Rozdział XIII
Wraz z Perisem ruszyliśmy w stronę wielkiej bramy, nad którą piętrzyła się wieża strażnicza. Dwaj strażnicy spoglądali na nas, tak jakoś dziwnie z nieufnością, lecz otworzyli nam przejście. Drow pewnie wkroczył do miasta, a ja jakoś po tych spojrzeniach strażników, straciłem swoją całą pewność siebie.
Miasto było typowym miasteczkiem rodem ze średniowiecza.
No, może trochę czystsze. - pomyślałem rozbawiony.
Od bramy wyrastało wiele wąskich uliczek z drogami wyłożonymi dużymi kamieniami. Wzdłuż nich ciągnęły się liczne budynki.
Mój towarzysz skręcił gwałtownie w prawo i weszliśmy na ulicę, że tak powiem ,,przemysłową“.
Było na niej wiele zakładów rzemieślników. Dojrzałem kram krawca, bednarza, piekarnie, szewca i jeszcze wiele innych, ale nie za bardzo chciało mi się im przyglądać. Dostrzegłem także zakład, który raczej humoru mi nie poprawił, a mianowicie dom pogrzebowy, z którego grabarz zerkał na mnie rybim okiem, jakbym miał zaraz być jego nowym klientem.
Na ulicach było wielkie zgromadzenie. Co chwilę uważałem, by na nikogo nie wpaść, czy potrącić. Z gracją ominąłem kolejną kobiecinę z koszem podłużnych, różowych roślin, które trochę przypominały dobrze znane mi ogórki.
Najwyraźniej trafiliśmy na godzinę szczytu.
Wszyscy coś kupowali, oglądali, do czasu aż obok nich nie przeszliśmy. Gdy kogoś mijaliśmy, spoglądał na nas tak, jak ci strażnicy wcześniej.
Jakbyś mieli napisane na czołach wielkimi literami "morderca" i "złodziej". Widziałem w ich oczach ciekawość, ale i wielką, jeśli nie większą, niechęć.
Przybliżyłem się trochę do Perisa, zerkając uważnie na tubylców i szepnąłem mu na ucho tak, by nikt nie usłyszał.
- Dlaczego oni się na nas tak dziwnie patrzą?
Drow spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a potem dookoła na obserwujących mnie ludzi i odpowiedział cicho, bym tylko ja usłyszał.
- Po pierwsze, byłem tu przez te wszystkie lata dwa razy. Po drugie, znają mnie jako samotnika i osobę dość niebezpieczną. Dlatego zastanawiają się, co tu robię i to jeszcze w czyimś towarzystwie. Po trzecie, nie wiedzą, kim jesteś, do jakiej rasy należysz i co zamierzasz. Masz przy sobie dalej te sztylety ode mnie, prawda? - odwrócił swe kobaltowe oczy na moją twarz z kamiennej ulicy, na której łatwo można by było stracić zęby.
- Tak, są przy pasie. A czemu pytasz? - mruknąłem, dotykając nieznacznie swojej broni z narastającym niepokojem.
- Nazwa głosi, że to miasto otwarte dla podróżników, ale raczej powiedziałbym, że dla morderców i najgorszych patałachów ze wszystkich okolic. To miasto to raj dla nich. Prawdą jest to, że zatrzymują tu się podróżni, co stanowi świetną okazję dla złodziei. Dlatego trzymaj się blisko mnie. W karczmie jako tako odpoczniemy i powinien być względny spokój. Jest to jedyne porządne miejsce w tym mieście.
- Wiesz co? Umiesz pocieszyć.- Mój głos był pełen sarkazmu.
Peris odwrócił się w moją stronę, otworzył szeroko oczy i pokręcił głową.
- Nie miałem zamiaru cię pocieszać. - prychnął.
Szliśmy jeszcze kawałek i ukazał mi się całkiem spory, drewnianym budynek pod dźwięczną nazwą ,,Pod Rozbrykanym Kucykiem“.
Wzruszyłem ramionami, przyglądając się oberży.
Nie powiem, nazwa po prostu bomba.
Na szyldzie widniał namalowany jednorożec, który wyglądał, jakby srał tęczą nad kuflem piwa z pianką.
Gdy weszliśmy do tawerny, uderzył w nas gwar zebranych osób i ciepło bijące z pomieszczenia. Było tu całkiem w porządku, czysto i dość przytulnie. Najwyraźniej nie była to jakaś pierwsza lepsza speluna.
Podeszliśmy do niewielkiego, drewnianego baru, przy którym stała około dwudziestoletnia kobieta w długiej zielonej sukieni z białą przepaską i o płomiennorudych, długich do pasa włosach. W momencie, gdy nas zobaczyła, jej zielone oczy zabłyszczały z zadowoleniem.
- W czym mogę pomóc panowie? - zapytała przesłodzonym głosem i oparła się tak, by dekolt jak najmniej zasłaniał.
Jak ja nie lubię takich bab.
Peris chyba też nie, bo się skwasił, jakby zjadł całą cytrynę, lecz odpowiedział na jej pytanie.
- Chcielibyśmy wynająć pokój dwuosobowy na dzisiejszą noc.
Kobieta chwilę się zamyśliła, stukając długimi paznokciami o wyszczerbiony blat.
- Przykro mi panowie, są tylko pokoje jednoosobowe. - odpowiedziała po chwili namysł.
Same problemy.- westchnąłem ciężko.
Peris zwrócił się znów uprzejmie do kobiety.
- Da nam pani chwilę? Musimy to przedyskutować.
- Ależ oczywiście. Przyjdę za chwilę. - uśmiechnęła się promiennie i odeszła z tacą wypełnioną kuflami mocnego alkoholu, którego było czuć już z daleka.
Peris potarł kark wyraźnie niezadowolony i na mnie spojrzał.
- To co, dwa pokoje? Niezbyt mi się podoba zostawianie cię samego. Ja sobie poradzę, ale z tobą będzie gorzej, bo nie umiesz walczyć. - zaczął, przymykając na chwilę oczy.
- Mnie też się to nie podoba, ale nie mamy innego wyjścia.
- Dobrze, to chwilę sobie na nią poczekamy. - mruknął, widząc, jak rudowłosa w tym momencie była obłapiana przez wysokiego, barczystego mężczyznę, po którym od razu było widać, że jest już nieźle wstawiony.
Gdy skończyliśmy rozmawiać, zacząłem się rozglądać z ciekawości, ale szczerze nie było tu zbytnio nic ciekawego do oglądania.
Wszyscy pili, śmiali się i grali w jakieś dziwne gry z kartami i kośćmi, co jakiś czas pokrzykując z zawodu bądź szczęścia.
W pewnej chwili moją uwagę przykuł jeden niepozorny stolik w rogu sali, a raczej osoby przy nim siedzące.
Trzej odziani w całkowitą czerń mężczyźni, rozglądali się co chwilę po pomieszczeniu, jakby czegoś szukając.
Pierwszy był wysokim i umięśnionym facetem o krótkich, brązowych włosach i jadowicie zielonych oczach.
Drugi był mniejszej budowy i był chyba z nich wszystkich najmłodszy. Około dwudziestoparoletni chłopak o czarnych do ramion włosach z grzywką opadającą na błękitne oczy.
Trzeci z nich wszystkich najbardziej zaptrzymał moją uwagę na sobie.
Wysoki, szczupły, rudowłosy mężczyzna o bladej cerze przypatrywał się nam bardzo uważnie zza długiej grzywki.
Mógłbym przysiąc, że miał krwiście czerwone oczy, ale to nie jego wygląd przyciągnął moją uwagę jego aura, jaką wokół siebie roztaczał.
Aura śmierci i bólu.
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że zobaczyłem tę aurę.
Widziałem aurę należącą no niego i jego znajomych.
Oni mieli wokół siebie szarą poświatę, a on całkiem czarną, która się rozprzestrzeniała, oplatając wszystkich dookoła, jak sidła.
Nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałem.
Odwróciłem w panice wzrok na Perisa, który stał oparty o blat.
Szturchnąłem go mocno, nie wiedząc, co się ze mną dzieje.
- Mógłbyś się odwrócić za siebie? - zapytałem prosząco, znów wracając spojrzeniem na tego rudowłosego faceta.
Peris podążył szybko za moim wzrokiem, słysząc poruszenie w moim głosie i wytrzeszczył oczy w czystym szoku. Czym wrócił do dawniej zajmowanej pozycji, zaciskając nerwowo dłonie w pięści.
- Isil. Mamy przechlapane. Ci goście to demony. To oni mogli wysłać na nas te ogary. - mruknął cicho, pochylając się ku mnie nieznacznie.
- Peris, ale widziałeś coś więcej? - dopytałem, czując, że czarna mgiełka wydobywająca się z tego mężczyzny jest coraz bliżej naszej dwójki.
Drow popatrzył na mnie zdziwiony, otwierając nieznacznie usta, nie do końca chyba wiedząc, co mi odpowiedzieć.
- Nie. Czemu pytasz? - sapnął.
- Mógłbyś spojrzeć na nich jeszcze raz? - poprosiłem.
Odwrócił się, ulegając mojemu spojrzeniu i znów na nich zerknął.
- Isil, ja niczego nie widzę, prócz tego, że to są demony. Proszę, powiedz mi, co widzisz. - skupił na mnie zmartwiony wzrok.
- Widzę wokół nich jakieś dziwne poświaty. Ci ciemnowłosi mają szare, a rudy ma czarną, tylko ona jest jakaś mroczna i rośnie z każdą chwilą coraz bardziej. - odpowiedziałem patrząc na nich, a potem przeniosłem wzrok na białowłosego. Gdy tylko to zrobiłem, przestraszył się nieznacznie.
Przemówił roztrzęsionym głosem, dalej mnie obserwując.
- Jak to zrobiłeś?
- Ale co? - Zmarszczyłem brwi.
- Twoje oczy stały się z granatowych czarne i ta czerń zaczęła wychodzić na białka.- mówił wciąż przestraszony.
- Ja nic nie rozumiem. Naprawdę! - dotknąłem oczu z mocno bijącym sercem.
- Później to sprawdzimy. Już wróciły do normy. Teraz jest ważniejsze to, co zobaczyłeś. Jesteś pewny tego, co widziałeś?- Pokiwałem głową twierdząco.
- Słyszałem Isilu o czymś takim. - kontynuował. - To widzenie aury. Rozpoznanie profesji danej należącej do danej osoby. Tylko osoby o niezwykłej mocy albo pochodzeniu mają tę zdolność. Jesteś pewny, że to zdarzyło ci się pierwszy raz?
- Tak. - powiedziałem bez cienia wątpliwości. Naprawdę nigdy czegoś takiego nie miałem. Zauważyłbym chyba to.
- Na pewno on ma czarną aurę? - zapytał, wskazując głową na faceta. Znów potwierdziłem.
- To mamy problem. To czarny mag. Teraz nie możemy się rozdzielać. Musimy wziąć wspólny pokój, tak będzie bezpieczniej. Ja umiem się bronić, a ty masz tą nową umiejętności. Może ona nam trochę pomóc w przyszłości. Będziemy wiedzieć, jak z kim walczyć.
- Nie umiem tego wywołać! - zaprzeczyłem prędko, starając mu się wybić z głowy ten absurd.
- Wiem. - westchnął ciężko. - Ale w tej chwili nie mamy nic lepszego.
W tym samym czasie wróciła do nas ta sama szeroko uśmiechająca się kobieta, poprawiając rękaw, który jej się zsunął z opalonego ramienia.
- To, co chłopcy? Dwa pokoje? - zaświergotała.
- Nie. Weźmiemy jeden. - odparł drow, widząc, że już mam zamiar jej odpowiedzieć.
- Jesteście tego pewni? Jest tylko jedno łóżko. - Upewniała się zielonooka, układając usta w dzióbek, czekając na naszą odpowiedź.
- Tak. Poradzimy sobie.- poparłem Perisa po chwili.
- No dobrze. Skoro chcecie. Klient nasz pan. - Wręczyła nam ogromne klucze do naszego nowego pokoju.
- Dziękuję, moja droga. Czy moglibyśmy na jutro mieć przygotowany do drogi prowiant? - zapytał miło mój białowłosy przyjaciel.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się w odpowiedzi zdecydowanie jaśniej.
Po tej krótkiej rozmowie ruszyłem wraz z Perisem na drugie piętro do przeznaczonego nam pokój.
Już tam stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami z odpowiednim numerem i weszliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top