Gonitwa myśli

Kolejnego dnia Potter obudził się z jakimś dziwnym uczuciem, którego nie potrafił określić. Było podobne do tego, gdy pijany budził się po imprezie. Tym razem w organizmie Jamesa nie było ani grama alkoholu. Mimo to, umysł miał przyćmiony. Gdy otwierał oczy to miał wrażenie, że nic nie widział, z wyjątkiem jakiś jasno kolorowych barw. Ze zmęczeniem przymykał i otwierał oczy, do momentu, w którym obraz zaczął mu się wyostrzać. Przez jakiś czas starał się przypomnieć jaki był dzień tygodnia, aż w końcu mu się udało.

Po kilku minutach, chłopak wciąż leżał w łóżku ze zamkniętymi oczami. Wydarzenia z dnia poprzedniego wydawały mu się być tak nierealne, że myślał, że wszystko było jedynie snem. Starał się wszystko poukładać w swojej głowie, a gdy wspomnienia ułożył w logiczną całość, uśmiech pojawił się na jego twarzy.

Aurora Davies przytuliła go jak starego przyjaciela.

James wciąż czuł dotyk blondynki na swojej skórze, co utwierdzało go w przekonaniu, że wszystkie wspomnienia zdarzyły się naprawdę i nie były tylko głupim snem. 

Nastolatek wyperfumował się i wyszedł ze swojego dormitorium z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Czuł się znacznie lepiej niż w poprzednich dniach, ponieważ nie doskwierał mu już ciężar klątwy. Nie musiał gonić za Davies. Był wolny, a to oznaczało, że mógł skupić się na Lily Evans, którą w ostatnim czasie zaniedbał. Rudowłosa zbyt długo nie słyszała komplementów od chłopaka, więc mogła już o nich zapomnieć. James musiał to zmienić i teraz to była jego nowa misja.

Potter zmierzał na śniadanie do Wielkiej Sali, ponieważ głód bardzo mu doskwierał. Szedł sam, ponieważ żaden z jego przyjaciół nie ośmielił go obudzić rano.

Chłopak w czasie chodu poprawił swoją torbę na lewym ramieniu, ponieważ zaczynała mu spadać. Przez szybkie tempo marszu, rozwiane włosy nastolatka lekko kołysały się, co dodawało mu uroku. Jakieś trzy młode puchonki spojrzały się na Jamesa z rozmarzeniem. Chłopak widząc je, puścił im oczko i przeszedł obok nich. Wiedział, że dziewczyny bacznie mu się przyglądały. Kątem oka dostrzegł, że jedna z nich omal nie zemdlała z zachwytu, przez co lekko się uśmiechnął. W ostatnim czasie niemal zapomniał jak lubił być podziwiany.

Gdy znalazł się w Wielkiej Sali i ujrzał uczniów zajętych sobą, uśmiech nie mógł mu zejść z twarzy. Było idealnie, a w jego myślach wciąż pojawiało się jedno zdanie.

- Klątwa została zdjęta.

*

Gdy tylko blondynka otworzyła oczy, podniosła się do pozycji siedzącej. Nagłe zawroty głowy sprawiły, że musiała dłonie położyć na materac. Na szczęście był on twardy, dzięki czemu przez jej palce nie przechodziła miękka gąbka.

- Jak mogłam się tak upić? 

Blondynka przyłożyła dłoń do swojego czoła z grymasem na twarzy. Pamiętała bardzo dużo z minionej nocy, albo nawet wszystko. Wolała zapomnieć o tym o co się działo poza Pokojem Wspólnym, ponieważ na samą myśl o spędzeniu kilku godzin sam na sam z Jamesem jej policzki płonęły. Odczuwała bardzo duży wstyd, ponieważ prawdopodobnie dzisiaj już by tak nie postąpiła.

Aurora bardzo dobrze pamiętała nocną rozmowę z Jamesem. Mówiła wiele rzeczy, z których obecnie nie była dumna. Zwierzyła mu się z dziwnych spraw m.in. takich, z których dzieliła się z Loren i Fleur. Czuła wstyd z dwóch powodów. Jednym z nich było to jak bardzo alkohol rozplątywał jej język a drugim, jak szybko się upijała. 

Nastolatka spojrzała się niemrawo na Milou, która leżała na komodzie na przeciwko niej. Kotka patrzyła się na nią swoimi dużymi oczami. Uszy miała skierowane do tyłu i niespokojnie ruszała swoim ogonem, co oznaczało, że była zirytowana.

- Może zrobiłam coś jej wczoraj?

Aurora delikatnie potrząsnęła głową. To nie byłoby możliwe. Pamiętałaby, gdyby coś się stało.

Po jakimś dłuższym czasie, kiedy blondynka zdążyła już porozmyślać nad sobą, doszła do kilku wniosków. Pierwszym z nich było to, że nie żałowała rozmowy z Jamesem, tylko tego jak ją poprowadziła. Była zażenowana zarówno sobą jak i swoim zachowaniem. Powiedziała Potterowi wiele dziwnych rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Nawet wyznała biednemu chłopakowi, że już mu wybaczyła wszystkie błędy, które popełnił, co w jej sytuacji, było naiwne. Aurora miała ochotę uderzyć się w czoło za swoją głupotę. Była dopiero o krok wybaczenia Jamesowi, co oznacza, że jeszcze tego nie zrobiła. Dziewczyna nie lubiła okłamywać swoich przyjaciół i mimo że Potter zdecydowanie nim nie był, to czuła się jak oszustka.

Blondynka podniosła się z łóżka. Stwierdziła, że nie będzie się nad tym za dużo rozwodzić. Obecnie miała ważniejsze rzeczy na głowie, między innymi to, żeby się nie przewrócić i utrzymać pion. Wiedziała, że z tym nie było żartów, ze względu na porozrzucane przedmioty na podłodze, o które łatwo można było się przewrócić.

Około 30 minut później blondynka była już umyta i ubrana. Miała w stu procentach wolny dzień, w którym nie zamierzała się przemęczać. Jedyne co miała do zrobienia, to spotkać się z Jamesem. Wiedziała, że wyjście nie będzie długie, a przynajmniej tak chciała. Ta myśl dodawała jej otuchy, ponieważ jeszcze nie ochłonęła po wczorajszym.

Minęło kilka godzin. Przez ten czas nastolatka nie zrobiła nic specjalnego. Raptem leżała w łóżku i odpoczywała za wszystkie czasy. Kolejny tydzień będzie dla niej ciężki, a co za tym idzie, nie będzie miała dużo czasu na odpoczynek. 

Blondynka po obiedzie wyszła z Wielkiej Sali. Zmierzała w kierunku błoni modląc się, żeby nie padało. Z tego co widziała przez szyby, szare chmury całkowicie zasłaniały niebo. Blondynce bardzo zależało na tym, żeby nie padał deszcz, ponieważ nie zamierzała z Jamesem siedzieć w żadnej kawiarence. Wyglądałoby to na randkę, a blondynka za wszelką cenę nie mogła pozwolić, żeby ktoś tak pomyślał. O ile wyzwiska lub żarty ze strony innych ślizgonów nie działały na nią, tak na samą myśl o randce z Potterem robiło jej się nie dobrze. Chociaż może to przez jej słabe samopoczucie?

Blondynka szła wolnym krokiem. Bardzo wolnym. Nie miała powodu, żeby się śpieszyć. W końcu szła tylko na spotkanie z Jamesem. Nie z żadną osobą, która jej się podobała, tylko ze zwykłym chłopakiem, który nawet nie był jej przyjacielem.

Kilka minut później Aurora stała już przy jeziorze. Blondynka ukucnęła i wpatrywała się w spokojną taflę wody. Wokół niej nie było ludzi, więc mogła rozkoszować się ciszą. W Hogwarcie było bardzo dużo uczniów, dlatego miała prawo poczuć się zmęczona ludźmi. Blondynka patrzyła na bezkres wody. Musiała przyznać, że w ciągu swojego życia widziała tyle brudnej wody, że ta zrobiła na niej wrażenie. Dno było bardzo dobrze widoczne nawet kilka metrów od brzegu.

Po krótkiej chwili, którą rozkoszowała się Aurora, zobaczyła, chłopaka stojącego za jej plecami. Odwróciła się w jego stronę i omal nie zemdlała z wrażenia, gdy dostrzegła, że chłopak trzymał białą różę.

To dla Lily. — Aurora starała się zakryć zdziwienie na swojej twarzy. Przez jej głowę przeszła przerażająca ją myśl.  Może jednak nie pamiętała wszystkiego z wczoraj?

— Hej — posłał w jej stronę szczery uśmiech. — Mam nadzieję, że trafiam w twój gust — powiedział chłopak i szarmancko podał jej kwiat.

Oczywiście, że trafił. We wakacje wraz z przyjaciółmi przeglądał albumy ze zdjęciami przedstawiające chłopaka jako dziecko. Na jednej fotografii była mała dziewczynka o jasnych włosach, ściskająca w dłoniach białą różę. 

Chłopak pamiętał ten dzień – letnie popołudnie, kiedy on i cała paczka jego i Aurory przyjaciół spędzała czas u niego w ogrodzie. James, który zawsze starał się zaimponować, tym razem zaskoczył wszystkich, wręczając Aurorze białą różę. 

Teraz ta róża, ta sama, którą kiedyś jej wręczył, była w jego rękach. 

Na pewno jest gdzieś w pobliżu Black i to ogląda. I śmieje się z tego — pomyślała Aurora, jej myśli pełne były gorzkiego żalu i niezrozumienia. 

Blondynka zaniemówiła, patrząc na Jamesa, który stał przed nią, uśmiechając się, jakby nie zauważał, co się dzieje w jej głowie. Nie wiedziała, co myśleć, jak zareagować. Jej serce biło szybciej, a umysł pełen był sprzecznych emocji. Z jednej strony czuła ulgę, że w końcu coś się zmienia, z drugiej zaś nie potrafiła pozbyć się uczucia niepewności. 

Co to ma znaczyć?

— Dziękuję, James, to miłe — ledwo wydusiła z siebie. Jej głos był cichy i drżący, jakby miała na myśli zupełnie coś innego. Po tych słowach poczuła się jakby wpadła w sidła, nie wiedząc, co ma dalej zrobić. Próbowała zachować zimną krew, ale każde jej słowo brzmiało jak echo, odbijające się od ścian jej umysłu.

Nie są przyjaciółmi. 

Nie są parą. 

Po jakiego diabła on wręczył jej kwiaty?!

James, wydawał się nie zauważać jej wewnętrznego zamieszania. Przyglądał się jej uważnie, jakby czekał na jakąś reakcję. Zamiast odczuwać jakąkolwiek obawę, on po prostu się uśmiechał, jakby cała ta sytuacja była zupełnie normalna.

— Jak po wczoraj? — zapytał beztrosko, jego ton był lekki, niemal niefrasobliwy.

Aurora spojrzała na niego jak na kosmitę. Zmarszczyła brwi, wstrzymując oddech, próbując zrozumieć, co się dzieje. 

James patrzył na nią z tym samym uśmiechem, jakby to był po prostu kolejny zwykły dzień.

Aurora miała poczucie, że coś jest nie tak. Chłopak w przeciągu dwóch tygodni diametralnie zmienił do niej swoje nastawienie, więc miała prawo być podejrzliwa. Blondynka starała się racjonalizować te zmiany, próbując przyjąć to na spokojnie, ale nie potrafiła pozbyć się uczucia, że coś tu nie pasuje. W końcu znała Jamesa zbyt dobrze, by nie zauważyć różnic w jego zachowaniu.

Może faktycznie chodzi o jego dobre intencje? W końcu jest Gryfonem. — Nastolatka biła się ze swoimi myślami, analizując każdy drobny gest i słowo. Nie potrafiła przestać wątpić, ale czuła, że nie zazna spokoju, dopóki nie pozna prawdy.

Wzrok Jamesa był pełen uprzedzenia, jakby wciąż czekał na coś od niej, ale tym razem ona nie potrafiła zareagować na jego beztroskę, jak kiedyś. Czuła, że to nie jest ten sam James, którego znała.

— No cóż, mogło być lepiej, aczkolwiek bywało gorzej. — Aurora uśmiechnęła się niepewnie, próbując zagrać w tę grę.

James spojrzał na nią z lekkim zaciekawieniem.

— Aż tak źle? — zapytał, gdy zaczęli oddalać się od brzegu jeziora, a chłodny wiatr rozwiewał jej włosy. W jego głosie brzmiała lekka nuta rozbawienia, ale też nieco zmęczenia, jakby chciał się rozluźnić po poranku pełnym dziwnych myśli i niepewności.

— Nie, ale serio, jeden z trudniejszych poranków — wyznała, siadając na trawie obok niego. Czuła, że powinna mu powiedzieć, co tak naprawdę ją dręczy, ale słowa utkwiły jej w gardle. Co by to zmieniło? Czy on w ogóle rozumiał, przez co przechodziła? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie, jeśli w jego oczach była po prostu tą samą osobą, którą była kiedyś? Czuła, że nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Aurora spojrzała na niego z lekkim, nieśmiałym uśmiechem, ale szybko spoglądając na swoje dłonie, które nerwowo zaciskała w trawie. Zbyt wiele się wydarzyło, by teraz wszystko wróciło do normy.

— A u ciebie jak? — zapytała, starając się przejść do mniej obciążających tematów, licząc, że rozmowa pomoże jej wyrwać się z tego wiru myśli.

James zaśmiał się lekko, zupełnie nie przejmując się napiętą atmosferą. Jego beztroska wydawała się prawie nie na miejscu, biorąc pod uwagę, co się działo między nimi ostatnio.

— Jeden z lepszych poranków — powiedział z szerokim uśmiechem, który mimo wszystko sprawił, że poczuła się trochę mniej spięta. — Black w końcu nie chrapał w nocy, więc się wyspałem.

Z jego twarzy zniknęły ślady zmęczenia, a zamiast tego pojawił się znajomy, lekko ironiczny uśmiech, który kiedyś tak często widywała. Aurora nie mogła powstrzymać się od zachichotania.

— Ty i Black... — zaczęła, próbując zmienić temat na coś mniej osobistego. — Musisz naprawdę być cierpliwy.

James uśmiechnął się szerzej, jakby cała ta rozmowa była dla niego niczym więcej niż drobnym żartem, ale w oczach Aurory pojawiła się pewna niepewność. Czuła, że coś w tej relacji zostało zatarte, że granice, które kiedyś wyznaczały ich przyjaźń, teraz zaczynały się rozmywać.

Jednak na razie nie potrafiła tego nazwać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top