Rozdział 22

Siedział spokojnie, patrząc na mnie swoimi kawowymi oczami jak na niespotykane zjawisko. Badał, choć bał się mojej reakcji, lub nawet mnie.

Miał na sobie podobny garnitur do tego, który widziałam na ekranie porywaczy. W tej chwili miałam pełen widok na kogoś, kto mało przypominał człowieka z moich wspomnień.

Włosy utraciły równie kawową barwę, jaką po nim odziedziczyłam. Były siwe z pojedynczymi brązowymi włosami.

Więcej zmarszczek, więcej kilogramów, więcej kłopotów.

- Co on tu robi? - zapytałam matkę głosem, którego sama nie poznałam.

Trudno było mi oderwać wzrok od ojca, choć się starałam. Nie mogłam. Wspomnienia przelatywały przed moimi oczami z szybkością stron w książce przerzucanych z prawej do lewej w celu jej ogólnej oceny. Ta książka nie miała końca. Jakby jej stron przybywało z każdym spojrzeniem rodzica.

- Tiaro, jaka ty duża... - Głos zabrał milczący jak dotąd ojciec. - Porozmawiajmy.

Pokręciłam głową z kpiną wypisaną na twarzy. Mimo to, nie odzywałam się. To nie ja miałam tu coś do powiedzenia. Potrzebowałam wyjaśnień. Czegoś, co by uspokoiło moje nerwy, postawiło do pionu.

- Nie będę mówił, że żałuję swoich zachowań, bo to oczywiste. Chciałbym, byśmy zapomnieli o tym, co było, i żyli tym, co teraz. - Ojciec stał z dłońmi splecionymi na wystającym brzuchu. - Mam zamiar zrobić co tylko w mojej mocy, byś mieszkała razem ze mną, bo chcę ci zapewnić odpowiednie warunki -  przerwał, by popatrzeć na moją matkę, która ze skruchą w oczach przysłuchiwała się jego monologowi - Przykro mi, Cannasy, ale nie mogę pozwolić, byś robiła coś ponad swoje siły. - Tu znowu wbił poważny wzrok w moją osobę. - Od niedawna mieszkam dwadzieścia minut pieszo stąd. Mogłabyś chodzić do swojej szkoły, tylko co jakiś czas przychodziłby lekarz na kontrolę twojego... stanu.

Wzięłam głęboki wdech. Przemyślałam podczas jego przemowy wszystkie za i przeciw, by wyrazić swoje zdanie.

- Zamieszkam z tobą, bo i tak nie mam wyboru, prawda?

Ojciec w odpowiedzi spuścił wzrok i podrapał się po karku.

Oczywiście, że nie, pomyślałam.

Spojrzałam na matkę. Oczy, w których tliły się łzy, były zupełnym przeciwieństwem pocieszającego uśmiechu na jej drobnej twarzy. Bolało. Znowu.

- Nie myśl tylko, że ci wybaczam, wprowadzając się do ciebie z dnia na dzień - powiedziałam do ojca, cały czas patrząc z żalem na rodzicielkę.

- Oczywiście, rozumiem cię. Postaram się to naprawić.

W tym momencie obdarzyłam go krótkim, smutnym uśmiechem. Zmierzając do korytarza, powiedziałam tylko:

- Nie da się naprawić czegoś, czego od dawna nie ma.

~°~

Wraz ze wschodzącym za oknem słońcem, do mojej głowy wpadały różne osoby, bezczelnie wykorzystując moja empatię. Rozszarpywały mój umysł, od tych najbardziej znienawidzonych, po te mi najbliższe. Aż po Visa.

Wyrzuty sumienia ściskały mi żołądek.

Nie skontaktowałam się z nim od wczoraj, a i tak było to dalekie od pamiętnej środy.

Była już niedziela.

Wychodząc przed dom, ubrana w ciepłą odzież, idealną na chłodny powiew budzącego się dnia, ruszyłam przed siebie. W drodze wyjęłam telefon, pisząc wiadomość:

Ja:
6;44: Jak tam?

Usunęłam ją, zanim w ogóle została wysłana. Schowałam urządzenie do kieszeni.

Po dziesięciu minutach spaceru telefon zawibrował. Spoglądając na ekran, zaczęłam wierzyć w telepatię.

Vis:
6;54: Wszystko gra?

Z uśmiechem wywołanym jego odzewem odpisałam:

Ja:
6;55: Tak, jest dobrze :)

Czułam, że nie zasługuje na to, by się martwić. Zwłaszcza o mnie, kiedy to ja go odrzuciłam. Był świadkiem zdarzeń, które niezbyt miło się ogląda. Prawie rozwaliłam mu głowę jakąś głupią ozdobą! Do tego wszystkiego bałam się z nim skontaktować.

Rozumiałam, że obwiniał się o to, co się stało. Niesłusznie.

Głupia Niedziela, pomyślałam.

Vis:
6;58: Nie wiesz, jak mi ulżyło! :D Widzimy się jutro, tak?

Myśl o poniedziałku wprawiła moje ciało w chwilowe drżenie. Płacz, łzy, szkoła...

Moje palce już wystukiwały odpowiedź, kiedy naszło mnie miłe wspomnienie. Takie, od którego dreszcz emocji przebiegł mi po plecach.

Usta Visa na moich.

To, co wtedy czułam, było nie do opisania. Pokazał mi jedną z najlepszych rzeczy w życiu. Na chwilę nie byłam Szajbuską.

Byłam Tią. Zwykłą osiemnastolatką, która zakochała się w innym osiemnastolatku. To było cudowne.

Czy chciałam znowu nią być?

Jak niczego innego.

Ja:
7;02: Jasne :D

Kliknęłam przycisk wysyłania w momencie zderzenia się z...

- Już wróciłaś?

Cienki głos Philis obił mi się boleśnie o uszy.

Gdy na nią popatrzyłam, nie widziałam dziewczyny ze szkoły. Była bez grama makijażu, o delikatnych rysach, jak zwykle jednak szykownie ubrana. Ciemne włosy, które zawsze miała idealnie wyprostowane, spięte jedynie podłużną spinką po lewej stronie, w tej chwili uczesane były w niedbałego koka.

Wyglądała inaczej, nawet lepiej.

- Sorry, że w ciebie weszłam. - Bez zbędnego gadania i grymasu ominęłam Philis i ruszyłam przed siebie.

- Zaczekaj! - krzyknęła za mną, ale nie wrednie, czy oschle. Dziwnie zwyczajnie.
Leniwie odwróciłam się w jej kierunku, gdy ona była już przede mną.

- Chciałam... Chciałam cię przeprosić.

Moje oczy w tym momencie chyba pobiły rekord szerokości.

- Nie powinnam była wtrącać się w twoją chorobę. Pewnie sama chciałaś powiedzieć o tym Visowi w swoim czasie i... Dziwnie mi się to mówi, ale wybacz mi. Przesadziłam.

Morskie oczy dziewczyny jeszcze nigdy nie były takie łagodne.

To było zbyt nierealne.

- Jaki masz w tym cel? - zapytałam, mrużąc powieki. - Czemu miałabyś mnie przepraszać?

Oszczędziłam jadu w każdym pytaniu i ustąpiłam ciekawości.

Philis, zbita z tropu, chwile stała w ciszy i konsternacji.

- Ja... Kiedy czytałam na głos przed wami ten artykuł, nie myślałam o niczym innym, niż o tym, by... zrobić ci na złość. Nie myślałam o tym, co czytam. Gdy wróciłam do domu, chciałam napisać wiadomość do koleżanki i zobaczyłam, że serwis, na którym czytałam o... tobie, był wciąż otwarty. Zaczęłam go nieświadomie czytać, przechodzić do innych i... Tam było tyle przeciwności... - Philis unikała mojego wzroku, jakby bała się, że zaraz mogłabym ją zganić. W rzeczywistości każdy to czytał. - Pisało tam, czego to ty nie robisz... Widząc cię w szkole, a widząc obraz, jaki narzucają te portale... Byłam w szoku, że tak naginają prawdę... A ja, słuchając znajomych, rodziców, od razu w to wierzyłam. Nie zastanawiałam się nad tym, aż do teraz.

Była spokojna, nie targały nią żadne emocje. Jakby po prostu wyjaśniała problem, którego chciała się pozbyć. Jednak było widać, że takie wyznania to nie coś, co łatwo jej przychodzi.

- Wiesz, co? Rozumiem cię, ale udawajmy, że ta rozmowa nie miała miejsca.

Nie wahałam się przy żadnym słowie.

Philis przetarła twarz dłońmi.

- Jak myślisz, kto będzie obiektem kpin, kiedy z wroga numer jeden staniesz się moim zwykłym znajomym? - zapytałam ją, korzystając z jej milczenia. - Ty, Philis. Więc ja przyjmuję twoje rzekome przeprosiny, a jutro będzie tak, jak zawsze. Mówię na głos to, o czym obie myślimy. Wiesz o tym. Wiesz, że i tak by tak było.

Ciemnowłosa wypruta z uczyć jedynie przytaknęła i odeszła w ciszy.

🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟🌟

1088 słów... I to ostatni raz, kiedy to piszę :D

Dzięki za wszystko :)

~ May Forgotten

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top