Rozdział 42
Harry
Zabrałem dzieci do salonu. Trzymałem chłopca, a Niall dziewczynkę. Louis po chwili usnął. Zasłużył na porządny odpoczynek. Poród musiał być męczący. Usiedliśmy na kanapie. Dzieci zaczęły płakać i próbowaliśmy je uspokoić.
- Są głodne. - stwierdził Zayn. - Pójdę zrobić im mleko.
- Dziękuję. - posłałem mu delikatny uśmiech.
Mulat opuścił nas i udał się do kuchni. Słychać było hałasy dobiegające z tamtego pomieszczenia. Zagotował wodę i szukał butelek. Miałem nadzieję, ze sobie poradzi.
- Jak je nazwiecie? - spytał blondyn, delikatnie kołysząc dziewczynkę w swoich ramionach.
- Lou wybrał dla chłopca imię Luke, ja miałem wybrać dla naszej księżniczki.
- I co wybrałeś? - zapytał. - Bo wiesz... Frytka to takie oryginalne i niepowtarzalne imię. - zaśmiał się.
- Jak jesteś głodny, to sobie weź coś do zjedzenia. Nie nazwę córki Frytka. - wywróciłem oczyma. - Emily. Będzie się nazywać Emily.
- Też ładnie. - stwierdził. - Ale rozważ jeszcze moją propozycję...
- Oczywiście. Jak Louis już wypocznie, będziesz mógł mu to zaproponować.
W tym samym czasie do salonu wrócił Zayn. Podał mi butelkę z mlekiem, a drugą dał blondynowi. Spojrzałem na trzymany przedmiot i chwilę się zastanowiłem. Czy na pewno małe dzieci mogą pić mleko? Skoro to małe wilkołaki nie powinny jeść mięsa?
- Na co czekasz, Harry? - spytał Zayn.
- Jesteś pewny, że powinny wypić mleko? - popatrzyłem na niego uważnie. - W dodatku jest ciepłe, nie poparzą się?
- Sprawdzałem czy nie są za gorące, Harry. Liv jakoś nigdy nie narzekała. - przyznał. - Podaj mi chłopca.
- Nazywa się Luke. - dodał blondyn.
Oddałem mu dziecko i przyglądałem się jak je karmi. Rękę podłożył pod jego plecki i w drugiej ręce trzymał butelkę. Westchnąłem i oparłem się o oparcie kanapy. Za dużo emocji jak na jeden dzień.
- Ty też mógłbyś się trochę przespać, tatuśku. - zaśmiał się mulat. - Przypilnujemy maluchów. Możesz być o nie bezpieczny.
- Nie chce mi się spać. - powiedziałem, kręcąc głową.
Trochę byłem przymulony, ale nie sądzę, abym mógł usnąć. Trzeba było zająć się swoimi dziećmi. Nie mogłem wykorzystywać do tego przyjaciół.
- Spokojnie, damy sobie radę. - dodał blondyn. - Powinieneś sprawdzić czy Louis śpi. Zostań z nim chwilę. Omegi czują się lepiej przy swoim partnerze. Lou potrzebuje twojej bliskości, aby dobrze się wyspał.
- No dobrze, skoro tak...
Podniosłem się z kanapy i jeszcze przez chwilę popatrzyłem na maluchy. Kopały małymi nóżkami i machały rączkami. Piły mleko, a chłopaki poświęcali im całą uwagę. Wiedziałem, że będą z nimi bezpieczni. Może krótka drzemka nie byłaby taka zła? Przecież to tylko pięć minut.
Wszedłem do sypialni i spojrzałem na Louisa. Wciąż głęboko spał. Położyłem się obok niego i okryłem go kocem, który z siebie skopał. Odgarnąłem mu też karmelowe kosmyki z czoła. Złożyłem delikatny pocałunek na jego skroni i zamknąłem oczy. Po chwili usnąłem.
Gdy się obudziłem, zauważyłem bliźniaki. Leżały między mną a Louisem i smacznie sobie spały. Na fotelu pod oknem siedział Niall. Wyglądał na porządnie wymęczonego. Pewnie dzieciaki dały mu trochę popalić. Ostrożnie podniosłem się i podszedłem do Nialla, którego powieki co chwila się zamykały.
- Dzięki za przypilnowanie maluchów. - powiedziałem. - Zajmę się już rodziną. Możesz iść odpocząć.
- Nie jestem zmęczony. - powiedział i w tym samym czasie zaczął ziewać. - Jakby co, to dzwoń. O każdej porze dnia i nocy wam pomogę.
- Już i tak wiele zrobiliście. Gdzie jest Zayn?
- Musiał załatwić jakąś sprawę odnośnie Bet. Wyszedł godzinę temu, ale maluchy akurat zasnęły. - wyjaśnił.
- Spałem godzinę? - zdziwiłem się. - Było mnie obudzić.
- Nie było potrzeby. - przyznał. - Smacznie sobie spaliście całą rodzinką, nawet zdjęcie wam zrobiłem. - zaśmiał się.
Pokazał mi zdjęcie na telefonie i szeroko się wyszczerzył. Dlaczego tylko ja na tym zdjęciu wyszedłem koszmarnie? Akurat musiałem się ślinić... Co za upokorzenie...
- To do następnego. - zawołał cicho, aby nikogo nie obudzić.
Jeszcze raz podziękowałem i wróciłem do łóżka. Ostrożnie ułożyłem się obok bliźniaków i oparłem swój policzek na ręce. Przyglądałem się maluchom zafascynowany. Luke poruszył się niespokojnie, lecz na szczęście się nie obudził. Wyglądały bardzo słodko wraz ze swoim tatusiem po drugiej stronie łóżka. Postanowiłem bliźniaki przenieść do ich pokoiku dopiero, gdy się obudzą. Teraz smacznie sobie spały.
Musiałem znów przysnąć, ponieważ zbudził mnie płacz Emily. Podniosłem się do siadu i wziąłem ją na ręce, kołysząc delikatnie. Nie chciałem, aby obudziła chłopców. W moich ramionach się uspokoiła. Zasnęła po dłuższej chwili. Trzymałem ją na rękach i przyglądałem się tej małej istotce. Wciąż byłem podekscytowany z powodu dzieci. Cieszyłem się z bycia rodzicem. Byłem dumny ze swojej rodziny.
- Harry? - moje rozmyślania przerwał znajomy głos.
Spojrzałem w prawo i napotkałem spojrzenie szatyna. Louis już się obudził i usiadł na łóżku. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Gdy spojrzał na bliźniaki od razu się rozpogodził. Uśmiechnął szeroko i delikatnie pogłaskał synka po nielicznych włoskach.
- Mają twoje oczy. - powiedziałem po chwili.
- Urodę po tatusiu. - dodał szatyn. - Są piękne.
- Silne i zdrowe. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. Boli mnie dolna część ciała i możesz zapomnieć o seksie przez najbliższe tygodnie. - powiedział poważnie.
- Tygodnie? - zdziwiłem się. - Ale...
- Chyba, że zamienimy się rolami. - uśmiechnął się szeroko. - Na razie potrzebuję odpocząć.
- Spisałeś się, kochanie. - powiedziałem. - Nigdy nie byłem bardziej dumny.
- Nakarmiłeś je? - zapytał po chwili ciszy.
- Niall i Zayn byli cały czas ze mną. Zee dał im butelkę mleka, a potem jak usnęły, chłopcy sobie poszli. Sam zdrzemnąłem się nawet godzinkę. Ale ty powinieneś jeszcze odpocząć.
Luke mruknął coś pod nosem i następnie się rozpłakał. W jego ślady poszła siostra. Louis podniósł chłopca i zaczęliśmy delikatnie kołysać dzieci w swoich ramionach.
- Chyba jednak przyda cie się mała pomoc. - uśmiechnął się.
Pocałował maleństwo w główkę. Zaczął do niego mówić, a ten się powoli uspokajał. Zauważyłem, że lubią słuchać naszego głosu.
- Przydałoby się ich przebrać z tych pieluszek w ubranka. - stwierdził szatyn.
- Zajmę się tym. - odparłem. - Ty jeszcze wypocznij.
- Nie mogę cały czas leżeć. - zaprzeczył chłopak. - Już się wyspałem. Poboli trochę i już będzie tylko lepiej. Naprawdę nie ma nic fajnego w porodzie, gdy jest się męską Omegą.
- Ale sobie świetnie poradziłeś. - zauważyłem. - Nad następnymi dziećmi pomyślimy.
- Możesz zapomnieć. - zawołał. - Przynajmniej na razie...
- Jesteś głodny? - zapytałem.
- I to jak. Przez tą ciążę też przytyłem... - mruknął niepocieszony, obserwując swój brzuch.
- Nadal masz ochotę na ciasto czekoladowe z majonezem? Czy może na stek z nutellą?
- Och zamknij się, Hazz. To były ciążowe zachcianki. Nie wypominaj mi tego.
- Już dobrze, złośniku. - zaśmiałem się i zszedłem z łóżka. Podszedłem do Lou i pomogłem mu wstać.
Teraz to dopiero zaczynała się szkoła przetrwania. Nocne wstawanie do dzieci, brudne pieluchy, karmienie i ciągły płacz. Ale swojej rodziny nie zamieniłbym na żadną inną.
🐾🐾🐾🐾🐾
Witajcie kadeci/wilczki/wodorosty!
Ostatnio udało mi się napisać już 6 rozdziałów do nowej książki. ^.^
Ktoś zgadnie o czym ona będzie?
PS. Nie z syrenami! XD
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Dziś miałam pierwszą jazdę samochodem, a zapisałam się na kurs rok temu XD Nie było tak źle jak myślałam, nawet poszło mi świetnie ^.^
Jeszcze kilka rozdziałów i będzie koniec ,,Sweet Creature''.
Do następnego!
xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top