Rozdział 10
Harry
Nie musiałem się długo zastanawiać, gdzie Louis pobiegnie. Oczywistym był fakt, że będzie chciał spróbować wrócić do swoich. Doskonale go rozumiałem, miał tam rodzinę i przyjaciół.
Pożegnałem swojego ojca i podziękowałem za kilka rad, których mi udzielił, gdy niebieskooki zniknął nam z oczu. Zayn również zajął się swoimi obowiązkami. Sam pobiegłem w stronę granicy naszego terenu. Postanowiłem zaczekać. Wiedziałem, że wilk jeśli zdecyduje się tu wrócić to wybierze to miejsce. Tutaj nurt rzeki jest o wiele łagodniejszy niż po północnej stronie. I tym razem się nie myliłem. Już z daleka widziałem biegnące wilki. Louis był pierwszy, a za nim podążała grupa wilków. Nie wyglądało to za dobrze. Gdy przekroczył nasz teren nieco odetchnąłem. Myślałem, że to koniec, lecz Aaron jak zwykle mnie zadziwił. Zanim zdążyłem dobiec, ten ugryzł Louis'a. Od razu pogoniłem intruza. Uciekł na swój teren i oddalili się.
Chciałem sprawdzić co z młodym wilkiem, ale jego już nie było. Coś ten chłopak miał okropnego pecha dzisiaj. Bałem się o to ugryzienie na jego tylnej łapie, ale chyba nie było za groźne, skoro był w stanie uciec. Czułem słodki zapach Omegi na odległość , ale nie chciałem go więcej niepokoić. Wróciłem do siebie i wziąłem zimny prysznic. Potrzebowałem tego jak nigdy. Ten dzień był męczący.
Zaczął robić się wieczór. Teraz zdecydowałem, że muszę znaleźć Lou przed nocą. Powinien przespać się i odpocząć. Znalezienie właściwego tropu nie zajęło mi za dużo czasu. Szedłem powoli, by go nie przestraszyć. Już zapamiętałem jak niebieskooki jest wystraszony. Nie chciałem by uciekał. Nie chciałem dla niego źle.
Zakradłem się i za krzakami zauważyłem małą, puchatą kulkę. Wilk leżał owinięty własnym ogonem i miał zamknięte oczy. Spał i nie zwracał uwagi na trzask gałązki, która pękła pod moją łapą. Usiadłem chwilę na ziemi i przyglądałem się Louis'owi.
Zacząłem rozważać wszelkie możliwości. Mógłbym wziąć go ze sobą do domu i położyć go na łóżku, lecz mógłby się obudzić i uciec. Zrobiłby sobie jeszcze większą krzywdę. Gdybym go niósł również mógłbym zostać pogryziony, a tego nie chciałem. Ostatecznie zrezygnowałem z tych pomysłów. Najlepiej było jak sobie tu leżał. Podniosłem się i zbliżyłem o trzy kroki. Nasłuchiwałem i uważnie patrzyłem na wyraz jego pyska. Nie chciałem, aby się na mnie rzucił. Wilk jednakże nie okazywał żadnych oznak, że się obudził.
Postanowiłem więcej się nie zbliżać. Wciąż był nieufny i za bardzo się bał. Sytuacja w jakiej się znajdował chyba go przerastała, dlatego uciekał. Bał się zaufać. Nie znał stąd nikogo. Przez lata był podporządkowany Aaron'owi. Nawet nie chcę wiedzieć, co musiał znosić przez ten czas.
Położyłem się obok i głowę oparłem na przednich łapach. Leżałem tak dopóki nie nastała noc. Chyba usnąłem, bo obudziło mnie wycie wilków. Odgłosy dochodziły z daleka, więc Lou nie musiał się obawiać. Uniosłem łeb i zerknąłem na wilka obok mnie. Nie było go w tym samym miejscu. Podniosłem się i zacząłem rozglądać. Chciałem się przemienić i go zawołać, lecz wiedziałem, że by mi nie odpowiedział. Porzuciłem więc tę myśl. Zanim zacząłem się oddalać, zerknąłem za siebie. Blisko mnie leżał Louis. Również spał. Musiał pod moją nieuwagę zmienić miejsce. Znajdował się niecały metr ode mnie. Co jakiś czas poruszał jednym uszkiem co wyglądało naprawdę uroczo. Bo kto powiedział, że tylko szczeniaki mogą być słodkie?
Ponownie położyłem się na ziemi i przez kilka minut po prostu patrzyłem się na wilka. Ziemia nie należała do wygodnych miejsc do spania. Zdecydowanie wolałem swoje łóżko, ale nie mogłem narzekać. Nie pójdę do swojego domu. Nie zostawię tu samego Louis'a. Boję się o niego. Znając Aaron'a to na pewno będzie się mścił. To było pewne. Nie zatrzyma się przed niczym. Zawsze przestrzegał naszych granic, lecz dziś niczym się nie przejmował.
Podczołgałem się bliżej wilka tak, że dzieliło nas od siebie kilka centymetrów. Szybko zasnąłem. Gdy ponownie się obudziłem był już ranek, a Louis leżał nieco dalej ode mnie. Podniosłem się i przeciągnąłem ziewając. Brzuch dawał mi o sobie znać. Byłem głodny. Marzyłem o pysznym śniadaniu i wygodnej kanapie.
Moje rozmyślania przerwał szelest zaschniętych liści. Zerknąłem w tamtą stronę i zauważyłem Louis'a. Przeciągnął się w podobny sposób co ja i wlepił we mnie swój wzrok. Zamarł na chwilę i cofnął aż pod drzewo. Nie wykonywałem żadnych gwałtownych ruchów. Wiedziałem, że nawet odrobinę zmieniona postawa może wystraszyć wilka. Cały czas ode mnie uciekał i nie chciałem tego.
W głowie pojawiła mi się myśl o przemianie w ludzką postać, lecz wiedziałem czym to się skończy. Ucieczka to jedyne wyjście jakim ratował się wilk o karmelowej sierści. Zdążyłem już nieco rozpoznać kiedy się czegoś boi lub kiedy zamierza uciec.
Podszedłem o krok bliżej. Wilk wbił pazury w ziemię i cały się spiął. Ugiął nieco nogi gotowy do biegu. I już wiedziałem, że ucieknie. Westchnąłem i cofnąłem się o trzy kroki. Trochę zaczęło mnie irytować jego zachowanie. Boi się, to zrozumiałe, ale dlaczego nie chce ze mną porozmawiać?! Przecież nie trzymam w ręku broni, którą mógłbym zrobić mu krzywdę. Jako człowiek nie stanowiłem dla niego żadnego zagrożenia, więc dlaczego?
Usiadłem na ziemi i przyglądałem się mu z dystansu. Przez minione ostatnie godziny tylko się przyglądam. I to zaczęło mnie irytować. Miałem na głowie całą watahę, a Louis mi tego nie ułatwiał. Jeśli tak będą wyglądały wszystkie kolejne dni, to zwariuję. Nie pociągnę tak długo. Zastanawiałem się co mam teraz zrobić, gdy ktoś mnie wyręczył. A raczej był to wilk o karmelowej sierści.
Podszedł o kilka kroków w moją stronę. Spoglądał na mnie ze strachem w oczach i widziałem, że sam ze sobą prowadził walkę. Podniosłem się powoli z ziemi i dałem krok naprzód. Louis znów się spiął, był gotowy do ucieczki. Nie spieszyłem się, by go nie wystraszyć. Dopiero gdy znalazłem się tuż przy nim, że stykaliśmy się nosami, ucieszyłem się w duchu. W końcu zrobiliśmy jakiś postęp. Trąciłem nosem ten jego, widziałem jak drgnął, ale się nie ruszył z miejsca. Wbił pazury w ziemię i widziałem jak jego łapy drżą ze strachu. Bardzo się starał, był dzielny.
Dałem jeszcze jeden krok do przodu i teraz pyskiem przeczesywałem jego puchatą sierść. Była mięciutka w dotyku. Zacząłem go wąchać i przyznałem szczerze, że zapach Aarona był słabszy niż ostatnio. Uwielbiałem zapach tej drobnej Omegi. Cofnąłem się ostrożnie o kilka kroków do tyłu. Widziałem jak ciało Lou się rozluźnia. Schował pazury, a jego nastroszony ogon swobodnie opadł na dół.
Coś zaszeleściło w krzakach. Zerknąłem w tamtą stronę i zauważyłem wiewiórkę, która wskoczyła na drzewo z orzechem w pysku. Zaśmiałem się w duchu, ponieważ wziąłem ją za zagrożenie. Nigdy nie wiadomo kto chodzi po tym lesie. Gdy ponownie spojrzałem w miejsce, gdzie powinien znajdował się Louis, jego już nie było. Znów uciekł. Tym razem byłem spokojniejszy. Postanowiłem zjeść śniadanie i ogarnąć nieco sprawy watahy. Zastanawiałem się czy przynieś niebieskookiemu coś do zjedzenia, czy upoluje sobie zająca. Od wczoraj nic nie jadł i na pewno był głodny. Wydaje mi się, że jednym zającem by się nie najadł.
🐾🐾🐾🐾🐾🐾
Witajcie kadeci/ wilki!
Udało mi się napisać teraz rozdział, więc go od razu wstawiam.
Nie ma w nim ani jednego dialogu, lecz ilość wyrazów jak zwykle przekracza 1100 :D
Jak mijają wam wakacje? U mnie z samego rana była burza ^.^
Alfa Sieg pogubił się w liczbie swoich wilczków, więc jak możecie to zgłoście się pod odpowiednim stanowiskiem:
Alfa
Beta
Omega
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego, wilczki! 🐾
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top