3. Czarna mała

Pensylwania była bardzo leśnym stanem, miałam wrażenie, że najwięcej powierzchni zajmowały lasy. Oczywiście było tu dużo terenów zielonych, które szczególnie lubiłam. Choć w Pensylwanii było dużo miast, w których były wieżowce i drapacze chmur. W książkach o Europie nie spotkałam się z tak pięknym miejsce jak Pensylwania. Stany Zjednoczone też były piękne chociaż wydawało mi się, że panował tam wielki tłok.

Zielony uspokajał mnie, a z niebieskim niebem sprawiał wrażenie spokojnego. Właśnie dzisiaj była taka pogoda. Słońce przebijało się między bielutkimi chmurami.

W samym centrum miasta był tłok, był wtorek dlatego ten ruch nie był aż tak wzmożony. W weekendy można napotkać korki, które też nie można było spotkać. 

Parking galerii był zastawiony w większej połowie, zaparkowałam jak najbliżej wejścia od strony kina, gdzie czekała na mnie Zosia. Na dworze było jeszcze ciepło. 

Galeria handlowa była dosyć nowa, otwarta była dopiero siedem lat. Była moją ulubioną. Były w niej sklepy, do których najczęściej się wybierałam. 

Pod kinem na kanapie siedziała Zosia, miała na sobie wspaniałą niebieską sukienkę i czarną opaskę na włosach. Przez jej podróże nie miałyśmy okazji się spotkać.

— Zosia! — ucieszona rzuciłam jej się na szyję.

— Blanca! — również przytuliła się do mnie. — Idziemy na jakieś ciasto i kawę do kawiarni, musisz mi opowiedzieć co u ciebie.  — powiedziała

W dużej mierze wiedziałyśmy co u drugiej, bo miałyśmy kontakt. Starałyśmy się pisać albo dzwonić dwa, trzy razy w tygodniu. Obie poszłyśmy do kawiarni, usiadłyśmy i czekałyśmy aż obsługa przyjdzie.

— Opowiadaj z kim byłaś w kawiarni! Przecież nie chodzisz na randki, chyba, że o czymś nie wiem? — zaśmiała się Zosia, śmiesznie poruszając brwiami.

— To dłuższa historia, przedwczoraj byli u nas na kolacji Monetowie, Monty i Maya z dzieckiem. Monty z tatą robili jakieś biznesy... — przerwał mi kernel

— Mógłbym przyjąć od Pań zamówienie? — zapytał się

— Tak, jak poproszę latte bez kofeiny oraz ten deser lodowy "Wakacyjne odświeżenie" — zamówiłam

— Ja poproszę czarną mini i szarlotkę — zamówiła dla siebie Zosia, kernel odszedł.

— Wracając, byli u nas na kolacji. Następnego dnia na śniadaniu Monty zaproponował mi pracę u swoich bratanków. —

— No nie mów, u Monetów. W sensie Willa, Dylana, Hailie, Vincenta, Tonego i Shane'a? — zapytała, a ja totalnie nie wiedziałam o co jej chodzi.

— No tak, dzisiaj byłam na spotkaniu w kawiarni z Willem. Podpisaliśmy umowę, jutro się przeprowadzam. Będę pracować jako pomoc domowa. — wyjaśniłam kuzynce

— No kuzynko, nieźle się bierzesz. Ostatnio bujałam się koło Santana, wiesz którego? — zapytała, a ja pokiwałam głową. Nawet nie zauważyłyśmy kiedy na stoliku pojawiły się ciasta i kawa. — Usłyszałam coś o Monetach. Ale uwierz każdy z nich jest przystojny. Zaraz Ci pokażę. — wyjęła z torebki telefon i odpaliła instagrama. — Spójrz, są mega przystojni. — zaczęła scrollować profile wszystkich czterech mężczyzn, wszystkich oprócz Vincenta. — Spójrz jaką mają ładną siostrę. — pokazała mi zdjęcie długowłosej nastolatki. 

Musiałam przyznać wszyscy Monetowie musieli mieć świetne geny skoro wszyscy, również ich siostra przyrodnia była śliczna. 

— Faktycznie, ale ja tam nie idę podrywać ich a pracować. 

— Jeśli nie to idziemy dzisiaj do klubu. — zaproponowała

— Możemy, ale nocujesz u mnie. Ja się nie mam zamiaru zamartwiać się czy nikt cię po drodze nie zgwałcił. A po za tym co u ciebie? — zapytałam

Zosia opowiedziała mi kilku spotkaniach z Santanem, którego poznała w drodze z klubu trzy tygodnie temu. Z jej reakcji miałam wrażenie, że relacja z Adrienem jest czystym układem na seks. Nigdy nie pochwałam takiego zachowania, ale cieszyłam się, że nie czuję się skrzywdzona. 

Umówiłyśmy się o dwudziestej pod domem, obie nie miałyśmy zamiaru pić. Ja miałam jutro się przeprowadzać, za to Zosia miała o trzynastej lot do Nowego Jorku. Obie nie chciałyśmy czuć się jak zombie.

W kawiarni siedziałyśmy do czternastej, rozmowa nam się nie kończyły, ale musiałam wrócić do domu. Jechałam dobrą godzinę do domu. Po wejściu poszłam poszukać Ericę, której chciałam się pochwalić podpisanej umowy.

Najpierw weszłam do suszarni, w której jej nie było. Na wejściu salony zauważyłam na kanapie siedzących rodziców.

 — Cześć! Nawet nie wiecie co się stało. Dostałam tą pracę! — powiedziałam ucieszona, zanim nawet zdążyli się ruszyć ja ich przytuliłam. 

— To świetnie córciu, Monty już nam przekazał. Tak się cieszę, że dostałaś tę pracę. — tata również mnie objął, miło mi było, że jest ze mnie dumny.

— Wieczorem z Zosią idziemy do klubu. Tego Santana albo Monetów, nie wiem gdzie będzie chciała Zosia. — poinformowałam mamę i tatę.

— Zosia z Polski? Co tu robi? — zapytała mama

— Zwiedza trochę świat i przyjechała do stanów. Spotkałyśmy się w kawiarni. — opowiedziałam

— Jedzcie, ale uważaj w klubie. Nie ważne czy w Santana czy Monetów. Chcę cię jutro zobaczyć całą. — powiedział tata — Tam trzeba uważać, zadzwonić po Logana? — zapytał tata, Logan to pracownik, który jak byłam młodsza pilnował mnie kiedy wychodziłam do miasta.

— Nie trzeba. — odpowiedziałam, naprawdę nie widziałam potrzeby aby ktoś szedł z nami.

— Może uprzedzisz George Monetów? — zaproponowała mama

— Dziękuję za troskę, ale jestem już od pięciu lat dorosła. Spokojnie, zjedliście obiad? — zapytałam aby rozluźnić atmosferę. 

— Tak, idź do kuchni. Erica ci nałoży. 

Poszłam tak jak mama mówiła, w kuchni Erica zmywała naczynia.

— I jak z pracą? — zapytała

— Przyjęli mnie! 

— Gratuluję! — powiedziała zadowolona — Obiad masz w garnku.

Nałożyłam sobie obiad, wstawiłam do mikrofali i usiadłam przy wyspie.

— Pójdziesz ze mną i mają kuzynka do klubu? — zapytałam 

— Chętnie, tylko, o której? Twoja mama dała mi jeszcze za zadanie upiec ciasto dla Pań z rady rodzicielskiej. Będą za godzinę, a ja kończę pracę za dwie, ale może uda mi się przekonać twoją mamę żeby mnie puściła mnie wcześniej. — powiedziała

Mimo, że już dawno nie chodziłam do liceum to rodzice finansowali w pewnej części szkołę. Dlatego co jakiś czas pojawiały się u nas panie z rady rodzicielskiej, które jak dla mnie sprawiały wrażenie nadętych dziuń. 

— A może po pracy wpadniesz do mojego pokoju, ogarniesz się i weźmiesz coś ode mnie. Do klubu jedziemy o dwudziestej. — powiedziałam głośniej, bo ogrzewałam w mikrofali obiad.

— Jasne, koło siedemnastej, może osiemnastej przyjdę. Smacznego! — odpowiedziała i odwróciła się w stronę piekarnika.

Ja zabrałam jedzenie i poszłam do pokoju. Usiadłam na wiszącym fotelu zajadając się pysznym spaghetti Erici. Musiałam przyznać, że robiła fenomenalne makarony. Niczym urodzona włoszka.

Do jedzenia włączyłam telewizor, na moim ulubionym kanale leciały wydarzenia, w których była mowa o tym, że jakiś gangster dosypał dziewczynie jakieś prochy.

— Niedopuszczalne zachowanie barmana w znanym na całym świecie klubie w Kalifornii. Gangster zastraszył barmana, który pod jego naciskiem wrzucił dziewiętnastoletniej dziewczynie silny narkotyk, którego skład sprawdza policja. Niestety działanie narkotyków było na tyle silne, że dziewczyna zmarła w szpitalu. Policja wydała oświadczenie o działaniu narkotyku, objawami są nudności, brak czucia w ciele, zawroty głowy, majaczenie. Policja prosi o ostrożność w szczególności kobiety, które zamawiają napoje alkoholowe w barach i klubach.

Po obejrzeniu tej wypowiedzi w telewizji odechciało mi się oglądać. Zamiast tego skupiłam myśli na jedzeniu, choć nie chciałam w mojej głowie pojawiła się myśl czy też w przypadku moim, Erici czy Zosi mogłoby się tak stać. Przecież wszystkie byłyśmy młode, atrakcyjne.

Zaraz później na myśl przyszły mi słowa Zosi z kawiarni "zakręciłam się koło Santana". Z opowieści i z tego co sama wywnioskowałam to był on niezłym podrywaczem, choć oprócz jego życia miłosnego, zmartwiły mnie jego interesy, układy z policją czy nawet Monetami. Ich interesy były "ciemną" stroną tak samo jak taty. Może naoglądałam się filmów kryminalnych, ale zawsze bałam się, że ktoś wejdzie do naszego domu i strzeli tacie kulką w głowę. 

Po zjedzeniu poszłam odnieść talerz, ale dalej błąkałam myślami gdzieś indziej dlatego przez przypadek w kogoś weszłam. Tym "kimś" wcale nie był człowiek a filar, który stał koło schodów. 

W kuchni na wyspie leżało ciasto, które patrzyło się na mnie, więc wzięłam kawałek na talerz i zjadłam już w kuchni. Zawsze czułam się lepiej, kiedy po obiadokolacji, którą najczęściej jadłam zamiast dwóch osobnych posiłków zjadłam coś słodkiego.

Z kuchni wróciłam do pokoju, czekałam aż na zegarku wybije osiemnasta i przyjdzie Erica. Czas kiedy na nią czekałam wykorzystałam na przeglądanie social mediów, trochę zapisałam w Notion rzeczy do ogarnięcia przed jutrzejszą przeprowadzką. Przede wszystkim czekało na mnie pakowanie, w którym miała mi pomóc Zosia. Musiałam zrobić sobie listę rzeczy, które są niby najważniejsze, a często o nich zapomniałam. Wiedziałam, że będę musiała dokupić sobie jak dresy, których w szafie miałam dwie pary. Były mi one potrzebne do pracy, a szczególnie do sprzątania. 

Drzwi do pokoju uchyliły się i ukazała mi się Erica. Spojrzałam na zegarek była osiemnasta dwadzieścia jeden.

— Mama cię nie puściła wcześniej? — zapytałam

— Kazała mi jeszcze zmyć naczynia — westchnęła 

— Nie ważne. Wyluzuj się! Idziemy na imprezę! — zawołałam ucieszona wymachując rękoma.

Podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam cztery sukienki dla Erici i piątą dla mnie.

— Te są dla ciebie. — wskazałam na te cztery. — A ta jest dla mnie, jak ci się podoba? — zapytałam

— Pasuje Ci do włosów, jest świetna! — pochwaliła 

— Przymierzaj swoje, a ja się już przebiorę. 

Obie przebrałyśmy w swoje sukienki, choć Erica ubierała dopiero pierwszą, a miała jeszcze trzy. Na początku ubrała ciemno zieloną, która była dosyć przylegająca. Niestety nie pasowała do jej blond włosów.

— I jak wyglądam? — zapytała i obróciła się wokół swojej osi.

— Zielona mi nie leży do twoich włosów. — powiedziałam — Spróbuj tą szarą, myślę że będziesz fajnie pasować. — zaproponowałam 

Spojrzałam na telefon, który wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. To Zosia wysłała zdjęcie w sukience z podpisem "teraz tylko make up jadę do was. Będę za max godzinę". Spojrzałam na zegarek była już prawie dziewiętna.

— Zosia wysłała mi zdjęcie, ubrała białą sukienkę. — spojrzałam na Ericę — Wyglądasz świetnie! Dam ci jeszcze paletkę z takim świetnym brokatowym cieniem.

— Dobra, teraz ty wstawaj i mi się pokaż — powiedziała Erica

Obróciłam się tak jak ona w poprzedniej sukience. Miałam na sobie czarną mini. Czasem chodziłam w takich sukienkach, a ta okazja była specjalna. Była to pierwsza impreza od kilku miesięcy. 

— Ciuchy gotowe, teraz malujemy się. Siebie nawzajem czy osobno? — zapytałam, choć geniuszem makijażu nie byłam to co nie co umiałam.

— Możemy nawzajem, chcesz zacząć? 

— Jasne!

Z komody wyciągnęłam trzy paletki, dwa eyelinery, podkład, tusz, gąbeczkę i przede wszystkim rozświetlacz. Ja usiadłam na krześle, a Erica na łóżku dzięki czemu mogłam ja swobodnie malować. 

— Mam podkład jaśniejszy o jeden ton od mojego koloru, myślę że będzie Ci pasował. Co ty na kreski i gwiazdki jako piegi?

— Świetny pomysł, ufam Ci, że nie zrobisz mi na twarzy byle co. 

Zaczęłam wykonywać jej makijaż. Gdy wklepywałam puder zabawnie przekomarzałam się z Ericą. 

Naprawdę lubiłam tą dziewczynę, była dla mnie jak przyjaciółka. Miło mi było mieć taką osobę.

— Teraz zamieniamy się. Tam w szufladzie... — wskazałam na komodę — Tam masz wszystkie kosmetyki. 

Erica zrobiła mi piękne kreski, które ozdobiła diamencikami. Podobnie zrobiła mi piegi, przy okazji napisałam do Zosi, żeby zrobiła sobie również jakieś fikuśne piegi. Ja miałam diamenciki, Erica gwiazdki, a Zosia z tego co mi pisała to serduszka. Musiałam przyznać, że wszystkie się dobrałyśmy. Miałyśmy razem fantastyczne piegi i sukienki, które były monochromatyczne. Ja miałam czarną, Erica szarą i Zosia białą. Czułam się jakbyśmy byli trojaczkami. 

— Jak Ci się podoba?

To pytanie mnie prześladowało, to już któryś raz jak je dzisiaj słyszę. Choć praca Erici bardzo mi się podoba. Mimo kociej kreski makijaż wyglądał delikatnie, kontrastując z czarną miniówką, sprawiały wrażenie takiej "bad bitch" połączoną z "cute girl".

— Jest świetny! Dziękuję — przytuliłam ją

Mój telefon znowu wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Była to wiadomość od Zosi "jestem pod domem".

— Schodzimy już, Zośka już jest.

Wzięłam torebkę, czarną ze srebrnymi elementami. Dorwałam ją na Vinted. Była śliczna i całkiem duża. 

Pożyczyłam Erice czarne szpilki, które również ubrałam. Na podjeździe stało już czarne Porsche. 

— Wsiadajcie! Nie patrzcie się tak, z wypożyczalni mam je. — krzyknęła z otwartego okna samochodu Zosia. Obie usiadłyśmy na tylnych siedzeniach.

— Fura świetna — pochwaliłam — Zosia to Erica, Erica to Zosia. Poznane? Świetnie. 

— Mogę się podłączyć do samochodu? Puścimy coś fajnego.

— Jasne! 

Hey, ladies drop it down
Just want to see you touch the ground
Don't be shy girl go bananza
Shake ya body like a belly dancer — poleciało z głośnika

— Za dziesięć minut będziemy w klubie, szykujcie się! — krzyknęła Zosia próbując przekrzyczeć muzykę.

Wszystkie byłyśmy już w imprezowym humorze. 

-Biela

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top