12. "No more goodbyes..."
Pożegnania kojarzą nam się z bólem tęsknoty. Ale to właśnie one są początkiem zmian. Stają się innym startem na tej samej ścieżce życia. Zamykają nam przed nosem drzwi, tylko po to by otworzyć inne. Otwierają nam oczy na to czego wcześniej nie potrafiliśmy dostrzec, a przecież było to na wyciągnięcie ręki.
Jednak potrzebowałam czasu by to zrozumieć.
Kiedy kilka miesięcy wcześniej żegnałam na cmentarzu Różę czułam ból. Przeraźliwy, straszny, niczym potwór wyjęty wprost z horroru, który rzucił się na mnie i powoli wyżerał ze mnie to co najlepsze. By na końcu pozostawić pustą, bezużyteczną skorupę. Przyjął imię depresja, a potem jej miejsce zastąpił brat - strach. Przed przyszłością? Raczej przed samotnością.
To dlatego Bóg stworzył na początku dwoje ludzi, by żadne z nich nie czuło się samotne. By miało kogoś, kto wyciągnie do nich dłoń gdy idąc ciernistą drogą przez życie potknie się. Żeby ktoś pomógł nam wstać, kiedy braknie już sił i przyjdzie zwątpienie czy jeszcze warto.
Pokochałaś mnie.
Mimo, że ja tego uczucia nie odwzajemniłam to trwałaś przy mnie.
Próbowałam. Bóg świadkiem, że próbowałam... Ale samo próbowanie nie wystarczy. Prawda? Przepraszam. Chociaż już na przeprosiny za późno.
Nadal obwiniam się o twoją śmierć, która tak naprawdę była wyłącznie twoją decyzją. To było bardzo samolubne.
Po twoim odejściu wymierzyłam sobie karę. Bardzo dotkliwą i okrutną. Miałam zamiar przejść przez resztę życia sama. Jednak jak zwykle będąc krok przede mną postanowiłaś pokrzyżować moje plany.
Może po prostu znałaś mnie lepiej niż ja sama?
To zabawne, że pomimo odrzucenia z mojej strony ty nadal dążyłaś do tego by zawitało w moim życiu szczęście. Przygotowałaś plan, który krok po kroku realizowałaś.
To dzięki tobie znów ją ujrzałam...
Nadzieję na lepsze, nieustraszone jutro.
🌹🌹🌹
Janek Różański
Tamtego dnia zrozumiałem, że powoli do mnie wraca... Moja siostra, która nie wiadomo kiedy stała się kimś obcym, krok po kroku wypływała na powierzchnię z ciemnych głębin otchłani smutku.
Każdego dnia poznawaliśmy się na nowo i pielęgnowaliśmy tą kruchą nić, która na nowo nas powiązała. Tym razem była gładka oraz wolna od supłów, małych pamiątek po kłótniach i innych problemach, które wcześniej ją pokrywały.
Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy ujrzałem w jej oczach maleńkie iskierki, które bynajmniej nie były smutkiem. Raczej czymś zupełnie innym jeżeli wziąć pod uwagę fakt jak patrzyła na Adama.
🌹🌹🌹
Laura Różańska
Zobaczyć go po tak długim czasie było dziwne. Nawet bardzo.
Myślałam, że to co kiedyś przy nim czułam już dawno wygasło. Ale teraz zrozumiałam, że ten płomień nie do końca zgasł. Przez cały ten czas pokryjomu się tlił, a ja nadal nie byłabym tego świadoma gdyby nie jego nieoczekiwana wizyta.
Patrzył na mnie inaczej niż wtedy.
Dlaczego wcale mnie nie zdziwiło to, że przyjechał, ponieważ coś miał dla mnie?
Myślę, że podświadomie chyba tego się spodziewałam. A w tym przekonaniu utwierdziły mnie pozostałe wiadomości od Róży, które przeczytałam.
Napisałaś, że każdy z nas zasługuje na szczęście. Byłam temu przeciwna, ale mimo to zaczęłam czuć, że chcę zasmakować tego szczęścia, które jest ulotne niczym chwile. Chciałam spróbować go nawet jeśli potem miałabym żałować i cierpieć.
🌹🌹🌹
Rozmowa z drugim człowiekiem nigdy nie była moją mocną stroną. Bałam się, że nieświadomie mogę się ośmieszyć.
Ale on wiedział. Chyba zawsze wiedział...
- Jak tutaj w ogóle trafiłeś? - zadałam pytanie, które od początku naszej konwersacji mnie nurtowało.
- Oprócz nagrania dała mi również dokładny adres. Na szczęście GPS mi pomógł bo inaczej mógłbym się zgubić - dodał z dziwnym błyskiem w ciemnych tęczówkach.
- Przecież zawsze mogłeś zadzwonić lub napisać - choć nasz związek był krótki, a każde z nas poszło w swoją stronę to nadal utrzymywaliśmy kontakty ze sobą. Wymienialiśmy się wiadomościami SMS bądź na Messengerze. Znacznie rzadziej dzwoniliśmy.
- Po prostu się bałem - przybrał poważny ton, a jego oczy w jednej sekundzie stały się przejmująco smutne.
- Czego? - to zwykle on należał do tych odważnych. To on nauczył mnie, że nie wolno się bać być sobą.
- Że możesz nie odebrać - zaczął przyciszonym głosem. - Poza tym musiałem coś przemyśleć - spojrzał prosto w moje oczy, a ja uciekłam swoimi od niego.
- Co?
- Czy przypadkiem dawno temu nie popełniłem błędu, pozwalając na to by nasz związek się zakończył - zamarłam. Nie takich słów spodziewałam się usłyszeć w odpowiedzi. - Myślę, że na mnie już pora - dodał, widząc brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. W milczeniu podniósł się ze swojego miejsca, kiedy ja siedziałam oszołomiona próbując przetrawić to co przed sekundą usłyszałam. Jednak mój mózg jakby działał na zwolnionych obrotach. A może się zawiesił bądź przegrzał?
Ocknęłam się dopiero jak ujrzałam przez okno Adama zmierzającego do auta. Zrozumiałam wtedy sens jego słów oraz to, że nie chcę by odchodził. Nie chciałam żeby zostawił nasze relacje w takim stanie. Na nowo wszystko skomplikował, ale nie miałam mu tego za złe, a wręcz przeciwnie.
Co sił wybiegłam przed dom by zdążyć go jeszcze zatrzymać. W ostatniej chwili dotarłam do auta, kiedy mężczyzna akurat uruchomił silnik.
- Poczekaj - wysapałam, choć on zapewne tego nie usłyszał przez ryk silnika. Zapukałam w szybę od strony pasażera, a kiedy ją opuścił skupił całą swą uwagę na mojej osobie. To był ten moment. Ten czas by powiedzieć to co do tej pory nie padło z moich ust, a powinno. - Ja... - i wtedy przyszło to głupie zawahanie. A co jeśli mnie odrzuci? Ale przecież dał mi znak. Przecież... - Nie chcę w swoim życiu już żadnych więcej pożegnań... - wyszeptałam ucinając tym samym wszystkie, niepożądane myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top