Rozdział 8


Harry

- Kurwa, Harry! - zaczął mulat chodząc tam i z powrotem. - Jestem lekarzem, nie weterynarzem! Skąd w ogóle wziąłeś pomysł, by zabierać czyjąś Omegę?

- Zayn. - mruknąłem. - Później wam wszystko opowiem, teraz się nim zajmij, proszę...

- To niech się zmieni w człowieka, będzie mi dużo łatwiej. - powiedział i podszedł do wilka.

Usiadł na piętach i zaczął oglądać ranę na szyi. Wyciągnął rękę i dotknął go. Louis uniósł łeb i ugryzł go w rękę. Potem z powrotem jego głowa opadła na ziemię.

- Kurwa! - krzyknął Zayn i odsunął się trochę do tyłu.

- Louis! - zawołałem karcąc Omegę. - Przemień się w tej chwili! Chcemy ci tylko pomóc!

Oczywiście się mnie nie posłuchał. Zaczął warczeć i wystawił kły. Cały czas uważnie nam się przyglądał. Ledwo dychał, a miał jeszcze siłę by się bronić. W co ja się najlepszego wpakowałem?

- W porządku? - spojrzałem na dłoń przyjaciela.

Widać było odcisk zębów. Z rany wypływała krew. Malik mruknął coś pod nosem i wytarł dłoń o swoją koszulkę. Podszedł znów do wilka. Cały czas wpatrywał mu się w oczy, by w odpowiednim momencie odskoczyć. Na szybko odwiązał mu z szyi moją już zakrwawioną bandanę. Jedną ręką złapał Omegę za pysk i zaczął zawiązywać go poplamionym materiałem.

- Zayn! - zawołałem.

- Nie chcę być pogryziony. - westchnął. - Szybko zajmę się tym. - wskazał na duże ugryzienie na szyi. - I mu to zdejmę.

Skinąłem głową, przyglądałem się jego poczynaniom. Wciąż znajdowaliśmy się na zewnątrz tuż przed budynkiem, który służył nam za gabinet lekarski. Gdy dojechałem na miejsce wyniosłem wilka z samochodu i poszedłem po multa.

- Wejdźmy do środka. - dodał Malik i podniósł się.

Opatrzenie rany zajęło mu dość długo, bo ponad godzinę. Trzeba było ją odkazić i zaszyć. Przez ten czas Louis warczał i się rzucał. Musiałem go trzymać, by nie zrobił sobie krzywdy. Na koniec dostał środek usypiający, by się uspokoił i przespał. Dopiero gdy zamknął oczy, mogliśmy odetchnąć. Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy na ławce. Malik wyciągnął paczkę papierosów i chciał mnie poczęstować, lecz odmówiłem.

- Niall nie będzie zadowolony. - dodałem. - Nie znosi, gdy palisz.

- To był ciężki dzień. - zaśmiał się i wyciągnął zapalniczkę.

Spojrzałem na jego zabandażowaną dłoń. Pewnie kilka godzin i nie będzie śladu po ugryzieniu. W końcu jesteśmy wilkołakami i potrafimy się regenerować. Gorzej jest z Omegami, ich rany nie goją się tak szybko. A ugryzienia Alf już w ogóle bardzo długo.

- Więc? - spytał wpatrując się we mnie.

- Więc co? - spojrzałem na niego.

- Dlaczego go tu sprowadziłeś? Ugryzłeś go? To byłeś ty? - kontynuował.

- Co?! - zawołałem. - Oczywiście, że nie! Byłem  wściekły, to fakt. Chciałem się zemścić, sam nie wiem na kim. Zrobiłem głupią rzecz... Powiedziałem Aaron'owi o tym, że Lou kręci się na naszych terenach. Oczywiście on tego tak nie zostawił. Nie obchodziło mnie to. Odjechałbym stamtąd. Zrobiłbym to. Nie była to moja sprawa.

- Więc dlaczego po niego wróciłeś? - dopytał.

- Jego matka. - odparłem nerwowo bawiąc się palcami. - Prosiła... nie, wręcz błagała mnie, bym mu pomógł. Z początku myślałem, że dramatyzuje. Alfa ma prawo karać nieposłuszeństwo, ale wtedy nie wiedziałem, że kobieta mówiła prawdę. Aaron leżał na nim. Zatopił już kły w jego szyi. Myślałem, że zareagowałem za późno.

- Ale się udało. - zauważył mulat - Uratowałeś go.

- Aaron nie chciał go puścić. Musiałem się zmienić i z nim walczyć. Było to dość lekkomyślne z mojej strony. Jeśli by wygrał, przyszedłby po was. Teraz Louis jest członkiem naszego stada, ale nie potrafię do niego dotrzeć. Ciągle warczy i próbuje gryźć, nie słucha się.

- Trafiła ci się uparta Omega. - zauważył i zaciągnął się papierosem po raz kolejny.

- Fakt. - zaśmiałem się. - Ale on już ma swojego Alfę...

Chciałem coś jeszcze dodać, lecz usłyszeliśmy głośny huk dochodzący z wnętrza budynku. Gdy wbiegliśmy do środka wszystko było porozwalane. Wilk o karmelowej sierści stał na podłodze i przyglądał się nam obnażając kły.

- Louis, spokojnie. - powiedziałem. - Zmień się, chcemy tylko porozmawiać...

Wilk jednak był głuchy na moje słowa. Ruszył w naszą stronę. Szedł powoli lekko się chwiejąc. Podszedłem bliżej niego. Dopiero wtedy się zatrzymał. Chciał nas tylko nastraszyć. Nie rzuciłby się na nas. Było we dwóch a on jeden.

- Louis, jesteś jednym z nas. Aaron wyrzucił cię ze swojego stada. Nie możesz tam wrócić. Teraz tu jest twoje miejsce. - zacząłem. - Wszystko ci wytłumaczę, ale zmień się.

Podszedłem bliżej. Już go prawie dotykałem, gdy nagle odwrócił się za siebie. Zaczął uciekać. Pędził rozpędzony w stronę ściany. Zanim zdążyłem krzyknąć, wilk wyskoczył przez okno. Roztrzaskał szybę i pobiegł przed siebie. Wybiegłem na zewnątrz, ale już go nie widziałem.

- Chyba dostał zbyt małą dawkę. - westchnął Malik, drapiąc się po karku.

- Zwołaj wszystkie wilki. Muszę powiedzieć im o nowym członku stada. Musimy go znaleźć. Mógł zrobić sobie krzywdę. - zarządziłem.

- Jest wystraszony. Znalazł się w obcym miejscu. Na pewno zaszyje się gdzieś w spokojnej kryjówce. Nie da rady wrócić aż na teren Aaron'a. - dodał.

Skinąłem głową i przemieniłem się w wilka. Jak tak dalej pójdzie, to nie będę miał w ogóle żadnych ubrań. Zwykle podczas zmiany staram się oszczędzić ubrania. Tym razem się śpieszyłem. Nie miałem czasu na ściąganie ich. Pobiegłem za zapachem Omegi. Długo nie musiałem szukać. Zayn miał rację. Louis ukrył się w najbliższych krzakach. Zwinął w małą kulkę i szybko oddychał po wyczerpującym dla niego  biegu. Zakradłem się do niego bliżej. Nie chciałem go wystraszyć, więc zachowałem odpowiednią odległość. Usiadłem na ziemi i uważnie go obserwowałem. Wilk zdawał się przysypiać. Wciąż walczył ze zmęczeniem, ale wiedziałem, że to tylko kwestia czasu zanim uśnie. Środek, który podał mu Malik widocznie dopiero teraz zaczął działać.

Do moich uszu dobiegło wycie wilków. Zayn już zebrał członków stada i czekali na to, aż wrócę. Omega uniosła łeb do góry i nasłuchiwała. Po chwili z trudem się podniosła i zaczęła powoli kierować się dalej.

Louis szedł powoli, utykał na jedną łapę. Szedłem za nim do czasu, aż nie położył się za dużą skałą. Ponownie zwinął się w kulkę i owinął łapy swoim ogonem. Dopiero teraz zauważyłem rany na jego pysku spowodowane najpewniej skokiem przez okno. Czekałem cierpliwie kilka minut. W końcu gdy byłem pewien, że Louis na dobre zasnął, przemieniłem się z wilczej postaci. Podszedłem do niego powoli. Wziąłem na ręce i ruszyłem w stronę zabudowań. Przez całą drogę zastanawiałem się, gdzie mógłbym zanieść tę Omegę. Zapewne znów po przebudzeniu będzie chciał uciec. Nie będę go więził w piwnicy. Mój dom również odpadał. Znów wyskoczyłby przez okno i może tym razem zrobiłby sobie gorszą krzywdę.

Gdy dotarłem na miejsce, Malik znów zajął się wilkiem. Przemył mu rany i powyciągał powbijane szkło. Sam powiadomiłem wszystkie wilki o zaistniałej sytuacji. Niektórym się to nie podobało, gadali coś pod nosem i kręcili głowami. W tłumie ludzi zauważyłem Liam'a.

- Sprowadź tu mojego ojca. - poprosiłem go.

Chłopak skinął głową i odszedł. Sam wróciłem do Louis'a i Zayn'a. Miałem nadzieję, że mulat skończył go opatrywać. Wszedłem do środka i spojrzałem na wilkołaka, który teraz leżał na podłodze ze związanymi łapami. Spojrzałem pytająco na Malika. Ten wzruszył ramionami i ponownie tego dnia zawiązał Omedze pysk.

- Bez sznurów. - powiedziałem. - On nie jest naszym więźniem, tylko jednym z nas.

- Nie chcę ryzykować, że gdy się wybudzi to  skręci sobie kark lub nas pozabija. Gdy tylko się obudzi dobitnie wytłumaczysz mu sytuację w jakiej się  znalazł. Wtedy pozbędę się tego.  - wskazał na sznury.

Chciałem już coś powiedzieć, nie zgodzić się z nim, kiedy do środka wszedł Liam. Spojrzał na mnie i wskazał za siebie.

- Twój ojciec już jest, Harry.


🐾🐾🐾🐾🐾

Witajcie kadeci/wilki!

Udało mi się napisać ten rozdział i od razu go wstawiłam.

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top