Błędy

Dwa tygodnie później

- Aurora! - Krzyknął kolejny raz trochę zmęczony i zasapany od biegu James. Mimo tego, że miał dosyć dobrą kondycję przez granie w Quidditcha, to pościg za blondynką go zmęczył. Gonił dziewczynę od jakiegoś czasu, ale ta ciągle mu się wymykała. Jej drobna postura prawie bezszelestnie mknęła przez korytarze i tajne przejścia, powodując, że chłopak musiał być bardzo ostrożny, żeby nie stracić jej z oczu.

Aurora w przeciwieństwie do chłopaka, nie miała ochoty na żadną konfrontację. Dziewczyna niewzruszona kilkuminutowymi nawoływaniami Jamesa, szła dalej przed siebie. Nie zamierzała zwolnić swojego tempa. Chłopak był dla niej obojętny i nie chciała, aby myślał, że było inaczej.

Dwa dni temu James wraz ze swoimi przyjaciółmi urządzili kawał na ślizgonach. Dodali do jedzenia silny środek na przeczyszenie przez co większość uczniów trafiła do skrzydła szpitalnego, w tym Aurora. Blondynka była na niego wściekła i zaczęła myśleć, że James ma rozdwojoną jaźnię. Jednego dnia ją przerasza, a drugiego zachowuje się jakby nic takiego nie miało miejsca i ją gnębi.

Ślizgonka po tym wszystkim co przez niego przeszła, nie zamierzała mu dawać kolejnej szansy. Uważała, że nie zasłużył na nią. Nie chciała go z powrotem w swoim życiu, ponieważ uważała, że chłopak się nie zmienił.

- Możesz się w końcu zatrzymać?! - nastolatek tracił cierpliwość.

- Nie - odparła oschle, odwracając swoją głowę w kierunku chłopaka. To jedno słowo przecięło powietrze niczym nóż. Bardzo zraniło Pottera.

Aurora nie wiedziała co w nim kiedyś widziała. Teraz już nawet w najmniejszym stopniu jej nie pociągał. Odkochała się i za nic w świecie nie chciała, żeby to uczucie wróciło. Było dla niej niczym piątym kołem u wozu. Aurora, kiedy zorientowała się, że patrzyła na chłopaka o kilka sekund za długo, pośpiesznie powiedziała hasło od Pokoju Wspólnego Slytherinu i zniknęła za obrazem. Nie chciała przebywać z Jamesem dłużej niż to było potrzebne.

Chłopak z utęsknieniem spoglądał na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała Aurora. James westchnął pod nosem. Tęsknił za nią. Cholernie. Chciał, żeby wszystko było tak jak dawniej. W dzieciństwie nie przejmował się niczym, a teraz spadło na niego wiele problemów. Mecz był najmniej obciążających go ze wszystkich.

James czuł jak eliksir na niego oddziaływał. W ostatnim czasie cisza panująca między nim a ślizgonką zaczęła go irytować. Czuł się bezradny i pod presją. Jak długo mógł jeszcze trwać w takim stanie?

Potter wiedział, że sam sobie był winny i ta myśl doprowadzała go do szaleństwa. Był nieomylny i wspaniały, aż do pewnego momentu. Nie chciał pokazać przed innymi uczniami, że miał pełno wad. Chciał, aby wszyscy widzieli jego zalety. Niestety, dobrze wiedział, że mu to nie wyszło, ponieważ Aurora uważała go za chodzącą wadę.

James bardzo żałował, że wypił swój eliksir. Doskonale wiedział, że nie był dobry z zajęć prowadzonych przez Slughorna, a mimo wszystko zaryzykował. Przez to każdego dnia wielokrotnie czuł się jakby przejeżdżał go samochód. Samotność mroziła jego serce niczym lód. Było to absurdalne, ponieważ przyjaźnił się z Łapą, Lunatykiem i Peterem, a jednak. Eliksir wiele zmienił w jego życiu przez ostatnie tygodnie i nawet nie chciał myśleć, jak to się na nim odbije w kolejnych latach.

Gdyby ktoś we wrześniu powiedział mu, że zacznie tęsknić za Davies uznałby go za wariata. Teraz to on sam nim był.

Jak na ironię losu, ostatnio zrozumiał, że była jego przyjaciółką od serca i miał nadzieję na to, że znowu nią będzie. Ciągle w głowie odtwarzał sobie ich wspólne chwile, a wyrzuty sumienia go przez to pożerały.

James wiedział, że to przez niego wszystko się rozpadło, więc zamierzał to naprawić. Nie liczył się z porażką i zamierzał walczyć tak długo, aż osiągnie swój cel. Przecież był Jamesem Potterem - chłopakiem, który zawsze miał to czego chciał. Był urodzonym zwycięzcą.

Z rezygnacją jeszcze kilkanaście sekund wpatrywał się w obraz od Pokoju Wspólnego Aurory. Wszystko schrzanił. Miał wyrzuty sumienia o to jak to się wszystko między nimi potoczyło. Dziewczynie należały się szczere przeprosiny (w odróżnieniu od poprzednich), ale za każdym razem, kiedy chciał z nią porozmawiać, Aurora wykręcała się. Zawsze znajdowała powód, żeby uciec przed chłopakiem. Powoli zaczął tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek uda mu się z nią rozmówić. Chciał mieć ją z powrotem w swoim życiu, potrzebował tego.

- Kurwa mać! - Krzyknął głośno na cały korytarz i uderzył pięścią w ścianę. To nie miało się tak skończyć. Z pewnością tak nie miało być.

Chłopak zaczął się trząść, prawdopodobnie z nerwów. To wszystko było dla niego za dużo. W ostatnim czasie przeżywał trudny okres w swoim życiu. Ciemne myśli próbowały go utopić w kałuży na każdym kroku, a on łapczywie próbował łapać powietrze. Zapomniał jak się pływa. Za dużo rozmyślał o swoim życiu i Aurorze, co bardzo niekorzystnie wpływało na niego. Chodził zestresowany i zaczęły dolegać mu nerwobóle - oba uczucia były dla niego nowe.

Chłopak wiódł beztroskie życie - do czasu, kiedy nie zaczął myśleć. Wydawać by się mogło, że to śmieszne, ale wcale tak nie było. Czuł jak jego własne myśli próbowały go zmiażdżyć. Miał wrażenie jakby były zrobione z metalu; zimne, ciężkie i nie do zniszczenia. Zdecydowanie go przerastały.

Po kilku minutach bezczynnego sterczenia i gapienia się w ruchomy obraz, odszedł. Za niedługo miał odbyć się mecz Quidditcha i musiał się do niego odpowiednio przygotować. Zarówno on jak i dziewczyna mieli brać udział. Niestety, James nie cieszył się z tego powodu. Znów stali po przeciwnych stronach, znów musieli się podzielić.

Nie chciał tego. Tak bardzo tego nie chciał, ale był bezradny. Czuł smutek z tego powodu, ale szedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Sam nie wiedział skąd on się wziął. Tak jakoś sam się pojawił. Być może przez to, że całe swoje życie szedł z uśmiechem na twarzy, to nie potrafił inaczej?

Nie zabijajcie, plis.

Czytałam dzisiaj dwa pierwsze rozdziały i jestem załamana jakością ich. Kolejne wcale nie są lepiej napisane nie mówiąc już o tym. 

Zostało kilka rozdziałów do końca, więc niedługo skończę tę książkę i ruszę z wielkimi poprawkami.

Trzymajcie się ciepło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top