2. Wspomnienia...
~ 🌹~
To jakiś żart? Przecież to nie może być od Ciebie. - pomyślałam, śledząc kształt każdej litery, które układały się w moje imię. Wiedziałam, że Twoją ręką zostało, ono, napisane.
W drżących dłoniach ściskam, czerwoną, grubą, kopertę wielkości kartki z bloku A4 do rysunków, który leży gdzieś na półce, w moim pokoju, i zbiera kurz.
Ostatni rysunek, który wyszedł spod mojego ołówka 2B to...Ty.
Zerkam na zamknięte, dosłownie przed sekundą, drzwi.
Chcę pobiec za Tobą "wirtualny chłopcze."
Chcę usłyszeć wyjaśnienia.
Chcę wiedzieć czy byłeś jej przyjacielem, czy może... kochankiem?
Ale...nie zrobię tego.
Boję się usłyszeć prawdę. Zwłaszcza z jego ust.
Brak mi odwagi...
Idę do kuchni po nożyk. Sięgam do włącznika, po lewej stronie, a pomieszczenie zostaje skąpane bladożółtym światłem, padającym z najzwyklejszej żarówki. Żarówki osłoniętej bardzo, oryginalnym żyrandolem wykonanym Twoimi dłońmi. Stary, nieużywany, durszlak pomalowany białą farbą. Tak się wtedy uparłaś, że chcesz mieć w kuchni oryginalny, żyrandol.
A ja nie potrafiłam Ci odmówić...
Pamiętam, jak weszłam na krzesło żeby go zawiesić. Pamiętam jak spadłam i się odrobinę potłukłam.
Ała...
Ale najważniejsze było to, że żyrandol szczęśliwie zawisł tam gdzie jego miejsce. No i uśmiech błąkający się na tych malinowych, kuszących, pełnych, wargach, który wynagradzał mi wszystkie trudy.
Przekładam list do lewej ręki i otwieram białą szufladę chwytając, prawą, dłonią pierwszy lepszy nóż. Kiedy zbliżam go do tego cennego, najważniejszego, kawałka papieru, orientuję się, że to nóż, którym często obierałaś ziemniaki na obiad.
Nienawidzę gotować.
Myśl, ta, przychodzi z nienacka i nieoczekiwanie odchodzi.
Kochałaś eksperymentować w kuchni.
Zatrzymuję nóż tuż przy papierze.
Na zawsze będę pamiętać Cię.
Zaczynam,delikatnie, rozścinać kopertę, tak by, jej, zbytnio nie uszkodzić.
Nienawidzę Cię...
Zatrzymuję nóż w połowie swej drogi.
...za to, że odeszłaś. Poddałaś się nic nie mówiąc.
Drżąca ręka, coraz mocniej, zaciska się na rękojeści ostrza aż kłykcie całkiem zbielały.
Wystarczą dwa, niewielkie, głębokie, precyzyjnie wykonane, cięcia nienawiści, kary dla samej siebie.
Przesuwam ostrze do końca, jednym, szybkim ruchem.
Podchodzę do stołu i wysypuję jej zawartość na blat.
Na drewnianym stole ląduje kilka, mniejszych kopert, które są ponumerowane.
Moje spojrzenie kieruje się na kartkę A4 w linię, która leży luźno, na meblu, złożona na cztery części.
Rozkładam kartkę i przykładam ją do nosa.
Pachnie Tobą. Twoimi perfumami i... szpitalem.
Jedno spojrzenie wystarczy by wiedzieć, że to Ty pisałaś ten list.
Opieram się o ścianę obok stołu.
Zaczynam czytać...
Droga 'Różyczko',
Jeśli czytasz ten list to wiesz co to oznacza.
Mnie już nie ma.
Nie wrócę, ale widocznie tak miało być.
Kiedy pochłaniała mnie ciemność nie ogarnął mnie strach, czy smutek.
Odwiedziło mnie błogie szczęście, bo Ty byłaś obok.
Odeszłam z tego świata na własnych warunkach.
Poznałaś już mojego gościa?
Głupie pytanie, na które nie usłyszę już odpowiedzi.
Przecież to oczywiste, że skoro czytasz mój słowny galimatias to na pewno poznałaś.
Pamiętam, jak mi opowiadałaś o nim pod osłoną nocy.
To był czas naszych zwierzeń i będzie mi tego brakować.
Częstowałaś mnie historiami o 'Wirtualnym chłopcu', a ja w ramach rewanżu o Radku.
Mam cichą, maleńką nadzieję, że teraz nie siedzisz i nie rozpaczasz.
Mam nadzieję, że nie zamknęłaś się w łazience i nie płaczesz.
Chociaż może z drugiej strony to dobrze, że po twych różanych, pulchnych (tak...wiem, jak bardzo nie lubiłaś słyszeć, czy też czytać tego słowa 'pulchny') policzkach płyną dwa, bliźniacze wodospady słonej wody.
Mówią, że łzy nas oczyszczają. Choć, kiedy zmoczyły me oblicze to, chwilę wcześniej wcale nie czułam się brudna tylko zraniona.
Musisz być silna, nie możesz się załamać.
Silna? To żart?
To dzięki Tobie byłam silna, a teraz...
Jeśli się poddasz to przysięgam na Boga, że wrócę i już do końca Twojego życia będę Cię nawiedzać.
Ty mnie nie pytałaś o zdanie. Sama podjęłaś decyzję o odejściu. To samotność była twą doradczynią, nie ja...
A mojego ducha tak łatwo się nie pozbędziesz.
Pamiętasz co zawsze powtarzałam?
'Jeśli wyrzucisz mnie drzwiami to wrócę oknem tylko pamiętaj, że musi być odpowiednich rozmiarów abym się zmieściła' ;)
Nie potrafiła, nie mogła.
Nie teraz.
Po prostu nie była w stanie przeczytać do końca...tego pieprzonego listu.
Szklane oczy już dłużej nie chciały rozróżniać poszczególnych słów, a cała treść zaczęła zlewać się w jedną całość.
Jedna kropla.
Nogi nie miały już siły, aby podtrzymywać mnie nadal w pionie. Poddały się.
Druga kropla.
Zjechałam po ścianie, obok stołu na którym wciąż leżała wysypana zawartość. Zaledwie dziesięć minut temu zamknęłam drzwi, a już tyle zdążyło się wydarzyć. Zjechałam do końca ściany, która swą barwą przypominała kawę z mlekiem, aż wylądowałam swym, niemałych rozmiarów, tyłkiem na zimnych, w podobnym odcieniu co ściana, kafelkach.
Zmięłam w dłoniach czerwony papier jak i kopertę, rzucając z nienawiścią przed siebie.
Wyżyłam się na niewinnym skrawku papieru, który w tej chwili nienawidziłam z całego serca.
Dlaczego mi to robisz?!
Nienawidzę Cię!!!
Krzyczała z całych sił, aż struny w końcu zaprotestowały.
To cud, że jeszcze żaden z sąsiadów nie przybiegł sprawdzić co się dzieje w mieszkaniu numer dziewięć. No cóż to pewnie ta złota zasada, którą wyznaje większa część naszego społeczeństwa: 'to nie moja sprawa, zamknę oczy i zatkam uszy. Będę udawać, że nic się nie dzieje.'
Zapłakana twarz zasłonięta dłońmi, ciało drżące od kolejnej dawki szlochania. Rozrywający swymi ostrymi, jak brzytwa, szponami ból targał znękaną bryłę lodu, którą ktoś zastąpił ten cudowny organ, przez świat medycyny nazwany 'serce.'
Wstaje z podłogi i zrzuca wszystko, co jest na stole, na podłogę z nieukrywaną wściekłością.
Opierając dłonie na blacie ciężko oddycha.
Boże, co ja zrobiłam? -- szepczę do siebie.
Opadam na zimne kafelki i na kolanach podchodzę do pogniecionego listu i koperty.
Z przesadną ostrożnością podnosi je z podłogi. Delikatnie rozkładając i wygładzając kartki.
Przepraszam. Nie chciałam. Wybacz mi.
Jak mogłam?
Nie wraca na swoje poprzednie miejsce. Przygarniając je do piersi opada, bezsilnie, na zimne kafelki.
Leżąc, wśród kopert, przyciągam do klatki piersiowej kolana, tuląc papier, który jako ostatni miał z Tobą styczność.
Umęczone powieki, delikatnie opadają, zasłaniając stalowoszare tęczówki, które nadal chcą płakać lecz brak im już łez.
We wszystkich pomieszczeniach panowała cisza. Nie była ona taka zwykła, tylko taka jaką słyszymy oglądając horror i za chwilę ma się wydarzyć coś przerażającego.
Czy jednak może być coś bardziej przerażające niż gwieździste, nocne niebo za oknem i przytłaczająca, z każdej możliwej strony, samotność.
Cienie problemów światła dziennego, demony przeszłości, lęki chwili obecnej nie pozwalające na spokojny sen. Powoli wyłaniały się z mroków nocy, aby otulić swą kolejną ofiarę.
Zanim całkowicie ją otulą, by rzucić potem na pożarcie okrutnej bestii o całkiem niewinnej nazwie 'depresja,' po prawej stronie od drzwi wejściowych, w pokoju który robił nam za mały salonik, na panelach rozpoczyna swój taniec księżyc.
Jasna kula, nazwana przez ludzi księżyc, oświetla swym, srebrnym, blaskiem drogę zagubionym wspomnieniom.
By mogły bezpiecznie dotrzeć do głowy, zamieszkując myśli oraz nawiedzić poszarpane serce, niosąc mu ukojenie.
Słyszę Twój, melodyjny, śmiech, który wypełnia każde pomieszczenie.
Chcę otworzyć oczy by się przekonać, czy to naprawdę Ty.
Sprawia, że czuję się szczęśliwa.
Boję się uchylić, swe, powieki choć na sekundę.
Sprawia, że w mym wnętrzu tańczą, maleńkie ogniki szczęścia, przywołując same miłe wspomnienia.
Jeśli je otworzę Ty znikniesz.
Twój śmiech jest najpiękniejszą muzyką, jaką kiedykolwiek słyszały moje uszy.
Ulotna, jak dym papierosowy, fałszywa, złudna, chwilo trwaj...
W mym wnętrzu czuję coś dziwnego.
Czuję jakby, coś, od środka mnie łaskotało.
Co się ze mną dzieje?
Czy to stado motyli wzbijających się do lotu?
Dziwne, zupełnie nieoczekiwane, przyjemne ciepło rozlewa się po lewej stronie klatki piersiowej.
Czy to właśnie te uczucie, w moim wnętrzu, ludzie nazywają miłością?
~ 🌹~
Dwudziestokilkuletnia blondynka już dłużej nie leży na, zimnych, kafelkach w odcieniu kawy z mlekiem. Tylko jej ciało zostało w tym, pustym, zimnym, pomieszczeniu.
Myśli oderwały się delikatnie od ludzkiej powłoki. Powoli, jedna po drugiej, robiły miejsce wspomnieniom, które napełniały, tak jak czerwone wino kieliszek, jej wnętrze.
Kiedy była wypełniona, nimi, aż po brzegi przeniosła się w czasie. Przekroczyła bramy przeszłości i chciała tam zostać już na zawsze...
~ 🌹~
O to jest rozdział numer dwa.
Wpadłam na pomysł, a raczej ktoś mnie zainspirował, że pod każdym rozdziałem będę pisać ciekawostkę dotyczącą tej książki :)
Ciekawostką nr.1 było to, że "Rozdział 1: Pożegnanie" przeszedł metamorfozę pod wpływem piosenki "Tears of an angel.
Ciekawostka nr.2. Pierwsza wersja tej książki nie zawierała prologu. Powstał on, kiedy napisałam wiersz pt.: "Miłość."
Przepraszam, że taki krótki rozdział :(
Mam nadzieję, że również przypadnie wam do gustu.
Życzę miłego czytania.
Do następnego ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top