Rozdział 1

[poprawione; 19.01.2018]

***


Znowu ta cisza. 

Z każdym kolejnym krokiem, czułam na sobie coraz więcej spojrzeń. Już słyszałam za sobą narastające powoli pogardliwe komentarze. Z grobowej ciszy, po kilku krokach przebijałam się przez stworzony z nich szum. Zarówno przez te ciche, pod nosem, jak i te, jakie mogłam z łatwością usłyszeć, stojąc parę metrów dalej. 

Mimo to, pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy, po wkroczeniu na teren liceum, brzmiała:

Wszystko mi jedno.

Spostrzegając, jak kilkadziesiąt par oczu niemal wypalało we mnie dziury, westchnęłam ociężale. Ból w całym ciele był intensywny i dotkliwy, jednak od samego rana ledwo zwracałam na niego uwagę. Nawet nie uczesałam włosów. Pozwoliłam tkwić im w tym stanie. Nie wiedziałam nawet, czy nie założyłam na siebie modowego samobójstwa. Po prostu było mi to obojętne.

Wolno i leniwie podążając pod drzwi klasy, gdzie miałam mieć pierwsze zajęcia tego dnia, spuściłam wzrok na swoje owinięte grubszą warstwą bandaża dłonie. Zarys tego, co działo się wczoraj, pojawił się przed moimi oczami, jednak nie drgnął mną nawet w małym stopniu. Znudzona patrzeniem się w jeden punkt, podniosłam spojrzenie na przechodzące w koło gromady uczniów. Było to tak samo nudne, jak moje dłonie. 

Miałam wrażenie, że czwartek od samego rana nie dawał o sobie zapomnieć. Niemal słyszałam jego monotonny, znudzony głos w mojej głowie:

Odpuść. Daruj sobie. Nie warto.

Gdy nogi niemalże automatycznie zaprowadziły mnie pod klasę, omiotłam wzrokiem od niechcenia wszystkich tam zgromadzonych, czekających na wyrok zwany dzwonkiem. Coś przykuło moją uwagę na sekundę dłużej, niż przy reszcie. Mianowicie chłopak, którego widziałam pierwszy raz na oczy. Czarnowłosy, o dziwnie jasnobłękitnych tęczówkach. Wyglądał na ułożonego człowieka, zważając na jego schludny ubiór, więc nie bardzo pasował do grupy chłopaków, z którą rozmawiał. 

Ich popisowy numer?

Głupota.

Więc z racji, że moment później ich widok przestał przyciągać moją uwagę, skierowałam się do otwartej już klasy. Chciałam usiąść w swojej ławce, na samym końcu sali, gdzie zyskałabym chwilę spokoju. I cokolwiek, byle nie jeden i ten sam widok.  

Niestety, los miał co do mnie nieco inne plany.

Coś twardego zahaczyło o dolną część mojej nogi, co uniemożliwiło mi zrobienie kolejnego kroku i niespodziewanie runęłam na ziemię, uderzając się przy tym w skaleczone dłonie. Syknęłam mimowolnie z bólu.

- Uważaj, Szajbusko, jak łazisz! 

No przecież. Żaden dzień nie mógł się obyć bez kąśliwych uwag mojej ,,koleżanki z klasy". Tylko jedna osoba posuwała się do tego typu zachowań, więc nawet nie musiałam na nią patrzeć, by wiedzieć, że był to wysoki obcas Philis Romanov.

Czy czułam zażenowanie? 

Nie.

Bez żadnego słowa, czy wyrazu zainteresowania, zaczęłam podnosić się z podłogi. Ból mi w tym nie pomagał, ale tak się zdarzało. Znosiłam go co tydzień. Był on więc po części tradycją. 

- Do tego służą nogi. - Philis zaakcentowała ostatnie słowo, myśląc, że w jakikolwiek sposób mogłaby mnie tym urazić. - Wiesz, do czego służą nogi? - zapytała głosem przedszkolaka. Byłam pewna, że przechyliła do tego głowę jak niejeden pies.

Właśnie kończyłam otrzepywać swoje spodnie, gdy popatrzyłam na brunetkę znużona jej dojrzałą postawą. Kiedy mimowolnie spojrzałam za jej plecy, już obracając się w stronę wejścia, na sekundę skrzyżowałam spojrzenie z nowym chłopakiem, którego widocznie zdziwiło całe to wydarzenie, bo stał tam ze zmarszczonymi brwiami.  Weszłam do klasy, a moment później po całej szkole rozległ się felerny dźwięk dzwonka. 


~°~


Słuchawki w moim plecaku aż prosiły się o założenie na uszy i odłączenie mnie od anegdot pani Smile, która opowiadała od dobrych 10 minut o jej nieszczęśliwych miłościach z zagranicznych wyjazdów. Zwłaszcza, że była to lekcja fizyki. A przynajmniej miała być.

Pani Smile mówiąca o nieszczęściu.

Tak, życie uczyniło ją chodzącym paradoksem.

Wyłączając się już w zupełności, wyciągnęłam z torby upragniony przedmiot, który bez żadnych skrupułów założyłam na uszy i podpięłam do telefonu, dając muzyce odwrócić moją uwagę od wszystkiego wokół i zwracając ją na każdy, możliwy do uchwycenia w trapie, beat, sampel czy wokal.

Moja głowa kiwała się na boki, po dłuższej chwili zwracając uwagę nauczycielki. Zamilkła, przerywając swój, z pewnością, interesujący monolog, a na jej twarzy zagościła irytacja. Natomiast ja, wciąż niewzruszona, dalej słuchałam mojej tymczasowo ulubionej piosenki, zachowując naturalną, obojętną mimikę.

Część klasy, wytrącona z uwagi nagłym milczeniem, podążyła za wzrokiem profesor, obdarzając mnie zirytowanymi lub znudzonymi minami. W tym nowy chłopak, który stał się jeszcze bardziej zmieszany na widok tego, do czego reszta była więcej, niż przyzwyczajona. Zastanawiałam się, czy kiedyś miał inną minę, niż tę ze zmarszczonymi brwiami.

Pani Smile, nie pogrążając się bardziej w bezsilności, wróciła do biurka, otwierając książkę, zapewne z zamiarem powrotu do zajęć. Widać, że żywiła do mnie nie do końca pozytywne uczucia. Poprawiła mimowolnie swoje ubrania i okulary. Z ruchu jej ciała, można było zgadnąć, że odchrząknęła, by wszystkie głowy podążyły w jej stronę. I tak się stało.

Prawie.

Niebieskie oczy nie opuszczały moich.

Podniosłam jedną brew ku górze, czując lekkie spięcie, i wyczekiwałam reakcji mojego obserwatora. Było to nieco dziwne. Miał spokojne, trochę zadumane spojrzenie. Wciąż miał delikatnie zmarszczone brwi, jakby intensywnie nad czymś myślał. I nagle, zupełnie mnie zaskakując, lekko uniósł kącik ust do góry, po czym odwrócił wzrok, włączając się jakby nigdy nic w lekcję.

Byłam lekko zdekoncentrowana tym dziwnym gestem, więc swoją uwagę całkowicie skupiłam na ekranie swojego telefonu.


~°~


Gdy kolejny utwór z mojej playlisty dobiegał końca, ktoś szturchnął moje ramię, na co leniwie wróciłam do rzeczywistości. W którymś momencie lekcji ogarnęło mnie znużenie, więc położyłam się na ławce, krzyżując ręce i kładąc na nich głowę. Teraz uniosłam ją do góry, by zobaczyć, kto mi w tym przeszkodził.

Ujrzałam z bliska tęczówki koloru zimowego nieba.

Flegmatycznie zdjęłam słuchawki i rozejrzałam się dookoła. Klasa była pusta, a na korytarzach szumiało od tłumów nastolatków. Zdałam sobie sprawę, że musiałam zasnąć i gdzieś w tym stracić poczucie czasu.

- Nie chciałem Ci przeszkadzać, ale już dawno po dzwonku. - Nowy chłopak miał zaskakująco melodyjny głos.

- A, dzięki - mruknęłam, niechętnie wymuszając z siebie cokolwiek.

Zaczęłam mozolnie chować swoje rzeczy do torby. Chłopak nie ruszył się o krok, co dzisiaj postanowiłam, jak wszystko, zignorować. Nie umiałam wykrzesać z siebie więcej energii, a zdecydowanie chciałam szybciej opuścić salę.

Gdy już przerzucałam ramiączko od plecaka przez ramię, zwinnie się uchyliłam, by nie dostać papierową kulką od Philis. Nie musiałam nawet tam spojrzeć. Już wcześniej czułam, że ktoś mnie obserwował. Poza tym, w klasie byliśmy tylko ja, nowy chłopak i ona, wraz ze swoimi przyjaciółkami.

Chłopak tylko spojrzał na dziewczyny, potem na mnie, a następnie na kulkę papieru, leżącą na podłodze niedaleko nas. Kiedy zobaczyłam, że zmarszczone brwi znów zagościły na jego twarzy, skróciłam jego męki.

- Intuicja - powiedziałam, wywracając oczami, po czym opuściłam klasę, zostawiając go za sobą.

Moje myśli były dzisiaj jednoznaczne:

Niech się cieszą, że nie ma środy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top