20━━THIS IS WHAT HAPPENS WHEN THE DEVIL FALLS IN LOVE.

Czyli tu się schował mój wybranek. Kto by się spodziewał?

Potrząsam z niedowierzaniem głową, zatrzymując się przy jednej z półek w księgarni, zaraz przy wejściu. Ten wariat znowu napastuje każdego człowieka, który trzyma w dłoniach kopię "Miłosierdzia dla Diabła".

Wydałam się pod pseudonimem. Moja rodzina wie tylko, że pracuję w Celestialu jako asystentka Lucyfera. Tylko Alice zna prawdę o jego naturze ― na całą resztę przyjdzie jeszcze czas, chociaż kusi mnie, żeby w kwestii dzielenia się sekretami zacząć od Henry'ego i Arthura. Jestem pewna, że będą zachwyceni taką rewelacją.

Lucyfer Meyer to sympatyczny facet. Umie kusić, więc bez problemu namawia kolejną osobę do kupienia tej jednej, wyjątkowej książki. Wywracam oczami, kiedy młoda kobieta biegnie do kasy, a Lucyfer odprowadza ją wzrokiem z dumnym, zuchwałym uśmiechem. Skubaniec jest zbyt skupiony na obserwowaniu swojej ostatniej ofiary.

Kiedy podchodzę bliżej i biorę go pod ramię, mimowolnie się wzdryga.

― Mistrzyni, tak nie wolno ― śmieje się nerwowo, kiedy rzucam mu wymowne, upominające spojrzenie. Zgrywa skołowanego. Że niby nie ma pojęcia, o co mi chodzi. ― Na zawał zejść nie mogę, ale...

― Ile razy cię prosiłam, żebyś dał ludziom spokój? ― przerywam mu niegrzecznie, siłą ciągnąc go w stronę wyjścia. Niechętnie rusza się z miejsca. ― Książka dobrze się sprzedaje. W sumie nie wiem, jak tak do końca została przyjęta, bo nie pozwalasz mi czytać żadnych recenzji, ale widziałam oceny. Ewidentnie odbiór jest dość pozytywny. Po co te podchody?

― Ej, po prostu skorzystałem z okazji ― zarzeka się niewinnie Diabeł. ― Długo cię nie było. Nudziłem się.

― Lucy, te zakupy zajęły mi ledwo pół godziny...

― To o pół godziny za dużo. Trzeba było mnie tu nie zostawiać bez nadzoru.

Dobra, może i ma rację. Mój błąd. Znam go trochę, powinnam była przewidzieć, że to jest całkiem prawdopodobny scenariusz. Pewnie dlatego odpuszczam, kiedy ruszamy w stronę Bubble wolnym krokiem.

Z Emery i Peggy widzimy się dopiero wieczorem. Znam sekrety, o których one dwie nie mają pojęcia, ale wiem, że będę cieszyć się ich szczęściem. Peggy uznała, że to idealny moment, żeby się oświadczyć. Emery wpadła na identyczny pomysł. To będzie epickie, tego jednego jestem pewna. Tym bardziej, jeżeli Desmond i Gabi jednak wpadną w odwiedziny.

Założę się, że Mroczny Kosiarz sprezentuje mojej przyjaciółce jakąś pluszową krewetkę, czy coś. Tak ze względu na jej miłość do owoców morza. Poczucie humoru tego typa mnie nigdy nie znudzi, tego też jestem pewna.

― Swoją drogą, mam myśl ― uznaje nagle Lucyfer, gdy przekraczamy próg Bubble i zajmujemy jeden z wolnych stolików w rogu. Posyłam Diabłu pytające spojrzenie, a on uśmiecha się podstępnie. Oho. Będzie jazda. ― Wiem, co mówiłaś w temacie ślubów i tym podobnych, ale sporo się nad tym zastanawiałem. Nie sądzisz, że dobrze byłoby chociaż udawać? Ze względu na twoją rodzinę? Nie to, że cię do czegoś zmuszam, ale babcia Cathy ostatnio suszyła mi łeb o pierścionek zaręczynowy.

...czasami mi się wydaje, że on jednak okazjonalnie czyta mi w myślach i teraz też zaczął tę rozmowę tylko ze względu na Peggy i Emery.

Prawie krztuszę się własną śliną. Nie wiedziałam, że Cathy jest taka podstępna. Wywracam oczami, zerkając na Lucyfera z delikatnym, odrobinę rozbawionym uśmiechem.

― I co, boisz się, że przestaną cię lubić, jak nie sprostasz ich oczekiwaniom? ― zastanawiam się na głos. Lucyfer otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale chyba brakuje mu słów i wymówek, bo jednak decyduje się na wymowne milczenie. Wyrywa mi się dobroduszne parsknięcie. ― Olej to. Nie mają pojęcia, że podpisałam już z tobą umowę do końca świata. I w pewnym sensie mam już coś, co mogłoby robić za symbol zaręczyn ― przypominam, wyjmując spod bluzki srebrny wisiorek, który dostałam od niego na zeszłe święta.

Jego usta znowu wyginają się w usatysfakcjonowanym grymasie, ale prędko pojmuję, że nie zmieni tematu.

Pochyla się w moją stronę, splatając dłonie na blacie przed sobą, i szepcze:

― Pierścionek byłby bardziej wymowny. A twoja rodzina będzie zachwycona, jak odwalę coś szalonego na urodzinach Alice.

W sumie... młoda pewnie oszalałaby z radości. Moja matka też. I tak się uspokoiła, od kiedy odwiedziliśmy ich po Sylwestrze, żeby odwieźć Alice. Dobra, rozważam to. Ciotka Vicky naprawdę zżarłaby własne pięści z zazdrości. Mało mnie interesuje to, jak takie myśli o mnie świadczą. Przecież nie powiem jej tego prosto w oczy. Grzecznie zachowam wszelkie komentarze dla siebie.

― Okej ― zgadzam się wreszcie, a Lucyfer podrywa się z miejsca, żeby mnie sięgnąć. Całuje mnie przelotnie w usta, sprawiając, że śmieję się cicho sama do siebie. Czasami jest jak taki... zauroczony nastolatek. Ujmuje mnie to. ― W sumie, dlaczego nie.

― Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz, mistrzyni ― wzdycha zachwycony Lucyfer. ― Skoczę po jakieś drinki. Musimy to uczcić.

Odprowadzam go wzrokiem, kiedy biegnie do baru skocznym krokiem, jakby czaił się z tym planem zaręczyn od dłuższego czasu. Pewnie tak było.

Rozglądam się po Bubble z nostalgicznym uśmiechem. To w sumie ciekawe, że tego wieczoru, którego spotkaliśmy się po raz pierwszy, Lucyfer rzeczywiście miał rację. "Pech nigdy nie trwa wiecznie", powiedział. I oto jestem. Z wydaną pozycją na koncie, pracująca w hotelu Celestial u boku mężczyzny, który wreszcie kogoś do siebie dopuścił.

Kiedy Lucyfer wraca do mnie z napojami i wznosimy swój mały toast, myślę tylko o tym, że nasza historia zatoczyła piękne koło.

Był bar.

A w barze była kobieta zakochana w Diable.

...i Diabeł zakochany w niej.

...nie wierzę.

dobra, co ja wam mogę powiedzieć? czy mi się to opko podoba? nie. aktualnie uważam to za najgorszy tekst, jaki w życiu napisałam. bez ładu i składu, nic się tu nie klei, nic nie ma sensu, nic tu nie brzmi tak, jak powinno. słowem: do dupy to jest i nadal mnie kusi, żeby to zdjąć z wattpada, ale czy skończyłam? otóż tak. ten fakt liczy się dla mnie najbardziej w tym momencie.

to musi chyba trochę poleżeć. może jak wrócę do tego za jakiś czas, to spojrzę na wszystko z innej perspektywy; może coś poprawię, ale to zdecydowanie nie stanie się w najbliższej przyszłości. teraz nie potrafię się zmusić, żeby choćby o tym myśleć.

i tak dziękuję. wam. za to, że dotarliście ze mną do końca. swoją drogą, jak mam być całkowicie szczera, to w życiu bym tego nie napisała, gdyby nie aga. dupę mi ratowała na każdym kroku, naprawdę.

także... tak. dzięki. i do zobaczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top