9. Szantaż
– Spokojnie. Posłuchaj mnie. – Mówiła, ale ja nie myślałam. – W tym momencie musisz jechać do Santana.. Wyjaśnimy ci to.
Nie rozumiałam co mówi, nie dochodziło do mnie co mówiła. Patrzyłam przed siebie.
– Gdzie jesteś? – zapytała z anielską cierpliwością.
Rozejrzałam się po samochodzie.
– W samochodzie. Z Monetem. – na wspomnienie swojego nazwiska spojrzał się, a ja wciąż jakbym nie zauważała wszystkiego, siedziałam i słuchałam instrukcji matki.
– Powiedz, żeby zawiózł cię do Santana. Powiedz, że chodzi o twojego ojca. Rozumiesz?
Wydałam z siebie dźwięk, który przypominał potwierdzenie. Z telefonem przy uchu mówiłam:
– Musisz zawieźć mnie do Santana.
– Nie ma opcji.
– Zawieź mnie tam, chodzi o mojego ojca. – płakałam, kompletnie nie wiedziałam co robić. Samochód gwałtownie skręcił w prawo, Tony dzwonił do Vincenta.
– Teraz spokojnie nie płacz, będę z tobą dopóki nie dojedziesz. Santan wie wszystko czego potrzebujesz, nie zadawaj pytań. – Tłumaczyła mi mama w słuchawce.
Ścisk w żołądku i płacz uniemożliwiały mi racjonalne myślenie.
– Ja nie chcę – wyjąkałam, nie było nic bardziej żałosnego ode mnie.
– Spokojnie, to najlepsze rozwiązanie.
– Nie… – zatrzymałam się – Pa.
Dźwięk zakończonej rozmowy obijał się o moje uszy.
Ostre hamowanie samochodu spowodowały ból przez pasy, które wbiły mi się w klatkę piersiową.
– Tony – jęknęłam z bólu – Wiem jest chujowo, ale dziękuję. Nienawidzę cię. – powiedziałam, już wyswobodzona z pasów. Widziałam, że się pogubił w moich słowach. Zbliżyłam się do niego, objęłam dwoma rękoma jego twarz. Przyłożyłam swoje wargi do jego, był to przyjemniejszy pocałunek niż ten rankiem. Nie myślałam o niczym.
– Nie wrócisz stamtąd taka sama.
Ała. Zabolało. Poczułam tęsknotę za Hailie i Willem. Miałam nadzieję, że nie umierają ze strachu. Urodziny Hailie miały być okazją do szczęścia nie płaczu.
– Powiedz Hailie, że ją kocham. A Willowi, że jest najlepszym przyjacielem.
Wychodząc z samochodu pożegnałam swoje poprzednie, normalne życie. Znów zalałam się łzami. Makijaż, który miałam wylądował na chusteczkach albo sukience, która usilnie przypominała o urodzinach Hailie. Chciałam świętować z nią i cieszyć się razem z nią. Po kolacji wrócić do domu i razem z Willem rozmawiać całą noc.
Willa podobna do rezydencji Monetów była równie wielką. Brama, przy której stała główna odpowiedź na moje pytania, ciągła się na prawo i lewo.
– Blanca Villin. – wypowiedział moje nazwisko – Miło cię znów widzieć, przykro mi, że w takich okolicznościach. – jego słowa ociekały kłamstwem. Spojrzał się na mnie z udawanym współczucie. – Zapraszam za mną.
Robiłam co mówił, nie przejmowałam się dwoma mężczyznami, którzy byli ochroniarzami. Obaj szli obok nas, jeden z prawej, drugi z lewej. Starałam się coś wymyślić, ale jedyne co to płakałam. Santan nie zwracał na mnie zbędnej uwagi.
Weszliśmy prawdopodobnie do salonu, wywnioskowałam tak przez kanapę, wielki telewizor i stół. Przy nim usiedliśmy naprzeciwko siebie. Adrien patrzył się na mnie, było to dziwne.
– Co z moim ojcem? – zapytałam, próbując się nie jąkać.
– Od teraz będziesz w szeregach organizacji, wszystko ci wyjaśnię. – oznajmił mi, ale co to miało znaczyć? – Twój ojciec życie, ale nie w Stanach. Jest teraz w Hiszpanii. – tłumaczył cierpliwie, a na mojej twarzy zagościło coś w rodzaju uśmiechu. – George zostawił po sobie jedyną rzecz, która jest najcenniejsza. Ciebie, droga Blanco. Podpisał umowę z moim ojcem, my musimy to zrobić.
Były to dosyć pocieszające słowa, nie tylko ja byłam
– To brzmi jakby mnie sprzedał. – stwierdziłam – Mam wybór. Nie możecie mi kazał wyjść za mąż.
– On chciał tej umowy, sam ją oferował. Byłem przy podpisywaniu tej umowy, on nie wyglądał jakby żałował choć trochę swojej decyzji. – nie rozumiałam tego.
– To niesprawiedliwe. – Powiedziałam
– Jutro porozmawiamy na ten temat. Kolacja będzie zaraz, później Ivy zaprowadzi cię do pokoju, w którym będziesz mogła odświeżyć się oraz przespać noc. W szafie znajdą się czyste ubrania.
Kolacja, która przyniesiono na pewno byłaby smaczna, gdyby nie katar i smutek jaki towarzyszył mi przy posiłku. Santan nie zwracał na mnie uwagi. Po kolacji przyszła wspomniana kobieta, nie wyglądała na przyjazną. Już miałyśmy wychodzić z salonu, kiedy zatrzymał nas Adrien:
– Nie kontaktuj się z Monetami.
Pokój, do którego zaprowadziła mnie Katy był przestronny i ładny, ale mimo to nie czułam się bezpiecznie. Garderoba, w której były trzy piżamy i kilka ubrań dziennych, była w pokoju, podobnie jak łazienka.
Po prysznicu spojrzałam w telefon. Niejednokrotnie dzwoniła do mnie Hailie, ale i Tony z Willem. Martwiłam się o nich. Podobnie jak o tatę. Usiadłam na łóżku, które nie było wcale miękkie.
Czy musiałam zmusić się do czegoś tak głupiego jak ślub z Santanem? Mogłam się nie zgodzić, ale nie pozwoliłabym na wysłanie mojego ojca do więzienia. Brak uczucia, a wręcz nienawiść blokowała jakiekolwiek pozytywne uczucia, jakie przychodzą mi do głowy myśląc o ślubie i weselu. Zgadzając się mogłam zepsuć swoją przyszłość, kiedy marzyłam mieć wolną rękę bez oglądania się na innych, po to przecież wyprowadziłam się.
Zmęczenie i ból głowy dawał o sobie znać, Erica, zawsze na ból głowy robiła mi mocną herbatę z ananasem. To dziwne połączenie pozwala zawsze ukoić ból. Dzisiaj brakowało mi tego połączenia, podobnie jak Ericy.
Informacje, które dopiero co przetwarzały się, atakowały mnie mocno i bez ostrzeżenia. Przypominałam sobie momenty z samochodu, w którym rozmawiałam z mamą.
Teraz doszlo do mnie co zrobiłam. Pocałowałam Tonego. To był kolejny powód, dla którego nie chciałam się wiązać z Santanem. Tony prawdopodobnie teraz był wśród rodzeństwa, a siedziałam sama w pokoju.
Nie miałam ze sobą notesu, w którym mogłam zapisać swoje rozterki. Czułam, że małżeństwo zniszczy do reszty moje życie, a dotychczasowe marzenia rozpadną się.
W tym momencie wydawało mi się, że życie to cięka warstwa lodu na zamarzniętym jeziorze, po którym każdy krok to samobój. Życie zapragnęło zrobić mi małego psikusa, z którego wyszło jedno wielkie bagno. Musiałam dźwignąć je na ramiona i unieść jak najwyżej mogłam.
Autorka: To przedostatni rozdział, przepraszam jeśli nie pasuje wam zakończenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top