Rozdział 26
Zanim rozdział... Nattasz ... Aż mi łzy poleciały, kiedy przeczytałam tą wiadomość... O ja... Jeśli tak jest, to mega mnie zmotywowałaś i wszczepiłaś we mnie nadzieję, że jednak to opowiadanie ma jakąś wartość. Dziękuję. W sumie nie tylko tobie.
No ale nic, rozdział:
Fast food Salt n Ketchup był niezwykle nowoczesny. Wnętrze ograniczało się do białych kanap, szklanych, prostokątnych stolików prostopadłych do ścian i czarnych krzeseł barowych przy krwistoczerwonej ladzie. Ona, oraz ketchupy na stolikach, tworzyły kontrast z całą resztą. Ściana od strony wejścia była wielką taflą szkła, za którą od razu rozciągał się chodnik oraz ulica tuż obok niego, a pozostałe trzy pokrywała matowoczarna tapeta.
Spodobało mi się tu już od momentu przekroczenia progu.
- Byłaś tu kiedyś? - zapytał mnie Vis, kiedy podążaliśmy do jednego ze stolików pod ściano-oknem.
W odpowiedzi pokręciłam głową i pozbyłam się ciężaru z pleców, rzucając delikatnie plecak na koniec kanapy, po czym sama zajęłam na niej miejsce.
Dalej brakowało mi tchu, po usłyszeniu tych dwóch słów, na które każdy czeka ze zniecierpliwieniem i desperacją. Czułam się zupełnie inaczej, niż zawsze to sobie wyobrażałam. Nie chciało mi się skakać z radości, ani nie pragnęłam za wszelką cenę rzucić się w ramiona Visa.
Czułam się tak, jakby ktoś zapełnił kawałek mojej wewnętrznej pustki. Jak narysowane na kartce serduszko, które ktoś po części zamalował swoją ulubioną kredką. Dziwny ścisk w dole brzucha nie mógł mnie opuścić, a każda pozycja, jaką przyjmowałam, wydawała mi się zupełnie niestosowna lub niekomfortowa. Jakby bycie osobą, którą można pokochać, podniosło moją wartość, a razem z nią liczbę rzeczy, jakich się ode mnie wymaga.
Czy to było zgodne z prawdą?
Pewnie nie.
- Co podać? - młody chłopak, o kędzierzawych, blond włosach, pojawił się przy naszym stoliku, a ja się zastanawiałam, od kiedy w fastfoodach są kelnerzy.
Vis, zauważając kelnera, uśmiechnął się szeroko.
- To, co zwykle. O ile nie znajdę w tym awokado, Carles.
Chłopak widocznie powstrzymywał się od śmiechu.
- Co ty, El? Będziesz mi to wypominał do grobowej deski? Kto nie kocha kebabów z awokado? - spojrzał na mnie, jakby szukając potwierdzenia swoich słów. Znowu się uśmiechnęłam, kiwając twierdząco głową.
Nie powiem, zdziwiła mnie takie zdrobnienie imienia Visa oraz to, że najwyraźniej ta dwójka znała się nie od dziś. Ale przeważał komizm sytuacyjny. Nie mogłam spoglądać na ich wymianę zdań obojętnie. Może nie wiedziałam, o co dokładnie chodziło, ale miałam powód do uśmiechu. A we wtorki było ich od groma.
- Ja, Carles. Wiesz, że nienawidzę awokado - odpowiedział Vis z widocznym grymasem niezadowolenia.
Razem z blondynem śmiałam się do rozpuku, dopóki chłopak nie przestał i przyjrzał mi się badawczo.
- Jak masz na imię?
Uspokoiłam oddech.
- Tiara - powiedziałam i podałam mu rękę, którą uścisnął z szerokimi oczami.
- Stary, nie mów, że to t a Tiara... - Popatrzył z szokiem na kumpla, a mój uśmiech gdzieś się ulotnił.
Vis zgromił go jednym spojrzeniem i powiedział:
- Nawet jeśli, to mógłbyś być nieco dyskretniejszy.
- Nie no, zluzuj, to jest... - Szukał odpowiedniego słowa. - Kozackie!
- Co? - zapytałam zdziwiona.
- No przecież! Już cię lubię, krejzolko. - Klepnął mnie w ramie, pod ostrzałem piorunów, strzelających ze stalowych oczu tuż obok.
- Idź już lepiej po tego kebaba - burknął do blondyna, po czym przeniósł swój wzrok na mnie. - A dla ciebie?
- Małe frytki i cola - zwróciłam się do Carlesa, który zapisał to w małym notesie. Ostatni raz się zaśmiał, zasalutował i odszedł w stronę lady.
Znajomy Visa zaskoczył mnie pozytywnie i sprawił, że zaczęłam wierzyć w pozytywną stronę popularności.
Popatrzyłam w kierunku szaro-błękitnych oczu, które już były we mnie utkwione. Intensywność, z jaką to robił, zmusiła mnie do przerwania tej gorącej wymiany spojrzeń. Zamiast na nim, skupiłam się na ulicy, po której nie przejeżdżał żaden samochód, a jedynie przechodziły grupy ludzi, dla których brakło miejsca na chodniku.
- Powiesz mi, co zaszło między tobą, a Breakiem w tej sali?
Odwróciłam spięta głowę w kierunku Visa i myślałam nad podjęciem prawidłowej decyzji.
Jeśli powiedziałabym mu prawdę, upokarzający film, w niewyobrażalny dla mnie sposób, trafiłby do internetu, wydałoby się, gdzie jestem i - co za tym idzie - musiałabym zmienić zupełnie miejsce zamieszkania. O kolejny kilkugodzinny lot samolotem. Straciłabym z nim kontakt z wszystkim, co tutaj, czego chyba bym nie wytrzymała.
Jeśli jednak bym skłamała, miałabym ogromne wyrzuty sumienia i musiałabym ciągnąć to kłamstwo za sobą przez cały czas. Musiałabym okłamywać jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
I znowu moja mama pojawiła się w mojej głowie, mówiąc:
Szczerość to podstawa.
Zanim cokolwiek powiedziałam, przyszedł Carles z naszymi zamówieniami i widząc nasze poważne miny, z ciepłym uśmiechem skinął nam głową na pożegnanie i pognał do kolejnych klientów.
Westchnęłam i zaczęłam jeden z najcięższych monologów w moim życiu.
- Break pewnego wtorkowego wieczoru pomógł mi, kiedy byłam poza domem. - Nie mogłam powiedzieć mu o izolatce. Nie dziś. - Otoczyli mnie natrętni ludzie, a on zaprowadził mnie do bezpiecznego miejsca. Jak się okazało, zbliżali się do nas paparazzi, więc szybko uciekłam, czując, że środa... - z trudem mówiłam to na głos. - Nadchodziła, a ja byłam coraz bardziej rozwścieczona.
Vis cały czas siedział z rękami na stole, nerwowo stukając palcami prawej ręki o jego powierzchnię. Plecy przywarł do oparcia kanapy, a jego niespokojne oczy znowu spotkały się z moimi.
Mimo mieszanych uczuć, nie przerywałam. Opowiedziałam mu o tym, jak obudziłam się w czwartek, o ranie, o porywaczach, o których chłopak z trudem słuchał, utrzymując nerwy na wodzy. Skończyłam na momencie, w którym przyszedł do szpitala.
- W poniedziałek, Break pokazał mi nagranie - przerwałam, by schować twarz w dłoniach i mówić dalej. - Było na nim wszystko, co działo się w tą pamiętną środę. Jak wpadam w gniew. Jak niszczę wszystko wokół. Jak jestem prawdziwą Szajbuską. Zagroził mi, że jeśli powiem komukolwiek o jego pomocy względem mnie, wrzuci filmik do sieci, a wtedy, uwierz, będę skończona. Wszystko będzie skończone.
Cisza zaległa między nami niemal boleśnie.
Nie słyszałam rozmów wokół, ani stłumionego szumu ludzi zza szyby. Było tylko tępe buczenie w uszach i niepewna przyszłość.
Delikatny chwyt ciepłych dłoni odciągnął moje ręce od twarzy. Vis, pochylony nad stołem, patrzył na mnie pewnym siebie wzrokiem, nadal trzymając moje ręce w swoich.
- Nic nie będzie skończone, bo nieważne, co się stanie, ja będę obok ciebie.
Pokręciłam głową.
- Jeśli wideo będzie w internecie, wyprowadzę się nie wiadomo jak daleko i nie będę mogła ci powiedzieć dokąd. Tak jest zawsze, gdy media dowiadują się, gdzie mieszkam. Zawsze.
Na jego twarzy wymalował się wyraźny niepokój.
- Obiecaj, Vis, że nikomu tego nie zdradzisz.
- On ma nagranie z tobą i w dodatku cię nim szantażuje? Jak mam być cicho, kiedy ten typ robi coś takiego? Nie może mieć tego nagrania, trzeba...
- Vis, obiecaj - powiedziałam cicho, ale stanowczo. - Jeśli twoje plany się nie powiodą, wyjadę. Nie chcę opuszczać ani ciebie, ani Edge. Możesz po prostu udawać, że jest, jak było. Niczego nie wiesz, a Break nie rujnuje tego, co budowaliśmy przez ostatnie miesiące. Nie zrujnuje nas.
Widziałam, jak walczył sam ze sobą. Zamknął oczy, pomasował palcami wskazującymi i środkowymi skronie, trzymając mnie w niepewności.
Po dłuższym milczeniu, powiedział:
- Obiecuję.
A ja byłam pewna, że nie mówił prawdy.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Tutaj serdeczne podziękowania za wbicie około 280 wejść od ostatniej części oraz ponad 200 głosów... Może i lubię pisać, ale nie jestem w stanie opisać swojej wdzięczności oraz dumy z moich czytelników. Naprawdę. :)
I oczywiście za to 1971 wejść! Aaaa!
Coraz bardziej skłaniam się do kontynuacji...
Dążymy do wielkich dwóch tysięcy? ;)
Do zobaczenia,
~ May Forgotten
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top