Co zrobić dalej?

James obudził się, zanim jeszcze zabrzmiał budzik.

- Dziwne.

Zwykle wyrywał go z drzemki głośny dźwięk starego, zaczarowanego zegarka, który Black w przypływie kreatywności przerobił tak, by grał hymn Gryffindoru. Tym razem otworzył oczy sam, jakby coś w jego ciele wiedziało, że coś się zmieniło.

Leżał chwilę, wpatrując się w sufit. Było cicho. Niepokojąco cicho.

A potem to do niego dotarło.

Nie czuł już ciężaru w klatce piersiowej. Nie czuł wyrzutów sumienia, które od tygodni nie dawały mu spokoju. Jego myśli nie wirowały wokół każdej złej decyzji, każdej chwili, w której zawiódł Aurorę.

To się stało.

Eliksir przestał działać.

Zamrugał szybko, siadając na łóżku. Dłońmi przeczesał włosy, jakby to mogło pomóc mu zebrać myśli. Jego serce przyspieszyło, ale nie z paniki – raczej z szoku.

Aurora naprawdę mu wybaczyła.

Miał ochotę się uśmiechnąć. Może nawet westchnąć z ulgą. A jednak gdzieś w środku czuł niepokój.

Skoro eliksir zniknął... to co teraz?

James spojrzał na śpiącego Petera, który przewrócił się na drugi bok i mamrotał coś przez sen, oraz na Remusa, który oddychał spokojnie, z książką wciąż opartą na piersi. A potem jego wzrok padł na puste łóżko Blacka.

Znowu nie wrócił na noc.

James przewrócił oczami. Czasem zastanawiał się, po co Syriuszowi w ogóle to łóżko, skoro tak rzadko z niego korzystał. Gdyby zapytał, pewnie rzuciłby jakimś żartem albo odpowiedział wymijająco, ale James znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że prawdopodobnie włóczył się po zamku albo spał w pokoju wspólnym, zbyt zmęczony, by wracać do dormitorium.

James wstał z łóżka i ruszył do łazienki, nie chcąc tracić ani chwili. Szybko przemył twarz zimną wodą, pozwalając, by przyjemny chłód ostatecznie wyrwał go z resztek porannego otępienia. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnął się lekko – pierwszy raz od dawna ten uśmiech nie wydawał się wymuszony.

Wszystko było załatwione. Aurora mu wybaczyła.

To uczucie było niemal oszałamiające. Przez te wszystkie tygodnie żył w cieniu poczucia winy, które niemal go przytłaczało, a teraz... teraz czuł się lekki. Wolny.

Mógł w końcu oddychać pełną piersią.

Z nową energią w ruchach przebrał się szybko, narzucając szkolną szatę, ale jego myśli były już gdzie indziej. Musiał znaleźć Syriusza.

Nie powiedział mu dotąd całej prawdy. Ani jemu, ani Remusowi czy Peterowi. Wszyscy widzieli, że coś było nie tak, ale James skutecznie omijał temat, nie chcąc się przyznać, że eliksir, który wypił, trzymał go w emocjonalnym więzieniu.

Ale teraz? Teraz musiał im powiedzieć. Musiał się tym podzielić – a przede wszystkim z Blackiem.

Bo jeśli ktoś miał zrozumieć, jak ważny był ten moment, to właśnie on.

- Chłopaki wstawajcie, musimy znaleźć Blacka.

- Sprawdź na mapie - wymamrotał pod nosem Remus.

- Black ją wziął.

- W takim razie to szukanie wiatru w polu - powiedział cicho Peter przewracając się na drugi bok.

- Jest sprawa. Muszę wam o czymś powiedzieć. Nie zrobię tego dopóki nie będziemy w komplecie. - powiedział poważnie James, ale po chwili wyszczerzył się.

— Więc nie mamy wyboru, trzeba znaleźć Blacka — oznajmił, zakładając pelerynę na ramiona.

Remus westchnął, przecierając twarz dłonią. — James, ledwo świta. Poza tobą i kilkoma nadgorliwymi Krukonami nikt jeszcze nie wstał.

— Może i tak, ale Black jest wyjątkiem. Na pewno gdzieś się szlaja.

— Dobra, ale przynajmniej daj nam chwilę — mruknął Remus, siadając na łóżku. Peter tylko jęknął w poduszkę, jasno dając do zrozumienia, że wolałby jeszcze pospać.

— Spokojnie, nie będę wam kazał przeczesywać całego zamku. Mam pewien pomysł. — James wyszczerzył się jeszcze szerzej, a w jego oczach pojawił się znajomy błysk ekscytacji. Znał Syriusza wystarczająco dobrze, by wiedzieć, gdzie zacząć szukać. — Gwarantuję wam, że znajdziemy go szybciej, niż myślicie.

Remus przewrócił oczami, ale ostatecznie wstał z łóżka.

— No dobra, ale jeśli się okaże, że śpi gdzieś w wieży pod kocem, to osobiście rzucę na ciebie zaklęcie silencio na tydzień.

James tylko się zaśmiał i ruszył do drzwi.

— Chodźcie, czas znaleźć naszego uciekiniera.

James prowadził ich korytarzami Hogwartu z pewnością, jakby dokładnie wiedział, dokąd zmierza. W rzeczywistości kierował się intuicją – która podpowiadała mu, że Black najpewniej kręci się w jednym z miejsc, gdzie zwykle ukrywał się po nocnych eskapadach.

— Stawiam, że jest na wieży astronomicznej albo w kuchni. — Remus przeciągnął się, wciąż półprzytomny.

— Albo u jakiejś ślizgonki— mruknął Peter, nadal ledwo idąc o własnych siłach.

— Może być wszędzie, ale znam Blacka. — James wyszczerzył się, zatrzymując przed wielkimi drzwiami prowadzącymi na dziedziniec. — Jeżeli nie śpi w swoim łóżku, to znaczy, że nie planował tam wracać. A jeśli nie planował tam wracać, to znaczy, że chciał uniknąć porannego przesłuchania.

— Innymi słowy? — zapytał Remus, krzyżując ręce.

— Schował się tam, gdzie nikt nie będzie go szukał. — James spojrzał na nich znacząco.

Remus natychmiast załapał. 

— Pokój Życzeń.

— Bingo! — James klasnął w dłonie.

— Czyli mamy przed sobą kolejną rundę szukania drzwi, które mogą, ale nie muszą się pojawić? — Peter jęknął, wlokąc się za nimi.

— Nie martw się, ja się tym zajmę — powiedział James, przyspieszając kroku.

Po kilku minutach dotarli na siódme piętro, gdzie znajdowało się ukryte wejście do Pokoju Życzeń. James przeszedł trzy razy w tę i z powrotem, skupiając się na myśli: Potrzebujemy miejsca, w którym ukrywa się Black.

Po chwili na ścianie wyrosły ciężkie drewniane drzwi. James wymienił z przyjaciółmi triumfalne spojrzenia i bez wahania nacisnął klamkę.

W środku, rozwalony na wielkiej kanapie, leżał Syriusz Black. Jedną rękę miał zarzuconą na twarz, jakby próbował się odgrodzić od świata, a drugą trzymał na brzuchu, jakby miał kaca — co było prawdopodobne. W końcu Black to Black.

— No proszę, zguba się znalazła — oznajmił James, wchodząc do środka z szerokim uśmiechem na ustach.

Syriusz westchnął przeciągle, nie odrywając ręki od oczu.

— Jeśli mnie nie widać, to znaczy, że mnie tu nie ma. — mruknął cicho.

— Jasne, Black. Myślisz, że da się tak łatwo zignorować Pottera? — Remus usiadł w fotelu, krzyżując ręce.

— Wstawaj, mam coś ważnego do powiedzenia. — James pociągnął go za dłonie, ale jak widać zbyt delikatnie, ponieważ nic się nie zmieniło.

— Jeśli to znowu jakaś bzdura o quidditchu, to błagam, oszczędź mnie...

James przewrócił oczami i uśmiechnął się szeroko.

— Kojarzycie te pamiętne zajęcia z eliksirów, gdzie Davies podeszła do mojego stolika? Byłeś wtedy moim partnerem — wskazał na Blacka, a Syriusz przewrócił oczami.

— Może? — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Z reguły pracowali razem, lecz nie zawsze.

— Do czego zmierzasz? — Remus uniósł brwi, wciąż nie rozumiejąc, o co chodzi.

James wziął głęboki oddech, starając się uspokoić i odpowiedzieć tak, by nie wywołać kolejnej burzy.

— Otóż, okazało się, że uwarzyliśmy zły eliksir. Aurora wtedy podeszła do nas, a ja byłem zły i... cóż, trochę go wypiłem.

— Co ty zrobiłeś?! Potter! Życie ci niemiłe?! — Remus wybuchł, jego głos przeszedł w zirytowany syk. Wiedział, że James bywa impulsywny, ale nie sądził, że posunie się aż do czegoś takiego.

James uśmiechnął się głupkowato i wzruszył ramionami.

— Spokojnie, Remus. Przecież żyję, prawda? — próbował zażartować, choć wewnętrznie czuł się idiotycznie.

Syriusz, który do tej pory leżał na łóżku, spróbował podnieść się, ale stracił równowagę i z powrotem runął na materac, wydając z siebie przeciągłe westchnienie. Peter westchnął, po czym pomógł mu wstać. W końcu Black zasiadł na kanapie, przecierając oczy jakby próbował się dobudzić.

— Pamiętam — mruknął, patrząc na Jamesa z lekkim rozbawieniem. — Myślałem, że go wyplułeś albo tylko udawałeś, że pijesz.

— Nie... — nastolatek odchrząknął, czując na sobie ich spojrzenia.

— James, ty naprawdę masz jakiś problem — powiedział Remus, tym razem bardziej poważnym tonem, choć w kącikach ust czaił się lekki uśmiech. — Co ci, do cholery, strzeliło do głowy?

— No cóż... nie wiem— James wyszczerzył się szeroko. — Ale w końcu klątwa została zdjęta! — Krzyknął szczęśliwy i zatańczył taniec zwycięstwa. Pozostali patrzyli na niego w osłupieniu, próbując zrozumieć co się wydarzyło.

— Co? — zapytał Peter, marszcząc brwi.

— Klątwa. Koniec. Po sprawie! — oznajmił dumnie James, rozkładając ręce w triumfalnym geście, jakby właśnie dokonał czegoś wielkiego.

Syriusz i Remus wymienili spojrzenia, po czym obaj równocześnie zwrócili się do niego z wyraźnym niezrozumieniem na twarzach.

— Dobra, powoli — zaczął Remus, starając się poskładać to wszystko w logiczną całość. — Jaka klątwa? Jaki eliksir?

— No właśnie, bo ja też kompletnie nie łapię — dodał Syriusz, patrząc na Jamesa, jakby ten właśnie ogłosił, że zaczyna nosić szaty w barwach Slytherinu.

James westchnął ciężko, jakby tłumaczenie tego wszystkiego było dla niego prawdziwą udręką.

— No dobrze, więc... Przez przypadek uwarzyliśmy zupełnie inny eliksir, niż mieliśmy.

Syriusz uniósł brew.

— Przez „przypadek" masz na myśli to, że postanowiłeś dodać składnik, który wyglądał fajnie?

— Nieważne, nie o to chodzi! — machnął ręką James. — W każdym razie, to był eliksir wzmagający wyrzuty sumienia. Zadziałał, bo go wypiłem.

— Ty go wypiłeś? — Remus wyglądał, jakby właśnie usłyszał największą głupotę swojego życia. — James, ty naprawdę masz nierówno pod sufitem.

— Może trochę — przyznał Potter, krzywiąc się. — Ale jego działanie miało się skończyć, kiedy pierwsza osoba, którą zobaczyłem po wypiciu eliksiru, mi wybaczy.

— Aurora — mruknął Syriusz, już zaczynając rozumieć.

— Dokładnie — James uśmiechnął się szeroko. — I wczoraj mi wybaczyła. Więc koniec klątwy, czy jak tam chcecie to nazywać. Koniec, jestem wolny!

Zapadła chwila ciszy, po czym Peter odchrząknął.

— Czyli... cierpiałeś przez własną głupotę, aż do momentu, kiedy Aurora powiedziała ci, że już nie ma ci niczego za złe?

— Tak — przytaknął James dumnie.

— No tak, to brzmi jak coś, co mógłbyś zrobić — mruknął Remus, przecierając twarz dłonią. — Więc co teraz? Co dalej?

— Czemu nam o niczym nie powiedziałeś?! Pomoglibyśmy ci — warknął Syriusz, wstając gwałtownie z kanapy. Spojrzał na Jamesa, jego oczy błyszczały lekkim wyrzutem.

James poczuł, jak jego triumf nieco blednie pod ciężarem tych słów. Przez chwilę rozważał, czy rzeczywiście nie powinien był im tego powiedzieć. Przecież od zawsze byli paczką — pomagali sobie we wszystkim.

— Nie chciałem nikogo w to wciągać — westchnął w końcu, uciekając wzrokiem w stronę okna. — To była moja wina, moje błędy... musiałem to naprawić sam.

— Och, przestań pierdolić głupoty — rzucił Syriusz, krzyżując ręce na piersi. — Myślisz, że nagle musisz być bohaterem? Wiesz, że byśmy ci pomogli.

— Wiem — przyznał James cicho, spoglądając na każdego z nich po kolei. — Ale to było coś, co musiałem zrobić sam.

Zapadła chwila ciszy, w której tylko trzask ognia w kominku wypełniał pokój. Remus westchnął ciężko, jakby próbował zrozumieć całą sytuację.

— No dobra — powiedział w końcu. — Ale następnym razem, zanim zdecydujesz się wypić jakąś magiczną truciznę, najpierw nam powiedz.

— Tak, żebym mógł się pośmiać — dodał Syriusz, uśmiechając się pod nosem.

James wykrzywił się, ale w jego oczach pojawiło się rozbawienie.

— Obiecuję — mruknął, a potem dodał z szerokim uśmiechem: — Ale czy to by nie było zbyt łatwe?

Reszta paczki zaśmiała się, a napięcie w pokoju powoli zaczęło opadać. W końcu byli razem — i to było najważniejsze.

Syriusz przewrócił oczami i usiadł z powrotem na kanapie, opierając się wygodnie i splatając ręce za głową.

— No dobra, Potter, skoro już skończyłeś swoje dramatyczne wyznanie, to mam jedno pytanie.

— Jakie? — zapytał James, unosząc brew.

— Kiedy zamierzasz powiedzieć jej prawdę? — Syriusz uśmiechnął się szeroko, a jego spojrzenie było pełne wyzwania.

James momentalnie się spiął.

— O czym ty mówisz? — spróbował udać niewiedzę, ale Black tylko prychnął.

— Nie udawaj głupiego. Mówię o Aurorze. Wybaczyła ci, ale czy powiedziałeś jej, dlaczego w ogóle tak się zachowywałeś? Że miałeś na sobie ten eliksir?

James spuścił wzrok, nagle tracąc całą pewność siebie.

— Nie powiedziałem... ale czy to ma teraz znaczenie? Wszystko się ułożyło.

Remus westchnął ciężko.

— James... jeśli naprawdę chcesz, żeby między wami było w porządku, powinieneś być z nią szczery.

— Właśnie! — dodał Peter, który do tej pory siedział cicho, obserwując rozmowę. — Przecież i tak prędzej czy później się dowie.

James zagryzł wargę. Wiedział, że mieli rację. Ale bał się, że jeśli teraz powie Aurorze prawdę, wszystko się posypie. Co jeśli poczuje się oszukana? Co jeśli pomyśli, że jej wybaczenie było wymuszone?

- Nie dowie się. Poza tym jest jeszcze coś o czym powinniście wiedzieć...

— No, mów — ponaglił Black, mrużąc oczy.

— Oczywiście, że jest. Dlaczego nie jestem zaskoczony? - Remus westchnął ciężko.

— Nie dramatyzuj, Lunatyku — mruknął James, przewracając oczami. — To nic złego... przynajmniej chyba.

— Chyba?! — powtórzył Syriusz, podchodząc bliżej. — Rogacz, jeżeli zaraz powiesz, że znowu wpakowałeś się w jakąś idiotyczną kabałę, to przysięgam, że—

— Pocałowałem ją, okej?! — wypalił James, zanim Black zdążył dokończyć.

Zaległa cisza.

Syriusz spojrzał na niego, potem na Remusa, potem znów na Jamesa.

— Że co zrobiłeś? — zapytał w końcu, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał.

— No... pocałowałem Aurorę — przyznał James, czując, jak jego policzki robią się gorące.

Peter otworzył usta, po czym zamknął je z powrotem.

Remus wyglądał, jakby analizował każde słowo, a Syriusz... cóż, Syriusz w końcu wybuchnął śmiechem.

— O Merlinie! — zawołał, trzymając się za brzuch. — No to się wkopałeś, Rogacz!

— To nie jest śmieszne! — burknął James, ale Syriusz tylko poklepał go po ramieniu.

— Wręcz przeciwnie, to jest cholernie zabawne — powiedział, ocierając łzy rozbawienia. — Czyli przez cały ten czas miałeś na sobie eliksir, czułeś się podle, a jak tylko ci odpuściło... postanowiłeś się na nią rzucić?

— Nie „rzucić"! — oburzył się James. — To po prostu... samo się stało.

— Jasne, jasne — Black uśmiechnął się szelmowsko. — Więc, powiedz nam, jak to wygląda teraz?

James otworzył usta, ale nie miał dobrej odpowiedzi.

— Nie wiem — przyznał w końcu. — Po prostu... to było właściwe w tamtej chwili.

Remus pokiwał głową.

— Czyli nadal jej nie powiedziałeś o eliksirze, ale pocałowałeś ją. Świetnie, James. Naprawdę, genialna taktyka.

James rzucił mu zirytowane spojrzenie.

— Nie potrzebuję teraz twojego sarkazmu. - powiedział z wyrzutem.

— A czego potrzebujesz? — zapytał Syriusz, unosząc brew. — Bo jeśli rady, to ci powiem: leć do niej, wyjaśnij wszystko i nie spieprz tego bardziej, niż już jest.

James westchnął ciężko.

— Właśnie tego się obawiam.

— Czego? — zapytał Peter, w końcu zabierając głos.

James przetarł twarz dłońmi.

— Że kiedy jej to powiem... wszystko znowu się rozpadnie.

Syriusz westchnął ciężko i usiadł na kanapie, opierając łokcie na kolanach.

— Rogacz, powiedz mi... naprawdę uważasz, że ukrywanie tego przed nią jest lepszą opcją?

James milczał przez chwilę, wpatrując się w swoje dłonie.

— Nie wiem — przyznał w końcu. — Po prostu... w końcu między nami było dobrze. Nie chcę tego znowu schrzanić.

— Więc chcesz czekać, aż sama się dowie? — wtrącił Remus, unosząc brwi. — Bo wiesz, to Hogwart. Sekrety nie zostają sekretami na długo.

Peter pokiwał głową, zgadzając się z Lunatykiem.

— Zwłaszcza jeśli ktoś inny wie o tym eliksirze — dodał cicho.

James przełknął ślinę. Miał rację. Aurora była bystra, wcześniej czy później coś by jej nie pasowało. A jeśli dowiedziałaby się od kogoś innego... to byłoby znacznie gorzej.

— Więc co mam zrobić? — zapytał, czując się bezradny.

Syriusz wyprostował się i spojrzał na niego poważnie.

— Powiedzieć jej prawdę. Jak najszybciej.

James wciągnął głęboko powietrze i potarł kark.

— Tak po prostu?

— Tak po prostu — potwierdził Black. — Nie kombinuj. Nie wymyślaj wymówek. Po prostu powiedz, co się stało i że nie chciałeś jej skrzywdzić.

James zamknął oczy na moment, próbując zebrać myśli.

— A jeśli mnie znienawidzi?

Syriusz uśmiechnął się krzywo.

— To wtedy będziemy musieli wymyślić jakiś plan awaryjny. Ale spokojnie, stary. Może nie będzie tak źle, jak myślisz.

James spojrzał na niego z wdzięcznością, ale nie czuł się ani odrobinę lepiej.

— Tak, jasne... — westchnął. — Obyś miał rację.

Remus skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na niego z powagą.

— Im dłużej będziesz to odwlekał, tym gorzej będzie to wyglądało. Aurora nie jest głupia, James. Prędzej czy później się zorientuje.

Peter kiwnął głową, jakby na potwierdzenie słów Lunatyka.

— A jeśli dowie się od kogoś innego... to już w ogóle będzie koniec.

James przeczesał nerwowo włosy. Wiedział o tym. Wiedział, że to, co mówią, miało sens, ale sama myśl o rozmowie z Aurorą wywoływała u niego ucisk w żołądku.

— Dobra, dobra... Powiem jej — mruknął, choć wcale nie czuł się na to gotowy.

— Dzisiaj — dodał Syriusz, wbijając w niego spojrzenie.

— Co? — James spojrzał na niego z lekką paniką.

— Dzisiaj. Nie za tydzień, nie za miesiąc. Dzisiaj — powtórzył Black stanowczo. — Inaczej sam to zrobię.

James jęknął, opadając na kanapę.

— Merlinie, dlaczego wy jesteście tacy nieznośni?

— Bo jesteśmy twoimi przyjaciółmi, idioto — Syriusz uśmiechnął się szeroko.

— A przyjaciele nie pozwalają sobie nawzajem rujnować życia — dodał Remus.

James wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze, próbując się uspokoić.

— Dobra... Znajdę ją po zajęciach.

— I dobrze — podsumował Black, opierając się wygodnie o kanapę. — Bo i tak ci nie odpuścimy.

James przewrócił oczami, ale w duchu był im wdzięczny. Nawet jeśli nie miał pojęcia, jak Aurora zareaguje na jego słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top