Biedna dziewczyna
James siedział na parapecie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, uparcie wpatrując się w błonia rozciągające się za oknami. Normalnie o tej porze planowałby jakiś szatański plan, albo po prostu przekomarzał się z Syriuszem, ale dziś... Dziś miał na głowie coś o wiele poważniejszego.
Musiał porozmawiać z Aurorą.
Wyznać jej prawdę.
Na samą myśl o tym czuł, jak żołądek zaciska mu się w bolesny supeł. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić, ale na nic się to zdało. Opierał się o zimny parapet, wpatrując się w błonia, jakby mógł tam znaleźć odpowiedzi na pytania, które kłębiły mu się w głowie. Niebo miało dziś wyjątkowo ponury odcień, a delikatny wiatr poruszał wierzchołkami drzew Zakazanego Lasu. Nic jednak nie było w stanie odciągnąć jego myśli od tego, co powinien teraz zrobić.
— Masz minę jak ktoś, kto właśnie zdał sobie sprawę, że zapomniał o eseju dla McGonagall — usłyszał znajomy, spokojny głos.
James podniósł głowę i spojrzał na Remusa, który stanął obok niego, przyglądając mu się badawczo. Lupin zawsze miał ten sam wyraz twarzy, jakby jednocześnie już wszystko wiedział i niczego nie oceniał.
— To gorsze niż esej — mruknął James, zeskakując z parapetu i przeczesując włosy dłonią w nerwowym geście.
Remus uniósł lekko brwi, ale nie drążył tematu. Nie musiał.
— Powodzenia — rzucił tylko, jakby doskonale wiedział, dokąd zaraz pójdzie James.
Potter odprowadził go wzrokiem, po czym znów westchnął, czując, jak serce bije mu szybciej. Nie mógł już dłużej tego odwlekać.
— Czas ją znaleźć.
James ruszył korytarzem. Serce biło mu coraz mocniej. Każdy krok wydawał się coraz trudniejszy, jakby w powietrzu unosiła się jakaś dziwna energia, która sprawiała, że stawał się ciężki. Każdy krok wydawał się prowadzić go do czegoś, czego nie potrafił przewidzieć.
Dotarł do Pokoju Życzeń. Stanął na chwilę, zastanawiając się, czy to na pewno dobre miejsce na rozmowę, którą miał zamiar przeprowadzić. Przypomniał sobie, jak wiele razy korzystał z tego pokoju w przeszłości z przyjaciółmi — do zabaw i ćwiczeń. Zastanawiał się, co stanie się, jeśli to miejsce stanie się świadkiem tego, co miało się wydarzyć między nim a Aurorą.
Mimo wszystkiego o czym myślał, wziął głęboki oddech i wszedł do pokoju.
W środku już czekała na niego Aurora. Była ubrana w szkolne ubranie, a jej wzrok był skupiony na czymś, co trzymała w rękach, lecz kiedy James wszedł, uniosła wzrok. Na jej twarzy nie było widać żadnej emocji.
— Cześć – powiedział w końcu, czując, jak w gardle rośnie mu gula.
— Cześć, James. – Aurora odpowiedziała spokojnie, ale z wyraźnym dystansem w głosie.
James wziął głęboki oddech, czując, jak serce bije mu szybciej. Spojrzał na Aurorę, która stała przed nim, wyczuwając w powietrzu napięcie. Czuł, że nie może dłużej tego ukrywać, że musi to wyjaśnić, zanim będzie za późno.
— Muszę ci coś wyjaśnić – zaczął, starając się utrzymać wzrok na jej twarzy, choć czuł się jak ostatni głupiec. — Chciałem ci powiedzieć... dlaczego tak bardzo pragnąłem, żebyś mi wybaczyła w ostatnim czasie. Wolę, żebyś usłyszała to ode mnie, a nie od kogoś innego, albo żebyś sama się dowiedziała.
Aurora uniosła brwi, z lekkim zaskoczeniem na twarzy. Zatrzymała wzrok na Jamesie, jakby próbując odczytać, co się kryje za tymi słowami. W jej oczach nie było ani gniewu, ani niezrozumienia, ale była wyraźnie zaciekawiona, co takiego miał na myśli.
James poczuł, jak ciężar słów ciąży na nim coraz bardziej. Wciąż nie miał pojęcia, jak to wszystko powiedzieć, ale wiedział, że nie ma już odwrotu.
— Wypiłem eliksir żalu, przez co... cały czas się dręczyłem. Potrzebowałem twojego wybaczenia, aby przerwać jego działanie... i stąd te wszystkie dziwne rzeczy, które robiłem.
Aurora wstrzymała oddech, patrząc na niego zaskoczona. James mówił wprost, nie owijając w bawełnę, ale słowa te wciąż brzmiały dziwnie i niezrozumiale.
— Wow, wow — tylko tyle z siebie potrafiła wydusić.
James przygryzł wargę, wpatrując się w podłogę. Czuł się, jakby właśnie zrzucił z siebie ciężar, ale teraz nie wiedział, co powiedzieć. Każde jego słowo miało tylko pogłębić ten dziwny dystans między nimi.
— Przepraszam, że znowu cię zawiodłem — powiedział cicho, patrząc w jej oczy, czując, jak niewiele znaczą te słowa w obliczu całego, co się stało. Ale miał nadzieję, że choć w małym stopniu wyjaśnią mu jego zachowanie.
Aurora przez chwilę milczała, zastanawiając się nad tym wszystkim.
— James... — zaczęła powoli, powstrzymując się od gwałtownych emocji. — Ja... wiedziałam. Może nie od początku, ale już... od kilku tygodni.
James zamarł, patrząc na nią, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
— Wiedziała? Jak to możliwe? — Cały ten czas błądził w ciemności, nie wiedząc, że ona była w stanie dostrzec coś, czego on nie potrafił dostrzec w sobie.
— Wiesz? — wydusił z siebie, jego głos był pełen zdziwienia i niezrozumienia. — Jak...? Dlaczego nic nie powiedziałaś?
Aurora spuściła wzrok, czując, jak fala niepokoju znowu wzbiera w jej piersi. Cała ta sytuacja była zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż kiedykolwiek mogła się spodziewać. Wiedziała, że to nie będzie łatwe wyjaśnienie, ale musiała to zrobić.
— Wiesz... nie rozmawialiśmy ze sobą przez sześć lat, nie licząc docinek. Chyba każdego by to zaniepokoiło — powiedziała, mierząc go uważnym spojrzeniem. — Poza tym znam się na eliksirach i wiem, że każda substancja ma swoje skutki. Jedne są łagodniejsze, inne bardziej dotkliwe, więc nie było możliwości, żebyś przeszedł przez to bez żadnych konsekwencji.
James poczuł, jak ogarnia go zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Aurora już wcześniej odkryła prawdę. Przez cały ten czas myślał, że ukrywał to wystarczająco dobrze – że jego desperackie próby uzyskania jej przebaczenia wyglądały jedynie na dziwne zachowanie, a nie efekt działania eliksiru. A jednak przejrzała go na wylot.
— Raz poszłam do Slughorna, bo wiem, że zawsze pobiera próbki każdego eliksiru warzonego na zajęciach. Zapytałam go wprost, co wtedy przygotowałeś, a on mi powiedział. Resztę wystarczyło tylko poskładać w całość...
James otworzył szeroko oczy, zaskoczony jej determinacją i sprytem. Nie spodziewał się, że Aurora pójdzie aż tak daleko, by dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało. Poczuł lekką ulgę, że nie musiał tłumaczyć się od początku, ale równocześnie był trochę zaskoczony, że ona tak szybko odkryła prawdę.
— Slughorn, huh? — powiedział, lekko się uśmiechając, chociaż nie było to pełne zwycięstwo. — Muszę przyznać, że nie pomyślałem o tym. Wiesz, nigdy nie sądziłem, że będziesz w stanie sięgnąć aż do niego.
Aurora wzruszyła ramionami, jej twarz była spokojna, ale w oczach wciąż czaiła się mieszanka rozczarowania i zrozumienia.
— Wiesz, James... nie jestem głupia. Czułam, że coś jest nie tak, a jak zaczęłam łączyć fakty, to nie było trudno się domyślić. Ty po prostu zawsze robisz coś, co pozostawia ślad. I chociaż wtedy próbowałam nie zauważać tego, co się działo, to teraz już rozumiem.
James spojrzał na nią, czując, jak wstyd zaczyna go paraliżować. Nie wiedział, jak to wszystko naprawić, ale przynajmniej zaczynał rozumieć, dlaczego ona miała tak wiele pytań.
— Aurora, ja... — zaczął, ale wciąż nie wiedział, co powiedzieć. — Wiesz, że naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Czułem się tak okropnie, że nie wiedziałem, jak mam się zachować.
Dziewczyna milczała, wpatrując się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
James westchnął i przeczesał nerwowo włosy.
— Więc co dalej? Co z nami? — zapytał w końcu, jego głos był cichy, ale pełen napięcia.
Aurora zaśmiała się krótko, bez cienia radości.
— A co ma być? — odparła, krzyżując ręce na piersi. — Dopiąłeś swego. Wybaczyłam ci. Eliksir przestał działać, więc możesz w końcu dać mi spokój.
James zmarszczył brwi, zaskoczony jej chłodnym tonem. To nie tak miało wyglądać. Myślał, że wszystko zrozumiała.
— Myślisz, że o to chodziło? — spytał ostrożnie. — Że tylko zależało mi na tym, żebyś mi wybaczyła i na tym koniec?
Aurora wzruszyła ramionami.
— Nie wiem, James. A ty? Wiesz, czego chcesz?
Mógłby odpowiedzieć, ale zanim zdążył to zrobić, Aurora odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Zdążyła zrobić zaledwie krok, kiedy instynktownie złapał ją za nadgarstek, zatrzymując w miejscu.
— Zaczekaj — powiedział, a jego głos zabrzmiał inaczej niż wcześniej.
Aurora spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, czując szybkie bicie serca. Ich twarze były za blisko, a w jej spojrzeniu dostrzegł coś, co dodało mu odwagi.
James przełknął ślinę.
— Nie dam ci odejść drugi raz — wyszeptał, a po chwili ich usta się spotkały.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top