Rozdział 24
Do końca lekcji żaden z chłopaków nie wrócił.
Zastanawiało mnie, jak potoczą się ich losy i - przede wszystkim - czy Vis zostanie surowo ukarany, co mogłoby zaważyć na jego edukacji. Nie chciałam być przyczyną, nie daj Boże, jakiegoś wydalenia.
Ale chyba nie to było jedynym powodem mojego strachu.
Cały czas miałam ciarki na rękach po groźbach Breaka. Miał prawdę w swoich rękach. Trzymał bezczelnie mój los. Mógł nim władać. W jednej chwili był w stanie uczynić moje życie jeszcze gorszym niż kiedykolwiek.
To mnie przerażało.
Wychodząc z klasy, wytarłam, już może setną, chusteczką policzki i oczy, a potem odblokowałam zatkany nos.
Poczułam kilka wibracji w lewej kieszeni dżinsów.
Gdy spojrzałam na ekran, mój nastrój opadł do granic możliwości.
Vis:
15;32: Co za człowiek! Dał mi ostrzeżenie i "pokutę" w postaci harowania na stołówce do końca roku szkolnego! Idiota...
Break został zawieszony na ten tydzień i tyle.
Na razie mam czekać na rodziców, więc później o tym pogadamy.
Dobre było tyle, że nie mieliśmy o tym rozmawiać w tym momencie i nie dostał jakiejś nagany. Chciałam jednak, żeby to "później" mogło być "nigdy".
~°~
Przechodząc przez ten sam park, co zwykle, rozglądałam się za przyjacielem, który zawsze tu bywał o tej porze.
Żar bił po moich ciemnych ubraniach, zmuszając do szybkiego znalezienia kawałka pozbawionego promieni słonecznych. Na moje szczęście niedaleko zauważyłam ławkę skrytą tuż pod ogromnym drzewem i siedzącego na niej Dustina.
Podchodząc do niego, trudniej było zwalczać mi łzy. Na jego widok myślałam tylko o jednym. O odejściu.
- Cześć - powiedział smutno, gdy zobaczył, jak siadam obok niego.
- Hej.
Dustin westchnął i odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy.
- Szukamy lekarza. Dla mojej mamy.
Zdawał się być znużony. Ale nie smutny. Po prostu zmęczony.
Przechodził przez trudny rozdział swojego życia. Męczył go, sprawiał, że ciężej mu było dalej dążyć do celu niekoniecznie dobrego pod każdym względem.
- W waszym nowym...
- Nie - przerwał mi - tutaj. Jest mała szansa na to, że zostaniemy w Edge.
Moje szeroko otwarte oczy patrzyły na Dustina, nie wierząc jego słowom. Jakby mogły być kogoś innego, albo zdeformować się w mojej głowie.
- Mówisz serio?
Mimo że słowo "mała" było tu kluczowe i dobitnie podkreślone, mogłam się tym cieszyć. Ale nie mogłam wierzyć w coś, co jest mało prawdopodobne. Chcąc nie chcąc, robiłam to.
Dustin spojrzał na mnie z malutkim uśmiechem.
- Serio serio.
- To by było wspaniałe. - Też pozwoliłam sobie na uniesienie kącików ust, choć i tak ten dzień to była jakaś tragedia.
- Ale trudno znaleźć lekarza od jej przypadłości. Zwłaszcza w takiej niewielkiej miejscowości... Ale trzymamy się nadziei - powiedział nieco weselej.
I jakby wraz z tymi słowami zrodziła się we mnie mała iskierka nadziei. Nie wiedziałam na co, ale poniedziałek nie mógł być dla mnie dłużej przeszkodą nie do pokonania. Była jakaś droga, światło w tunelu, koło ratunkowe...
Widziałam wyjście.
~°~
Pot spływający po moim czole zmusił mnie do związania włosów w wysoki kucyk, którego koniec znajdował się na poziomie uszu, za to był pokaźny - ze względu na jego objętość. Czułam się inaczej. Nieswojo. Jakbym nagle stała się łysa, odsłonięta i bardziej widoczna dla innych.
Narastające we mnie skrępowanie zmotywowało mnie do przyspieszenia kroku. Myślałam tylko o tym, by przed zmrokiem dotrzeć do domu.
Mimowolnie, przed wejściem do środka, spojrzałam w kierunku mojego przyszłego mieszkania. Było gdzieś tam niedaleko. Bez mamy, z ojcem, który od dawna nim nie był, i z mnóstwem kolejnych problemów.
Niemiły ścisk w żołądku i pulsowanie w głowie kazały mi przerwać tą bezsensowną czynność. Kolejne, niechciane łzy.
W domu unosił się dziwny, intensywny zapach. Po zamknięciu drzwi i zdjęciu butów zakryłam skrawkiem bluzki nos i usta, ledwo wytrzymując to, czymkolwiek to było.
Ostatnio działo się tu wiele zastanawiających rzeczy. Zwykle niedobrych. Bałam się tego, co czekało mnie za rogiem. W salonie, a może w kuchni, łazience... W myślach błagałam o coś tak zwykłego, jak rozlane na podłodze środków czystości.
Głęboki wdech, wydech i ruszyłam przed siebie.
Salon był pusty. Zdziwiłam się bałaganem, jaki tu panował. Rozrzucone poduszki, zmięte koce, brudne szklanki i talerze...
- Mamo! Jest...
Przerwał mi przeraźliwy huk tłoczonego szkła dochodzący z kuchni.
- Na litość Boską!
Usłyszałam krzyk matki w momencie przekroczenia progu owego pomieszczenia.
Tego to się naprawdę nie spodziewałam.
Siedziała na krześle przy stole, a wokół niej było rozsypane szkło i rozlana bordowa ciecz. Opierała głowę o dłoń, zupełnie wypruta z energii. Wyglądała, jakby miała zaraz zasnąć, nie przejmując się tym, co ją otaczało.
- Co się stało? - zapytałam ją w drodze po szufelkę i miotłę, którymi zaczęłam zamiatać szkło. Nie docierało do mnie to, co się właściwie działo.
To przez ciebie, pomyślałam.
- Nie wiem... W sumie wiem, no... Ale na razie nie wiem... - mówiła, a konkretniej, to bełkotała. Widocznie się upiła.
Nie sądziłam, że moja matka: osoba zrównoważona, bezwzględna i odpowiedzialna, posunęła się do sięgnięcia po alkohol. To była inna kobieta.
Zawsze gdy miała jakiś problem, a zdarzało się to rzadko, siedziała niczym nastolatka z serialu przed telewizorem z pudełkiem lodów, oglądając programy kulinarne, bądź tandetne telenowele. Nie płakała, raczej była w stanie zamyślenia, rozważania, nostalgii czy zmęczenia.
To był jej pierwszy raz od wieków, kiedy sięgnęła po alkohol. To mnie niepokoiło.
- Może powinnaś się położyć? - spytałam, gdy byłam już w trakcie ścierania szmatką wina z kafelek.
Podniosła nieco głowę i popatrzyła na mnie wdzięcznie swoimi zmęczonymi, trochę przekrwionymi oczami.
- Tak, tak... Pójdę, już idę. Dziękuję ci, dziecko. - Pogłaskała mnie niechlujnie po głowie i chwiejnym krokiem zaczęła opuszczać pomieszczenie.
Wrzuciłam szmatkę do zlewu i podbiegłam do mamy, by asekurować ją przed możliwym upadkiem.
- Tyle dla mnie robisz, kochanie. Dziękuję ci, bardzo. Kocham cię najmocniej na świecie, wiesz? - Dalej bełkotała, opierając się o barierkę schodów.
- Wiem, mamo - odpowiedziałam leniwie.
Pomagałam jej postawić nogę na trzecim stopniu, kiedy do domu nagle wpadł ojciec.
Znowu w swoim garniturze, tym razem bez torby na dokumenty, popatrzył szerokimi oczyma na matkę, a później na mnie.
- Po co tu przyszedłeś? - spytałam go, widząc, że nie jest skory do jakiejkolwiek wypowiedzi, i kontynuowałam pomoc rodzicielce.
- Chciałem omówić z wami szczegóły twojej przeprowadzki, ale widzę, że muszę zająć się czymś ważniejszym. - Rzucił wymowne spojrzenie na matkę, z którą w tym czasie znajdowałam się już u szczytu schodów.
Mama nachyliła się i cmoknęła mnie w czoło.
- Dziękuję, skarbku.
I obróciła się, by później zniknąć za drzwiami swojej sypialni.
Zeszłam jak najciszej do ojca i ruchem ręki pokierowałam go do salonu, który nadal był w opłakanym stanie.
Dalej czułam się dziwnie i nieswojo w jego towarzystwie. Może i wytłumaczył się z tego, co zrobił, ale dla mnie było to stanowczo za mało. Nawet z trudem przychodziło mi go nazywać ojcem.
- Powiedz - zaczęłam, siadając na kanapie - o jakie szczegóły ci chodzi?
- Twoja matka nie może, z tego co widzę, z nami porozmawiać... Tiaro, ona ma problemy...
- Nie. - Przerwałam mu gestem wyciągniętej ręki. - To był jednorazowy wypadek. Nie oceniaj po tym, co właśnie widziałeś.
- Mógłbym to samo powiedzieć tobie.
Zdezorientowana popatrzyłem na ojca, który miał w oczach nieznany mi błysk. Pewność siebie, ale i niepokój... Nie wiem, co oznaczał.
- W tej sytuacji wiesz, że muszę odebrać jej prawa rodzicielskie?
Zgromiłam go wzrokiem.
- Nie możesz, sam ich nie masz. - Panikowałam. - Nie pozwolę ci drugi raz... - Szlochałam. - Nie mogę...
Odcinając mnie od mamy, odetnie mnie od tlenu. Nie mógł tak po prostu wpaść do naszego życia i robić z nim co chciał.
- Tiaro...
- Wyjdź! Wyjdź stąd, proszę! Mam dość! - krzyknęłam i wstałam energicznie z kanapy.
Ten, nie kłócąc się, powoli opuścił nasz dom.
A ja, kiedy zamknęłam za nim drzwi, zalałam się łzami, upadając na kolana na zimną podłogę.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐
Bardzo powoli zbliżamy się do końca.
Dzięki za 1500 wyświetleń! Woooow! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! 😁😁😁
Oraz za te 114 głosów. 💖
I... Dziękuję @BatMisia za różne korekty oraz wskazówki, dzięki którym sprawdziłam poprawność dialogów i stylistyczną 😁😊👌👌
I nie wiem, czy ktoś słucha tych piosenek w mediach, ale staram się je dopasować do rozdziałów, nadając im odpowiedniego klimatu, więc polecam 😊 ;]
Do następnego,
~ May Forgotten💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top