E P I L O G

Miesiąc później.


- Jeśli niczego nie zrobimy, możemy mieć poważne konsekwencje.

Doktor Stace chodziła od jednej strony gabinetu do drugiej. Bała się wszystkiego, co nastąpiło tak szybko. Wiedziała, że trzeba jak najszybciej wdrożyć plan w życie. Do tego dręczył ją ten zupełnie anonimowy list, a lepszym określeniem byłoby: krótka wiadomość na papierze. 

Pozostali, czyli dyrektor Nomers, detektyw Green i pielęgniarka siedzieli to przy biurku, to na fotelach pod ścianą. Każdy był nieco spięty, choć w środku targały nimi skrajne emocje. Dostali przecież wiele niewiadomych. Mimo że policja niebawem miała się zjawić, nie mogli się uspokoić ani pozbierać części w całość. 

To nie ma sensu, myśleli, to niedorzeczne!

- A co z wynikami?

To pytanie zadała cicho pielęgniarka o puszystych, siwych włosach sięgających jej po ramiona. Przerzucała roztargniona wzrok na wszystkich obecnych i miała wrażenie, jakby zaraz miała się rozpłakać.

- Musimy przecież zadbać o to, żeby były lepsze lub chociaż stabilne - dodała, kiedy odpowiedziała jej głucha cisza.

- Organizm nie nadąża za taką ilością leków, które jesteśmy zmuszeni podawać prawie każdemu - rzekł dyrektor Nomers. - Jeśli nie przerwiemy leczenia, może to doprowadzić do stabilizacji gospodarki hormonalnej i udanej kuracji, ale i do nieodwracalnych uszkodzeń, co z kolei sprawi, że będzie... - Nie znalazł odpowiedniego słowa, więc mówił dalej. - Jeżeli jednak zaprzestaniemy, dojdzie do kolejnych halucynacji i, co gorsza, nieznanych nam dostatecznie powikłań choroby. Może pojawić się zupełnie nowy objaw, którego nie będziemy w stanie się pozbyć. Kto wie, jak bardzo będzie niebezpieczny?

Wydawał się reszcie niezwykle zmęczony, co w sumie nie mijało się z prawdą. Od dobrych godzin wahał się nad wyborem, jaki to on ostatecznie miał rozstrzygnąć.

- Ja jestem za dalszym leczeniem - oznajmiła doktor Stace. - Od tego właśnie jesteśmy. Jakiekolwiek jest ryzyko, musimy się go podjąć.

Pielęgniarka powoli pokiwała głową, popierając tym jej wypowiedź. Detektyw Green jednak nie przysłuchiwał się decyzjom lekarskim, a myślał przede wszystkim o tajemniczej wiadomości, a konkretniej o jej tajemniczym autorze.

- Mnie ciekawi, co nadawca tego listu miał na myśli. - Wskazał skinieniem głowy w stronę biurka, na którym leżała owa wiadomość.

Przez chwilę panowała cisza tak ciężka, że doktor Stace musiała poprawić swój kołnierzyk, jakby zaczął ją nagle uwierać.

- Może to forma groźby? - zaczęła. - Może ktoś chciał jej w zrozumiały tylko przez nią sposób ostrzec?

- Tylko przed czym? Nie wydaję mi się, by był to ktoś, kogo można się bać - zaoponował detektyw Green. - Wiemy dobrze, że na świecie ma tysiące przeciwników, którzy czekają tylko na to, by ją zranić. Nie powinniśmy się tym zanadto przejmować. Cieszyłbym się, gdyby treść tego listu pozostała między nami. - Schował go do wewnętrznej kieszeni dżinsowej kurtki.

Wszyscy skinęli głową, po czym, zwlekając, zaczęli opuszczać pomieszczenie.

Ale każdy już znał na pamięć słowa, jakie były tam zawarte. Nie mogli zapomnieć o nich od tak, jednak musieli zachować milczenie. Informacja w niewłaściwych rękach mogłaby zrobić coś, czego by nie chcieli. 

Zwłaszcza pielęgniarka, która widywała się z pacjentką kilka razy dziennie. Nawet jeśli nie rozumiała znaczenia treści wiadomości, nie potrafiła wymazać jej z głowy.

Cały czas przewijało jej się przed oczami:

,,Wiesz, Szajbusko, co jest tym, co nadejdzie?

Ja."



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top