Rozdział 13


Louis

Gdy Harry sobie poszedł znów się nudziłem. Nie miałem co ze sobą zrobić. W końcu zdecydowałem, że poczekam na niego w tym samym miejscu gdzie zwykle, czyli przy kupce liści. Do jaskini nie odważyłbym się wejść sam. Nie wchodzę do pomieszczeń, gdzie nie mogę uciec. Jaskinia miała tylko jedno wejście i to od razu ją skreślało.

Nienawidziłem burzy. Cieszyłem się, że Harry ze mną został. Przy nim czułem się bezpiecznie. Widziałem, że zielonooki męczy się z tą całą sytuacją. Rozumiem go doskonale. W końcu znudzi się i mnie zostawi. Bardzo tego nie chciałem, lecz nie mogłem nic poradzić na to, że nie potrafiłem tak szybko się zmienić. Chociaż ostatnia noc była szczególna. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Bałem się o to, że okaże się Aaronem, że mnie skrzywdzi, lecz ten nie miał tego w planach. Bardzo mi ulżyło, gdy okazało się, że Harry jest delikatny i opiekuńczy. Nie chciał mnie zabić.

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Po prostu zwinąłem się w kłębuszek i zamknąłem oczka. Obudził mnie głos Alfy. Zawołał moje imię. Podniosłem łebek i zauważyłem talerz przy sobie. Pyszne mięsko znów leżało i czekało aż je zjem. Byłem na siebie zły, że nie wyczułem obecności zielonookiego. Znów był w ludzkiej formie, lecz tym razem miał na sobie ubrania. Musiał podejść do mnie, aby położyć talerz. Odkąd tylko go poznałem ani razu nie użył na mnie głosu Alfy. Może naprawdę niepotrzebnie bałem się go w tej formie?

Aaron nadużywał swojej władzy i przewagi nade mną. Musiałem robić co mi mówił. Z początku starałem się mu postawić, lecz zawsze mnie do tego zmuszał używając głosu Alfy. Dlatego wolałem trzymać się od Alf w ludzkiej formie jak najdalej. Mogły zrobić ze mną co tylko chciały, a ja nawet bym nie protestował. Uważałem, że świat wilkołaków jest niesprawiedliwy. To zawsze najsilniejsi nim rządzili.

- Twoje ulubione danie, stek na surowo tak jak lubisz. - zaśmiał się.

Usiadł na ziemi i oparł się o drzewo. Zawsze to robił, gdy jadłem. Nie próbował podchodzić, tylko cierpliwie czekał. Gdy zjadłem swoje śniadanie odsunąłem się, aby mógł zabrać talerz.

- Masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? - zaczął mówić. - Może popływamy w rzece?

Spojrzałem na niego przekrzywiając łebek na bok. Jego pomysł był w porządku. I tak nie miałem co robić, tylko się nudziłem. Pokiwałem głową i podszedłem odrobinę do przodu. Znajdował się dwa metry ode mnie. Dalej nie miałem odwagi podejść.

- Tylko ściągnę ubrania. - uśmiechnął się i zaczął ściągać przez głowę swoją bluzkę.

Po chwili zrobił to ze spodnimi i bokserkami. Harry był... piękny. Nigdy nie patrzyłem tak na drugą osobę. Miał idealnie wyrzeźbione ciało. Po prostu chodzący ideał. Zazdrościłem jego Omedze. Zapatrzyłem się chyba za długo, gdyż z zamyśleń wyrwał mnie Harry. Przemienił się w wilka i zaczął biec przed siebie, co chwila zerkając czy na pewno za nim podążam.

Dobiegliśmy do rzeki. Nad brzegiem siedziały trzy dorosłe wilkołaki. Pilnowały szczeniaków bawiących się w wodzie. Gdy tylko nas zauważyły, podniosły się i ruszyli do swojego potomstwa. Zabrały dzieci z wody, co mnie zasmuciło. Przecież ja nigdy bym nikogo nie skrzywdził, a na pewno nie szczeniaki... Harry chyba zauważył zmianę w moim nastroju, ponieważ podszedł i zaczął lizać mnie po uchu. I cóż, przyznam szczerze, że nieco pomogło.

Wszedłem do wody zaraz za Alfą. Woda była dość ciepła, więc od razu się zanurzyłem. Po chwili wsadziłem pysk pod wodę i próbowałem ją ugryźć. Było to zabawne zajęcie. Nawet zielonooki przyłączył się do tej zabawy. Zachowywał się jak jeden ze szczeniaków. Zaczął mnie chlapać i ganialiśmy się w rzece. Już dawno nie pamiętałem, abym był taki szczęśliwy. Po wodnych wygłupach wyszliśmy i położyliśmy się na skale. Było bardzo ciepło, świeciło słońce, więc szybko wysychaliśmy. Leżałem tuż przy boku Harry'ego. Uwielbiałem jego zapach.

Wataha Stylesa bardzo różniła się od tej, gdzie ja się wychowywałem. Harry, pomimo iż był Alfą wcale tego nie wykorzystywał. Traktował mnie na równi z sobą. Nie robił nic wbrew mojej woli, nie sprawiał przykrości, nie upokarzał. Nie byłem idealną Omegą, to fakt, ale on zdawał się tego nie zauważać. U Aarona większą część dnia spędzałem w domu. Musiałem sprzątać i gotować. Może nie było to coś strasznego, ale zupełnie mi to nie wychodziło. Chłopak potrafił mi nieźle dopiec. Kiedy po dwóch godzinach pozmywałem wszystkie podłogi i pościerałem kurze, ten wszedł do domu w ubłoconych butach i narobił znów bałaganu. Usiadł na kanapę i zabrudził nawet ją. Rozsypał chipsy i zostawił tłuste plamy na poduszkach. Potem wyszedł i wrócił za pół godziny. Wtedy mnie pobił, co zresztą nie było nowością. Ale dlaczego to zrobił? Bo nie posprzątałem mieszkania na czas i był bałagan. Tak było jeszcze wiele razy. Nie pozwalał mi spotykać się z matką ani z przyjaciółmi. Najdłużej spędziłem tydzień zamknięty w domu i nie można było mi choć na sekundę wyjść.

Teraz musiałem przyznać, że zacząłem się do Harry'ego przywiązywać. Oprócz mojej mamy nikt nie był dla mnie miły. Nawet przyjaciele na mnie donosili i byli fałszywi, ale oprócz tych osób nie miałem nikogo.

Do południa wciąż  leżeliśmy w tym samym miejscu. Panowała cisza i spokój. Do czasu, aż nie przyszedł do nas blond włosy chłopak.

- Harry, musisz przyjść do watahy. Ktoś do ciebie przyjechał. - odezwał się nieznany mi głos.

Zielonooki uniósł głowę i spojrzał się na niego. Skinął głową i polizał mnie po uchu, co stało się już codziennością. W ten sposób przekazywał mi, że jest w porządku i nie muszę się niczego bać. Zostałem sam i odprowadzałem ich wzrokiem. Harry kroczył w postaci wilka i nawet się nie przemienił.

Gdy nie było go już kilka godzin zacząłem się niecierpliwić i denerwować. Chodziłem w kółko przy brzegu rzeki. Sprawdziłem nawet miejsce, gdzie przeważnie sypiamy. Nikogo tam nie było. Zacząłem rozważać wszystkie za i przeciw. W końcu się zdecydowałem.

Ruszyłem w stronę zabudowań. Z każdym krokiem byłem coraz mniej pewny. Dwa razy chciałem zawrócić, ale w końcu z tego zrezygnowałem. Mijałem po drodze zaciekawione spojrzenia. Niektórzy byli zdziwieni, inni patrzyli na mnie z urazą. Na głównym placu przed budynkami zauważyłem zielonookiego. Stał i obejmował jakaś dziewczynę. Jego ręka gładziła jej plecy, a na policzku składał jej pocałunek. Zatrzymałem się w miejscu  i chciałem uciec, lecz zielone tęczówki napotkały moje. Puścił dziewczynę i odwrócił ją do mnie przodem.

- To jest właśnie Louis. - wytłumaczył i posłał delikatny uśmiech.

Zacząłem się cofać. Źle zrobiłem przychodząc tutaj. Harry spotkał się ze swoją Omegą i powinienem to wiedzieć i tu nie przychodzić. Przecież zawsze trzymałem się stąd jak najdalej. Było tu za dużo wilkołaków, za dużo nowych osób. Czułem jak moje łapy zaczynają drżeć.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilczki!

To jest drugi rozdział jaki wstawiam dzisiaj ^.^

Dziś porucznik miał nieco czasu i napisał aż dwa rozdziały do ,,Sweet Creature".

Jak uda mi się wejść jeszcze wieczorem na komputer to może wstawię kolejny rozdział. Ale musicie mnie jakoś przekonać XD

Ktoś ma pomysł kim jest dziewczyna z tej części?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top