Rozdział 20


Harry


Z zakupami zeszło mi się nieco dłużej niż planowałem. Kupiłem dużo steków i zrobiłem sporo zapasów jedzenia. Miałem nadzieję, że starczy nam przynajmniej na tydzień. Znając Louisa, będę zmuszony jakoś zabezpieczyć lodówkę, aby nie mógł zjeść wszystkiego na raz.

Gdy wróciłem z miasta, ruszyłem od razu do domu. Drzwi zostałem uchylone, gdyby wilk zdecydował się wrócić. Skierowałem się od razu do kuchni. Zostawiłem torby na blacie kuchennym i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Panował porządek, więc miałem pewność, że Lou tu nie urzędował.

- Louis! - zawołałem, lecz wilkołak się nie zjawił.

Zapewne pobiegł do lasu - pomyślałem. Schowałem mięso do lodówki i postanowiłem, że resztą zakupów zajmę się później. Wyszedłem z domu i ruszyłem do lasu w stronę naszej miejscówki do spania. Dość często można spotkać tam wilka o karmelowej sierści. To tam czuje się najbezpieczniej. Gdy prawie dotarłem na miejsce, dotarł do mnie słodki zapach. Gdy podszedłem bliżej, byłem pewien, że należy on do Louisa. Zanim wyszedłem z krzaków usłyszałem niepokojące odgłosy. Stanąłem w miejscu i nasłuchiwałem. Były to czyjeś głosy.

- No dawaj, wilczku. - usłyszałem w tym głosie kpinę i pogardę. - Poddaj się i załatwimy to szybko.

- Chcemy ci tylko pomóc, przy okazji i ty nam pomożesz. - odezwał się drugi, męski głos.

Usłyszałem pisk i głośne warczenie. Dłużej nie czekałem. Zacząłem się przedzierać przez krzaki, ignorując ostre kolce, które kaleczyły moje ciało i rozrywały ubrania.

- Przemień się! - usłyszałem stanowczy ton głosu nieznoszący sprzeciwu. Głos Alfy.

- Kurwa! Ale uparty! - mamrocze któryś z nich. - Skoro nie chcesz po dobroci, to weźmiemy co nasze siłą.

- On nie należy do was! - warknąłem, stając przed grupą chłopaków.

Nagle wszyscy zamilkli. Nawet Louis przestał warczeć, tylko spojrzał na mnie z nadzieją. Przede mną znajdowały się młode Alfy. Łącznie było ich pięciu. Trzech w wilczej postaci zbliżyło się niebezpiecznie do Omegi. Starali się go podejść, lecz Lou co chwila próbował ich ugryźć. Dwóch stało metr ode mnie ze skrzyżowanymi ramionami.

- Czego chcesz, Styles? - prychnął blondyn. - Nie jesteś już główną Alfą, więc  nie masz prawa nam przeszkadzać.

- Owszem, mam. - mruknąłem . - To moja Omega!

- Czyżby? - kontynuował. - Jakoś cię przy niej nie widziałem. Przechodziliśmy obok i poczuliśmy ten piękny zapach. Chcieliśmy pomóc Omedze w potrzebie. Zawsze jesteśmy pomocni...

- Odsuńcie się! - warknąłem nieco głośniej, gdy jeden z nich złapał zębami Lou za ogon.

- Jeśli chcesz, możesz być szósty zaraz po Jacobie. Myślę, że Omega zdąży nasz wszystkich obsłużyć. - zaśmiał się. - Zobacz jaki chętny i mokry.

Zacisnąłem zęby i podszedłem bliżej rozmówcy. Zamachnąłem się i przywaliłem mu w twarz. Pomimo, iż gówniarz miał ledwie osiemnaście lat, nie litowałem się nad nim. Nie musiałem się jakoś specjalnie trudzić. Jeden cios wystarczył. Kątem oka spojrzałem na Louisa. Dopiero teraz do mnie dotarło, że dostał gorączki. Żałowałem, że akurat wtedy mnie przy nim nie było. Całe szczęście, że nie przybyłem za późno. Przemieniłem się w wilka i podszedłem do niebieskookiego. Stanąłem między nim a wilkami. Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Obnażyłem kły, gotowy do obrony. Nie pozwoliłbym nikomu skrzywdzić tej słodkiej Omegi. Byli zbyt młodzi i niedoświadczeni, aby ze mną wygrać. Wystarczyło, że warknąłem, a oni przylgnęli do ziemi i skulili uszy. Nie spodziewałem się tak szybkiej akcji. Zrozumieli swój błąd i odpuścili.

Gdy zostaliśmy we dwóch, znów zmieniłem się w ludzką formę i podszedłem do Louisa. Patrzył na mnie z wdzięcznością i ostatnie ślady strachu zniknęły z jego oczu.

- Jesteś bardzo dzielny i uparty Lou. Nie jesteś słaby. Dawałeś sobie świetnie radę z tymi pięcioma Alfami. Jestem pod wrażeniem. - przyznałem szczerze. - Ale dlaczego tobie zawsze przytrafiają się jakieś przygody, co?

Wilk jednak nie słuchał, tylko zaczął tarzać się i wycierać o ziemię. Cichutko skamlał, co było spowodowane gorączką. Niestety byłem całkiem zielony w tych sprawach. Nie wiedziałem jak mógłbym mu pomóc. Wziąłem go na ręce, gdy nie spotkałem się z żadnym sprzeciwem, skierowaliśmy się do mojego domu. Nie mogłem go zostawić w lesie, gdzie zwabi więcej napalonych Alf.

Gdy dotarliśmy do domu, ułożyłem wilka na łóżku. Wyszedłem z pokoju do kuchni, by przynieść coś mu do picia. Na pewno musiał być spragniony. Gdy ja przeżywam swoją ruję, strasznie szybko się męczę i wręcz umieram z pragnienia. To najgorszy okres w życiu Alfy, oczywiście jeśli nie masz z kim  spędzić rui, tak jak ja. Nie mam swojej Omegi i zawszę radzę sobie sam.

Wróciłem do sypialni i położyłem miskę z wodą na szafeczce nocnej. Spojrzałem na łóżko i bardzo się zdziwiłem. Nigdzie nie było wilka o karmelowej sierści. Po prostu zniknął.

Zamiast niego na materacu leżał nagi chłopak. Był bardzo blady i wyraźnie niedożywiony, gdyż widziałem wystające żebra. Miał przydługie karmelowe włosy, które wpadały mu do niebieskich jak bezkresny ocean oczu. Wił się na materacu i cicho pojękiwał. Przekręcił się na brzuch, lecz wciąż wpatrywał się we mnie. Stałem jak wmurowany. Byłem w szoku. Nie wiedziałem co mógłbym zrobić, co powiedzieć.

- Harry... - odezwał się chłopak bardzo cicho, więc ledwo go usłyszałem.

Miał bardzo piękny głos, lecz teraz brzmiał bardzo słabo. Zapewne wszystko to przez gorączkę, która spowodowała również  duże rumieńce na jego twarzy. Pojedyncze kosmyki włosów przykleiły się do jego czoła. Niebieskie oczy błyszczały i wpatrywałem się w nie jak oczarowany.

- To boli. - jęknął i poruszył się niespokojnie, ocierając o złożoną kołdrę.

Zauważyłem jak z jego dziurki wypływa przezroczysta maź. Był bardzo mokry i podniecony. Leżał na brzuchu i co chwila wił się na materacu. Widok chłopaka sprawił mi niemały kłopot. Chyba tylko ślepiec nie dostrzegł tego, jak piękny i wyjątkowy był Louis.

- J-ja... To może ja pójdę po Lunę stada... - powiedziałem i jak najszybciej wyszedłem z sypialni.

Zaszedłem jeszcze do łazienki, skąd wziąłem świeżo wyprane bokserki, by ukryć swoją erekcję. Nałożyłem jakieś spodnie dresowe oraz koszulkę, które musiałem tutaj zostawić, gdy przebierałem się z ciuchów w których dziś spałem.

Pobiegłem od razu do domu Malików. Nialla spotkałem w kuchni. Gotował obiad i spojrzał na mnie zaskoczony.

- Puka się! - zawołał. - A gdybyśmy z Zee starali się o kolejne szczenię? -  popatrzył na mnie, po czym wybuchł śmiechem. - Przecież żartuję, co ty taki poważny i blady? Żartowałem. - powtórzył.

- Lou. - wydusiłem  z siebie. - On dostał gorączki i potrzebuję twojej pomocy. Ja na niczym się nie znam. Pomóż mu, bardzo cierpi.

Blondyn chwilę się zastanowił, a raczej przetwarzał informacje, które mu przekazałem w błyskawicznym tempie. Skinął głową i powiedział, że do niego zajrzy. Przestał kroić warzywa i wyszedł z domu, kierując się do mojego.

Sam poszedłem do salonu, gdzie siedział Zayn i bawił się z małą Liv. Spojrzał na mnie, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. Po chwili posłał mi delikatny uśmiech i poklepał miejsce obok siebie na kanapie.

- Gdzie wysłałeś mojego męża? - popatrzył na mnie przez chwilę.

- Louis się zmienił. Jest piękny. - powiedziałem. - Dostał gorączki i potrzebowałem pomocy. Gem miała rację... Kompletnie nie znam się na Omegach. Znalazłem go w lesie. Były tam Alfy. Chcieli go skrzywdzić. Rozpuszczone smarkacze... Teraz jest z nim Niall. Musisz im coś zrobić, zasłużyli na karę. Wykorzystali przeciw mojej Omedze głos Alfy. Louis się boi. Chciałem mu pomóc, lecz nie wiem jak. Myślisz, że Niall sobie poradzi z tym? Pomoże mu? A może ja tam jestem potrzebny? Co robisz, gdy Ni przez to przechodzi? Można podać jakieś leki łagodzące ból? Można zatrzymać gorączkę? Czy to jest jak zwykłe przeziębienie? Czemu Niall tak długo nie wraca?

- Stop! - zawołał mulat, po czym się roześmiał. - Wszystko pokręciłeś, że nic nie rozumiem. Po kolei opowiedz mi co się wydarzyło. Za dużo pytań. Nie przeżywaj tak tego.

Powtórzyłem mu to samo, lecz w zwolnionym tempie i po kolei. Udzielił mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Miałem następny zestaw pytań, kiedy przerwał nam blondyn.

- Idź do niego, Harry. - powiedział spokojnie. - Poprosił, abyś to ty z nim posiedział. Dasz sobie radę? Jesteś Alfą i rozumiem, że musi ci być ciężko, kiedy czujesz Omegę podczas gorączki i po prostu...

- W porządku. - odparłem. - Nigdy nie zrobiłbym mu krzywdy. Ale na pewno wszystko z nim w porządku?

- Po prostu tam idź, Harry. - powtórzył.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki!

Porucznik pisał  ten rozdział dziś o drugiej w nocy, więc nie jest on idealny :/

Zdecydowanie wolę pisać w dzień :)

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego! :D

xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top