Dać sobie czas
Aurora siedziała na swoim łóżku, otoczona przez Loren i Fleur. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, rzucając delikatne światło na całą izbę. Dziewczyny były w dobrych humorach, śmiejąc się i żartując, a dźwięk ich radosnych głosów wypełniał pokój. Grały w karty, a każda z nich starała się zrobić najlepszy ruch, co prowadziło do kolejnych śmiechów i drobnych przekomarzań. Aurora czuła się lekka i beztroska, jakby na chwilę zapomniała o wszystkim, co miało miejsce w ostatnich dniach.
Jednak gdzieś pod tą powierzchnią radości, coś niepokojącego kotłowało się w niej. Czuła, jak emocje mieszają się w jej wnętrzu — od euforii, przez niepokój, aż po dezorientację. Wspomnienia ostatnich wydarzeń, z Jamesem i wszystkim, co się wydarzyło, zaczynały ją przytłaczać. Po prostu nie mogła tego dłużej w sobie tłumić.
Po chwili ciszy, która nastała po jednej z wymian zdań, Aurora wzięła głęboki oddech. Nie miała już siły udawać, że wszystko jest w porządku. Spojrzała na swoje przyjaciółki, które czekały na jej reakcję, po czym zaczęła powoli, ale stanowczo:
— Całowałam się z Potterem. — Powiedziała to bezceremonialnie, jakby chciała wreszcie wyrzucić to z siebie.
Nastolatki natychmiast zamarły.
-— Ty zrobiłaś co?! — Fleur wykrzyknęła, jej oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
Aurora wzruszyła ramionami, próbując wyglądać na spokojną, choć w środku miała mieszane uczucia.
— Tak wyszło — odpowiedziała z lekceważeniem, kładąc dziewiątkę pik na stos kart.
Loren patrzyła na nią, wciąż w szoku, próbując zrozumieć sytuację.
— Co? — powtórzyła, jakby to miało pomóc jej to przetrawić.
— Kiedy? — dodała Fleur, zupełnie zdezorientowana, jakby próbowała połączyć wszystkie kawałki tej układanki.
Aurora machnęła ręką, starając się to uprościć.
— A no... dzisiaj, wczoraj — odpowiedziała lekko, jakby to było coś całkowicie zwykłego, mimo że jej serce wciąż biło szybciej na wspomnienie tego momentu.
Loren spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami, a potem spojrzała na Fleur, która wciąż była oszołomiona.
Fleur wpatrywała się w Aurorę, jakby próbując zrozumieć, co dokładnie się wydarzyło.
— Przecież on cię zranił... — zaczęła, a jej głos był pełen niedowierzania. — On cię zostawił z tak błachego powodu. A ty... wybaczyłaś mu? — dodała, nie mogąc uwierzyć, że Aurora potrafiła tak po prostu odpuścić.
Aurora westchnęła, czując ciężar tych słów. Zdecydowanie nie było to łatwe, ale nie mogła tego ukrywać.
— Tak — odpowiedziała w końcu cicho. — Nie mogłam spędzić całego życia na nienawidzeniu go. Tak, zranił mnie. I nie było łatwo mu wybaczyć, ale... teraz, kiedy odpuściłam, poczułam się wolna. — Jej wzrok był zamyślony, jakby mówiła to bardziej do siebie niż do nich.
Fleur analizowała słowa Aurory. Starała się być dla niej jak najbardziej wyrozumiała, dlatego zamilkła na moment.
— No dobra, ale co z wami? Całowaliście się! — jej głos drżał z podekscytowania, jakby próbując zgłębić tajemnicę, którą skrywała Aurora.
Aurora spojrzała na Lorenę, czując, jak jej serce bije szybciej. To pytanie było jak iskra, która zapaliła wszystkie emocje, które tłumiła. Zaczęła się zastanawiać, co właściwie oznaczał ten pocałunek. Co się z nimi teraz stanie?
— Jeszcze nie określiliśmy, kim dla siebie jesteśmy — odpowiedziała spokojnie, choć jej głos zdradzał lekką niepewność. — To nie było takie proste, Loren. Zbyt wiele się wydarzyło. Muszę zrozumieć, czego tak naprawdę chcę.
Loren zmrużyła oczy, wciąż nie do końca rozumiejąc, dlaczego wszystko jest takie skomplikowane.
— Więc to znaczy, że... to coś poważnego? — zapytała, wciąż nie wiedząc, jak zinterpretować to, co właśnie usłyszała.
Aurora wzruszyła ramionami, przerywając chwilę ciszy.
— Może tak, a może nie. Na razie, to chyba za wcześnie, by cokolwiek mówić. Muszę poczuć to na własnej skórze.
Fleur, która milczała przez chwilę, w końcu odezwała się z lekkim uśmiechem.
— Wiesz, to nie takie łatwe, prawda? Może już mu wybaczyłaś, ale nie każdemu jest łatwo odnaleźć się w tym wszystkim, zwłaszcza po tym, co się stało.
Aurora skinęła głową, czując ciężar jej słów, ale nie miała w sobie gniewu. W rzeczywistości była bardziej zagubiona niż kiedykolwiek, próbując znaleźć sens w tym wszystkim, co się wydarzyło.
— Wiem, Fleur. Ale chyba muszę dać sobie czas. Czas, żeby naprawdę zrozumieć, co czuję i co on czuje. Teraz najważniejsze, to nie spieszyć się.
Loren pokiwała głową, a jej twarz wyrażała zrozumienie, choć widać było, że to dla niej nowe i trudne do pojęcia.
— Ok, rozumiem. Daj sobie czas, Aurora. W końcu wszystko się wyjaśni.
*
Aurora nie mogła oderwać się od Jamesa. Całowali się z taką pasją, jakby całe ich życie miało się rozegrać w tej jednej chwili. Jej serce biło szybciej. Była podparta filarem, który wspierał ścianę, czując jak jego zimno chłodziło jej rozgrzane ciało.
Dookoła nich panowała cisza, jakby cały świat zniknął. Wydawało się, że tylko oni dwoje istnieli w tej chwili. Aurora poczuła, jak jego ręce przesuwają się po jej plecach i talii, przyciągając ją jeszcze bliżej. Jej dłonie nieświadomie błądziły po jego szyi, czując puls bijący w jego żyłach.
Nie zastanawiała się, co może się wydarzyć później, nie myślała o przeszłości ani o tym, co powiedzą inni. W tej chwili liczyła się tylko ona i James.
Po chwili oderwali się od siebie, oddychając szybko, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak bardzo ich ciała pragnęły tej bliskości.
— Aurora... — szepnął James, patrząc na nią z intensywnością, która sprawiała, że serce biło jej szybciej.
Aurora patrzyła na niego, czując jak jej dłoń wciąż delikatnie spoczywa na jego klatce piersiowej. Z trudem opanowała drżenie ciała. Czuła się, jakby cały świat toczył się wokół tej jednej chwili.
— James... — zaczęła, ale w tej chwili nie miała słów. To, co między nimi działo się teraz, było zbyt intensywne, by opisać to w jakikolwiek sposób. Było to coś, czego nie mogła kontrolować ani wytłumaczyć.
I choć ich serca nadal biły szybko, oboje wiedzieli, że ta chwila mogła coś zmienić. Ale co dokładnie? Aurora nie była pewna.
Po chwili, jakby nic innego się nie liczyło, znowu zaczęli się całować. Ich usta zderzyły się w tym samym żarliwym rytmie, jakby cały świat poza nimi zniknął. James poczuł, jak jego serce bije mocniej, a w jego gestach była cała siła, jaką czuł w tej chwili. Chwycił ją w talii, przyciągając jeszcze bliżej, a jej ciało natychmiast odpowiedziało na jego ruch, delikatnie wyginając się ku niemu.
Nagle, zza rogu korytarza, pojawiła się dziewczyna. Wyglądała na młodszą, może z drugiego roku.
Aurora, zauważając ją, szybko odwróciła wzrok, ale dziewczyna już dostrzegła ich i zatrzymała się na chwilę. Jej oczy momentalnie zarejestrowały całą sytuację, po czym dziewczyna odwróciła się na pięcie i, wstydliwie, zaczęła pędzić w stronę Wielkiej Sali.
Aurora poczuła, jak jej serce na chwilę zatrzymało się, a potem mocniej zabiło. James odwrócił się i ujrzał pędzącą dziewczynę.
— Cóż... za chwilę cały Hogwart będzie o nas mówił — odpowiedziała blondynka, czując, jak zakłopotanie rośnie w jej piersi. Zamilkła na chwilę, nie wiedząc, jak dokładnie wyrazić swoje obawy.
James spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, jakby rozumiał, co czuje.
— W takim razie nie rozczarujmy ich — powiedział z figlarnym błyskiem w oku, podając jej ramię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top