5. Reanimacja mojej nadziei

~ 🌹~

Palec wskazujący naciska guzik i osoba, do której należy, już wie, że nie ma odwrotu.

Raz przewrócona kostka domina, nie zatrzyma się dopóki nie przewróci wszystkich.

Tak samo jest z naszym życiem, jak coś się wali, rozpada to już hurtowo.

Czekając aż drzwi się otworzą, rudowłosa, kobieta denerwuje się coraz bardziej. W końcu słyszy głos, który odzywa się po drugiej stronie.

-- Kto tam?

Przez chwilę panuje milczenie, dopóki nie przerywa go głos rudowłosej.

-- Dobrzańska... Krystyna. Mama Róży.

Kiedy wchodzi do mieszkania, zaproszona przez blondynkę, od razu naskakuje na nią.

-- Przyszłam zabrać rzeczy mojej córki. -- Mówi kobieta, kładąc nacisk na słowa 'mojej córki.'

-- Proszę.

-- Dziękuję. -- Odpowiada i wchodzi z wysoko uniesioną głową.

Nie proponując jej nawet herbaty lub kawy, niemal od razu prowadzę ją do pokoju, który należał do Róży. Od momentu jej śmierci nic w nim nie ruszałam. Wszystko wyglądało tak, jak zostawiła. Wszystkie rzeczy wciąż czekały aż ich właścicielka wróci, choć nigdy to nie nastąpi. Po prostu leżały na swoich miejscach lub tam, gdzie, zostały porzucone na chwilę. Nie wiedząc, że ta chwila przerodzi się w na zawsze.

Matkę Róży dzisiaj widzę po raz pierwszy w swoim życiu. Dziewczyna nigdy nie lubiła mówić o swojej rodzinie. Czasami, tylko, częstowała mnie jakimiś strzępkami informacji na ich temat, a ja nigdy nie naciskałam na nią w tej sprawie.

Jednak kiedyś po wypiciu, kilku lampek, czerwonego wina zwierzyła mi się. Nawet u niej w pokoju jest ślad po tych zwierzeniach. Na jasnym dywanie widnieje, różowa, plama po rozlanym winie.

Mówiłaś wtedy, że rodzice nie akceptują tego, że ich młodsza córka jest... lesbijką.

No cóż...

Tak jak na wybór rodziny nie mamy wpływu, tak samo jest z naszą orientacją. Podobno ojciec, kiedy dowiedział się, że jego córka jest... Inna, to wyrzekł się jej. Jakby tego było mało, pewnej nocy, mężczyzna, wyrzucił siedemnastoletnią wówczas Różę z domu.

Kochani rodzice. Prawda?

Na matkę też nie miała co liczyć. Kiedy ojciec wyrzucał ją z domu, ona, tylko stała i ze łzami w oczach przyglądała się całemu zajściu. Zero reakcji, po prostu stała jak jakiś pieprzony posąg.

Starsza kobieta podchodzi do łóżka, które nadal nie było zaścielone. Siada na nim i delikatnie gładzi poduszkę, po czym wstaje i podchodzi do mebli. Na półkach stało kilka zdjęć oprawionych w drewniane ramki, a każde z nich miało swoją własną historię.

Jedno ze zdjęć, którego ramkę zdobiły, różowe, serduszka jest szczególne.

Stojąc w wejściu do pokoju cały czas obserwuję ją i widzę, że ta fotografia wywołuje u niej, na twarzy, szok. Nie spodziewała się, że po tym jak ją potraktowali, ona, będzie trzymać przy sobie ich zdjęcie. Zdjęcie całej rodziny.

Na kolejnej fotografii, która stoi obok widnieje Róża z dziewczyną, która całuje ją w policzek. Na ten widok kobieta przerywa milczenie.

-- Moja córka, moja kochana Różyczka nie jest...  -- uświadamiając sobie co chciała powiedzieć, szybko się poprawia -- To znaczy nie była taka.

-- Jaka nie była, pani Krystyno? -- dopytuję ją, jednocześnie zakładając ręce na klatkę piersiową, domyślając się co chce przez to powiedzieć.

-- To Ty! To Twoja wina! - mówi podniesionym głosem, kierując palec wskazujący na moją osobę.

Jestem zaskoczona jej reakcją na zdjęcie. Bowiem nie spodziewałam się takiego obrotu spraw tego, że zostanę w sumie zaatakowana przez obcą kobietę.

-- Ale co jest moją winą? O czym pani mówi? -- jej zachowanie sprawia, że jestem zdezorientowana i nie wiem co mam o tym myśleć.

-- To przez Ciebie moje dziecko wolało dziewczyny. To Ty ją namówiłaś na to!

-- Słucham? Chyba się przesłyszałam. -- Kompletnie mnie zaskakuje swoim zachowaniem, jak i słowami, które opuszczają jej usta.

-- Ona nigdy taka nie była. Była normalna dopóki nie poznała Ciebie.

-- Ona była 'taka' na długo zanim poznała mnie. Tylko wy nie potrafiliście tego zaakceptować. Traktowaliście ją jak trędowatą. -- Mówię zdenerwowana za co otrzymuję cios w policzek od niej.

-- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! - krzyczy oburzona, a ja masuję obolałe miejsce.

Przyzwyczaiłam się do otrzymywania ciosów, bo nie każdy rodzic ma anielską cierpliwość. I nie każde dziecko jest aniołem.
Niestety życie, czasami daje nam bolesne lekcje, które nie zawsze wychodzą, nam, na dobre.

Podobno w Biblii jest napisane, żeby nadstawić drugi policzek, kiedy Cię biją. Nie wiem, czy to prawda bo nigdy nie czytałam Biblii. Jednak ja nigdy tego nie zrobię. Prędzej odwrócę się na pięcie i odejdę bez słowa.

To iż nie czytam Bilblii nie znaczy, że nie wierzę w tego gościa, który siedzi tam na górze, bo wierzę w niego, ale nie jestem jedną z jego owieczek. Raczej jesteśmy, jak obcy dla siebie ludzie, którzy się tolerują nawzajem.

Trochę, jak w mojej rodzinie. Tolerujemy się bo musimy to robić, by móc egzystować. Z tą różnicą, że ON nigdy nie podniósł na mnie ręki, w przeciwieństwie do moich rodziców.

-- Niech pani weźmie co chce i stąd wyjdzie, bo inaczej mogę przestać być miła.

-- Miła?! -- śmieje się jakby usłyszała żart -- Ty niewychowana ladacznico powinnaś się liczyć ze słowami.

-- Dość tego. Niech pani wyjdzie w tej chwili.

Gdy mój niespodziewany gość wychodzi, mogę odetchnąć z ulgą. Czuję się zmęczona, jej, wizytą, w sumie mam wrażenie jakbym właśnie wypędziła stąd Szatana, który przyszedł, aby mnie trochę podręczyć.

Ostrożnie wchodzę do pokoju i siadam na, jasnym, dywanie obok różowej plamy po czerwonym winie.

Delikatnie dotykam tego miejsca, a w mojej głowie odżywa wspomnienie sytuacji, kiedy próbowałaś usunąć te zabrudzenie.

~ 🌹~

- Co Ty robisz? - pytam wchodząc do pokoju, mojej, współlokatorki, która klęczy na dywanie, szorując go w jednym miejscu.

- Nie widać? - odpowiada, odwracając się w moją stronę - Chyba musimy zatrudnić jakąś pokojówkę tak jak w tych, wszystkich, telenowelach robią bogaci ludzie. - Mówi z rezygnacją, ściągając żółte rękawice.

- Róża, ale my nie jesteśmy bogate. - mówię podchodząc do niej i siadając obok niej - No chyba, że zaczniemy grać w zdrapki. - Dodaję z uśmiechem.

- To co wczoraj wieczorem Ci powiedziałam. - zmienia temat, spuszczając swój wzrok - Zapomnij o tym. Proszę. - Dodaje patrząc prosto w moje, szare, tęczówki.

- Dlaczego?

- Bo nie chcę, abyś się tym przejmowała. A wiem, że tak będzie.

Nagle, jej, wzrok się zmienia. Nie patrzy na mnie tak, jak przed chwilą. W jej oczach widzę coś, czego nigdy przedtem nie widziałam. Zbliża swoją twarz do mojej i nieoczekiwanie mnie całuje.

Nie sądziłam, że posunie się do tego. Czym prędzej ją odpycham i patrzę na nią przerażona tym, co się właśnie wydarzyło.

- J-ja idę zrobić coś nam do jedzenia. - Mówię, podnosząc się z podłogi i idąc do kuchni. A raczej uciekając przed jej spojrzeniem pełnym nadziei.

~ 🌹~

Opuszczam pomieszczenie i zamykam drzwi do pokoju na klucz.

Dzięki tej wizycie zrozumiałam, że to iż zapomniałam o Tobie na chwilę nie było wcale złe. Wręcz przeciwnie, było niczym zaczerpnięcie drogocennego oddechu na chwilę przed tym nim człowiek zaczyna tonąć.

Teraz wiem, że muszę zapomnieć o tym, że istniałaś i o tym co było, bo to już nigdy nie wróci. Wszystkie chwile są teraz wspomnieniami, które zamieszkały w mojej głowie.

Czas ruszyć do przodu...

~ 🌹 🌹 🌹~

Zegar wiszący na ścianie w, małym, saloniku odmierza czas. Wskazówki powoli się przesuwają bez pytania o zgodę.

Wraz z tykającym zegarem krok za krokiem odchodzi zima, która robi miejsce dla Pani Wiosny.

Wiosna, na którą wszyscy czekali z utęsknieniem.

Upływający czas kompletnie nie przejmował się moimi uczuciami. Po prostu ignorował mnie, aż w końcu nadszedł dzień kalendarzowej wiosny, dzień w którym miałam dać odpowiedź Radkowi.

Pytanie tylko czy chciałam drugi raz wejść do tej samej rzeki.
Czy tym razem poszedł by na kompromis i zaczął liczyć się z moim zdaniem, z moimi uczuciami?

Bałam się zaryzykować. Bałam się, że kolejny raz mnie skrzywdzi, nawet jeśli miałby to zrobić nieświadomie.

Teraz z perspektywy czasu myślę, że nie jestem w stanie nikogo pokochać. Nie wiem, czy to było winą mojej rodziny, która nie umiała za bardzo okazywać takich uczuć, czy może to ze mną było coś nie tak.

Z jednej strony pragnę by ktoś mnie kochał tak, jak Róża. To smutne, ale to było uczucie jednostronne. Ona kochała mnie, ale ja, jej, nie.

Ona oddała mi swoje serce, a ja swoje własne dawno temu zamknęłam w szafie.

Może ktoś pomyśli, że jestem nienormalna, ale to nie prawda. Jestem normalna, po prostu nie czuję potrzeby, aby kogoś kochać. Nie czuję potrzeby by być z kimś. Nie potrafię tego zrobić.

~ 🌹 🌹 🌹~

Radek Ryska pov

Czy jeśli powiem Ci ile dla mnie znaczysz, to pozwolisz mi Cię kochać?

Chyba tego już się nie dowiem.

Patrzę na twoją, oddalającą się, sylwetkę. Tak po prostu wyszłaś z restauracji, zostawiając mnie samego z moimi uczuciami.

Jednak nie potrafię zmienić tego, że Cię kocham. Nie potrafię sobie pomóc, bo to Ty jesteś moim lekarstwem.

Czasu już nie cofnę. 

Tak bardzo się ucieszyłem, kiedy zadzwoniłaś i poprosiłaś o spotkanie. Nie masz, nawet, pojęcia jak bardzo na ten dzień czekałem.

Kiedy weszłaś do lokalu byłaś zaskoczona tym, że pojawiłem się przed czasem. Kiedyś się spóźniałem, ale szybko się nauczyłem punktualności.

W końcu ja również wstaję ze swojego miejsca, po czym reguluję rachunek za naszą kawę i wychodzę.

Zza chmury wyłoniło się kilka promieni słonecznych, na co lekko się uśmiecham, choć wcale nie jest mi do śmiechu, kiedy przypomnę sobie naszą rozmowę.

- Ja nie mogę tego zrobić. - powiedziałaś siadając na krześle o barwie zgniłej zieleni - Po prostu nie potrafię.

- Ale czego nie potrafisz?

- Kochać Cię. - Mówisz tak cicho, że ledwo usłyszałem te słowa. Czerwień wypływa na Twoje policzki, a Ty spuszczasz głowę zasłaniając się kurtyną włosów, przed moim wzrokiem.

Zastanawiam się, czy to ze wstydu unikasz mojego spojrzenia.

- Dlaczego?

- Ja nie potrafię pokochać drugiego człowieka.

- Co Ty bredzisz? - pytam nie wiedząc dlaczego mówi mi takie rzeczy - Przecież byliśmy razem. Byliśmy w związku. - Mówię, upijając łyk czarnej kawy.

- Nie nazwała bym naszej relacji związkiem.

- W takim razie czym? - coraz bardziej mnie denerwuje swoim zachowaniem.

- To było rozpaczliwe szukanie miłości. Chciałam spróbować być z Tobą nie dlatego, że Cię kochałam. Bo teraz, jak o tym myślę to, tak naprawdę, nigdy Cię nie kochałam. Byłeś dla mnie bardziej jak brat. Byłam z Tobą, ponieważ chciałam spróbować poczuć to co inni zakochani.

Te słowa najbardziej mnie zraniły. Poczułem się w tamtym momencie, jak ochotnik biorący udział w eksperymencie. Z tą różnicą, że mnie nikt nie pytał o zdanie. Równie dobrze mogła wyjść na ulicę i poprosić przypadkowego człowieka o to, by odgrywał tę szopkę z nią.

Idę chodnikiem będąc rozczarowany, swoim, życiem. Sięgam do kieszeni, wiosennej, kurtki i wyciągam paczkę papierosów.
Z drugiej wyciągam zapalniczkę i odpalam papierosa.

To zabawne, jak ludzie pod wpływem miłości mogą się zmienić o 360 stopni.

Zmiany są potrzebne każdemu z nas po to by nie popaść w rutynę. Jednak to nie oznacza, że zawsze są to zmiany na lepsze, a ja jestem tego najlepszym przykładem.

Wystarczy na mnie spojrzeć, by zobaczyć, jak wyniszczająca może być miłość.

Kiedyś nie paliłem.

Po rozstaniu z Tobą zacząłem palić, nie dlatego, że ktoś mnie namawiał. Robiłem to po to, by zagłuszyć myśli o Twej osobie. By zapomnieć, jak smakują Twoje usta, które całowałem nie zliczoną ilość razy. Chciałem zapomnieć zapach twych perfum z kwiatową nutką. Smród papierosów bardzo mi w tym pomagał.

Niestety pomagało tylko do czasu, a potem przestało mi to wystarczać.

Walczyłem z całych sił z Twoją iluzją, ktora nawiedzała mnie każdego wieczoru, każdej nocy, nie pozwalając na spokojny sen.

Niestety okazałem się za słaby na, tę, walkę. Zresztą powinienem wiedzieć, że stoję na przegranej pozycji, ale byłem wtedy, jeszcze, otumaniony oparami, tej, głupiej miłości.

Gdy papierosy przestały działać, pod koniec ostatniej klasy liceum, dołączyła do nich wódka. Najpierw w małych ilościach, by nikt się nie zorientował, a po skończeniu szkoły było jej coraz więcej.

Moi najlepsi przyjaciele, którzy dotrzymywali mi towarzystwa, po zmroku, w pustym mieszkaniu, gdy moja matka wychodziła do pracy.

Zostawałem wtedy sam, bo ojciec z nami nie mieszkał, a moja siostra, Agnieszka studiowała.

To właśnie wtedy, kiedy byłem sam przypominały mi się wszystkie, nasze, wspólne chwile.

Dzięki tym używkom mogłem spokojnie spać, bez obaw, że przyjdziesz do mnie we śnie. Niestety okazały się też moją zgubą.

Zbliżam się do świateł i na widok czerwonego zatrzymuję się, a papieros do połowy jest wypalony.

A co by było gdybym tak teraz rzucił się pod jadące auto?

Czy, oprócz mojej mamy, ktoś by płakał?

Czy Ty byś tęskniła za mną?

Wtedy byłbym nareszcie wolny. Wolny niczym ptak.

Docieram na miejsce. Wchodzę do mieszkania i, niemal, od razu zostaję powalony na ziemię przez atak radości, mojego, psa. Jakieś dwa miesiące temu znalazłem go błąkającego się pod sklepem. Właściciel jeszcze się po niego nie zgłosił, więc żyliśmy we dwoje. Ja i Tito. Takie imię widniało na jego obroży. Po tym, jak biorę z wieszaka, przy wejściu, smycz i zakładam ją york'owi, idziemy do wyjścia.

Wychodzę z mieszkania, zamykając drzwi na klucz, które znajduje się w bloku na drugim piętrze, przy ulicy Kościuszki. Idę chodnikiem, po prostu, pozwalając nogom by niosły mnie gdziekolwiek chcą, byle jak najdalej od myśli dotyczących Ciebie.

Czy kiedykolwiek będę w stanie uwolnić się od Ciebie?

A może wcale tego nie chcę?

Pozwalam aby, tym razem, Tito wybrał cel naszej podróży. Stawiając krok za krokiem, wkładam ręce do kieszeni, czarnej, kurtki.

~ 🌹🌹 🌹 ~

Włóczyłem się po mieście wraz z moim, czworonożnym, przyjacielem dopóki nie zgłodniałem. To właśnie wtedy podjąłem decyzję o powrocie do domu.

Po powrocie witam się z samotnością, która się wprowadziła po wyprowadzce mojej matki oraz siostry, która po skończeniu studiów została we Wrocławiu na stałe.

Po rozebraniu się, zabieram się za szykowanie kolacji dla Tita. O ile można tak nazwać przełożenie jedzenia z puszki do miseczki.

Dziś moja nadzieja umarła. Nadzieja, którą podarowała mi osoba, która odeszła z tego świata.

Pamiętam, że gdy stanąłem w Twoich drzwiach, z listem w dłoniach, nazwałaś mnie moim przezwiskiem z czasów szkolnych, kiedy byliśmy razem, a moje serce zaczęło wtedy skakać ze szczęścia.

Po wręczeniu Ci koperty, po prostu, odszedłem spod Twoich drzwi. Powinienem tam zostać i pocieszyć Cię, użyczyć mej piersi byś mogła się spokojnie wypłakać, użyczyć Ci, mego, silnego ramienia, na którym byś mogła się wesprzeć kiedy jest Ci źle, kiedy ciągle musisz iść po stromej górze. Może to by zmieniło nasze relacje. Może wtedy bym otrzymał szansę na coś więcej.

Choć, raz, usmiechnęłaś się do mnie dziś to i tak mogłem dostrzec, że cierpisz tak jak ja, płaczesz czasami tak jak ja, myślisz o osobie, którą dopiero co pożegnałaś. To wszystko było widoczne w Twoich oczach.

Tyle mamy ze sobą wspólnego, choć z zupełnie innych powodów.

Tyle nas dzieli, na własne życzenie.

Jestem tchórzem, siedzę i jak idiota wpatruję się w telefon, czekając aż napiszesz: "To był okrutny żart. Potrzebuję Cię."

Dlaczego nasze kontakty ograniczyły się tylko do zwykłych smsów?

Czy, po dzisiejszej rozmowie nadal będziemy do siebie pisać?

Podchodzę do szafki po mój, cudowny, lek na wszystkie moje troski, z którymi musiałem dzielić moje ciało.

Wyciągam z kuchennej szafki szklaną butelkę, której widok sprawia mi radość.

Siadam przy stole, nie zawracając sobie głowy by wziąć szklankę, i piję prosto z butelki.

Nim blask księżyca rozpłynie się na niebie, pragnę ujrzeć Twą twarz, chcąc być jedynym, który dzisiejszej nocy Cię pocieszy i odgoni mroki nadchodzącej nocy.

Jeśli zajdzie taka potrzeba, będę się ścigać z ciemnością, by kolejny raz mi Ciebie nie zabrała. Zrobię wszystko by Cię odzyskać. Może ta tragedia, w postaci śmierci Róży, jest znakiem, na który czekałem od początku naszego końca?

Ale to zrobię jutro. Jutro zacznę, kolejny raz, na nowo Cię  odzyskiwać. -- postanawiam upijając łyk alkoholu, który przynosi mi chwilową ulgę, wypełniając tę duszącą pustkę po Tobie.

Nie pomaga, a jeśli już to tylko na chwilę.

Przezroczysty płyn przyjemnie rozgrzewa mój przełyk, a w głowie czuję, lekkie, szumienie i wszystko nagle wydaje się być w bardziej różowych barwach. Miałaś rację, wypowiadając każde słowo.

Moje słabości stały się moją zgubą, której zawdzięczam moją podeptaną miłość.

Nie musisz mnie wcale kochać. Wystarczy, że pozwolisz mi kochać za nas oboje.

Biorę kolejny łyk napoju i moja głowa staje się ciężka.

Jestem niepoprawnym marzycielem.
Jestem wirtualnym chłopcem, który nieudolnie stara się urzeczywistnić swe wirtualne życie.
Jestem artystą upijającym się nie alkoholem, lecz nieodwzajemnioną miłością do Ciebie.

Mówiłaś, że nas już nie ma, ale ja... Ja nie potrafię, nie chcę, odpuścić. Taka miłość może drugi raz się nie narodzić.

Po raz pierwszy w życiu postanawiam reanimować moją nadzieję i jeszcze raz zawalczyć o nas.

Nawet jeśli to oznacza kolejną dawkę cierpienia i ostrza słów, które niczym sztylety zaatakowały moje serce oraz ciało.

Będę walczyć nadal. Po raz pierwszy chcę walczyć o swoje szczęście, bym mógł zaśmiać się życiu prosto w twarz, a nie na odwrót...

~ 🌹~

Życzę miłego dnia / popołudnia / wieczoru zależy, kiedy to czytasz.

To tyle...

Życzę miłego czytania.😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top