Przepychanka w toalecie

Aurora wróciła do Dormitrium, czując wszechobecną radość. Uśmiech nie schodził z jej ust, mimo że miała w głowie tysiące sprzecznych myśli. To była mieszanka szczęścia, niepewności i cichych nadziei, których nie potrafiła jeszcze w pełni zrozumieć. Kiedy przekroczyła próg, od razu zauważyła wzrok Fleur, która leżała na łóżku, przeglądając jakieś książki.

— Co ty taka szczęśliwa? — zapytała Fleur, odrzucając swoje długie włosy do tyłu, jak zawsze z lekką nonszalancją. Jej spojrzenie było pełne zaciekawienia, ale też lekkiego rozbawienia. Zawsze potrafiła wyczytać z twarzy Aurory, kiedy coś się działo.

Aurora odwzajemniła jej uśmiech, ale nie powiedziała nic. Czuła, że to nie jest odpowiedni moment, by wchodzić w szczegóły.

— A nic, nic — odpowiedziała wymijająco, kierując wzrok na szafę. — Gdzie Loren?

Wiedziała, że Loren zawsze spędzała sporo czasu w szklarni, więc zaczęła powoli podchodzić do szafy, jakby szukając czegoś do wypełnienia tej chwili ciszy. Po chwili wyciągnęła wazon i zaczęła napełniać go wodą. W głowie wciąż miała obraz białej róży, którą James wręczył jej tego dnia. Choć czuła się dziwnie, nie potrafiła pozbyć się tego uczucia, które wpłynęło na jej nastrój. To był moment, w którym czuła, że zaczyna się coś zmieniać, ale nie miała pojęcia, co to takiego.

Kiedy wróciła do pokoju, włożyła różę do wazonu i ustawiła go na stole.

— Wow, od kogo? — zapytała Fleur, wyraźnie zdumiona widokiem kwiatu. Jej oczy rozszerzyły się z ciekawości, a na twarzy malował się wyraz zaskoczenia.

Aurora uśmiechnęła się tajemniczo, czując, jak jej serce zaczyna bić szybciej. Chciała zachować to w tajemnicy, ale wiedziała, że nie będzie mogła długo udawać, że nic się nie stało.

— Powiedzmy, że od tajemniczego wielbiciela — odpowiedziała, próbując utrzymać ton lekki, jakby to była tylko niewinna zagadka. Uśmiechnęła się szerzej, czując, że nie chce się jeszcze z nikim dzielić zbyt szczegółami tej sytuacji. — Gdzie ta Loren? — zapytała znowu, zmieniając temat, aby zająć myśli czymś innym. Chciała, żeby Fleur nie skupiła się zbyt długo na kwiatach, bo miała dziwne wrażenie, że to pytanie może wywołać więcej pytań, na które nie była jeszcze gotowa odpowiedzieć.

— W szklarni, chodź — odpowiedziała Fleur, wstając z łóżka. Z szerokim uśmiechem podeszła do niej i chwyciła ją za dłoń. Siła jej gestu była pełna przyjacielskiej pewności, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

Aurora, choć nadal myślami była przy tej białej róży, nie protestowała. Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła Fleur poprowadzić się do szklarni, mając nadzieję, że trochę świeżego powietrza pomoże jej uporządkować myśli.

*

— Dogonię was! — powiedziała Aurora do Loren i Fleur, które już zmierzały w stronę Wielkiej Sali na kolację. Aurora odwróciła się do nich z lekkim uśmiechem, dając znać, że nie spieszy się, ale zamierza ich dołączyć wkrótce. Uśmiech na jej twarzy był pełen pewności siebie, jakby nic nie mogło jej wytrącić z równowagi.

Zdecydowanymi krokami ruszyła w stronę łazienki, stawiając rytmiczne kroki. Dźwięk jej butów odbijał się cicho od kamiennych ścian korytarza, tworząc spokojną melodię w tej ciszy. Każdy jej krok miał pewną lekkość, jakby jej myśli były spokojne, a serce pełne oczekiwań. Chciała poczuć ten moment wolności, zanim dołączy do reszty.

Nagle, z końca korytarza, ujrzała ją. Eleonor. Jej serce momentalnie przyspieszyło. Zatrzymała się na chwilę, nie mogąc oderwać wzroku od rudowłosej dziewczyny, która szła w jej stronę. Eleonor była o dwa lata starsza, ale to nie wiek decydował o jej pozycji w szkole. To, że była rok wyżej, nie umknęło uwadze wszystkich, zwłaszcza dlatego, że w czwartej klasie dopuściła się poważnego przewinienia i musiała powtórzyć rok. Wszyscy o tym wiedzieli i nieustannie przypominali jej o tym, co tylko podsycało jej frustrację.

Eleonor należała do tych wrednych, aroganckich ślizgonek. Była półkrwi, ale zachowywała się gorzej niż niektórzy czystokrwiści. Każde jej słowo było jak złośliwy cios, a jej spojrzenie pełne pogardy dla każdego, kto nie spełniał jej wyśrubowanych standardów. Przez lata jej dominująca postawa na korytarzach była znana wszystkim, a jej obecność w szkole wywoływała nerwową atmosferę. Eleonor nie wybierała swoich ofiar — dręczyła wszystkich, bez względu na to, czy byli od niej wyżsi w hierarchii, czy niżsi.

Aurora wiedziała, że nie ma sensu wchodzić w jakąkolwiek konfrontację z tą dziewczyną. Eleonor była nieprzewidywalna i często działała z ukrytym zamiarem, by zniszczyć dzień komuś, kto jej nie odpowiadał. 

Eleonor przyglądała się jej teraz z zainteresowaniem, jakby wiedziała, że coś się dzieje - i to właśnie ten wzrok sprawił, że serce Aurory zabiło mocniej. Rudowłosa zawsze wiedziała, jak wywierać presję na innych. To była jej specjalność — czuła się jak królowa na tym zamkowym podwórku, a każdy, kto miał odwagę jej się sprzeciwić, stawał się celem jej złośliwych komentarzy i złośliwych gier.

Aurora nie zamierzała dać się wciągnąć w grę Eleonor, chociaż była tego pewna, że rudowłosa znajdzie sposób, by ją sprowokować. Ale dzisiaj miała inne plany. Uśmiechnęła się lekko i postanowiła przejść obok, nie dając Eleonor satysfakcji z jakiejkolwiek reakcji. Jednak wiedziała, że to może być tylko początek czegoś, co będzie musiała rozwiązać.

– Aurora, dawno cię nie widziałam! – usłyszała szorstki, niemal złośliwy głos rudowłosej.

Aurora odwróciła się w jej stronę, czując, jak jej ciało mimowolnie napina się w oczekiwaniu na kolejną grę Eleonor. Rudowłosa zbliżyła się do niej szybko, a jej spojrzenie było pełne wyższości, czyli jak zawsze.

– Mi ciebie też miło widzieć, Eleonor – odpowiedziała Aurora, starając się zachować spokój. Jej głos był chłodny, a twarz wyrażała wyłącznie niechęć. Przewróciła oczami, jakby w geście czystej irytacji, bo choć wiedziała, że nie warto się angażować w nic, co proponowała rudowłosa, czuła, że nie da jej się dziś spokoju.

Eleonor uniosła brwi, jakby dostrzegła moment słabości, ale na chwilę zamilkła, przyglądając się uważnie swojej ofierze. Zawsze uwielbiała prowokować. Ostatnia wymiana zdań między nimi tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że Aurora była teraz na jej celowniku. Wiedziała, że nie uda się jej zniechęcić blondynki zwykłymi słowami, ale już miała coś w zanadrzu. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a w jej oczach pojawił się błysk, jakby szykowała się do jakiejś uszczypliwej uwagi.

– A więc to ty? – powiedziała Eleonor, w jej głosie słychać było ton pełen ironii. – Słyszałam, że zmieniłaś zdanie o kilku rzeczach. Dobrze się czujesz w towarzystwie tych, którzy nie są w twojej lidze?

Aurora poczuła, jak złość zaczyna się w niej zbierać. Eleonor wiedziała, jak trafić w czuły punkt, ale tym razem nie miała zamiaru dać jej satysfakcji. Jej uśmiech był chłodny, a oczy zimne, jak lód.

– Cóż, przynajmniej nie muszę udawać, że wszyscy wokół mnie muszą spełniać twoje standardy. – Aurora odpowiedziała z wyraźnym dystansem. Nie pozwoliła, by Eleonor zdobyła jakąkolwiek przewagę w tej konfrontacji.

Rudowłosa zmarszczyła brwi, dostrzegając w tym odpowiedzi coś, czego się nie spodziewała. Jej pewność siebie nieco zadrżała, ale szybko odzyskała kontrolę, wciąż próbując utrzymać dominację w tej rozmowie. Aurora wiedziała, że Eleonor nie zrezygnuje łatwo, ale tego dnia nie zamierzała dawać jej żadnego pola do popisu.

Aurora poczuła, jak serce bije jej mocniej, kiedy Eleonor zaczęła się zbliżać, jej kroki stawały się coraz pewniejsze, a w oczach pojawił się błysk, który mówił, że za chwilę znów zacznie prowokować. Rudowłosa nie miała zamiaru zrezygnować z tej gry, nie teraz, kiedy widziała słabość w oczach blondynki.

– A więc nadal się trzymasz z tymi, którzy... – Eleonor zaczął, wyraźnie przeciągając ostatnie słowo, jakby miała wypowiedzieć coś, co wytrąci z równowagi Aurorę. – No wiesz, z tymi, którzy nie mają żadnego szacunku do czystości krwi?

Aurora zacisnęła zęby, czując, jak fala gniewu narasta w jej wnętrzu. Eleonor zawsze starała się trafić w słabe punkty i wiedziała dokładnie, które słowa zaboleją najbardziej. Dobrze wiedziała, co chce osiągnąć.

– Co masz na myśli? – zapytała Aurora, starając się brzmieć spokojnie.

Eleonor uśmiechnęła się szeroko, jakby widziała, że w końcu trafiła w czuły punkt. Jej spojrzenie błyszczało triumfem.

– Och, nie udawaj, że nie wiesz – odpowiedziała Eleonor, przekrzywiając głowę, jakby rozkoszowała się widokiem zdenerwowanej blondynki. – Widzę cię, Aurora. Zgaduję, że nie masz problemu z tym, żeby spędzać czas z tymi, którzy otwarcie bawią się ze... zdrajcami krwi? To naprawdę... żałosne.

Aurora poczuła, jak jej krew gotuje się wewnątrz. To, co powiedziała Eleonor, nie było przypadkowe. Mówiła o ludziach, którzy nie trzymali się czystych zasad, o tych, którzy „mieszali się" z mugolami i półkrwi. I choć Aurora nie miała nic do ludzi o innej krwi, wiedziała, że to są słowa, które Eleonor zawsze wyciągała, by kogoś zdyskredytować.

– Zawsze to samo, Eleonor – odpowiedziała Aurora, czując, jak wzbiera w niej gniew. – Wydaje ci się, że masz prawo oceniać innych, bo wypięłaś się swojej mugolskiej matki? Prawda jest taka, że jesteś tylko manipulantką, która nie potrafi zrozumieć, że nie wszystko w życiu opiera się na krwi.

Rudowłosa zaśmiała się, jakby była na chwilę rozbawiona, ale w jej oczach błyszczał niepokój. Czuła, że Aurora jest bliska wybuchu, ale nie miała zamiaru odpuścić. Wiedziała, że teraz to ona trzyma kontrolę nad sytuacją.

– Więc co? Będziesz bronić tych, którzy nie zasługują na twoje towarzystwo? – Eleonor zbliżyła się do niej, aż ich twarze były niemalże na wyciągnięcie ręki. – O, przepraszam, zapomniałam! Pewnie nie przeszkadza ci to, że biegasz za nimi, jakbyś zapomniała, z kim naprawdę powinnaś się zadawać. To nie jest miejsce dla takich jak oni.

Aurora poczuła, jak serce bije jej szybciej. Eleonor była teraz na tyle blisko, że ledwie się powstrzymywała, by nie odpowiedzieć na tę złośliwość czymś, co mogłoby skończyć się gorzej. Zamiast jednak puścić nerwy, zebrała wszystkie swoje siły.

– Wiesz co, Eleonor? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, nie mogąc już dłużej wytrzymać. – Może jest tak, jak mówisz. Może i... może i spędzam czas z osobami, które ci się nie podobają. Ale jesteś dla mnie nikim, więc nie zamierzam żyć według twoich chorych zasad.

Rudowłosa nie zamierzała odpuszczać. Wystarczyło jedno słowo, jedno spojrzenie, a Eleonor znów próbowała wyciągnąć ją z równowagi.

– A może po prostu boisz się, że cię zobaczą, jak naprawdę się zachowujesz? Wiesz, bawiąc się z „mniej wartościowymi"? Może to właśnie to sprawia, że tak bardzo nie możesz wytrzymać w towarzystwie prawdziwych czystokrwistych? Bo może nie jesteś na to gotowa... Ale pamiętaj, zdrajcy krwi nigdy nie będą twoimi przyjaciółmi.

Aurora nie mogła już dłużej wytrzymać. Czuła, jak jej ręce napinają się w pięści, jak krew w jej ciele zaczyna wrzeć. Nie zamierzała pozwolić Eleonor na tę grę.

– Zawsze musisz się wtrącać, prawda? – wydyszała, a jej głos przeszył powietrze, wypełniając korytarz gniewem. – Zawsze musisz wszystko zniszczyć, nawet jeśli to oznacza, że będziesz się stawiać za wszystkimi tymi, którzy nie mają dla ciebie nic do zaoferowania!

Nim Eleonor zdążyła odpowiedzieć, Aurora zrobiła krok do przodu, popychając ją gwałtownie w klatkę piersiową. Rudowłosa nie była gotowa na ten ruch. Potknęła się i straciła równowagę, a ich ciała zderzyły się o drzwi najbliższej łazienki. Z hukiem otworzyły się na oścież, a w tym momencie rozgorzała prawdziwa bitwa.

– Ty... – zaczęła Eleonor, z trudem łapiąc oddech, a jej ręce zacisnęły się w pięści. – Myślisz, że możesz mnie tak traktować?!

Zanim Aurora zdążyła odpowiedzieć, rudowłosa rzuciła się na nią z furią, chwytając ją za ramiona, starając się przycisnąć do ściany. Jej palce wbijały się w skórę Aurory, a jej palce, niczym ostrza, szarpały blondynkę za włosy, szukając jakiejkolwiek drogi, by ją zranić.

Aurora poczuła ból, ale nie zamierzała ustąpić. Złapała rudowłosą za nadgarstki i z wściekłością odepchnęła ją, zmuszając ją do tego, by cofnęła się o krok. Oczy Aurory płonęły teraz gniewem. Z całej siły, w odpowiedzi na brutalny atak, pchnęła Eleonor z całym impetem, a rudowłosa znów uderzyła o umywalkę, niemal przewracając się na nią.

Woda ze zlewu rozprysnęła się wszędzie, sprawiając, że podłoga stała się śliska. Eleonor, nie wycofując się, odwróciła się i chwyciła Aurorę za szyję, próbując przycisnąć ją do chłodnej ściany. Czuła w sobie całą wściekłość, którą wcześniej chowała, a teraz wszystko z niej wybuchało.

– To ty zaczęłaś – syknęła przez zaciśnięte zęby, a jej twarz była czerwona z wysiłku. Eleonor starała się przycisnąć Aurorę do ściany, jej ręce zacisnęły się na nadgarstkach blondynki. Próbowała ją szarpać, jednak blondynka była zdeterminowana, by się uwolnić. W tym momencie drzwi łazienki nagle otworzyły się z impetem, a w progu stanął James.

Wszystko zatrzymało się w ułamku sekundy. Eleonor, zaskoczona, nie zdążyła ani drgnąć, a Aurora momentalnie poczuła ulgę, widząc znajomą sylwetkę. To była ta chwila, w której walka nagle traciła sens. Rudowłosa spojrzała na Jamesa z wściekłością, ale jej wzrok szybko przeniósł się na blondynkę, jakby to była jej wina, że ktoś przerwał tę szarpaninę.

– Co wy... – James spojrzał z przerażeniem na dziewczyny, które były na skraju wyczerpania, zmieniając w mgnieniu oka całe napięcie w pokoju. Zatrzymał się na moment, czując, jak adrenalina powoli opada z jego ciała. – Co wy tu robicie?

Nie czekając na odpowiedź, ruszył w ich stronę. Wtedy to Eleonor próbowała sięgnąć po Aurorę jeszcze raz, z furią w oczach, jednak James, nie zastanawiając się długo, odciągnął rudowłosą od blondynki jednym, zdecydowanym ruchem.

– Zostaw ją! – powiedział ostro, trzymając ją za nadgarstki, by nie mogła ponownie ruszyć w stronę Aurory. Jego głos brzmiał surowo, nieco przerażająco, a Eleonor momentalnie poczuła, jak całe jej nastawienie do tej sytuacji zmienia się. Czuła się, jakby nagle utraciła przewagę, jakby to, co robiła, nie miało już żadnego sensu. To była ta chwila, kiedy wszystko wydawało się stracić znaczenie.

Puchonki, które dotychczas stały sparaliżowane przy drzwiach łazienki, w końcu zrozumiały, co się dzieje. Ich twarze były blade, a oczy szeroko otwarte ze zdumienia, jakby nie wierzyły, że coś takiego miało miejsce. Jedna z nich, widocznie przestraszona, szybko opuściła łazienkę, nie chcąc stawić się w roli świadka tej brutalnej potyczki.

– Co się dzieje, Eleonor? – James uniósł brew, patrząc na rudowłosą, trzymając ją mocno za ramiona, jakby nie miał zamiaru jej odpuścić.

Eleonor, wciąż wściekła, próbowała uwolnić się z jego uścisku. Jej oczy błyszczały gniewem, ale teraz była już w defensywie. Czuła, że kontrola, którą miała nad sytuacją, umykała jej z każdą chwilą.

– To ona zaczęła! Zawsze się wtrąca w sprawy, które jej nie dotyczą! -  warknęła Eleonor, wyrywając się z jego rąk.

– Nie, to ty zaczęłaś, a ona się broniła – odpowiedział James, jego głos był pełen zdecydowania. – I nie będziesz jej tu atakować.

Aurora, czując, że sytuacja znowu staje się napięta, stanęła obok Jamesa, czując, jak napięcie opada. Eleonor patrzyła na nią z wściekłością, ale nie miała już siły kontynuować walki. Z trudem zacisnęła zęby i, rzucając ostatnie pogardliwe spojrzenie, wyszła z łazienki, zostawiając za sobą tylko odgłos jej kroków, które stopniowo cichły na korytarzu.

James patrzył na Aurorę przez chwilę, starając się ocenić jej stan. Blondynka stała tam, dysząc ciężko, ale już bardziej opanowana. To, co się wydarzyło, nie było łatwe, ale dzięki jego interwencji udało się przerwać to szaleństwo.

– Jesteś cała? – zapytał James, patrząc na nią troskliwie, mimo że wciąż było widać w jego oczach odrobinę gniewu

Aurora pokręciła głową, starając się uspokoić oddech.

– Tak, dzięki za pomoc – powiedziała, czując, jak drżenie w jej rękach powoli mija. – Ale nie wiem, co to miało być... Wszystko zaczęło się od niczego, a potem już.... Jak mnie znalazłeś?

James spojrzał na nią, widząc, jak wciąż stara się opanować emocje. Po chwili milczenia, odpowiedział, choć w jego oczach wciąż była troska, która wyrażała się w każdym jego ruchu.

– Puchonki... – zaczął, wzdychając, jakby nie wiedział, czy dobrze zrobił, informując ją o tym, co się działo. – Zatrzymały mnie na korytarzu. Miały przerażone miny, nie wiedziały, co zrobić. I wtedy... usłyszałem twój głos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top