Rozdział XXXVI
Kobieta stanęła metr od nas i na mnie spojrzała.
- Isilu, proszę iść za mną.- zakomenderiwała zimno i zaczęła iść w kierunku wyjścia z biblioteki.
Spojrzałem pytająco na moich przyjaciół, a oni po kolei wzruszali ramionami dając mi znać, że nic nie wiedzą.
Nie mając zbytniego wyboru ruszyłem za Tenebris.
Coś czuje, że to co się dzieje, nie spodoba mi się.
Czarnowłosa skręciła po wyjściu z biblioteki do jakiegoś nieznanego mi korytarza. Miał on brązowe panele i czerwone ściany. Na podłodze szedł wielki, czarny dywan. Ściany zdobiły czyjeś portrety w złotych ramach.
Nie poznałem żadnych postaci na obrazach. Obok każdego z malowideł powieszony był złoty świecznik z trzema dużymi świecami, które zawały przyjemny blask. Co rzucało się w oczy? Brak jakichkolwiek okien. To było naprawdę dziwne i niepokojące.
W ogóle był w tej szkole taki korytarz??!!!
Szedłem rozglądając się. Spojrzałem na demonice przede mną.
- Prosze pani, gdzie tak w ogóle idziemy?
- Zobaczysz.- odpowiedziała mi obojętnie.
No to dużo się dowiedziałem!!
Szliśmy jeszcze tak z 5 minut, aż kobieta nie zatrzymała się przed jakimiś czarnymi drzwiami i posłała mi jakieś dziwne spojrzenie.
- Wchodź. - pokazała na drzwi i wróciła drogą ,którą tu przyszliśmy. Zostałem przed tymi drzwiami sam. Zapukałem w ozdobione płaskorzeźbą drewno i złapałem za złotą, okrągłą klamkę. Przekręciłem ją i wszedłem do pomieszczenia, które przypominało gabinet.
Pokój miał ściany w kolrze ciepłego beżu, a podłoga była wyłożona ciemno brązowymi panelami.
Sufit zdobiła przepiękna płaskorzeźba przedstawiająca anioła. Na środku pokoju leżał duży czarny dywan na którym stało wialkie biurko i czarny, obity skórą fotel oraz czarne krzesło z poduszką. Na biurku walały się różne dokumenty, stał tusz do pióra i spory świecznik z sześcioma świecami. Po prawej jak i po lewej stronie pokoju stały regały z różnego rodzaju książkami i teczkami. W regale po prawej stronie pokoju dostrzegłem spore brązowe drzwi.
Za biurkiem znajdowało się wielkie okno przy którym stał tyłem do mnie jakiś facet. Mężczyzna zoriętowawszy się, że ktoś go obserwuje, obrócił się w moim kierunku. Miał bardzo przystojną twarz o całkiem i niesamowicie niebieskie oczy w których można było by utonąć. Średniej długość, przedłużane z tyłu, szare włosy opadały delikatnie grzywką na oczy. Mógłbyć trochę wyższy ode mnie. Lekko umięśnione ciało okrywała śnieżnobiała koszula z rozpiętymi trzema guzikami pod szyją i podwiniętymi rękawami do łokci. Odsłaniając w ten sposób jakieś dziwne symbole na rękach. Nogi okrywały czarne skurzane spodnie i buty za kostkę.
Mężczyzna przeczesywał mnie wzrokiem jakby czegoś szykając, albo mnie oceniając. Delikatnie wkrojone usta ułożyły się w serdecznym uśmiechu pokazując mi szereg białych ząbków.
- Witaj Isilu!- przywitał mnie delikatnym i przyjemnym dla ucha głosem. Głosem, którym mógłby zyskać zaufanie każdego. - Dzień dobry.- odpowiedziałem niepewnie.- Kim pan jest?
Szarowłosy pacnął się w czoło.
- No tak, ty mnie nie znasz! Jestem Direl, dyrektor tej szkoły, mój drogi chłopcze.- przedstawił się i usiadł na czarnym fotelu przy biurku. Pokazał mi gestem, że również mam spocząć na krześle po drugiej stronie mebla.
- Mówiono mi, że pana nie ma.- powiedziałem siadając na wskazanym meblu.
- Zgadza się, ale byłem w tym gabinecie przez cały czas. Miałeś wierzyć w to że wyjechałem.- powiedział układając dłonie w piramidkę.
- Co, ale dla czego?- zapytałem zirytowany.
- Nie mogłeś się dowiedzieć pewnych kwestii ,dopóki nie będziesz do tego gotowy. Odpowiednia chwila właśnie nastała wraz z twoją pierwszą zmianą. To co dzisiaj tu usłyszysz jest bardzo ważne. Od tego zależy bardzo wiele. Wiesz jak trafiłeś do tego świata i kto ci kazał przyjść do mojej szkoły? - zadał pytanie niebieskooki.
- Tak, trafiłem do Terry za pomocą książki, a przyjść mi tu kazał jakiś starzec o imieniu....chyba Aranel.
- Dobrze, a co ci powiedział zanim kazał ci tu przyjść?
- Powiedział jakąś dziwną przepowiednie i że grozi mi wielkie niebezpieczeństwo.
- I właśnie o tą przepowiednie mi chodzi, Isilu. A pamiętasz o czym ona mówiła?
Chwilę się zastanowiłem i coś mi zaświtało.
- To nie było coś o jakimś dziecku?
- Tak. - mężczyzna posłał mi zadowolony uśmiech. - O dokładniej brzmiała tak
,, W małym mieście, w orła kraju
Nad sercem zagości znamię.
Dziecko z potępionego związku
Anioła i demona
Okaże się wielkim darem.
Kobieta zrodzi syna
Który wielką wojnę będzie musiał
zatrzymać.
Wrogie klany ruszą na polowanie
A król mrocznej krainy
Pójdzie na wygnanie.“
- Dobrze, ale co to ma ze mną wspólnego?-zapytałem po wysłuchaniu wiersza.
- Na prawdę tego nie dostrzegasz?- dopytał mężczyzna marszcząc brwi.
- Ale czego??!!
Direl westchnął cierpiętniczo.
- Isil, skup się na poszczególnych wersach przepowiedni. Nie kojarzą ci się z czymś?
Powtarzałem w myślach ten dziwny wiersz i próbowałem rozszyfrować o co chodzi dyrektorowi. Za piątym razem coś mi zaświtało.
Przecież.....
Kraj z orłem od razu skojarzył mi się z Polską, znamie...z symbolem, który mam na piersi, a dziecko demona i..... Nie to przecież jest niemożliwe!
A może...
- Ta przepowiednia......czy to możliwe, że jest o mnie?- zapytałem cicho mężczyzne trzymając głowę opuszczoną i patrząc na moje dłonie, którymi wyłamywałem sobie palce ze zdenerwowania.
- To nie jest możliwe. To jest pewne. - odpowiedział mi natychmiast niebieskooki.
Podniosłem na niego moje granatowe oczy.
- Dlaczego jest pan tego taki pewny?
- Isil....- zaczął niepewnie.- ....ty musisz dowiedzieć się czegoś jeszcze. A raczej musisz kogoś poznać.
W tym samym momencie drzwi w regale otworzył się jak na zawołanie. Wyszedł zza nich wysoki i dobrze umięśniony mężczyzna o śniadej cerze. Miał bardzo przystojną o szlacheckich rysach twarz, na której widziałem delikatny zarost. Czarne, krótkie włosy były w sporym nieładzie, a równie czarne oczy jak węgle były wbite we mnie. Miał na sobie czarną koszulę podobną do tej Direla w której dobrze odznaczały się szerokie ramiona i mięśnie brzucha.
Nosił także czarne skórzane spodnie i długie ,czarne kozaki z wielona klamrami. Mógł mieć trochę mniej niż 40 lat.
Wydawał mi się dziwnie znajomy. Jakbym już kiedyś go widział. I te wrażenie nie chciało mnie opuścić ani na moment. Czarnowłosy podszedł do biurka i staną obok dyrektora dalej uważnie mi się przyglądając.
- Po tylu latach znów mogę cię zobaczyć. Bardzo za tobą tęskniłem. - usłyszałem od czarnowłosego te dwa zdania, wypowiedziane tak fobrze znanym mi miękkim głosem.
Głosem na który mogłem się zdać w razie potrzeby. Który zawsze mi pomagał i pouczał. I jeszcze to zdanie. Jak to po tylu latach? Jak to tęsknił? My się w ogóle znamy?
- Kim pan jest?- zapytałem zagubiony.
- Isil, to jest.....- zaczął Direl, ale czarnooki mu przerwał.
- Do tej pory byłem głosem w twojej głowie, ale tak naprawdę ......jestem twoim ojcem.
Co? Ale....jak to?
Złapałem się brzegu biurka, gdy poczułem zawroty głowy. To chyba dla mnie za dużo. Najpierw dowiaduje się, że jestem demonem, później ,że jakaś ważna przepowiednia jest o mnie, a na koniec że mój ojciec żyje i był głosem, który mi pomagał.
- Isil, ja wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale to prawda. - usłyszałem dekikatny ton czarnookiego.
- Dewos!- szarowłosy skarcił go.
- Direlu, dobrze wiesz, że on musi dowiedzieć się wszystkiego!
Spojrzałem na spierających się mężczyzn.
Dewos? Słyszałem już gdzieś to imię. Tylko gdzie? I nagle przypomniała mi się ostatnia lekcja Wiedzy. Rozmawialiśmy o wielkiej wojnie między Terrą a Umbrą. I o królach tych krain. Czy to możliwe, że mężczyzna podający się za mojego ojca jest byłym władcą Umbry? Czy to po prostu jest zbieg okoliczności?
- .........my go w to mieszać! Jest jeszcze za młody!- usłyszałem kawałek wypowiedzi Dewosa.
- Dobrze wiesz, że nie możemy czekać. Może zginąć jeszcze wiele niewinnych istot.- odpowiedział mu spokojnie niebieskooki.
- Wyjaśni mi ktoś wreszcie ,o co chodzi?!- krzyknąłem ,a oczy dwójki mężczyzn spoczęły na mnie. Direl przeniósł wzrok na czarnowłosego, a ten westchnął. Dyrektor wstał z fotela, podszedł do mnie i poklepał po plecach kierując się do drzwi z których wyszedł Dewos.
Odprowadziłem go aż pod same drzwi, które się za nim zamknęły. Przeniosłem zaraz wzrok na twarz mojego ojca.
Mężczyzna usiadł na przeciw mnie w fotelu, który jeszcze przed sekundą zajmował szarowłosy. Dewos wydawał się bardzo spięty i tak samo jak ja zaczął wyłamywać sobie palce. No to chociaż wiem już po kim to mam.
- Isil, ja nie wiem od czego zacząć.- powiedział prawie że szeptem spoglądając na mnie tymi słowami czarnymi jak odchłań oczyma. Tak bardzo podobnymi do mojego prawego oka po przemianie.
- Może od początku?- zasugerowałem.
- Dobrze.
,, Jak już pewnie wiesz, byłem prawowitym królem Umbry, ale pewne sprawy zaczęły się dwadzieścia lat temu.- zrobił krótką przewę. - Od dziesięciu lat zasiadałem na tronie państwa cienia. Państwo prosperowało wyśmienicie. Zero wojen, zero głodu, brak jakich kolwiek problemów. Żyć nie umierać.
Pewnego dnia ,jak co pięć lat, miałem wybrać się do Terry, by podpisać pokój z królem, którym był Aran, syn Direla i pewnej elfki ze szlacheckiego rodu. Przed wyjazdem powierzyłem władze do czasu mego przybycia mojemu doradcy Jaralowi. W ciągu paru dni dotarliśmy do stolicy w której przywitał nas właśnie Direl, który pomagał swojemu synowi rządzić państwem. W zamku od razu skierowałem się wraz z nim do sali obrad w której miał być król Aran. I był tam. Siedział na siedział na największym krześle i rozmawiał z jakimś młodym kotołakiem. Gdy ktoś mnie zobaczył wszystkie głosy ucichły, a Aran wstał ze swojego krzesła z uśmiechem, podszedł do mnie i przytulił. Bardzo mnie to zaskoczyło. Stałem tak jak słup soli i pozwalałem się obejmować. Nie spodziewałem się takiego przyjęcia. Gdy blondyn mnie puścił, podpisaliśmy wszystkie dakumenty i zostałem zaproszony przez króla na wieczerzę. Nie wypadało odmówić, więc się zgodziłem.
Wieczorem udałem się w towarzystwie Direla z którym się zaprzyjaźniłem do sali na kolację. Usiadł on przy swoim synu ,a ja zaraz obok niego.
Chwilę po nas wrota do sali znów się otworzyły. Wyszła z nich młoda kobieta o jasno brązowych włosach upiętych w koka i zielonych oczach. Była bardzo ładną elfką w żółtej skuni do ziemi przetykaną złotymi nićmi.
Przy jej nodze trzymając ją za rękę szedł mały ,uroczy chłopczyk o brązowych lokach i zielonych oczach ciekawych świata. Od razu zorientowałem się że to żona i synek któla. Aran wstał od stołu i przywitał się z rodziną.
Za królową i jej potomkiem weszła istota, która zapadła mi dech w piersiach. Była to młoda, około dwudziestopięcioletnia i niezwylke piękna kobieta. Miała delikatne , wręcz dziecięce rysy twarzy, duże granatowe oczy przyciągały wzrok jak magnez, a usta układały się w najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. Była drobna i delikatna jak porcelanowa lalka. Miała na sobie piękną, letnią, granatową sukienkę ,która dotykała marmurowej podłogi. A białe włosy do pasa opadały kaskadą delikatnych loków na ciemną suknię przypominając mi wtedy plask księżyca. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.- słyszałem tęsknotę w oczach Dewosa opowiadając o tej kobiecie, a delikatny uśmiech zagościł na jego ustach. - Direl wyjaśnił mi, że jest jego siostrą i ma na imię Eliza. Gdy rozbrzmiały pierwsze nuty pieśni od razu skorzystałem i poprosiłem ją do tańca.
Przez cały wieczór dotrzymywałem jej towarzystwa, a jej bratu najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo sam jak to on ują, przekazałby mi z wielką radością swoją ukochaną siostrę. Może to brzmieć trochę nieprawdopodobnie i kiczowato, ale zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Tylko że co mi z tego? Następnego dnia miałem wrócić do Umbry.
Jakie było moje zdziwienie jak w dniu mojego powrotu rozpętała się olbrzymia burza, która nie chciała przejść przez tydzień. Nie byłbym sobą, gdybym tego nie wykorzystał. Spędzałem z Elizą wszystkie moje wolne chwile i coraz bardziej wpadałem w sidła miłości. Była inteligentna, dobra ,czułem się przy niej cudownie. Próbowałem zaskarbić sobie jej serce, ale po pięciu dniach stwierdziłem, że albo jestem w tym marny, albo anielica bardzo dobrze ukrywa swoje uczucia.
Gdy burza ustała, miałem ruszyć w drogę powrotną do ojczyzny, ale w ostatniej chwili zaryzykowałem i wyznałem Elizie swoje uczucia. Kij z tym, że byli przy tym jej brat, król Aran z rodziną , moi towarzysze podróży i jeszcze wiele innych osób. O dziwo anielica odwzajemniała moje uczucia. Byłem wtedy wniebowzięty. Direl zrobił coś nieprawdopodobnego. Dał mi po tym jasno do zrozumienia, że nie wypuści mnie z Terry bez ślubu. Myślałem wtedy, że se robi ze mnie żarty.
O jak bardzo się myliłem! Następnego dnia postawili mnie z Aranem własnoręcznie przed ślubnym kobiercem, więc do stolicy wróciłem już z żoną. Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy im ją przedstawiłem. Nigdy nie zapomnę zawiedzionych i zdenerwowanych min tych wkurzających bab, które chciały zaciągnąć mnie przed ołtarz tylko dla statusu i kasy.
Kolejne dwa miesiące mijały sielankowo. Państwo było zadowolone i bezpieczne, co dawało mi więcej czasu na spędzanie czasu z żoną, która była tak a propo w pierwszym tygodniu ciąży. Czego chcieć więcej?!!
Tylko jedno mnie matwiło- zachowanie mojego brata. Gdy byliśmy młodsi zawsze się we wszystkim zgadzaliśmy, zawsze nierozłączni. Każdy zrobiłby wszystko dla drugiego, ale z czasem zaczęło się to zmieniać. Deryt stał się oziembły, nieczuły i zaczął mnie unikać. Próbowałem wraz z ojcem do niego dotrzeć, ale to nic nie dawało. Stawał się coraz bardziej impulsywny i niebezpieczny oraz coraz bardziej żądny władzy, ale ja się nie poddawałem. Nie mogłem, to przecież mój brat. Po zajęciu przeze mnie tronu on został głównym dowódcą wojska i moim drugim doradcą. Wszystko biegło spokojnie i bez problemów. Aż do tych dwóch miesięcy po powrocie z Terry. Pewnego dnia od tak wpadł do sali tronowej i wyzwał mnie na pojedynek. Zwycięzca mniał otrzymać koronę. Na moje nieszczęście Deryt zyskał olbrzymią moc i przegrałem, przy okazji tracąc połowę swoich mocy. Kazał mi się wynieść z królestwa, więc schroniłem się z Elizą w domku letniskowym Direla w Mrocznej puszczy. Po prawie roku przyszedł czas porodu i urodziłeś się ty, malutki, białowłosy chłopczyk o oczach koloru nocnego nieba. Ale przyszedłeś na świat ze znamieniem na piersi o którym mówiła przepowiednia ,którą już znasz. Została ona wypowiedziana przed dzień twoich narodzin. Znamię to było nazywane przez dawne ludy Symbolem mroku. Podobno dziecko z takim znakiem będzie mieć ogromną moc i dokona czegoś wielkiego. Deryt gdy usłyszał przepowiednie i dowiedział się o twoich narodzinach od razu wysłał do nas swoich ludzi. Wziąłem ciebie, twoją matkę i zaczęliśmy uciekać. Może została mi połowa mocy ,ale z trzema największymi magami Umbry i piętnastoma żołnierzami nie dałbym rady wygrać. Mieliśmy dotrzeć do Terry i odnaleźć Direla, ale magowie wystrzelili w nas strumienie magii. Zrobiłem tarczę osłaniając nas. Gdy pękła pod naporem zaklęć.....Eliza dostała zatrutą strzałą. Nie zauważyłem łuczników skrytych w koronach dzew. Na strzale był jad bazyliszka, coś na co nie miałem lekarstwa. Otworzyłem od nowa tarczę, a twoja matka wręczyła mi cię na ręce mówiąc żebym o ciebie zadbał. Widziałem jak z jej pięknych oczu ucieka życie i wydaje ostatnie tchnienie. Jad rozszedł się po ciele bardzo szybko. Tarcza zaczęła pękać, a ja postanowiłem otworzyć bramę do drugiego świata. Było to bardzo ryzykowne, marnowało wiele energii, ale głównie chodziło o to, że osoba otwierająca bramę może to zrobić tylko raz i ją zamknąć. Nie można drugi raz otworzyć przejścia. Wiedziałem, że mogę cię już więcej nie zobaczyć, ale chociaż miałeś być bezpieczny. Zostawiłem cię u tej kobiety i szybko wróciłem. Nie było już tam żołnierzy, ani nawet ciała Elizy. Po odzyskaniu siły poleciałem do Direla, który pozwolił mi się tu schronić po tym jak dowiedział się co się stało. - ostatnie zdania powiedział z olbrzymim bólem.
Wierzyłem w wszystko co mówił.
Nikt tak nie potrafiłby udawać uczuć, które nim szargały podczas tej opowieści. Teraz już wszystko rozumiałem i wiedziałem dlaczego mnie podrzucili do innej rodziny. Odkryłem swoje korzenie.
Odnalazłem swoją rodzinę.
Dowiedziałem się z jakiego powodu ktoś chce mnie zabić i że jest nim...o ironio...mój wujek! Wszystkie pytania, które zadawałem sobie od trafienia do tego świata ,zostały wyjaśnione w tej jednej opowieści.
Tylko...co teraz mam zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top