4. Nim nadejdzie wiosna...*

~ 🌹~

Ze wspomnień, które mnie przeniosły w przeszłość, wyrywa mnie dźwięk pukania do drzwi. Trochę zdziwiona podchodzę, by dowiedzieć się kto to.

Zanim zerkam przez wizjer wyciągam, z kieszeni spodni, Samsunga i uruchamiam wyświetlacz, aby sprawdzić która jest godzina.

Na, dotykowym, ekranie widnieje godzina 8:30 rano.

Nikogo nie zapraszałam.

Domofonie dlaczego wciąż milczysz?

Patrzę przez wizjer i przeżywam szok widząc, mojego, gościa po drugiej stronie drewnianej powłoki.

Cholera, a ja taka nieuczesana.

Co on sobie, o mnie, pomyśli?

Aaa... pieprzyć to.

Cisza! -- cicho mówię, moim, myślom, które kłębiły się we wnętrzu, mojej, czaszki.

To dziwne, jak szybko zniknęłaś z moich myśli, wystarczyło jedno spojrzenie przez wizjer i, kompletnie, zapominam o tym, że umarłaś, o tym, że powinnam być w żałobie po Twoim odejściu.

Myśli o Tobie zostały, szybko, zastąpione przez, zwykłe, małe, błahostki... rzeczy, które miałyby być nieistotne w tej chwili.

Otwieram drzwi, częstując mężczyznę uśmiechem.

Naprawdę czuję, małe, płomyki radości, które rozpalając się w moim wnętrzu, dają więcej ciepła niż, świeżo, przygotowana miętowa herbata.

Jego blond włosy, nadal są jasne, przywołując wspomnienie belek słomy, leżących na polu w promieniach słońca, w mojej rodzinnej wsi.

Pojedyncze kosmyki, przydługiej, grzywki przysłaniają jego, gęste, ciemne, długie, rzęsy otaczające zielone tęczówki.

-- Witaj Lauro. -- mówi swoim, ciepłym, kojącym, głosem -- Mogę wejść? -- pyta, kiedy ja nadal stoję, jak idiotka, w uchylonych drzwiach kontemplując na jego temat.

-- Jasne wirtualny... -- urywam w pół zdania, mocno się czerwieniąc ze wstydu, że prawie zwróciłam się do niego, jego, przezwiskiem z czasów szkolnych -- ...przepraszam Radek.

-- Nic nie szkodzi. -- uśmiecha się do mnie ukazując rząd, białych, nierównych, zębów -- Ładne mieszkanie.

Kiedy mija mnie w drzwiach czuję dym papierosowy, którym przesiąknięta jest nie tylko jego kurtka, ale cała jego osoba. Zapach drażni moje nozdrza, ale nie mam zamiaru tego komentować, ponieważ to jego sprawa.

-- Dziękuję. -- odpowiadam nadal będąc zaskoczona, jego, wizytą -- Ale jak tutaj wszedłeś, nie używając domofonu? -- pytam, kiedy mój gość wiesza, swe, odzienie na jednym z rzędu wieszaków, które wiszą po lewej.

-- Mam kod. -- Odpowiada wchodząc w głąb mojego, niewielkiego, mieszkania.

Prowadzę go do pokoju, znajdującego się po prawej stronie od drzwi wejściowych, który pełnił funkcję saloniku.

-- Zaraz...-- przystaję w wejściu do pomieszczenia, które nie miało drzwi --... skąd masz kod? -- dopytuję, lekko, zdenerwowana tym, że prawie obcy facet zna kod.

Może jeszcze za chwilę powie, że ma również klucze do mieszkania?

-- Otrzymałem od panny Dobrzańskiej.

-- Od panny... Od Róży? -- pytam, totalnie, zbita z tropu.

-- No chyba, że inna Dobrzańska mieszkała z Tobą? -- dopytuje idąc w stronę szarego fotelu, który wraz z kanapą stojącą po prawej stronie, od wejścia, stanowił komplet.

-- Nie...Tylko ona. -- odpowiadam zaskoczona tym, że ta dwójka się znała -- Napijesz się czegoś? -- dopytuję, blondwłosego, młodego mężczyznę, kiedy siada na fotelu.

-- Nie rób sobie kłopotu, ale jeśli Ty masz ochotę coś sobie zrobić, to poczekam.

Jak zwykle uprzejmy.

Wychodzę do kuchni, aby wziąść kubek, już zimnej, herbaty. Po powrocie do pomieszczenia, które po przez biel ścian, wydawało się jeszcze bardziej jaśniejsze, siadam na, bliźniaczym, fotelu jak mój gość.

Moja pierwsza miłość.

-- Właściwie to przyszedłem, aby porozmawiać z Tobą. -- mówi spokojnie, patrząc prosto w moje, szare, ponure, oczy.

Ostatni raz tak na mnie patrzył w pierwszej klasie liceum, szepcząc do ucha, słodkie słówka: Kocham Cię.

-- Porozmawiać? -- kolejny raz mnie zaskakuje, a dzień dopiero niedawno się zaczął.

W pierwszej klasie liceum zaczęliśmy ze sobą chodzić, jako para. Dawno temu, po prostu, nieśmiały chłopak podszedł do nieśmiałej dziewczyny, zadając jej jedno pytanie, które zmieniło wszystko, a zarazem nic.

-- Tak...Róża...bardzo mnie zaskoczyła, kiedy przyszła i poprosiła o... przysługę. -- mówi co chwilę przerywając, jakby badał moją reakcję na te rewelacje. Moje spojrzenie opuszcza, jego, osobę i wędruje na szklany stolik, który nas rozdzielał, niczym, marna, imitacja muru chińskiego. Muru, który pojawił się, zupełnie, z nikąd tuż po naszym rozstaniu, nadal solidnie stał. Solidnie zbudowany, dzięki mojemu uporowi. Był smutkiem, żalem, tęsknotą, bólem, zdradą, podeptaną miłością, ale przede wszystkim był strachem przed tyloma rzeczami, które nigdy nie otrzymały, nawet cienia, szansy na to by się wydarzyć.

Upijam łyk, zimnej, herbaty, która powoli spływa w dół mego gardła, które niespodziewanie zaczęło wysychać, jakby chcąc przemienić się w kopię Sahary.

-- Skąd ją w ogóle znasz? Nigdy mi o Tobie nie opowiadała. -- mówię będąc, w środku, wściekła na siebie za to, dziwne, kiełkujące uczucie, które zaczyna krążyć w moim krwiobiegu wraz z ciepłą, czerwoną, krwią. Choć staram się nie pokazać po sobie moich, prawdziwych, uczuć to myślę, że on i tak wszystko widzi.

Czy to zazdrość?

Dlaczego tak na mnie patrzysz, jakbyś nadal mnie kochał?

-- Była harcerką. -- odpowiada, lekko, się uśmiechając przez co wokół jego, pełnych, miękkich, warg pojawiają się drobne, ledwo widoczne, zmarszczki.

Miłość jest strachem, bólem i wszystkim co najgorsze.
Proszę nie patrz tak na mnie, bo nie chcę kolejny raz zdeptać Twojej, czystej, szczerej, pięknej, wyjątkowej miłości, która tak naprawdę jest fatalnym zauroczeniem.

Miłość to tylko iluzja stworzona przez, Twój, wirtualny świat.

-- Ach... widzę, że tak naprawdę wcale jej nie znałam. O czym, więc chcesz porozmawiać?

-- O nas...

Widzę nadzieję, która niczym kwiat kwitnie pośród zieleni Twych tęczówek.

-- Nie ma już nas i nigdy nie było.

Brutalnie niszczę ten kwiat, nie zważając na Twoje uczucia.

-- Dlaczego? Dlaczego nie możemy spróbować jeszcze raz?

-- Nie wierzę. Ty chcesz, teraz, rozmawiać o takich rzeczach?

-- Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale czy dasz nam szansę? Jedną, ostatnią, proszę Cię przemyśl to -- wstaje i podchodzi do drzwi balkonowych, wpatrując się w widok za taflą szkła kontynuuje -- Ja naprawdę się zmieniłem. Jestem kimś innym. -- Szepcze cicho w stronę szyby, jakby rozmawiał z nią a nie ze mną.

-- Na pewno się zmieniłeś przez godziny spędzone przy komputerze. -- Mówię, nie myśląc, ani trochę, o tym czy moje słowa mogą Cię zranić.

Uzależnienie, które pokazało mi prawdziwego Ciebie, który miał gdzieś moje zdanie, moje uczucia.

-- Tylko wymagałeś, zawsze wszystko musiało być tak jak Ty chciałeś. Nie potrafiłeś i nadal nie potrafisz pójść na kompromis. Myślisz, że będę z kimś kto myśli jedynie i wyłącznie o zaspokajaniu, własnych, potrzeb fizycznych oraz psychicznych. -- mówię podniesionym głosem, który wynikał z tego, że jego zachowanie wyprowadziło mnie z równowagi. -- Stworzyłeś sobie swój własny, wymarzony, świat w wirtualnym świecie w którym, nie ma miejsca dla mnie.

-- Jak zawsze szczera do bólu. -- odwraca się w moją stronę i patrzy prosto w oczy, które gdyby mogły, rzucały by w niego błyskawicami -- Masz rację, ale zmieniłem się i zrozumiałem swój błąd. Obiecuję, że nigdy więcej Cię nie skrzywdzę, tylko pozwól mi Ciebie kochać.

Widzę szczerość, o ile można ją ujrzeć.

-- Nawet, jeśli, Ci pozwolę, to byłoby to nie fair, z mojej strony, ponieważ nie kocham Cię.

Podchodzi bliżej mnie, aż w końcu opada na kolana tuż przy meblu, na którym wciąż siedzę. Jego dłonie, znacznie większe od moich, przykrywają moje spoczywające na kolanach.
Są ciepłe, silne, miejscami mają widoczne żyły. Szczupłe, blade, palce... Palce artysty, który kochał rysować, a gdy to robił wkładał w to całe swe serce... Całego siebie oddawał temu hobby.

Męskie dłonie zaciskają się, odrobinę, mocniej na kobiecych.

-- Nie musisz mnie kochać. Pewnie nawet nie myślisz o tym żeby do mnie wrócić,* ale to nie szkodzi.

-- Czy Ty siebie słyszysz? Radek to nie jest kolejna gra komputerowa, to nie jest twój wirtualny świat, tylko prawdziwe życie. -- Sprowadzam go na ziemię, a jego palce zaczynają gładzić moje.

-- Wiem, że to jest rzeczywistość, że to jest prawdziwe życie. Zrozumiałem to dopiero, wtedy, kiedy straciłem Ciebie. -- coraz głębiej patrzy w moje tęczówki, jakby chciał zajrzeć w głąb mojej duszy.

-- Cieszę się, że w końcu to do Ciebie dotarło. -- Odwracam wzrok, bo już nie mogę dłużej znieść tego, palącego, spojrzenia.

-- Ja mówię poważnie. -- szuka mego spojrzenia, które nadal  ucieka przed nim -- Nie musisz mnie kochać, po prostu, pozwól mi stać u Twego boku już do końca życia. Moja miłość wystarczy, bym mógł kochać za nas dwoje.
Pozwól mi widzieć Cię szczęśliwą, pozwól mi być powodem uśmiechu goszczącym na Twej, smutnej, twarzy. Pozwól mi użyczyć, swego, ramienia na którym będziesz mogła się wesprzeć, kiedy opadniesz z sił i będzie Ci źle. Nie zawiodę Cię, po prostu pozwól mi zaopiekować się Tobą. Proszę?

Nie zdołałam się oprzeć i spojrzałam w te, zielone, oczy. Teraz tego żałuję, bo tonę w nich i chyba już nie ma dla mnie żadnego ratunku.

Z nieba kolejny raz zaczynają padać, białe, płatki. Niebo jest jasne, lecz słońca brak, ale to nic.

-- Ja...ja... -- nie wiem co mam mu odpowiedzieć na te słowa, na te obietnice, które przed chwilą składał. Przecież każdy z nas marzy o takiej osobie, która zaakceptuje nas takimi jacy jesteśmy, włącznie z naszymi wadami oraz zaletami. Marzymy o kimś kto pokocha nas prawdziwą, bezinteresowną, miłością. Marzymy o obietnicach, które są słodko szeptane. Ja każdego dnia o tym marzyłam.

Pragnęłam aby ktoś mnie pokochał. Teraz była na to szansa, ale... Ale ja pragnęłam miłości, jednak był mały haczyk.
Nie dam Ci nic w zamian. Nie oczekuj, że ja również obdarzę Cię tym uczuciem. Jestem, samolubną, egoistką. Nie potrafię siebie kochać, a co tu mówić o miłości do drugiego człowieka.

Jedyne co mogę Ci obiecać mój przyszły, być może w ogóle nie istniejący, kochanku to to, że:

Wezmę całą Twoją miłość, nadal pragnąc, jej, więcej i więcej...
A potem, gdy już Twa miłość, do mnie, wygaśnie odejdę, bo nienawiść zastąpi, tę, miłość.
Wycisnę Cię niczym pomarańczę, by uzyskać, jak najwięcej, tego słodkiego soku, aż zostaniesz pustą skórką.

A może Ty odejdziesz pierwszy?

-- Nie musisz mi, teraz, odpowiadać. Przemyśl to, a kiedy będziesz gotowa... Wtedy oznajmisz mi, jaką, decyzję podjęłaś.

-- Ale...

-- Ciii... -- przerywa mi, kładąc palec wskazujący na, mych, wargach -- Mamy czas na decyzję. Spotkamy się jeszcze nim nadejdzie wiosna,* bo wiosna to czas zmian, to czas porządków nie tylko domowych, lecz także sercowych.

Wstaje, otrzepując ciemnogranatowe jeansy i kieruje się w stronę wyjścia, zostawiając mnie w osłupieniu i z kompletnym mętlikiem w głowie.

-- Dlaczego to robisz? -- wstaję i podchodzę do uchylonych drzwi, w których Radek się zatrzymał, stając do mnie tyłem.

-- Bo Cię kocham... Pokochałem Cię na długo przed tym nim nadeszła ta, piękna, pora roku, bo ona zawitała do mnie wraz z Tobą i została. -- robi dwa kroki do przodu i znów się zatrzymuje, nadal stojąc do mnie tyłem, dając tym samym widok na szerokie plecy, które nie pasowały do jego szczupłej sylwetki -- Mam nadzieję, że do Ciebie również zawita wiosna...

~ 🌹 🌹 🌹~

Opierając się o drewnianą powłokę, zamkniętą po twym odejściu, nie wiem co mam robić. Moje myśli są, jedną, wielką, plątaniną jakby ktoś rozwinął włóczkę i specjalnie ją poplątał, bym pogubiła się, całkowicie, w tym co czuję.

Podchodzę do drzwi balkonowych, choć i tak nie zobaczę Cię przez nie, bo zginiesz w tłumie ludzi idących chodnikiem. Każdy się spieszy gdzieś.

Czy Twoje serce też się spieszy, by kogoś pokochać?

Blondynka przykłada, prawą, dłoń do szyby i skrobie po niej palcami. Przymyka powieki, biorąc głęboki, drżący, wdech tylko po to, by ułamek sekundy później po, jej, policzku stoczyła się, jedna, gorąca, łza... Łza będąca wynikiem chaosu, który zagościł w jej sercu.

~ 🌹 🌹 🌹~

Starsza kobieta, której twarz była pokryta już zmarszczkami, idzie zaśnieżonym chodnikiem. Wygląda na jakieś pięćdziesiąt lat. Ostrożnie stawiając, swe, powolne kroki nurkuje, lewą, dłonią do, czarnej, torebki ewidentnie czegoś szukając. Dłoń, która jest naznaczona latami, ciężkiej, fizycznej pracy, uparcie grzebie we wnętrzu. Całkowicie skupiona na poszukiwaniach, nie zauważa młodego blondyna, który właśnie szedł w jej stronę z tą różnicą, że bujał w obłokach. W każdym razie mężczyzna sprawiał takie wrażenie.

Wpadają na siebie.

Chłopak w ostatniej chwili chwycił kobietę za ramię, chroniąc ją tym samym przed upadkiem.

-- Przepraszam bardzo. Nie chciałem. Nic się pani nie stało? -- dopytuje Radek.

-- Nie. -- odpowiada nieznajoma -- Powinieneś patrzeć jak chodzisz, a nie wpadasz na ludzi. -- Mówi zdenerwowana.

-- Przeprosiłem, a zresztą... -- kończy machnięciem ręki, odchodząc w swoim kierunku, zostawiając kobietę samą.

Kobieta w końcu znajduje w torebce małą karteczkę, na której ktoś napisał, ładnym, okrągłym, pismem adres.

Poprawiając swój, beżowy, płaszcz i odrzucając w tył rude, rozpuszczone, włosy sięgające do ramion, patrzy na bloki, które znajdują się na tej ulicy.

Nogi obute w, brązowe, buty na obcasie niosą, swą, właścicielkę do jednego z nich.

Przystając przy domofonie, ostatni raz zerka na karteczkę, po czym chowa ją do kieszeni płaszcza, który wygląda na drogi.

Z wahaniem, które widać w jej oczach oraz czuć, że otacza jej osobę, wyciąga lewą dłoń w stronę klawiatury.

Palec wskazujący zatrzymuje się tuż przy klawiszu na którym widnieje cyfra dziewięć.

========

Jest o to kolejny rozdział, który właśnie teraz skończyłam pisać 😅

Mam nadzieję, że nikogo nie rozczaruję tym rozdziałem choć, tak szczerze, to mi w ogóle nie przypadł do gustu. 😏

Zabawne jest to, że chyba, w sprawie mojej książki, a właściwie jej fabuły, coraz więcej do powiedzenia ma "RÓŻOWA KANALIA" wraz z GD, ale jakby tego było mało do tych dwóch mężczyzn ostatnio dołączył pewien zespół, pewien pan i...koza.

Tak dobrze przeczytaliście. KOZA!!! (chyba za bardzo przeżywam pewne opko, które wpędziło mnie w uzależnienie od GD i tej różowej kanalii😂😂😂)

Także wyobraźcie sobie co się dzieje w mojej głowie, kiedy ta cała ekipa zacznie się kłócić o to co mam napisać.

Aaaa plus jeszcze meczenie kozy (a może powinnam napisać beczenie? Mniejsza o to ;) )

Dziękuję Ci droga autorko tego opka za piosenkę "Untitled" GD teraz to już mi się po nocach śni. I ciągle nucę tę piosenkę pod nosem. 😂😂😂😂

Jednak to wcale nie przeszkodziło dla T.O.P by wbić się na fotkę na profilowym.😏😏😏

≤≥≤≥≤≥

Pisząc ten rozdział najpierw przyszedł do mnie T.O.P i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przyszedł bez Dragona.

-- A gdzie Smok? -- zapytałam zaskoczona, ale po chwili już musiałam, swoją, szczękę zbierać z podłogi na widok zwierzęcia, które chowało się za jego nogą. I to wcale nie był pies. -- C-Co t-to j-jest? -- wydukałam patrząc z przerażeniem na kozę, która patrzyła na mnie jak na obiad.

Poważnie.

-- Ach... To jest T.O.P-inia moja nowa przyjaciółka. A wracając do GD to... -- rozejrzał się wokół --...zgubił się? -- bardziej zapytał, chichocząc przy tym jakby powiedział najśmieszniejszy dowcip na świecie.

To było podejrzane.

-- Jak kurwa mogłeś zgubić Smoka?! I powiedz jej, żeby nie patrzyła na mnie jak na obiad! -- wykrzyczałam co wywołało tylko więcej śmiechu -- Czy Ty paliłeś marihuanę?

-- Ja? Nie. -- wiercąc mu dziurę, swoim, spojrzeniem w brzuchu w końcu odpowiedział -- No może odrobinkę? No może jednego maszka wziąłem? -- niemal złączył kciuk i palec wskazujący, by zademonstrować mi tę odrobinę.

-- Ooo tu jesteś! Dlaczego nie poczekałeś na mnie? -- zapytał wkurzony Smok, który właśnie do nas dołączył, wyraźnie zmęczony biegiem. -- Wybacz, ale urwał się ze smyczy. -- Wyjaśnił z uśmiechem na twarzy Jiyong, a mi już kolana miękły.

Halo czy doktor House jest obecny?

-- T.O.P czy T.O.P-inia? -- zapytałam -- I kto w ogóle wymyślił te imię?

-- Ja. -- usłyszałam głos właściciela kozy -- No przecież nie nazwę jej T.O.P Junior, ponieważ jest dziewczynką.

-- W sumie to chyba oboje się zerwali ze smyczy. -- Odpowiedział skruszony Jiyong, że nie dopilnował przyjaciela.

Naszą konwersację przerwał pewien dźwięk...

Puk puk puk...

-- Można? -- otworzyłam drzwi do mojej głowy i mało nie zeszłam na zawał, widząc w nich pięciu aniołów 😍😍😍😍😍💞💕❤ -- My na kontrolę wpadliśmy.

Piątka mężczyzn weszła i zaczęło się robić odrobinę tłoczno.
Już miałam zamykać drzwi, gdy kolejny anioł biegł głośno krzycząc:

-- Poczekaj! Nie zamykaj! Jeszcze ja! -- w ostatniej chwili zdążył wbiec do środka -- Och dziękuję ślicznie. -- mówił zdyszany.

-- A Ty kto? -- zapytali obecni.

-- Eric...

-- A dalej się jakoś nazywasz? Czy to wszystko? -- dopytywał T.O.P nie dając mu dokończyć.

-- Ej! Nie przerywaj mu! -- krzyknęłam tracąc do niego cierpliwość.

-- ....Nam. -- Dokończył chłopak obserwując różowowłosego i jego zwierzątko.

-- Tak szczerze to strasznie nudna ta historia jest. Mówiłem jej żeby trochę romantiki dodała, ale coś jej to nie wychodzi. -- Tłumaczył, Seunghyun, pozostałym.

-- Ja przeczytałem i jest całkiem niezła. Owszem wymaga pewnych poprawek, ale... Dziewczyna daje radę i myślę, że mam pomysł na ten rozdział. -- Powiedział blondwłosy, który wywołał u mnie palpitacje serca.

-- Jonghyun czy Ty się w ogóle znasz na tym, że się wypowiadasz? -- drążył Seunghyun, któremu włączył się tryb: bycia wrednym dla wszystkich.

-- A Ty się znasz Seunghyun? Bo sądząc po tym jakie imię nosi Twoje zwierzątko i biorąc pod uwagę fakt, że jesteś pod wpływem marihuany to uważam, że pleciesz głupoty.

Oh my... Teraz już mogę umierać szczęśliwa 😍😊😀😘

Jiyong stanął pomiędzy tą dwójką widząc, że jego przyjaciel już zakasa rękawy chcąc się bić.

-- Wszyscy cisza! -- kiedy się wydarłam nastała cisza jak makiem zasiał -- Jonghyun kontynuuj. Proszę?

≤≥≤≥≤≥

I tak o to narodził się pomysł na ten rozdział. :)

Pewnie zastanawiacie się co oznaczają te gwiazdki.

Myślę, że niektórzy z was mogą się domyślić, że są nawiązaniem do osoby Jonghyuna❤ i Jiyonga.❤
A raczej do dwóch piosenek.

A jeśli nie wiedzieliście no to teraz wiecie 😀

Ciekawostka nr.4: wirtualny chłopiec aka Radek nie jest postacią fikcyjną, lecz prawdziwym człowiekiem.
Pisząc ten rozdział słuchałam dwóch piosenek na zmianę (tak wiem jestem dziwna 😉)

Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że będziecie zadowoleni 😊 bo jeśli nie to zaczęłam już pisać drugą wersję tego rozdziału :D

P.S. Bardzo się starałam zastosować do rad pewnej osóbki i mam nadzieję, że to mi się udało 😏

P.P.S. Przepraszam, że rozdział jest taki krótki, ale nie lubię czegoś na siłę wydłużać, sztucznie podtrzymywać bo wtedy traci to swoje piękno. 😊

A o to dwie perełki, które mi towarzyszyły w trakcie pisania.

Gorąco i z całego serduszka polecam wszystkim by posłuchać tych dwóch, przepięknych, utworów...💕😍❤😘💞❤❤


Płakałam przy obu😢😢😢

I wiecie co?

Strasznie ciężko się pisze, kiedy łzy zniekształcają Ci obraz...

Życzę miłego ranka, popołudnia, wieczoru (zależy kiedy będziesz czytać ten rozdział :) )

Do następnego rozdziału 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top