Rozdział XXVIII
Obudziły mnie te cholernie nieznośne promienie słońca padające mi prosto na twarz.
Zacząłem otwierać powoli oczy, nie za bardzo mając ochotę na przywitanie kolejnego dnia.
Podniosłem ociężałą rękę i przetarłem nią równie ciężkie w tym momencie powieki.
W połowie przebudzania się odkryłem, że coś jest całkowicie nie tak.
Coś mi się tu nie zgadza.
Słońce?
Podniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej, przez co odrobinę zakręciło mi się w głowie i obejrzałem się za siebie, by spojrzeć przez okno.
Na zewnątrz słońce świeciło już wysoko na czystym, bezchmurnym niebie.
To niemożliwe!
Przerzuciłem czym prędzej wzrok na zegar nad drzwiami. Ku mojemu przerażeniu wskazówki pokazywały jasno trzydzieści pięć minut po godzinie dwunastej.
- O cholera zaspałem! I to jeszcze jak! - wrzasnąłem niemało zdziwiony.
Jak ja mogłem tyle spać?
Przecież ja nigdy nawet nie śpię do dziewiątej, a co dopiero do dwunastej!
I dlaczego nikt mnie nie obudził?
Podniosłem się jednak niespiesznie z miękkiego w tym momencie materaca łóżka.
I tak nic nie da mi pośpiech.
Od pół godziny trwa Wiedza.
Nie ważne, jak bardzo pędziłbym na lekcje i jak dobrze bym się tłumaczył i tak dostałbym zdrowy opieprz.
Na stoliku dostrzegłem małą karteczkę ze starannym, delikatnie pochyłym pismem. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać.
,, Isilu
Ze względu na wczorajsze zdarzenie na lekcji Żywiołów, wicedyrektor zwolniła Cię z dzisiejszych lekcji. Jedyne zajęcia, jakie będziesz mieć dzisiejszego dnia to Żywioły i Umiejętności rasowe, na których musisz być. Więc nie zrywaj się dzisiaj z łóżka. Wykorzystaj to, że możesz spać.
Tarinan."
Jak to zwolnili mnie z lekcji? - zmarszczyłem brwi, jeszcze raz śledząc wzrokiem tekst na papierze.
Znaczy, cieszę się, ale co ja będę robił przez te dwie godziny? - potarłem nerwowo dłonią kark.
Coś się wymyśli, ale najpierw moze długa kąpiel, a później jakieś śniadanko?
Wziąłem pierwsze, leżące z brzegu ubrania i poszedłem do łazienki. Napuściłem wody w wanny i zacząłem się rozbierać.
Ściągnąłem dla bezpieczeństwa z palca pierścień i położyłem go na półce zaraz obok złożonych ubrań. Zatrzymałem dopływ wody w kranie i wszedłem do wanny. Położyłem się w niej, rozkoszując się ciepłą wodą.
Już dawno nie mogłem po prostu położyć się tak w spokoju, by choć przez chwilę odpocząć i się wyciszyć. W takich chwilach byłem najbardziej zrelaksowany.
Założę się, że mógłbym tak nawet zasnąć.
Popatrzyłem na spokojną taflę wody i zacząłem muskać ją palcami, powodując maleńkie fale.
Hmm... Podobno mam wszystkie żywioły, tak? Ciekawe czy mógłbym coś zrobić z tą wodą?
,,No na pewno tak." odezwał się znów ten mój wewnętrzny głos, powodując u mnie dyskomfort.
Mam mieszane uczucia co do jego wydawałoby się ciągłej obecności.
,,To znowu ty?"- bardziej stwierdziłem niż spytałem, przeczesując mokre włosy.
,,Tak, ja, a któż by inny?"- prychnął.
,,Coś często zacząłeś się odzywać"
,,Nudzi mi się. "
,,No właśnie słyszę" - zaśmiałem się lekko, trochę się rozluźniając. - ,, To wiesz, jak coś zrobić z wodą?"- zapytałem z ciekawości.
,,Zrób to, co powiedziałem ci wcześniej. Tylko tym razem skup się wyłącznie na wodzie. Patrz na nią. Czuj ją. Bądź nią. Pomyśl, żeby się uniosła i uformowała na przykład w kulkę."
Znów mimo niepokoju związanego z jego osobą poszedłem za wskazówkami.
Coś czuję, że kiedyś źle na tym wyjdę, ale to chyba jeszcze nie ten czas.
Zacząłem wpatrywać się znów w wodę. Odprężyłem się całkowicie, oddając się wodzie.
Czułem powoli, jakbym się z nią zlewał.
Unieś się. - nakazałem spokojnie w myślach.
Tafla zaczęła się poruszać, a po chwili od jej powierzchni odłączyła całkiem spora ilość wody. Na oko tyle ile mieści się zazwyczaj w standardowej szklance znajdującej się we większości domów. Unosiła się, jakby czekając, aż coś zrobię.
Podniosłem delikatnie prawą dłoń i poruszyłem nią w lewo.
Woda podążyła za nią.
Zrobiłem korkociąg palcem wskazującym, a ona utworzyła z siebie małą kulkę, poddając się mojej woli.
Chyba załapałem o co chodzi.
,,No, jak chcesz, to potrafisz!"- wykrzyknął wesoło głos, brzmiąc na podekscytowanego.
,,Uznam to za komplet"
,,Uznaj to, jak chcesz. Muszę kończyć. Pa!" - zakończył, jakby był moim przyjacielem, z którym po prostu rozmawiałem przez komórkę i zostałem ze swoimi myślami całkiem sam, dalej bawiąc się wodną bańką.
Co by z nią tu jeszcze zrobić?
A może ją podzielę? - pomyślałem, szukając nowych możliwości.
Uniosłem drugą dłoń.
Przyłożyłem obie do lewitującej bańki, wciąż myśląc o tym, by kula podzieliła się na dwie, równe części i szybko je od siebie oddaliłem. Przy prawej, jak i lewej dłoni spoczywała znacznie mniejsza bańka.
Udało mi się! - pomyślałem z ekscytacją.
Ciekawe czy z innymi żywiołami jest tak samo?
Kiedyś będę musiał sprawdzić.
Położyłem dłonie z powrotem do wanny, a bańki dalej mimo wszystko lewitowały. Pomyślałem, by pękły i znów wylądowały w wannie, a one to posłusznie zrobiły.
Szybko skończyłem się myć i wyszedłem z wanny.
Ubrałem się w czarne spodnie i granatową koszulkę z krótkim rękawem z herbem mojej profesji. Założyłem pierścień z feniksem i skierowałem się do pokoju.
Zastałem w nim małą niespodziankę.
Na moim łóżku z nieodgadnioną miną siedział nasz złotooki opiekun i głaskał powolnymi ruchami swojego lisa, siedzącego przy jego nogach. Chrząknąłem lekko, zwracają jego uwagę na swoją osobę.
- Cześć Isil. Jak się czujesz?
- Dobrze. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, siadając na krzesło.- Tarinan, nie rozumiem, dlaczego zwolniliście mnie z dzisiejszych lekcji.
Łowca westchnął ciężko, dalej głaszcząc swojego pupila.
- Isil, nie znamy żadnej osoby, która panowałaby nad wszystkimi żywiołami. Chcieliśmy dać ci odpocząć. Twój organizm musiał się zregenerować po takim szoku.
- Rozumiem, ale naprawdę czuję się świetnie. - zapewniłem. - A tak w ogóle, która godzina?
- Trzynasta dwadzieścia sześć, a co?
Trochę zeszło mi się w tej łazience.
- A nie, nic. Tak pytam.
W tym momencie niespodziewanie głośno zaburczało mi w brzuchu, na co Tarinan się zaśmiał.
- Czyli jednak dobrze zrobiłem, przynosząc ci śniadanie.
Wstał z łóżka i podał mi tacę wypełnioną po brzegi pysznościami.
Mniam.
Wziąłem szyućce i zacząłem pałaszować jajko na miękko, zagryzając je niewielką, aromatyczną kiełbaską.
- Widać, że byłeś bardzo głodny. - stwierdził, lekko chichocząc, jak nastolatka, co zdecydowanie mu się przystało w jego wieku.
- Zostawię cię już, a ty skończ jeść.- Już miał iść, ale się odwrócił. - Zapomniałem ci powiedzieć. Umiejętności rasowe i żywioły będziesz mieć dzisiaj połączone. Będziesz się zajmował żywiołami z Cristerem, a Gallen będzie się przyglądał. To papa Isil! Chodź Jara!- zawołał swojego lisa i oboje wyszli z mojego pokoju.
Gdy skończyłem jeść była już czternasta.
Wypadałoby już iść na te lekcje.
Wstałem z krzesła powoli i z ociąganiem, jak na prawdziwego lenia przystało i powlokłem się na dziedziniec szkoły.
Przed wrotami czekali już na mnie wspomniani nauczyciele.
Czarnowłosy Crister stał oparty o ścianę, bawiąc się wodną bańką, a Gallen śmigał błękitnymi oczami po kartkach jakiejś książki.
- Dobry! - przywitałem się z nimi na tyle wesoło, na ile było mnie w tym momencie stać.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli zgodnym chórkiem, zaprzestając swoich czynności.
- No Isil, dzisiaj zajmiemy się najprostszymi ćwiczeniami na panowanie nad żywiołami, a on będzie się gapił.- tu Crister wskazał na brązowowłosego z książką. Gallen na to spiorunował go tylko wzrokiem.
Chyba za sobą nie przepadają.
- Gdzie będziemy ćwiczyć?- zapytałem, by odwróć uwagę bruneta od Gallena.
- Tam gdzie ostatnio. Za godzinę dołączą do nas Virina i Udastil, a mój kolega po fachu sobie pójdzie. - powiedział i ruszył w stronę polanki, na której mieliśmy wczoraj ostatnią, pamiętną lekcję.
Stanąłem na jej środku wraz z Cristerem, a Gallen usiadł pod drzewkiem z jakimś notatnikiem na kolanach. Wróciłem zaraz spojrzeniem na czarnowłosego i czekałem na polecenia.
- Isil, zacznijmy może od wody. Nie wyrządzi ona zbyt wielkich szkód, a ja mógłbym w razie czego wszystko powstrzymać. - Klasnął energicznie w ręce i się promiennie uśmiechnął. - To może zacznijmy od podstaw. Na początek postaraj się przywołać tu wodę z tamtej sadzawki. Skup się na niej i rozkaż jej tu przyjść.
Zamknąłem oczy i skupiłem się na wodzie, która mnie otacza, odnajdując w ten sposób dany zbiornik. W jednej chwili przypomniałem sobie, co dokładnie robiłem rano.
Znów, tak jak w wannie nakazałem wodzie się unieść i do mnie podążyć.
Otworzyłem oczy, a przede mną lewitowała leniwie całkiem spora jej ilość. Znacznie więcej niż podczas mojej dzisiejszej próby w wannie.
Uniosłem z cichą satysfakcją spojrzenie na brązowe oczy mojego nauczyciela.
Zacząłem ruszać ręką w tę i z powrotem, bawiąc się trochę jak dziecko w ten sposób wodą.
- Ee...- czarnowłosy patrzył się na mnie tępo, chyba nie za bardzo się tego spodziewając.- Znaczy, bardzo dobrze Isil! Coś łatwo ci poszło.- stwierdził w zamyśleniu, pocierając szybkim ruchem podbródek. - Może teraz uformuj z niej kulę, dobrze?
Zacząłem radośnie obracać dwoma palcami, formując delikatną, okrągłą bańkę.
Nie czekałem na dalsze polecenia i ot, tak sobie podzieliłem bańkę na dwie, potem spróbowałem na trzy i w końcu na cztery, a moi nauczyciele patrzyli na mnie jak na kosmitę. Nie tylko Crister, ale i Gallen, który przestał w pośpiechu coś notować. Uniosłem oczy z minką niewiniątka.
- No co? - zapytałem trochę mniej grzecznie, niż zamierzałem.
- Jak...jak ty to zrobiłeś? Jak ty w ogóle wiedziałeś, jak to zrobić?
- Zrobiłem to normalnie, a skąd wiedziałem jak? Bawiłem się dzisiaj rano wodą z wanny. - Wzruszyłem ramionami. Z fascynacją zacząłem obserwować wodę, która na powrót zaczęła mnie okrążać dwoma wąskimi pierścieniami.
- Co robiłeś?- Crister popatrzył na mnie jak na kompletnego idiotę.
- A coś źle powiedziałem albo za cicho? - zapytałem, żonglując czterema wodnymi bańkami, które wydobyłem z pierścieni.
- Nie, nie jestem głuchy, jeśli to insynuujesz.- krzyknął, ale zaraz przemówił jednak spokojnym głosem.- To teraz zajmiemy się ziemią. Zrób dokładnie to samo, co z wodą.
- No dobra. - Skinąłem mu głową, upuszczając wodę z cichym plaśnięcieciem.
Zamknąłem ponownie oczy i skupiłem się całkowicie tym razem na ziemi pod moimi stopami. Zacząłem się w nią coraz bardziej zagłębiać umysłem. Zobaczyłem w niej wiele małych korytarzy, którymi pełzła dżdżownica, wielkie mrowisko, w którym pracowały jego dumne mieszkanki.
W oddali dostrzegłem nawet kreta gryzącego korzonki jakiejś nieznanej mi rośliny. Widziałem i słyszałem wszystko, co działo się wewnątrz ziemi, ale również co się działo na jej powierzchni.
Mogłem dokładnie wyczuć wiewiórkę przebiegającą niedaleko, siedzącego pod drzewem Gallena i stojącego niedaleko mnie Cristera.
Daleko, na placu treningowym odbywały się lekcje fechtunku z Maralem. To wszystko było niesamowite. Mógłbym tak obserwować wszystko godzinami. Poprosiłem ziemię wokół mnie, by się uniosła. Zrobiła to bez żadnego sprzeciwu, a ja otworzyłem oczy i spojrzałem na nauczyciela żywiołów.
- Świetnie Isilu. Zrób z tego kulę i rzuć ją we mnie. Ja będę się osłaniał. - stanął prosto twardo na ziemi i wyciągnął przed siebie dłonie.
Uformowałem ze skupieniem wielką grudę ziemi i podzieliłem ją na dwie. Pierwszej kuli nakazałem trafić w brązowowłosego, ale on zablokował to z ogromną szybkością falą wody.
Kula leciała za wolno. - pomyślałem, analizując swój wcześniejszy ruch.
Może spróbuje inaczej?
Uniosłem prawą dłoń, a ostatnia gruda gleby podleciała do niej na odległość pięciu centymetrów. Poruszyłem lekko ręką w lewo, a ziemia, tak jak myślałem, podążyła za nią.
A może by tak...?
Zrobiłem zamach w stronę instruktora, rzucając w jego stronę kulkę z ziemi.
Tak jak oczekiwałem, poleciała znacznie szybciej niż poprzednio. Crister zrobił unik i uśmiechnął się zadowolony z moich postępów.
- Świetnie! Idzie ci niesamowicie dobrze!- pochwalił i pozwolił swojej wodzie wrócić do okolicznej sadzawki. - Koniec pierwszej godziny Isil. Za chwilę przyjdą Virina i Udastil. Ona będzie ćwiczyć to, co ty z wodą, a ty wraz z Udastilem będziecie ćwiczyć z powietrzem. Gdy to w miarę możliwości opanujesz, przejdziemy do żywiołu ognia.- powiedział z uśmiechem i poszedł sobie.
Poszukałem wzrokiem Gallena, ale jego także nie było.
Zostałem o dziwo sam.
Co by tu zrobić?
I wtedy dostrzegłem za drzewami tak często używaną na tych lekcjach sadzawkę do moich ostatnich ćwiczeń.
Podbiegłem tam z ciekawości.
Okazało się, że nie jest to sadzawka, tylko małe, krystalicznie czyste jeziorko.
Pięknie to wyglądało.
Woda była przejrzysta, tak że można było bez żadnego problemu dojrzeć piaszczyste dno. Całe jeziorko otaczały gęste krzaki, chroniąc ten widok przed czyimś wścibskim wzrokiem.
Usiadłem lekko na brzegu zbiornika i włożyłem rękę pod wodną taflę. Spróbowałem zrobić to samo, co z ziemią i udało mi się. Zobaczyłem z dokładnością wszystko, co działo się pod wodą. Widziałem ciekawe, kolorowe rośliny, ryby w wielu pięknych barwach i kszałtach. Normalnie jakbym oglądał Animal Planet.
Wyciągnąłem rękę z zimnego zbiornika i otarłem ją lekko o bluzkę. Coś koło mojej stopy zapiszczało cienkim głosikiem.
Spojrzałem w tamto miejsce i się uśmiechnąłem, widząc towarzyszącą mi kruszynę.
Przy mojej nodze siedziała mała, biała myszka, przypatrując mi się z całkowitą uwagą.
Powolutku przystawiłem do niej otwartą dłoń, a ona na nią weszła. Delikatnie podrapałem palcem jej malutką główkę, na co ona zmarszczyła słodko nosek.
Ciekawe co ona tu robi?
- Miri! Miri, gdzie jesteś?!
Usłyszałem znajomy, dziewczęcy głos niedaleko.
Czy to nie Virina?
Wstałem z ziemi i wyszedłem zza zarośli z myszką, poszukując prawdopodobnie właścicielki białego gryzonia, lecz nigdzie jej nie dojrzałem.
To może spróbujmy inaczej?
Skupiłem się na ziemi, przeszukując wszystko, co było na jej powierzchni. Nagle zauważyłem znajomą sylwetkę czarnowłosej i ruszyłem w jej stronę. Była po drugiej stronie budynku i wyraźnie czegoś szukała.
- Tego szukasz?! - krzyknąłem, pokazując gryzonia na mojej dłoni. Dziewczyna podbiegła do mnie, zabrała swojego pupila i od razu sobie poszła w sobie znanym kierunku.
No serio?
Żadnego dziękuję, ani nawet cześć?
Obok mnie z ogromną prędkością mignęła ruda czupryna. Udastil podbiegł z wiewiórką na ramieniu do Viriny.
No, kolejny mnie ignoruje. - prychnąłem w myślach niezadowolony.
Poczułem niespodziewanie, że za mną ktoś stoi.
Westchnąłem z ulgi, rozpoznając w tej osobie Cristera.
Nauczyciel podszedł do mnie i poklepał przyjaźnie po plecach.
- Nie przejmuj się. Są po prostu zazdrośni o ciebie. Wiele osób chciałoby mieć wszystkie żywioły. Z czasem im przejdzie.- powiedział z uprzejmością i odszedł kawałek, ale jeszcze zdołałem usłyszeć. - Albo i nie.
No ten to zawsze umie pocieszyć!
Poszedłem niezbyt chętnie z powrotem ze wszystkimi na polanę. Chyba nigdy nie będę mile widziany przez tą dwójkę na tych lekcjach. Czemu zazdrości musi być tak toksycznym uczuciem?
Usiadłem z jękiem na trawie, czekając, aż Crister poinstruuje Virine i podejdzie do mnie i Udastila. Czekając na to, potarłem bandaż. Rana zaczęła mnie parszywie swędzieć, ale na całe szczęście było już z nią znacznie lepiej. Ta maść naprawdę zdziałała prawdziwe cuda.
Po pięciu minutach w końcu doczekałem się. Brązowooki podszedł powoli do nas, podciągając swoje rękawy.
- Chłopaki, teraz wy! - Klasnął w dłonie, co chyba mogę uznać już za jego nawyk. Często to robi.
- Będziecie musieli wywołać małe tornado na waszej dłoni.
- Rozumiem, że mamy to zrobić dokładnie tak, jak ja z wodą i z ziemią, prawda?- przerwałem mu na chwilę jego wypowiedź.
- Tak, Isil, dokładnie tak. Tylko proszę, następnym razem nie mieszaj mi się w paradę, w porządku?- zapytał groźnie, patrząc na mnie z góry.
No cóż, to chyba oczywiste skoro dalej siedzę na tej ziemi.
- Dobrze. Rozumiem. Już się zamykam.- odpowiedziałem z pokornie uniesionymi rękami do góry.
- Udastil, a wracając do ciebie...-
instruktor coś tam jeszcze mówił do rudzielca, ale ja się już wyłączyłem, skupiając się tylko i wyłącznie na szumie wiatru.
Gdy to zrobiłem, wiatr stawał się coraz głośniejszy.
Skupiłem się na przyzywaniu go i poczułem, jak wzmacnia się powiew wokół mnie.
Uniosłem moją dłoń na wysokości klatki piersiowej i poprosiłem wiatr, by skumulował się na mojej dłoni. Otworzyłem oczy.
Z początku nie mogłem nic zrobić, by wiatr mnie posłuchał, ale z czasem przestał się opierać i zaczął zbierać wokół mojej ręki.
Zaczął stawać się coraz bardziej widoczny, aż w końcu zobaczyłem wiele białych i brązowych smug koło mnie, gdy wraz z wiatrem podniósł się piach. Podniosłem drugą rękę i instynktownie zacząłem robić kółka nad otwartą dłonią. Wiatr powoli z jawną niechęcią utworzył średniej wielkości wir na dłoni.
Udało się!
Ale było znacznie ciężej niż z wodą i ziemią.
Już się boję, co będzie z ogniem.
Crister przyglądał się moim poczynaniom z olbrzymim, promiennym uśmiechem na twarzy. Chciałbym zetrzeć mu ten uśmieszek z tej jego buźki mimo, że jest moim nauczycielem.
Hm w sumie...
Przestałem kręcić prawą ręką i położyłem ją jak gdyby nigdy nic na trawie.
Chodź, pomożesz mi moja droga przyjaciółko.
Ziemia na te słowa wypowiedziane w moim umyśle podniosła się niezauważalnie do mojej dłoni, całkowicie mi się poddając.
Popatrzyłem na nauczyciela, który stał w tym momencie do mnie bokiem i mówił coś do Viriny, marszcząc brwi.
Pozwoliłem się rozproszyć małemu tornadku na mojej lewej dłoni, a prawą żuciłem kawał gleby w stronę bruneta.
Instruktor w ostatniej chwili dostrzegł pocisk i zrobił unik.
Cholera... Nie udało się!
Brązowooki popatrzył na mnie z naganą, a ja posłałem mu niewinny uśmiech i wzruszyłem ramionami.
- Isil, ja się cieszę, że opanowałeś w niewielkim stopniu przed chwilą wiatr, a jeszcze wcześniej wodę i ziemię, ale nie rzucaj we mnie kawałami ziemi, gdy nie patrzę!
- Oj nie denerwuj się tak. Po prostu zaczęło mi się nudzić. - Położyłem się na brzuchu na soczyście zielonej trawie.
- Nudzi ci się, tak?- w jego oczach zobaczyłem dziwną iskierkę, gdy zadawał to pytanie.
Coś czuję, że oberwie mi się za ten mały żart.
Udastil i Virina po udanych próbach zaczęli się nam z uwagą przyglądać. Nauczyciel patrzył na mnie z wręcz szatańskim uśmieszkiem.
Nie zdążyłem nic zrobić, gdy posłał na mnie dwie średniej wielkości fale.
Woda uderzyła mnie z całkiem mocną siłą, by po chwili zostawić mnie mokrego od stóp do głów. Usiadłem ze skrzyżowanymi nogami ze skwaszoną miną.
Rudzielec, Virina i nasz ,,drogi" nauczyciel zaczęli się śmiać.
- Bardzo śmieszne. - prychnąłem, wyciskając swoją koszulkę.
Zdecydowanie nie zostałem im dłużny.
Niezauważenie przez nich wezwałem trzy bańki z wody i spuściłem im je prosto na głowy.
Od razu miny im zrzedły.
Crister szybko wysuszył siebie, rudzielca i brunetkę, a mnie zignorował.
Jakoś bycie mokrym mi zbytnio nie przeszkadzało.
Szczególnie że jest dzisiaj bardzo ciepło.
- Dobra, dzieciaki! - usłyszałem nauczyciela, na co się skrzywiłem. Już dawno nie zostałem nazwany dzieciakiem.
- Koniec tej zabawy! Isil teraz czas na ogień.- powiedział i wziął, nie wiem skąd świecznik z dwoma dużymi świecami i postawił go obok mnie na ziemi. - Będziesz musiał zapalić swoim wewnętrznym ogniem knot tych świec.
- Że niby jak ja mam to zrobić? - zmarszczyłem brwi.
- Eh wiem, że do tej pory opierałeś swoje zdolności na żywiołach ze swojego otoczenia, ale ognia w ten sposób nie znajdziesz. W wielu miejscach go nie ma. Dlatego każdy z magów ognia ma go w sobie. Będziesz musiał się skupić i wyciągnąć z siebie płomień.
Po tym, jak to powiedział, po prostu sobie poszedł.
Czy mogę zmienić nauczyciela? Jeśli tak będzie wyglądać następna lekcja, to równie dobrze mógłbym uczyć się sam.
Znów bardzo mocno się skupiłem. Odetchnąłem dwa razy i zamknąłem oczy.
Wyobraziłem sobie płomień wirujący we mnie.
Jak płynie po wszystkich częściach mojego ciała.
Jak staje się wraz ze mną jednością. Zacząłem czuć coraz większe ciepło wewnątrz mnie.
To było świetne uczucie. Przypominało to ten moment, kiedy dotknąłem ognika albo jaszczurki Adillena, tylko że teraz odczucie było znacznie mocniejsze.
Wyobraziłem sobie, jak knot świeczki zapłonął.
Otworzyłem oczy i to, co zobaczyłem, mnie rozczarowało.
Na trawie były nie tylko roztopione świeczki, ale i cały świecznik.
Crister stał dalej z dziwną, wykrzywioną miną.
- Isil, fajnie, że wywołałeś ten swój ogień, ale mi raczej chodziło o to, byś zapalił te świeczki, a nie je roztopił i to jeszcze ze świecznikiem. - powiedział, kręcąc głową i przyniósł mi kolejne sześć świeczek. Ustawił trzy z nich i poszedł pomóc w czymś Virinie.
Spróbowałem jeszcze raz, ale i tym razem skutek był taki sam. Postawiłem przed sobą kolejne świeczki i kolejny raz skupiłem na cieple rozchodzącym się po moim ciele.
Znów wyobrażałem sobie palącą się świeczkę, lecz czułem, że nic się nie dzieje.
W przypływie desperacji poprosiłem swój ogień, by zapalił knot świeczki. Delikatnie, z wahaniem otworzyłem jedno oko, a później drugie, by po chwili otworzyć je na całą szerokość.
Wszystkie pozostałe przy życiu świeczki paliły się!
Crister podszedł na mnie, widząc to i nade mną stanął.
- No, no wreszcie ci się udało. Gratulacje. Jak chcesz, możesz już iść już do swojego pokoju. - uśmiechnął się niezwykle przyjacielsko.
- Dziękuję, do widzenia!- pożegnałem się pośpiesznie i pobiegłem w kierunku szkoły, a dokładniej mojego pokoju.
Gdy byłem już przy nim, szybko do niego wszedłem, wziąłem po drodze ubrania na zmianę i udałem się do łazienki.
Tam wziąłem długą kąpiel, dopiero po której poczułem, jaki jestem zmęczony.
Używanie magii najwyraźniej przez tak długi czas strasznie wymęcza organizm.
Wyszedłem z wanny i ubrałem się w czarne spodnie z bardzo lekkiego, delikatnego i bardzo przylegającego do ciała materiału oraz do tego szarą bokserkę.
Boso poczłapałem z łazienki na moje nad wyraz mięciutkie w tym momencie łóżko, na którym się rozłożyłem.
Nie minęła minuta, a ja już smacznie spałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top