Rozdział 26


Harry

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? - zapytał już któryś raz z kolei szatyn.

- Tak, nie bój się. Przecież co to za różnica czy pokażesz się wszystkim w wilczej czy ludzkiej postaci? - zapytałem unosząc wysoko jedną brew.

- Duża? - prychnął. - Oni mnie nie polubią. Mogę się zmienić?

- Absolutnie nie. - pokręciłem głową i popchałem Omegę za próg domu.

Planowaliśmy dziś odwiedzić rodzinę Malików. Szatyn nie mógł ciągle siedzieć w domu i nawet na chwilę z niego nie wychodzić. Bał się ludzi, co od razu mi przyznał. Powiedział, że nie czuje się pewnie w towarzystwie, lecz w pełni go rozumiałem. Nie zamierzałem jednak nigdzie go zostawiać, więc obiecałem, że będę obok. Poza tym mieliśmy iść do przyjaciół i tylko po drodze mogliśmy napotkać innych.

- No dobra! - mruknął i skrzyżował ramiona na piersi.

Przeszliśmy parę metrów i nie trzeba było długo czekać aż wszystkie zaciekawione spojrzenia zostaną utkwione w niebieskookim. Ten zrezygnował z udawania obrażonego i schował się za mnie co było cholerni urocze. Złapałem go za rękę i kciukiem pocierałem wierzch jego dłoni, aby dodać mu odwagi.

- Chyba mnie nie lubią, patrzą się groźnie. Nie chcą mnie tutaj...  - powiedział szeptem, jakby bał się, że ktoś mógłby to usłyszeć poza mną.

- Bzdura. - zapewniłem. - Po prostu cię nigdy nie widzieli i są zaciekawieni.

Minęliśmy główny plac i  znaleźliśmy się przy domu przyjaciół. Budynki nie były zbytnio oddalone od siebie. Centrum watahy stanowił właśnie główny plac a wokół niego zgromadzone były zabudowania.

- Wujku! Wujku Harry! - ktoś krzyczał za nami.

Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy w tamtą stronę. W naszym kierunku biegł mały chłopiec. Na jego twarzy widać było szeroki uśmiech. Wpadł na mnie, przytulając się do mojej nogi. Przysiadłem na piętach, aby mieć twarz na jego wysokości.

- Co się stało Paul? - zapytałem przyjaźnie.

Chłopiec jednak nie patrzył na mnie. Wzrok ulokował w szatynie.

- Bo ja chciałem podziękować! - powiedział, nieco się zawstydzając. - Tylko nie wiem, czy wujek Louis mnie lubi...

- To może spytamy wujka Lou o to, jak myślisz? - zaśmiałem się, spoglądając w górę na twarz niebieskookiego.

Louis wydawał się nieco zdezorientowany. Gdy Paul nieśmiało podszedł do niego i przytulił się do jego nogi, na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech. Odważył się nawet wziąć malucha na ręce. Chłopiec zachichotał i po chwili owinął małe rączki wokół szyi szatyna, mocno go przytulając.

- Dziękuję, wujku! - zawołał. - Nie gniewasz się na mnie?

- Dlaczego miałbym? - zapytał Tomlinson, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przy oczach pojawiły się kurze łapki, które były charakterystyczne tylko dla niego.

- Moja mama nie była miła, ale wujek Zayn na nią nakrzyczał i obiecała być już miła! - wyjaśnił po swojemu. - Możemy być przyjaciółmi?

- Oczywiście! - zawołał. - A teraz może pójdziesz się bawić? Koledzy na ciebie czekają.

Spojrzałem w tym samym kierunku co szatyn. W małej odległości od nas stało trzech chłopców. Przyglądali się zaciekawieni i już chyba nieco  zniecierpliwieni.

- Pobawisz się z nami? - popatrzył na niego błagalnie.

- Może kiedyś. - westchnął chłopak i odłożył dziecko na ziemię.

Paul odbiegł od nas i podszedł do przyjaciół. Potem razem pobiegli w tylko sobie znanym kierunku. Zapewne będą bawić się nad rzeka. To już ostatnie ciepłe dni lata. Niedługo nastanie jesień i wokoło będą leżały opadnięte liście.

- Polubił cię. - dodałem.

- Chyba tak. - wzruszył ramionami i ponownie złączył nasze dłonie. - Dzieci jako jedyne mnie nie przerażają. - przyznał.

- A ja? - uniosłem jedną brew.

- Ty też nie. - przyznał.

Weszliśmy do domu Malików i skierowaliśmy się do salonu. To tam zastaliśmy całą trójkę domowników. Zayn siedział do nas tyłem na kanapie. Niall ubierał małą Liv, która próbowała mu uciec truchtając po dywanie.  Chyba za bardzo nie miała ochoty zakładać sukienki i wolała zostać  w pieluszce. To blondyn nas zauważył jako pierwszy.

- Lou! - zawołał na powitanie i ruszył w naszym kierunku.

Szatyn cofnął się o dwa kroki wystraszony. Niall zatrzymał się przed nami, porzucając pomysł przyciągnięcia Tomlinsona do niedźwiedziego uścisku. Był trochę zaskoczony, lecz szybko próbował to ukryć. Posłałem mu znaczące spojrzenie.

- Co za miła wizyta. - odezwał się tym razem Zayn.

Stanął obok swojego męża z małą Liv na rękach.  Gestem ręki zaprosił nas, abyśmy usiedli na kanapie, co oczywiście zrobiliśmy. Szatyn usiadł jak najbliżej mnie. Co chwila zerkał w moją stronę, starając się odczytać o czym myślę. Już się do tego przyzwyczaiłem. Niebieskooki zawsze upewniał się, że nie jestem zdenerwowany i dopiero wtedy decydował się odezwać. Ciągle w moim towarzystwie uważał na to co mówi i robi. Chociaż wiedział, że  nie spotka go nic złego z mojej strony, to wciąż go na tym przyłapywałem.

- Widzę, że dużo się wydarzyło. - zauważył Niall.

- W końcu połączyłem się z kimś kogo pokochałem od pierwszego wejrzenia. A ludzie i tak mówią, że dzieje się to tylko w bajkach. - zaśmiałem się widząc, jak szatyn się zarumienił. - Lou jest naprawdę wspaniały.

- W to nie  śmiem wątpić. - dodał mulat. - W końcu mam okazję cię zobaczyć. - zwrócił się do Omegi. - Nie dziwię się, że Harry wpadł po uszy. Gdyby nie  Niall to ja... Auć! Przecież tylko żartuję! - uniósł ręce do góry w geście obrony, gdy dostał kopniaka w kostkę.

Blondyn posłał mu jednak karcące spojrzenie. Mruknął coś o jakimś celibacie przez miesiąc i spaniu na kanapie. Rozmowa toczyła się dalej i nawet szatyn wtrącał parę zdań. Zaczął pomału się przełamywać i jego nieśmiałość powoli ustępowała. Niebieskooki miał naprawdę dobre poczucie humoru, nawet śmiał się z moich nieudanych żartów. Jako jedyny, zaznaczmy.

Po godzinie Niall zaproponował Tomlinsonowi spacer z małą Liv. Ku mojemu zdziwieniu szatyn od razu się zgodził. Nawet przez sekundę się nie zawahał nad decyzją. Pomógł blondynowi ubrać do końca dziewczynkę i wyszli we trójkę na zewnątrz. Wcześniej Niall powiedział, że będą spacerować przy rzece, gdybyśmy i my namyślili się dołączyć.

- Co powiesz? - zagadnąłem go.

Od kilku minut mulat wydawał się nad czymś myśleć. Teraz spojrzał na mnie i westchnął. Oparł się o oparcie fotela na którym siedział.

- Musieliście mieć naprawdę pracowity tydzień. - zaśmiał się. - Ale teraz przystopujcie. Wiem, że seks jest dobry na odchudzanie... Louis wygląda jak chodzące nieszczęście, mówię tu o masie jego ciała. Jest za bardzo chudy. Martwię się o niego jako lekarz. - dodał.

- Wiem, Zee. - przyznałem. - Ale już o niego zadbam. Wiesz, że dziś musiałem niemalże na siłę wmusić w niego śniadanie? Już pod wilczą postacią miał lepszy apetyt.

- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się połączyliście. Teraz tylko czekać na małe Hazziątka. - zaśmiał się.

- I tu właśnie zaczyna się niemiły temat na który chciałem z tobą pogadać. - powiedziałem. - Louis wczoraj otworzył się przede mną i opowiedział mi wszystko ze swojego życia, tylko ja nie wiedziałem, że to będzie tak bolesne...

- O co chodzi, Hazz? - popatrzył na mnie wyczekująco.

- Nigdy nie będzie dzieci, Zayn. - powiedziałem. - My nie możemy... Ale ani przez jedną sekundę nie żałowałem, że uczyniłem go swoją Omegą. Tylko on się dla mnie liczy, wiesz? Tylko boję się, że Louis wcale się z tym faktem nie pogodził. Dziś widziałem jak patrzył na Paula. Byłby świetnym rodzicem. Kocha dzieci i jest mi przykro, że muszę patrzeć jak przez to cierpi.

- Rozmawiałeś z nim o tym? - zapytał, a ja skinąłem głową.

- Nie jestem Aaronem. Nie złączyłem się z nim, aby dał mi szczeniaki. Omega wcale nie jest do rodzenia dzieci i zajmowania się domem. Ja go naprawdę kocham i zrobię wszystko, aby w to uwierzył i zrozumiał.

Usłyszałem hałas dobiegający z korytarza. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Był to Lou. Patrzył na mnie zaszklonymi oczami. Uśmiechnąłem się do niego i wstałem z kanapy. Ten jednak się cofnął i wybiegł z mieszkania.

- A jemu o co chodzi? - zapytał mulat.

- Musiał usłyszeć rozmowę, tylko czemu... Lepiej  po niego pójdę. - przyznałem.

Nie rozumiałem zachowania chłopka. Wybiegłem na zewnątrz, ale już go nie widziałem. Uciekł.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki!

Ktoś też jest taki śpiący jak porucznik?


Denerwujący Louis powrócił! :D

Dlaczego tym razem uciekł? Może ktoś zgadnie ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top