Rozdział 4


Harry

- Harry? Co ty tutaj robisz? - usłyszałem głos Zayn'a.

Podszedł bliżej i usiadł obok mnie przy brzegu. Przyglądałem się przepływającej wodzie. Byłem  w złym humorze. Dopadła mnie melancholia. Czułem pustkę. Mój wilk wewnątrz mnie również był smutny.

- Myślę, Zee. - westchnąłem.

- Czy to ma związek z tamtą Omegą? - zapytał, uważnie mi się przyglądając.

- Tak. Nie mogę jakoś wyrzucić go ze swojej głowy. Ty też czułeś jego wspaniały zapach? Połączenie mięty z zapachem pomarańczy. Coś wspaniałego. - mówiłem wyraźnie ożywiony. - Jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego.

- Pachniał zwyczajnie, Hazz. Nie było w nim nic niezwykłego. Mój Niall pachnie jak czekolada. Jest taki słodki! - zawołał. - Czyżbyś znalazł w końcu swoją Omegę? Wiesz skąd jest i co tutaj robił?

- Jestem pewien na sto procent, że pochodzi z watahy Aaron'a. Tylko nie wiem czego tu szuka, ale na pewno nie towarzystwa. Wczoraj przecież od nas uciekł.

- Pewnie się bał. Jest tylko drobną Omegą. Nas było trzech, w tym dwie Alfy... Bał się. - wyjaśnił.

- Możliwe. - zgodziłem się z nim. - Dlaczego ta Omega nie mogła znaleźć się w naszej watasze? Boję się o niego, wiesz? Aaron to dupek. Gdy żył John, jego ojciec, panował spokój. Nawet od czasu do czasu spędzaliśmy ze sobą czas na rozmowach. Dawał mi cenne rady odnośnie stada.  Teraz boję się o to co wykombinuje jego syn. Wyrzucił ze stada młode Alfy. To bardzo nieodpowiedzialne. Podczas ataku na stado, są oni głównymi obrońcami Omeg i szczeniąt, a teraz? Jest jedyną Alfą pośród Bet i Omeg...

- Jego strata, dzięki niemu zyskaliśmy wspaniałych ludzi. Brad i Jack znaleźli u nas swoje połówki. Pozostała piątka  również szybko odnalazła się w naszym społeczeństwie.

- Racja. - przytaknąłem i spojrzałem w las po drugiej stronie rzeki. - Myślałem, że dzisiaj również tu przyjdzie. Czekałem na niego, wiesz?

- Ktoś tu się zadurzył. - zaśmiał się i dał mi kuksańca między żebra. - Spodobał ci się, nawet nie zaprzeczaj. Wczoraj mieliśmy go obserwować, lecz ty nie wytrzymałeś. Musiałeś do niego podejść. Trochę się pośpieszyłeś.

- Fakt, zepsułem to. - przyznałem, próbując się nie uśmiechnąć, lecz mi to nie wyszło. Na moich ustach pojawił się słaby uśmiech. - Chciałbym bliżej go poznać.

- To oczywiste, Harry. - powiedział. - Czuję, że tu jeszcze się pokaże. Wróci niedługo. Pewnie się przestraszył i postanowił odczekać kilka dni.

Zayn podniósł się z ziemi i podał mi rękę, którą od razu przyjąłem. Otrzepałem spodnie z ziemi i jeszcze raz spojrzałem na drzewa rosnące za rzeką. To tam zwykle ukrywał się wilk.

- Wpadniesz do nas? - odezwał się po chwili.

Ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę budynków. Przypominały nieco osadę sprzed kilkuset lat. Na placu znajdowały się domy mieszkalne lub magazyny. Jako wilkołaki wolimy trzymać się z dala od miast. Tutaj możemy swobodnie się przemieniać i żyć zgodnie z naturą. Oczywiście od czasu do czasu wybieramy się do miasta po żywność czy inne potrzebne produkty. Nie jesteśmy jakoś zacofani. Mamy samochody, w domach znajdują się telewizory, komputery. To zwyczajne, nowoczesne budynki. Nie jakieś słomiane lub gliniane chatki.

- Niall nie daje ci spokoju? - zaśmiałem się.

- Odkąd jest w ciąży stał się bardzo nieznośny. A to dopiero szósty tydzień! - westchnął. - Nie wiem jak ja wytrzymam przez następne tygodnie.

- Dasz radę Zee. - zapewniłem i uśmiechnąłem się szczerze. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak szybko stałem się wujkiem.

- Zatrudnimy cię przy zmianie pieluch. - powiedział.

- Dzięki. - prychnąłem. - I tak nie mam nic ciekawego do roboty, więc mogę do was wpaść.

Zayn uśmiechnął się szeroko. Po kilku minutach naleźliśmy się w ich wspólnym domu. Blondyna zastałem w salonie. Siedział na kanapie, a nogi oparł na małym stoliku. W ręku trzymał duży talerz z kanapkami. Właśnie jedną wpychał sobie do buzi. Obok niego leżały dwie paczki żelek. Na stoliku znajdował się kubek z sokiem oraz skórka od banana po zjedzonym owocu.

- Jak widzę apetyt dopisuje. - zaśmiałem się.

- Dziś opróżnił całą lodówkę. Został jedynie ketchup. - westchnął Zayn.

- Żałujesz mi? Żałujesz naszemu dziecku? Tyle musiałem czekać, aby dowiedzieć się, że mam męża sknerę. - wydął dolną wargę i kontynuował spożywanie kanapki.

- Nie to miałem... Eh..., zresztą nieważne. - dodał Zayn.

Wskazał ruchem ręki na kanapę abym usiadł. Przeszedłem dalej i na nią usiadłem. Zostawiłem miejsce obok Niall'a, dla Zayn'a. Zajął je po chwili i objął ramieniem swoją Omegę. Złożył na jej głowie pocałunek.

- Nie złość się, Ni. - szepnął cicho.

Spuściłem wzrok na podłogę. Bardzo im zazdrościłem uczucia jakim siebie darzyli. Byli ode mnie starsi o dwa lata, a już założyli rodzinę. Chciałbym mieć przy sobie swoją drugą połówkę. Rozpieszczałbym mojego partnera i codziennie mówił mu, że go kocham. Byłbym wtedy szczęśliwy. Swoimi myślami znów wróciłem do tajemniczej Omegi. Jego niebieskie oczy były wspaniałe. Chciałbym z nim porozmawiać, poznać go i zobaczyć w ludzkiej formie. Na pewno był piękny. Wydawał się taki delikatny i kruchy. Przy mnie nie musiałby się niczego obawiać. Byłby bezpieczny.

- Harry? - Zayn trącił mnie łokciem, uważnie mi się przyglądając.

- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się.

- Zapytałem się, czy masz ochotę na kawę, herbatę, a może sok? - powtórzył pytanie, które zapewne wcześniej zadał.

- Może być herbata. - odparłem. - Ale ja zrobię, wiem gdzie jest kuchnia. - uśmiechnąłem się, nie słuchając sprzeciwów mulata.

Podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę kuchni. Zerknąłem jeszcze za siebie. Spytałem się, czy im także zrobić. Oczywiście Niall poprosił mnie, abym przyniósł mu słone paluszki, które były w szafce nad kuchenką mikrofalową. Zayn spojrzał na niego karcąco, lecz pod wpływam maślanych oczek, jakie zrobił blondyn, tylko westchnął. Zaśmiałem się na ten widok.

Po chwili znalazłem się w kuchni. Wstawiłem wodę na herbatę i czekając aż się zagotuje, poszukałem słonych paluszków. Przyszykowałem trzy kubki i powkładałem torebeczki herbaty. Wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz była piękna pogoda. Nie zapowiadało się na deszcz. Członkowie stada rozmawiali ze sobą lub wykonywali codzienne obowiązki, jak wywieszanie prania, pilnowanie szczeniąt, które wesoło bawiły się na placu.

Usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Zmarszczyłem brwi. Rzadko zdarzało się, aby ktoś do mnie pisał. Osoby z którymi utrzymuję kontakt po prostu przychodzą ze mną porozmawiać osobiście. Sięgnąłem po komórkę, chwilę mocując się z kieszenią. Odblokowałem ekran i otworzyłem wiadomość.

,,Trzymaj się od mojej Omegi z daleka. A.''

Zgrzytnąłem zębami zdenerwowany. Wiadomość napisał Aaron. Nie wróżyło to nic dobrego. Czyli ta Omega, która wkrada się na nasze tereny jest zajęta? Nie czułem na nim zapachu innej Alfy. Nie miał również znaku przynależności. Był jeszcze młody. Schowałem komórkę do kieszeni. Zalałem herbatę i zaniosłem do salonu. Rzuciłem blondynowi paczkę słonych paluszków i wyszedłem na zewnątrz, uprzednio się z nimi żegnając. Jedna głupia wiadomość popsuła mi resztę dnia. Nie mogłem o niczym innym myśleć, jak o niebieskookiej Omedze.


🐾🐾🐾🐾🐾🐾🐾🐾


Witajcie, kadeci/wilki!

Jak mija wam dzień?

U mnie gorąco... Strasznie gorąco.

Muszę zabrać się za pisanie rozdziałów. Zanim zaczęłam publikować ,,Sweet Creature'' miałam napisanych 5 części i została już tylko jedna.

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top