Rozdział 24


Harry


Louis przez te kilka dni naprawdę mnie wymęczył. Przez ten czas prawie w ogóle nie wychodziliśmy z łóżka. Gdy szatyn zasypiał, szedłem zrobić nam jedzenie. W ogóle nie chciał jeść, ale miałem swoje sposoby, aby go do tego przekonać. Niebieskooki powinien trochę przytyć, bo wyglądał strasznie mizernie pomimo tych krwistych rumieńców na twarzy.

Dziś skończyła mu się gorączka. Na całe szczęście. - pomyślałem. W życiu nie kochałem się tak długo jak z tym chłopakiem. I nie, żebym narzekał! Szatyn był wspaniały.

Wspólnie stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy więcej zabezpieczeń. Prawda była taka, że po dwóch dniach po prostu nam się skończyły. Chciałem pójść do Zayna, ponieważ on na pewno miał ich pod dostatkiem. Przecież wiadomo było, że tamta dwójka pieprzyła się jak króliki, lecz szatyn nie chciał wypuścić mnie z łóżka, więc mu uległem.

Teraz chłopak brał prysznic, a ja zmieniałem pościel. Późne śniadanie już czekało na niego w kuchni. Przyrządziłem dla niego stek wiedząc, że bardzo go uwielbia. Przynajmniej w wilczej formie, lecz miałem nadzieję, że i teraz zje. Przecież nie był on surowy a idealnie wysmażony.

- Harry? - przerwałem oblekanie poduszki i spojrzałem na chłopaka.

Stał przede mną w samym ręczniku opasanym wokół bioder. Jego karmelowe włosy były mokre i zasłaniały mi widok na niebieskie tęczówki. Zdecydowanie przydałby mu się fryzjer.

- Tak? - zapytałem, by pokazać, że go słucham.

- Bo ja... - zaczął.

- Hm?

- Nie mam ubrań. Masz może coś w co mógłbym się ubrać? - popatrzył na mnie z nadzieją.

- Jasne! - zawołałem. - Daj mi chwilkę.

Zrobiłem krok do przodu i przewróciłem się na brudnej pościeli, która zaplątała mi się o nogi. Padłem na podłogę jak długi. Usłyszałem cichy chichot i spojrzałem w tamtą stronę. Moje serce zaczęło bić mocniej i przez chwilę zastanawiałem się czy to nie zawał. Uwielbiałem oglądać jak szatyn się uśmiecha czy śmieje. Rzadko go takiego widywałem, jak nie wcale.

- W porządku? - zapytał i podszedł do mnie, wystawiając rękę.

- Tak. - skinąłem głową, przyjmując jego pomoc.  - Ale musisz mnie pocałować, aby nie bolało. - wskazałem na policzek, który miał niemiłe spotkanie z podłogą.

- Jesteś dziecinny, Hazz. - ponownie się zaśmiał.

Stanął na palcach, aby pocałować mnie w policzek, lecz odwróciłem głowę i jego wargi spotkały się z moimi. Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem do drobnego ciałka.

- Oszukujesz! - zawołał. - Oszust!

- Po prostu posługuję się swoim wrodzonym sprytem i pomysłowością. - wytknąłem mu język.

- Polemizowałbym z tym. - dodał i wyplątał z moich ramion. - Długo jeszcze mam stać w samym ręczniku? - mruknął.

- O, ktoś pokazuje pazurki. - zaśmiałem się. - Ale skoro nie chcesz dłużej stać w samym ręczniku...

Podszedłem do niego bliżej  i zerwałem z niego materiał. Pisnął mało męsko, dzięki czemu parsknąłem głośnym śmiechem. Zaczął wyrywać mi ręcznik, czerwieniąc się przy tym okropnie.

- Przecież widziałem cię nago. - poruszyłem sugestywnie brwiami.

Uniosłem rękę ze zwiniętym ręcznikiem wysoko, a szatyn podskakiwał, próbując go dosięgnąć. Jednak szybko się zniechęcił. Założył ręce na klatce piersiowej udając obrażonego. Po chwili jednak wpadł na lepszy pomysł. Złapał za moje bokserki, ściągając je w dół. Automatycznie za nie sięgnąłem, dzięki czemu odebrał mi ręcznik i znów przepasał się nim.

- Harry... - jęknął zniecierpliwiony.

- No dobra. - westchnąłem.

Podszedłem do szafy i znalazłem mu najmniejsze moje ubrania jakie znalazłem wraz z bokserkami. Ubrał się w nie szybko. Miał teraz na sobie moje szare dresy i biały t-shirt.  Nawet w głupich dresach wyglądał tak cholernie gorąco.

- To teraz ja idę wziąć prysznic. - powiedziałem. - A ty masz zjeść wszystko co naszykowałem dla ciebie w kuchni. Sprawdzę nawet pod dywanem!

Usłyszałem ciche westchnięcie, lecz pokiwał głową. Zabrałem brudną pościel i spojrzałem na szatyna, który bawił się swoją grzywką. Zapewne próbował ją poprawić. Z całą pewnością muszę poprosić Gem o przysługę.

- Za chwilkę przyjdę. - zapewniłem i złożyłem delikatny pocałunek na jego wciąż mokrych włosach.

Szybko wziąłem prysznic i założyłem świeże, wyprane ciuchy. Wszedłem do kuchni i zastałem tam Louisa, który dłubał widelcem w steku. Oczywiście żadne sztućce nie były srebrne, gdyż jak wiadomo, srebro jest zagrożeniem dla naszej rasy.

Przysiadłem się do stołu naprzeciwko Lou. Spojrzał na mnie i posłał delikatny uśmiech. Zerknąłem na jego talerz i westchnąłem. Nie zjadł nawet jednej piątej steku. Dzióbał go widelcem tworząc wzorki.

- Jesteś jak duże dziecko, Loueh. - stwierdziłem  i odebrałem od niego sztućce.

Przysunąłem sobie również talerz i zacząłem kroić mięso na małe kawałeczki. Po chwili nabiłem na widelec i przystawiłem do jego ust. Spojrzał na mnie i się skrzywił.

- Musisz jeść, Louis. - powiedziałem stanowczo. - Leci samolocik! - zwołałem jak do małego dziecka.

Przypomniałem sobie jak Niall karmi małą Liv, gdy nie chce jeść. Przeważnie wtedy łyżka zamienia się w samolocik, który ląduje w jej buzi. Może tak trzeba postępować z szatynem?

- Nie jestem dzieckiem, Ha... - urwał, gdy wpakowałem mu do ust kawałek steku.

- Grzeczny wilczek. - uśmiechnąłem się, gdy zaczął przeżuwać. - A teraz drugi samolocik!

- Ugh... - jęknął. - Dobra! Zjem to, ale nie mów tak zawstydzających rzeczy, nie jestem dzieckiem!

- Nadlatuje helikopter! - zawołałem i zacząłem widelcem manewrować w powietrzu, aby znów przystawić go do ust szatyna. - Ups... Chyba lotnisko nie daje zgody na lądowanie... - westchnąłem. - Podejście drugie!

Gdy nie dawałem za wygraną, niebieskooki przewrócił oczami i już bez żadnego komentarza zjadł wszystko. Nawet nic się nie odezwał, kiedy nadlatywały śmigłowce, odrzutowce i inne typy samolotów.

- Na obiad będą brokuły, Louis. - powiedziałem. - Musisz jeść dużo warzyw i owoców.

- Marchewka! - zawołał entuzjastycznie. - Tylko nie zielone paskudztwo...

- Brokuły są dobre! - nie zgodziłem się z nim.

- Są wstrętne! Zjem marchewkę!

- Razem z brokułami. - uśmiechnąłem się i wstałem, aby pozmywać naczynia.

Louis skrzywił się i mruknął coś pod nosem. Po chwili wstał i ruszył do salonu. Dołączyłem do niego chwilę później. Siedział na kanapie z  podkulonymi nogami. Wpatrywał się w czarny ekran telewizora. Usiadłem obok niego.

- Co jest, mały? - spytałem zauważając zmianę w jego nastroju. - Dobrze się czujesz?

- Tak, tylko...

- Spokojnie, powiedz o co chodzi. - posłałem mu delikatny uśmiech, lecz wcale na mnie nie popatrzył.

- Musimy porozmawiać, Harry. - powiedział cicho.

Położyłem dłoń na jego kolanie i w końcu na mnie spojrzał. Wyglądał na bardzo smutnego. Przecież jeszcze chwilę temu sprzeczał się ze mną i żartował. Na jego twarzy był szeroki uśmiech, nie co to teraz.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilki!

Porucznik czuje się dziś o niebo lepiej, dziękuję! xx

Jeśli ktoś jeszcze nie zajrzał, to zapraszam na ,,Nominacje porucznika". Znajdziecie tam parę ciekawostek o mej osobie i nie tylko.

Możecie zadawać pytania i ja na nie odpowiem. Możecie pytać o wszystko, o moje prace, o postać porucznika Siega itp.

Chyba coś za słodko się ostatnio zrobiło tutaj, nie uważacie? Chyba czas to zmienić ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Miłego dnia!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top