Rozdział szósty
Z szybko bijącym sercem stawiam pierwszy krok w kierunku Antonio. Potem drugi. A później jakimś cudem podchodzę do niego i zanim pomyślę, co robię, zabieram mu papierosa i sama zaciągam się tytoniem, mimo że nie paliłam od lat. Potrzebuję czegoś na zachętę i odwagę.
Nie chcę, żeby palił. Chcę za to, żeby się uśmiechnął, tymczasem on nadal patrzy na mnie pochmurnie. Nie potrafię jednoznacznie odczytać z jego oczu emocji, co wytrąca mnie z i tak chwiejnej równowagi.
– Przepraszam – chrypię. – Nie powinnam była tak się odcinać.
– Nie spodziewałem się tego. Nie po tobie – mówi spokojnie, a jego słowa ranią mnie niczym sztylet.
– Ja... cholera, nie chciałam... naprawdę nie chciałam cię zranić – wykrztuszam. – Uznałam, że jeśli zaangażujemy się w to bardziej, mocniej będziemy cierpieć. W końcu wyjeżdżam za kilka dni, to nie ma sensu, sam wiesz... – zaczynam się plątać, wrzucając raz po raz angielskie słowa w hiszpańską wypowiedź. Mimo że w przyczepie rozmawialiśmy głównie po angielsku, teraz próbuję mówić po hiszpańsku, dla niego.
– A nie pomyślałaś, że już cierpimy? – Antonio nadal patrzy na mnie bez uśmiechu, ale w jego oczach widzę coś cieplejszego. – Że wolę być z tobą w kontakcie na odległość, niż nie być w ogóle. Obiecałaś... Obiecałaś, że się spotkamy – mówi z wyrzutem, a przez jego twarz przebiega grymas bólu.
– Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Cholera! – Łzy ciekną z moich oczu coraz intensywniej, a ja nie potrafię ich zatrzymać. Nie chcę, by uznał, że się nad sobą użalam, więc ze złością je wycieram. – Przepraszam.
– Byłem dotychczas w dwóch poważnych związkach, jeszcze w Hiszpanii. Oba skończyły się z powodu braku szczerości. Nie spodziewałem się, że gdy zdecyduję się zaufać po raz trzeci, to... – Głos mu się załamuje, a ja pod wpływem impulsu przyciskam się do niego z całą siłą. Mam nadzieję, że pokaże to bardziej niż jakiekolwiek słowa, jak bardzo mi na nim zależy. Jak cholernie mi przykro.
Po chwili, która wydaje się nieskończonością, Antonio odwzajemnia uścisk, a ja czuję się trochę lepiej.
– Nie rób tak nigdy więcej, proszę – szepcze mi po hiszpańsku do ucha.
Potakuję głową i uśmiecham się do niego przez łzy. On natomiast chwyta moją twarz w obie dłonie i z tym samym żarem w oczach, co w przyczepie, wyznaje:
– Ja też się boję. I nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem, że nie mogę cię tak po prostu wypuścić z mojego życia. Jestem gotowy zaryzykować. Kocham Sycylię, ale tak samo kochałem Andaluzję, rozumiesz?
Kiwam głową, zastanawiając się, czy on właśnie zasugerował, że mógłby się do mnie przeprowadzić. Nie chcę jednak teraz tego analizować. Cały czas nie wiem, czy sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam. Szczypię się więc mocno w dłoń i syczę z bólu.
To nie sen.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Rubia – szepcze Antonio, gdy w tle dobiegają nas głośne wiwaty, i całuje mnie w usta, a ja oddaję się temu pocałunkowi całą sobą.
****
Grudzień 2064
– I co było dalej, babciu? – Klaudia zaczyna skakać i ciągnąć za rękaw mojego swetra, gdy kończę opowiadać jej historię początków mojej wielkiej miłości, oczywiście bez pikantniejszych szczegółów.
– Dziadek do mnie przyjechał, jakoś w lutym. Mieszkaliśmy razem w Poznaniu prawie przez rok. A potem podjął decyzję, że chce wrócić do medycyny, więc przeprowadziliśmy się do Andaluzji. Ja mogłam pracować w swojej branży z każdego miejsca na świecie.
– A potem urodziłaś mamusię – stwierdza moja wnuczka.
– Tak jest. – Targam ją po włosach. – Leć jej pomóż z piernikami, kochanie, a ja się przewietrzę.
Klaudia kiwa głową i wybiega w podskokach z salonu domu, który kupiliśmy z Antoniem, gdy jej mama była mała i początkowo przyjeżdżaliśmy tu tylko w wakacje. Ja tymczasem wstaję, chwytam moją laskę i powoli ruszam do przedpokoju. Wkładam płaszcz i wychodzę na ganek, na którym – tak, jak się spodziewałam – stoi Antonio. Po ponad czterdziestu latach razem trudno mu mnie zaskoczyć.
I vice versa.
– Jak się czujesz, Rubia?
– Dobrze, a ty?
– Też. – Uśmiech rozjaśnia jego pomarszczoną twarz. W jego oczach widzę ten sam błysk, co zawsze, i robi mi się lżej. – Sama widzisz, że miałem rację. Dobrze, że zaryzykowaliśmy.
– Dobrze. Zawsze byłeś odważniejszy niż ja.
– Nieprawda, Rubia. Nie znam odważniejszej kobiety od ciebie. Zawsze dążyłaś do tego, co uważałaś za ważne.
– Nie zawsze – oponuję i uśmiecham się do niego łagodnie. – Gdy cię poznałam, już tak. Zaczęłam kilka miesięcy wcześniej, kiedy zrozumiałam, że powinnam słuchać własnego serca. Że na tym polega wolność. Przez chwilę wydawało mi się, że nie można być prawdziwie wolnym, będąc z kimś. Ale dzięki tobie zrozumiałam, że wolnością jest wybór. A ty jesteś moim najlepszym wyborem.
– I nawzajem, Rubia. – Przytula mnie do siebie i całuje w czoło. – Wesołych Świąt.
W odpowiedzi uśmiecham się do niego szeroko, po czym odwracam głowę w kierunku morza. Razem patrzymy na coraz niżej schodzące słońce.
Słońce, które nigdzie nie wygląda tak pięknie jak tutaj, na Sycylii.
***
Edit: grudzień 2024 r. uznałam, że opowiadanie będzie wisiało tutaj cały czas, a w grudniu co rok któregoś dnia będę je na chwilę kasować i wrzucać jeszcze raz, a tym samym być może przyciągać uwagę starych i nowych czytelników.
Niemniej z sentymentu zostawię to, co było napisane jako podsumowanie na początku (31.12.2023 r.):
Zakończenie jest króciutkie, ale musiałam trochę potrzymać Was w niepewności i nie wrzucać ostatnio wszystkiego ;). Mam nadzieję, że Wam się spodobało, podobnie jak cała historia, która wiadomo, że ze względu na zaplanowaną z góry krótką formę nie mogła trwać w nieskończoność i w pewnych momentach (nie)stety korzystałam z ekspozycji/możliwości opisowego przyspieszania akcji. Będę bardzo wdzięczna za krótkie podsumowanie Waszych wrażeń dotyczących całości no i już po przeczytaniu jeszcze raz za informację, czy według Was lepiej trzymać historię dostępną cały czas, czy do końca stycznia, a potem wrzucić ją jeszcze raz za rok.
Ponadto podczas publikacji tego opowiadania zaczęłam zastanawiać się, czy nie przerobić tego na dłuższą formę, tzn. wprowadzić kilka rozdziałów przed świętami, potem trochę zmienić te sycylijskie, żeby naszej dwójce nie było od razu tak dobrze, i dodać jeszcze kilka po świąteczno-noworocznym szaleństwie. Może to byłby jakiś pomysł na to, żebym nie przesadziła z długością. Z drugiej strony trochę się boję, nigdy czegoś takiego nie robiłam xD Co myślicie?
Jeśli chodzi o Co o mnie myślisz, z rozdziałami powracam w sobotę 13.01 na razie zamierzam wrzucać je równo co dwa tygodnie. Zapraszam Was zarówno do tego tekstu, jak i moich pozostałych, jeśli jeszcze nie czytaliście. Każdy jest inny i myślę, że można znaleźć coś dla siebie, no chyba że szuka się fantastyki albo historycznych, to wtedy niestety nie, choć historia fantasy siedzi gdzieś w czeluściach mojego komputera xD.
Tymczasem życzę Wam wspaniałego roku 2024, pełnego miłości i uśmiechu, oraz udanej i bezpiecznej imprezy sylwestrowej, jeśli taką planujecie. Trzymajcie się ciepło i do napisania :).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top