stop.
— Jesteś wredna, bezczelna... — Katherin wymieniła kilka cech charakteru, ale się zacięła. Nie wiedziała co mogła dalej powiedzieć o ścigającej.
— Ale jaka zadowolona z siebie. — Wyszeptała, ale James ją i tak usłyszał. Zaczął się cicho śmiać pod nosem, za co rudowłosa zgromiła go wzrokiem.
— Wygadam wszystkim, że spotykasz się z Potterem! — Krzyknęła wściekła rudowłosa, a Aurora zaczęła się jeszcze bardziej śmiać.
— A czy ja ci bronię? — Zapytała po tym jak się uspokoiła. — I tak ci nikt nie uwierzy. Ile ty masz lat co? — Zapytała mierząc ją wzrokiem od góry do dołu.
— Trzynaście. — Powiedziała przez co James parsknął śmiechem.
Aurora wstała z ławki i podeszła do dziewczyny. Między nią, a młodszą ślizgonką była duża różnica wzrostu. Blondynka musiała głowę skierować w dół, aby spojrzeć się w jej oczy. Posłała niskiej dziewczynie mroczny uśmiech.
— Trzynaście. — Powiedziała Aurora i udawała, że się zastanawia. — Nie obiło ci się może o uszy, że do Slytherinu trafiają ludzie przesiąknięci sprytem, kłamstwem i ambicją?
— No...
— A może ja od niego chce wyciągnąć strategię na kolejny mecz? Wiesz, nie zamierzam kolejny raz spadać z miotły. Nigdy nie było to spełnieniem moich marzeń.
Dziewczyna w osłupieniu wpatrywała się w blondynkę. Nie wiedziała co miała powiedzieć.
— Także idź pobaw się lalkami, prawdziwa ślizgonka musi trochę po kłamać. Jesteś tu tak potrzebna jak piaskownica na Saharze. Cześć, do zobaczenia w Pokoju Wspólnym. — Ostatnie zdanie powiedziała z uśmiechem, ale Katherin nie widziała już go, ponieważ rudowłosa oddalała się od nich. Aurora cieszyła się, że dziewczyna sobie poszła. Nie lubiła dzieci, które zachowywały się jak dorośli, a Katherin z pewnością się do nich zaliczała. Próbowała robić wszystko, aby panny Black się z nią zaprzyjaźniły. Zawsze odrzucały rudowłosą mówiąc, że musi być lepszą ślizgonką.
— Ja nie jestem chamska, po prostu nie lubię być sztucznie miła. — Powiedziała do Jamesa siadając obok niego, kiedy znowu zostali sami.
Chłopak zaśmiał się szczerze. Blondynka zmieniła się znacznie bardziej niż przypuszczał. Nie przypominała siebie sprzed lat, ale liczył, że w głębi duszy wciąż była tą samą osobą.
— Jak myślisz, wygada się? — Zapytał po chwili chłopak. Czy ona naprawdę chciała poznać strategię gry Gryfonów? Może teraz tylko udawała? James zwątpił w to, czy może jej ufać. W końcu była ślizgonką - obślizgła jak węże.
Potter był bardzo zaciekawiony, ale też zaniepokojony tym, jak potoczy się ich życie. W końcu ślizgonka z gryfonem to niecodzienny widok. Mierzył się z krytyką, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, że blondynka też będzie na językach innych.
— Tak. — Powiedziała bez zawahania. Szeroki uśmiech nadal miała na twarzy. — Ale nikt jej nie uwierzy.
— Muszę przyznać, zmieniłaś się. Sam nie wiem czy na lepsze, czy na gorsze. — Powiedział z lekkim uśmiechem. Mimo wszystko poczuł, że dobrze spędza się z nią czas.
— Tak samo jak ty i każdy... Minęło w końcu sześć długich lat. — Urwała na chwilę. — Co do dzisiejszego meczu to jestem ci bardzo wdzięczna. Wolę nie myśleć co by się stało, gdybyś mnie nie złapał.
— To drobiazg. — Posłał jej szczery uśmiech. Cieszył się, że nic jej się nie stało.
— Wiesz... Um... Trochę mi głupio z powodu wyniku meczu... Naprawdę powinniście wygrać.
— Oni grali honorowo. — Pomyślała
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top