Rozdział 22


Dedykacja dla: Marlena1999 (znów nie mogę oznaczyć...)


Harry


Wpatrywałem się w śpiącego Louisa. Wciąż nie mogłem nadziwić się jaki on był piękny. Cieszyłem się, że w końcu się przemienił i pokazał mi się w ludzkiej formie. Obiecałem sobie, że jak tylko skończy się jego gorączka, dobrze się nim zaopiekuję. Wystające żebra i siniaki były niewidoczne pod postacią wilka. Teraz gdy przesuwałem opuszkami palców po jego brzuchu czułem każde pojedyncze żebro. W końcu zrozumiałem, dlaczego ciągle był taki głodny. Dobrze, że kupiłem steki.

Odgarnąłem mu karmelową grzywkę z twarzy. Przez te długie tygodnie jego włosy stały się zbyt długie i przydałoby się je podciąć. Czułem, że powoli zakochiwałem się w nim, w każdym jego uśmiechu, w tych przepięknych niebieskich oczach.

Chciałbym porozmawiać z nim i wszystko sobie wyjaśnić. Czy te koszmarne plotki o Aaronie to prawda, czy tylko ludzie to wymyślali. Skoro byli ze sobą, to musieli coś do siebie czuć. Tylko dlaczego się nie połączyli? Podobno mają dziecko - tak przynajmniej się dowiedziałem z plotek. Na razie nie chciałem poruszać tego tematu.

Poczułem jak Louis się poruszył. Jęknął cichutko i otworzył oczy. Spojrzał na mnie sennie i teraz leżał do mnie przodem. Przez całą noc nigdzie od niego nie odchodziłem. Czuwałem nad nim, bojąc się, że w każdej chwili będę mu potrzebny.

- Nienawidzę gorączki. - westchnął.

- Radzisz sobie znakomicie, kochanie. - zamilkłem, gdy wypowiedziałem ostatnie słowo.

Louis jednak zdawał się tego nie słyszeć, a przynajmniej udawał, że nic nie słyszał. To prawda, zacząłem  zakochiwać się w tym chłopaku. A w zasadzie już się zakochałem. Siedziałem w tym po uszy. Pokochałem go już jako wilka, jako kruchą i bezbronną Omegę. Nie miało dla mnie znaczenia to, że kiedyś kogoś miał i być może jest oznaczony. To się nie liczyło. Gdy dowiedziałem się, że Aaron go nie oznaczył byłem bardzo szczęśliwy.

- Dziękuję, że tu jesteś. - powiedział cicho. - To takie żenujące, że musisz na to patrzeć i...

- Nie gadaj głupstw. - powiedziałem i złożyłem delikatny pocałunek na jego czole.

- Nie czuję się najlepiej. - przyznał, przygryzając dolną wargę. - Jeśli myślałem, że wczoraj umierałem, to dziś jest zdecydowanie gorzej...

- Potrzebujesz czegoś? - zapytałem od razu. - Jakieś tabletki przeciwbólowe?

- One nie działają, Harry. - westchnął i na chwilę zamilkł.

Znów poruszył się niespokojnie na materacu. Kątem oka zauważyłem jego erekcję. Szykowała się powtórka z wczoraj.

- Wiem, że nie mam prawa o to prosić, ale pomógłbyś mi przejść gorączkę? Dłużej już nie wytrzymam. - powiedział, uciekając wzrokiem na bok.

- Pomóc? - powtórzyłem zdziwiony. - A-ale j-jak? Ja... Nigdy nie pomagałem Omedze z gorączką. Mamy się kochać?

- Kochać? - teraz to on powtórzył moje słowo. - Nigdy z nikim się nie kochałem. Aaron mnie pieprzył i nie zwracał na mnie uwagi, ani na moje uczucia. Jeśli to o to chodzi, to tak. Chcę cię poczuć w sobie, bo już dłużej nie wytrzymam. - powiedział.

- To zupełnie dwa znaczenia, Loueh. Pokażę ci tę różnicę. - powiedziałem po chwili. - Na pewno tego chcesz?

- Harry! - jęknął, wypychając biodra.

- W porządku. - westchnąłem.

Szybko pozbyłem się bluzki i spodni wraz z bokserkami. Mój penis w końcu się uwolnił. Nie ma nic przyjemnego w bolącej erekcji. Teraz rozumiałem Louisa co musiał cały czas przeżywać. Alfy przechodzą przez to samo, lecz gorączka a ruja nieco się od siebie różnią. W obu przypadkach Alfa i Omega potrzebują siebie wzajemnie.

Louis przekręcił się na brzuch i teraz miałem idealny widok na jego zaciskającą się dziurkę. Był tak bardzo potrzebujący. Złożyłem delikatny pocałunek na obu jego pośladkach. Dłonią delikatnie gładziłem jego biodra, aby się rozluźnił.

- Gdyby coś było nie tak, od razu mi to powiedz, dobrze? - popatrzyłem na niego uważnie.

Nie zacząłem, aż nie skinął głową. Był już idealnie mokry, więc nie było sensu jeszcze go nawilżać. Przez chwilę drażniłem jego wejście, zataczając kółeczka opuszkami palców. Dopiero potem wsadziłem pierwszy palec i czekałem aż się przyzwyczai.

- Co robisz? - zapytał, spoglądając na mnie tymi błyszczącymi niebieskimi oczami.

Momentalnie zastygłem w bezruchu. Nie wiedziałem, czy zrobiłem coś źle. Może popełniłem jakiś błąd?

- Chcę cię rozciągnąć... - zacząłem niepewnie. - Zanim w ciebie wejdę, chcę cię dobrze przygotować. Nie chcę sprawić ci niepotrzebnego bólu.

- Aaron nigdy tego nie robił. - powiedział cichutko, jakby bał się, że wspomnienie jego imienia mnie zdenerwuje.

I nie pomylił się. Bardzo się wściekłem, ale nie na Louisa. Skoro z nim sypiał, to jak to było możliwe, że go nie rozciągnął przedtem?

- Nigdy? - spytałem, a szatyn pokręcił głową, chwytając piąstkami prześcieradło, jakby czekał na dużą dawkę bólu.

Wyciągnąłem z niego palec. Podszedłem do niego, a ten spojrzał na mnie zdziwiony. Wyglądał przepięknie z tymi czerwonymi rumieńcami i z tą iskierką w oku.

- Zadbam o to, abyś zapamiętał ten dzisiejszy raz ze mną na długo. - szepnąłem.

Pogładziłem wierzchem  dłoni jego policzek i złączyłem nasze usta. Byłem bardzo delikatny. Bałem się, że posuwam się za daleko, że przekraczam pewną dozwoloną granice. Jednak Louis mnie nie odepchnął, a wręcz przeciwnie, zaczął oddawać pocałunek. Starał się przejąć kontrolę i próbował mnie zdominować, na co się zaśmiałem. Chwilę czekałem i obserwowałem jego poczynania, po czym przejąłem inicjatywę. Językiem badałem jego wnętrze, a on mi całkowicie uległ. Gdy odsunęliśmy się od siebie mieliśmy przyśpieszone oddechy.

Chociaż kochałem go bardzo mocno i byłem pewny swoich uczuć, musiałem poczekać z powiedzeniem mu tych dwóch wyjątkowych słów. Wiedziałem, że dla szatyna może być to za wcześnie. Nie chciałem, aby poczuł się przyparty do muru.

- Jeśli poczujesz się źle, to mi powiedz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - powtórzyłem po raz kolejny.

Jeszcze raz złożyłem delikatny pocałunek na jego wargach, po czym zająłem miejsce za nim. Ponownie włożyłem w niego jeden palec i gdy tylko przyzwyczaił się do tego uczucia, zacząłem go lekko zginać. Po chwili dołączyłem drugi a na koniec dodałem ostatni, trzeci palec. Rozciągałem go bardzo długo, aby mieć pewność, że nie zrobię mu krzywdy. Szatyn zdawał się niecierpliwić, bo co chwila wypychał swoje biodra i sam nadziewał się na moje palce.

Wyciągnąłem je z niego i w szufladzie obok lubrykanta odnalazłem prezerwatywy. Rozerwałem opakowanie zębami i naciągnąłem zabezpieczenie na twardego już penisa.

- Odwróć się na plecy, chciałbym cię widzieć. - szepnąłem.

Szatyn posłusznie wykonał moją prośbę i patrzył na mnie wyczekująco. Rozłożył szerzej nogi i odwrócił wzrok. Ponownie nakierowałem jego twarz w moją stronę, aby na mnie spojrzał.

- Ktoś tak piękny jak ty nie powinien niczego się wstydzić. - powiedziałem. - Spójrz mi w oczy, są zbyt wyjątkowe, abyś uciekał spojrzeniem.

Nakierowałem główkę penisa na jego dziurkę i wsunąłem się do połowy. Odczekałem, aż Lou się rozluźni. Dopiero gdy się przyzwyczaił, wszedłem w niego cały i po jakimś czasie zacząłem powoli się poruszać. Kochaliśmy się, nie pieprzyliśmy. Aaron był podłą szują. Miałem ochotę go zabić za to wszystko co spotkało szatyna.

Louis cicho pojękiwał, lecz gdy przyśpieszyłem nie mógł się pohamować. Był bardzo głośny, co go jeszcze bardziej zawstydzało. Co chwila zwalniałem i przyśpieszałem tempo. Czułem jak dziurka Omegi zaciska się na mojej podstawie, co mnie bardzo podniecało.

- J-ja już... - mruknął i złapał dłonią swojego penisa.

- Dasz radę sam, LouLou. - powiedziałem i zabrałem jego rękę.

Dosłownie chwilę potem Louis doszedł na swój brzuch. Sam wykonałem jeszcze trzy mocne pchnięcia, trafiając w prostatę. Poczułem przyjemną falę ciepła w podbrzuszu. Przyśpieszyłem ruchy i doszedłem w prezerwatywę. Opadłem na ciało szatyna. Wgryzłem się w poduszkę, na której leżał chłopaka. Pragnienie zatopienia zębów w jego ciele było zbyt wielkie. Nie chciałem go oznaczyć, bez jego zgody. Zacisnąłem mocno zęby w biały materiał i czułem jak mój rosnący penis wypełnia wnętrze chłopaka.

Przekręciłem nas teraz tak, że Lou na mnie leżał. Nie chciałem go przygniatać, bo byłem zbyt ciężki. Szatyn oparł policzek na mojej klatce piersiowej i szybko oddychał. Ja wcale nie byłem lepszy, wciąż drżałem po przeżytym orgazmie. Nie mogłem jeszcze wyjść z chłopaka, więc pozostało nam tylko leżeć i czekać, aż mój penis wróci do normalnych rozmiarów.

- W porządku? - zapytałem, napotykając niebieskie tęczówki.

- Dziękuję, ja jeszcze nigdy...

- Wiem, Lou. - pocałowałem go w skroń. - Odpoczywaj teraz, malutki. Cały czas tutaj dla ciebie będę. - zapewniłem i niewiele myśląc zacząłem przeczesywać jego spocone, karmelowe kosmyki włosów.


🐾🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki!

Przyznam się, że za rozdział planowałam zabrać się dopiero jutro.

To dzięki Marlena1999 zmuszona byłam napisać go dzisiaj.

Porucznik słowa dotrzymał :D

Niektórych dziwią i śmieszą niektóre słowa użyte w opowiadaniu jak np. knot. Niestety to jest opowiadanie A/B/O i coś takiego się przyjęło i występuje w tego typu opowiadaniach

Możecie podzielić się swoją wiedzą na temat A/B/O. Wytłumaczyć co to jest gorączka, ruja itp. osobom, którzy jeszcze tego nie ogarniają ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top