Każdy kłamie

Powoli wypuściła powietrze z płuc i spojrzała przerażona w granatowe tęczówki mordercy, a jej serce na chwilę zamarło. Były dzikie, zwierzęce wręcz, ale te atramentowe oczy, sprawiły, że zmiękły jej kolana, a z ust wydobyło się ciche westchnienie. Podobał się jej własny oprawca.

Tak, zdecydowanie była nienormalna.

Zdecydowała, że będzie robić co jej karze, może wtedy uda jej się wyjść cało? Jednak to nie jest zbytnio możliwe. Odwróciła wzrok i sporzała na nic niepodejrzewającego przechodnia w oddali. Och, jak bardzo chciałaby być na jego miejscu, jednak ta sytuacja w pewien sposób jej się podobała. To właśnie było najgorsze. Krew zaczęła już dawno temu zasychać, jedynie jej "x" wciąż krwawiło.

- Jestem Violet. - powiedziała ledwo słyszalnie, spuszczając wzrok na jej stopy w podartych, zakrwawionych rajstopach.

- A na prawdę? - patrzył jej w oczy, przeszywając na wskroś swym spojrzeniem. - Radzę ci odpowiedzieć w tej chwili. - jego lodowaty ton głowsu sprawił, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka i skurczuła się w sobie. Gardło ścisnęłojej się od stresu, nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, kolejne łzy spłynęły skapnęły z jej brody.

On jako jedyny niszczy jej grę.

Bierze kilka głębokich oddechów i patrzy mu w oczy, tym razem strach został nieco przytłumiony. Musi zachować chłodny umusł. Być czujna.

Skoro chce się nią zabawić, to zagra razem z nim.

- P-proszę... O-o-oszczędź mni-nie... - cała szczęka jej drżała, przez co jąkała się bardzo wiarygodnie. Wpatrywała się w jego oczy, widząc, że już na pewno wie o jej zamiarach. Jest piekielnie inteligenty, wygląda jakby wiedział wszystko, a habrowe oczy, sprawiały iż myślała że jest z innego świata. Jednak przybrał postać człowieka. Niebezpiecznego człowieka, przez którego może zaraz kopnąć w kalendarz.

- Zacznijmy od tego, że masz odpowiadać na moje pytania. Bez zbędnych wypowiedzi. - ten chłodny i beznamiętny ton, taki który może mieć tylko demon-morderca. Zamrugała kilkakrotnie by pozbyć się łez i cicho przytaknęła. Musi dać jakieś wymijające odpowiedzi, bo niestety potrafi od razu wyczuć kłamstwo, skurczybyk. Szykowała już w głowie odpowiedzi na prawdopodobne pytanie, gdy on ponowił swoje.

- Mia, tak się nazywam. - wpatrywała się w jego oczy, które zapierały jej dech w piersi. Było zabójczo przystojny. Zabójczo...

Ponownie przyłożył nóż do jej krtani, nachylił się by szepnąć do jej małego, zaczerwienionego od zimna ucha.

- Co tu widziałaś, Mia? - szepnął, a ona uniosła wzrok ku niebu. Zamarła gdy poczuła dotyk na jej udzie. Spojrzała w dół i ujrzała dłoń, która przed chwilą miała poderżnąć jej gardło. Czuła, jakby miejsce przez niego dotknięte paliło się żywym ogniem. Żarzący ból przechodził od uda w górę, aż do klatki piersiowej, do serca. Zacisnęła powieki, chłopak zacisnął boleśnie swoją dłoń blisko jej majtek. Za blisko. Klatka piersiowa dziewczyna unosiła się opadała nierównomiernie. Chciała wrzeczeć o pomoc, wrzeszczeć na niego, wrzeszczeć na świat czemu ją to spotyka.

Najgorsze jednak było to, że jego palący dotyk się jej podobał.

- Widziałam, jak pan zabił jakąś szychę, a później na mnie napadł, a aktualnie mnie pan napastuje seksualnie. - pisnęła, bo tylko na tyle mogła sie zdobyć. Na te słowa zaśmiał się pod nosem. Ten dźwięk był pełen jadu, złośliwości, wredoty. Nie spodobało jej się to, lecz nie odezwała się, wiedząc, że czeka ją za to kara.

Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, czyż nie?

Dłoń oprawcy wodziła w górę i w dół po udzie bezbronnej dziewczyny, wywołując u niej dreszcze. Czuła się źle z tym, że on jej się podoba. Jednocześnie miała to gdzieś. Chciała, żeby robił to dalej, żeby jeszcze bardziej ją skrzywdził.

Pragnęła tego.

Widział to w jej oczach, co jeszcze bardziej go bawiło. Miał plan doskonały. Będzie tyle się przy tym śmiał, aż brzuch go rozboli. Ta dziewczyna będzie świetnym celem.

Czas zacząć grę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top