Rozdział 9

Powierzchnia, jaką zajmowała szkarłatna, ciemna krew, mogła mieć - co najwyżej - metr kwadratowy. Nie byłam w stanie spostrzec, z czego tak naprawdę się ona wydobywała. Z głowy, brzucha, a może pleców? Nie wiedziałam. A to, że byłam coraz słabsza, nie było mi na rękę.

W miarę możliwości, bez poruszania głową rozejrzałam się po miejscu zupełnie mi obcym. Była to stara, pusta, żelazna budowla wielkości i wysokości stodoły. Co około pięciu metrów na ścianie znajdowały się metalowe słupy podtrzymujące, nie najlepszej jakości, strukturę. Ziemia była brudnym betonem. W pomieszczeniu nie było niczego prócz paru monumentalnych, drewnianych skrzyń po jedną na róg.

Skąd więc światło? Skąd upał?

Z niechęcią powróciłam wzrokiem do źródła promieni słonecznych, używając dłoni jako "daszka" i zaciekle walcząc z bólem w ręce.

Drzwi.
Żelazne drzwi na kłódkę. Wyważone, spoczywające na gruncie dwa metry od ich poprzedniego miejsca. Metal kłódki był powyginany w różne strony. Ucierpiały nawet ściany. Wgłębienia w nich dawały o sobie znać z pewnością na odległość stu metrów - jak nie więcej.

Bałam się, że właściciel tego - czymkolwiek to było - wróci tu niebawem, a ja nie miałam zbyt wiele czasu, by działać.

Ponownie spojrzałam na plamę bordowej cieczy. Wzdrygnęłam się, a panika atakowała mnie nieprzerwanie, jakby ciosy pięściami wycelowane prosto w brzuch.

Torba.

Gdzie była torba?

Poczułam obecność ciężaru, który był na moich plecach, a przede wszystkim barkach, od przebudzenia. Delikatnie uniosłam prawą rękę będącą u góry, gdyż leżałam na lewym boku, i zdjęłam pakunek z ramienia. Ta z szelestem upadła, a mnie przeszła kolejna fala cierpienia. Syknęłam.

Teraz widziałam.

Krew umykała z mojego biodra. Granatowa bluza zdążyła już dawno przesiąknąć, pozostawiając na sobie krwisty okrąg. Z zawahaniem podniosłam materiał do góry.

Widok głębokiej rany ciętej sprawił, że pojawił się u mnie odruch wymiotny, który skutkował wyzbyciem się całej zawartości mojego żołądka.

Pomyślałam: kolejna blizna do kolekcji.

Odór był nie do zniesienia. Nie poddając się po następnych katuszach, sięgnęłam do torby po pierwsze lepsze ubranie i zawinęłam je wokół rany najdelikatniej jak potrafiłam. Mimo tego i tak było to dla mnie niczym wbicie tysiąca igieł w jedno miejsce.

Tuż po tym zawibrował mój telefon.

Znalazłam go, ale gdy spojrzałam na nadawcę, nie wiedziałam co zrobić. Obcy numer. Zauważyłam, że był czwartek. Co gorsza, już dawno minęło południe.

Wzięłam głęboki oddech i, odbierając połączenie, przyłożyłam sprzęt do ucha.

- Halo?

Mój głos był niezwykle nienaturalny. Pozbawiony delikatności, zastąpiony okropną chrypą.

- Tia? Co się stało? Nie brzmisz najlepiej.

To on.

Tylko skąd on miał mój numer? Kto mu go dał?

- Vis? Jak zdobyłeś mój numer?

- To nieistotne - powiedział to dziwnie oschle, a ja lekko się wzdrygnęłam na ten nowy dźwięk. - Wszystko w porządku?

- Wczoraj trochę zabawiłam. - Postawiłam na kłamstwo. W rzeczywistości brzmiałam jak bardzo niewyspany, skacowany człowiek.

- Aż tak dobrze ci u tej ciotki? Może ja też wpadnę - zaśmiał się, na co na twarzy zabłąkał mi się mały uśmiech.

- To chyba nie jest zbyt dobry pomysł. - Spróbowałam się cicho zaśmiać, ale przez skurcz mięśni brzucha ledwo co powstrzymałam się od krzyku. Bolało. Tak bardzo bolało.

- W sumie masz rację. Jeszcze nie widziałem cię w akcji, więc wolę nie ryzykować.

Po jego wypowiedzi, z trudem powstrzymywałam się od chichotu.

Zanim kompletnie wypadło mi z głowy, zapytałam:

- Mam do ciebie prośbę. Mógłbyś wpaść do mojej mamy i przekazać jej, że wyjazd mi się trochę przedłuży i wszystko u mnie dobrze?

Nie mogłam się z nią skonfrontować osobiście, zwłaszcza, że nie wiedziałam, gdzie się, cholera, znajdowałam. A to nie była informacja na telefon. Mój głos przeraziłby ją, bo - i ja, i ona - miałyśmy świadomość, że nie podała mi moich specjalnych środków uspokajająco-przeciwbólowych tak, jak robiła to co tydzień po północy. Bez nich byłam wrakiem człowieka, którego za nic w świecie nie chciałam jej pokazywać. Zawsze mówiła, że jako matkę mój ból boli ją dziesięć razy bardziej. Nie wyobrażałam sobie tego cierpienia. To nigdy nie mogło się spełnić. Po prostu.

- Dlaczego, jeśli mogę spytać?

I nagle pustka. Żadnego racjonalnego powodu. Miałam szkołę, więc dziwne, że tak po prostu ją olałam. Nie miałam pomysłu na to, co powinnam powiedzieć. Nic a nic.

- Wiesz... Nie mogę ci powiedzieć, ale ona będzie wiedzieć, o co mi chodzi. Dodaj jeszcze, że to bardzo pilne i nie miałam wyjścia.

Idealny sposób przekazania mamie, że potrzebuję pomocy.

- Um, jasne. Wyślij mi tylko adres i już będę w drodze - odpowiedział, a ja liczyłam na to, że temat rzekomej cioci nie zostanie między nimi poruszony.

- Jasne. Dzięki, Vis. Mam u ciebie dług.

- Znajdę sposób, żebyś mogła się odwdzięczyć. Na razie - odpowiedział i zakończył połączenie.

Dobrze, że nie widział moich rumieńców na całą twarz.

I wtedy poczułam niezwykle ciężki, nieznośny ból. Krzyknęłam. Popatrzyłam na biodro, które ponownie zaczęło krwawić. Materiał służący za opatrunek nabierał jaskrawoczerwonej barwy. Odpływałam, byłam tego pewna. Ciemna mgła majaczyła mi przed oczami, pchając mnie w swoje ramiona.

Jakim cudem nadal żyłam?

Skąd miałam to wiedzieć...

Odpływając, błagałam w myślach:

Proszę o jeszcze jeden dzień, nie chcę umierać... Tak bardzo się boję... Proszę.

Jakby pod wodą, usłyszałam szmer. Poczułam apogeum bólu w każdej cząstce mojego ciała, kiedy jakiś ciężar wylądował na moim ramieniu, energicznie mną potrząsając. Nie miałam siły krzyczeć, jedynie pojękiwałam, jakby miało się to zmienić w szloch.

I w tej chwili otaczającą mnie mgła była na tyle gęsta, że nie czułam nic oprócz pochłaniającej czerni i oderwania się od ziemi.


~°~


- Nie widziałeś, jak to wygląda?!

To był męski, przerażający głos. Zalała mnie lawina pytań, na które nie znalazłam odpowiedzi. Nie chciałam otworzyć oczu, choć miałam taką możliwość, ze względu na strach przed tym, co bym zobaczyła.

Moje ciało zostało w pewien sposób wyzbyte z bólu. Było to wtedy coś w rodzaju tępego pulsowania i znieczulenia. Analizowałam to, co w tej chwili się rozgrywało dookoła:

Mogę oddychać, podnieść powieki i coś z siebie wydobyć, ale z resztą ciała...

Głośny huk wprawił mnie w przerażenie. Na tyle wielkie, że cudem było trwałe pozostanie przy zmysłach.

Mój oddech wariował. Chciałam niezauważalnie kontynuować podsłuch rozmowy.

- Stary! Nie ma opcji, żebyśmy się teraz włóczyli ulicami! 

Drugi mężczyzna posiadał nieco delikatniejszy, ale za to ochrypły głos. Być może był w podeszłym wieku, lub była to najzwyklejsza chrypa.

- Wiesz, że inaczej nikt nie da nam za to kasy?! Popatrz tylko na...

Nastała cisza, a ja przeraziłam się jeszcze bardziej. Starałam się być niczym głaz. Sprawianie wrażenia zemdlałej jest dużo cięższe, niż zakładałam.

I wtedy usłyszałam przy uchu:

- Ona podsłuchuje.

Moje serce stanęło.


⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Się porobiło!

1084 słowa. Brak czasu? ;/

Dla nastolatków - #736 ! ☺☺☺

Dziękuję za to i za prawie 400 wejść! Idziecie jak burza :D

Liczę na głosy i dziękuje tym, którzy do tej pory je dali :) Nie zapomniałam o was!

Do czwartku,

~ May Forgotten











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top