~1~

Białoruś pov.

Chodzę właśnie po ulicach miasta, w którym mieszkam. Wracam właśnie od koleżanki, do której przyszłam bo mi się nudziło. Zaczęło się ściemnąc, gdy podeszło do mnie kilku typowych dresów, a ja jestem przerażona. Zaczęli się jeszcze bardziej zbliżać do mnie przy okazji rzucając jakimiś tekstami. Byłam zbyt przerażona, żeby coś odpowiedzieć lub, żeby ich słuchać. Nagle pojawiła się kolejna osoba i zaczęła podchodzić do dresów.

- Co wy robicie chuje? - Zapytał ich wkurzonym tonem.

- Chcemy się zabawić. A Ty co nie chcesz? - Jeden z nich odpowiedział mu z uśmieszkiem.

- Czy wy oszaleliście? Zapytaliście jej czy tego chce?

- Po co mielibyśmy ją o to pytać? - Gdy jeden z nich skończył wypowiedź to od razu dostał w ryj od mojego wybawiciela. Wkurzone Sebixy rzucili się na niego, nie czekając na jego reakcje. Odpierał każdy atak skierowany z ich strony przy okazji waląc ich po ryjach. Po kilku minutach klepy Sebixy uciekły cali we krwi a ja dalej stałam tam, tak jakby moje nogi wrosły w ziemię. Nagle mój wybawca podszedł do mnie.

- Nic Ci nie zrobili? Nic Ci nie jest? - Zapytał czułym głosem.

- N-Nie, nic. Wszystko dobrze. - Odpowiedziałam zbytnio wystraszona, żeby odpowiedzieć coś więcej.

- Nic Cię nie boli?

- Nie

- Zgłosisz to na policję?

- Nie, po co?

- Bo ta sytuacja może się powtórzyć. Tak w ogóle to jak masz na imię? - Myśl szybko, trzeba wymyślić jakieś imię. A no tak, nie mówiłam, że jestem krajoludziem, ale w świecie ludzi wyglądam normalnie, jak człowiek (Ukradłem to coś z innego opka i coś podobnego jest na jednym rp na dsc ~ dopiska - Autor) więc muszę coś wymyślić.

- Maddie a Ty?

- Alek. Co robiłaś tutaj sama w nocy?

- Wracałam od koleżanki. A Ty?

- Spacerowałem tu, gdy nagle zobaczyłem Ciebie obleganą przez nich. Następnym razem nie wracaj o tak później porze, dobrze?

- Tak. Wymienimy się numerami? - Zapytałam nie wiedząc po co.

- Dobra. Daj mi telefon - Niepewnie podałam mu telefon, nie wiedząc czy go ukradnie, lecz on tylko wziął go i zapisał swój numer, dał mi telefon spowrotem.

- Masz. Nazwij mnie jak chcesz. - Nazwałam go "Wybawiciel😎". Wpadłam na pomysł, skoro mnie uratował to może zaproszę go na kawę lub herbatę? To jest jeden z lepszych moich pomysłów, których było sporo ostatnio.

- Przyjdziesz do mnie na kawę lub coś w zamian za ratunek? Byłoby mi miło gdybyś się zgodził.

- No dobra. Prowadź mnie.

- Chodź i się nie zgub. - Po kilkunastu minutach wolnego spacerku i nudnych rozmów dotarliśmy do mojego domu.

- Kawy, herbaty czy co? I czuj się jak u siebie.

- Herbatę, poproszę. - Poszłam do kuchni i zrobiłam mu herbatę.

- Ile słodzisz?

- Dwie łyżeczki - Posłodziłam, tyle ile powiedział i poszłam dać mu herbatkę.

- Masz.

- Dziękuję. - Zaczął pić herbatkę

- Wiesz, że mogłam Ci coś dosypać?

- A zrobiłaś to?

- Nie wiem. Nie powiem. - Po tym co powiedziałam od razu odłożył kubek z paniką widoczną w jego oczach. Rozśmieszyło mnie to i zaczęłam się śmiać.

- P-Przepraszam... Nie mogłam się powtrzymać... Nic tam nie jest dosypane, udowodnić Ci? - Zapytałam na co on w odpowiedzi pokiwał głową. - Daj mi ten kubek - Podał mi kubek, a ja wzięłam łyka herbaty. - Widzisz? - Oddałam mu kubek a on dalej zaczął pić. Po chwili zarumienił się, a ja nie wiedziałam dlaczego. Chciałam podejść i usiąść obok niego na kanapie, lecz gdy zaczęłam iść to...



________________________________________________________________________________

Witam w pierwszym rozdziale tego gówna, jest to pisane dla beczki i mam nadzieję, że nikt tego nie zobaczy.

Lubię się bawić w Polsat...

Słowa: 636

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top