3. Tyle pieniędzy za jedną noc z szefem?
Harry
*****
- I jak poszukiwania? - zapytał Liam, dosiadając się do mojego stolika w pobliskiej restauracji. - Znalazłeś kogoś?
- Nie dołuj mnie... Było ich łącznie pięciu - zacząłem z ciężkim westchnieniem. - Trafiła się jedna dziewczyna. Szukam tylko męskich Omeg, ale niektórzy tego nie rozumieją. Przyszły jeszcze dwie połączone Omegi, jedna nieletnia i... męska prostytutka. Ja chyba naprawdę mam w życiu pecha...
- Nie przejmuj się stary. Nie oczekuj, że ktoś tak szybko się zgłosi zważywszy na fakt, że jedynie puściłeś plotkę, że szukasz surogatki. Wiesz, że to niezgodne z prawem i nie możesz ogłaszać tego na dużą skalę.
- Wiem, ale jak mam się nie przejmować, skoro nie mogę znaleźć odpowiedniej Omegi do urodzenia mi dziecka? Oferuję sto tysięcy funtów i nadal nic! Co robię nie tak?
- Dobrze wiesz, że męskie Omegi są rzadkie, tak samo jak kobiece Alfy. Jestem pewien, że znajdziesz partnera, to musi trochę potrwać.
- Już dość się naczekałem - mruknąłem. - Starzeje się, młodszy już nie będę.
Liam przewrócił oczami na moje słowa i oparł się o oparcie krzesła. Nie musiał nic mówić. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Dziwiłem się swojemu przyjacielowi, że wytrzymywał moje gadanie, gdyż nie raz sam miałem siebie dość.
- Posłuchaj, Harry. Przestań o tym myśleć. Skup się na pracy i nie myśl o tej sprawie, za bardzo się nakręciłeś.
- Może masz rację. - Przetarłem swoją twarz dłońmi. - Wracając do pracy... wiesz kogo wczoraj spotkałem?
- To jakiś celebryta? - zapytał wyraźnie ucieszony zmianą tematu. Chyba naprawdę miał mnie dość.
- Nie - zaprzeczyłem, delikatnie uśmiechając się sam do siebie. - Spotkałem przepiękną Omegę, chłopaka o niebieskich oczach. Był słodki, ale... nie mój. Ma kogoś, wiesz? Konkretnie Grimshawa, jest zajęty. Co za pech... Przyszedł po klucze do mieszkania, dlatego wpadłem na niego przy wyjściu.
- Jesteś pewien, że jest zajęty? Może to brat Aidena?
- To jego chłopak, jestem tego pewien, lecz nie był naznaczony. Nie miał znaku przynależności.
- Zaglądałeś mu za kołnierz? - zapytał rozbawiony. - Stary, z tobą naprawdę jest coś nie tak.
- Daj mi skończyć! - fuknąłem oburzony. - Zapytałem go o to i mi nie odpowiedział, lecz jego zachowanie mówiło samo za siebie, to wszystko. Później tak po prostu uciekł, chyba się czegoś wystraszył. Może jako Alfa naszego stada mógłbyś dowiedzieć się czegoś o nim?
- Jednak nie wracaj do pracy. Weź sobie wolne i nie myśl o Omegach. Odpocznij, bo wygadujesz głupoty.
Mężczyzna ruchem ręki przywołał kelnera, kiedy tylko ten przechodzi obok nas. Gdy przyszedł do naszego stolika, otrzymał od niego menu restauracji. Liam przez chwilę skupiał się na czytaniu nazw dań. W końcu zdecydował się tylko na jakąś sałatkę. Oddał kartę i ponownie na mnie spojrzał.
- A co tam słychać u Zayna? Dawno go nie widziałem - powiedziałem, zaczynając przyjemniejszą rozmowę. - Moglibyście od czasu do czasu wpaść do mnie z wizytą. Doskwiera mi samotność, zostali mi tylko przyjaciele.
- Nie dramatyzuj - powiedział i przewrócił oczami. - Zayn wrócił od swojej matki. Przywiózł mnóstwo jedzenia. Znów skarży się, że przytył, co jest absolutną nieprawdą, ale mnie nie słucha. Może to ty wpadłbyś dzisiaj do nas na kolację? Co o tym myślisz?
- Czemu nie? Napisz mi później tylko godzinę, bo zapomnę. Moja lodówka świeci pustkami. Ostatnio nie mam czasu zrobić zakupów i stołuję się w restauracjach, jak sam widzisz - odparłem, wskazując wymownie na swój talerz z jedzeniem.
Po kilku minutach kelner przyniósł zamówienie Liama. Obaj w ciszy jedliśmy posiłek. Gdy prawie skończyliśmy, dostałem telefon z firmy. Potrzebowali mnie tam, więc musiałem jechać. Obiecałem Liamowi, że na pewno pojawię się u nich na kolacji. Zapłaciłem za nasz obiad i opuściłem lokal. Poszedłem na parking, gdzie wsiadłem do samochodu, kierując się do mojej firmy.
Tam od razu udałem się na odpowiednie piętro, do mojego gabinetu. Niedługo potem zjawił się w nim Grimshaw. Przyniósł mi dwie teczki z dokumentami, które musiałem przejrzeć i podpisać. Obiecałem, że natychmiast się tym zajmę. Mężczyzna miał przyjść za dwie godziny.
Okazało się jednak, że uporałem się z tym znacznie szybciej. Miałem zadzwonić do Aidena, lecz przypomniałem sobie, że załatwiał jakieś sprawy na drugim końcu miasta. Mogłem poczekać, nie spieszyło mi się nigdzie. A już na pewno nie do pustego domu. To dlatego najchętniej nie opuszczałbym firmy. Tu byłem pośród ludzi, miałem do kogo się odezwać, nawet jeśli była to prośba o przyniesienie kawy. Zawsze coś.
Odłożyłem teczki i przesunąłem je do lewego rogu biurka. Wyciągnąłem czystą kartkę, chcąc spisać swoje wymagania względem Omegi, która miała dać mi potomka. Nie mogłem pozwolić, aby to była pierwsza lepsza osoba, kiedy tu chodziło o moje dziecko. Może i byłem wybredny, ale nic na to nie mogłem poradzić. Jednak póki co nie miałem w kim wybierać. Minął dopiero jeden dzień od kiedy rozpocząłem poszukiwania. Musiałem dać sobie więcej czasu. Chwyciłem długopis i zacząłem pisać.
1. Omega musi być mężczyzną
2. Musi być zdrowa, nie obciążona żadnymi genetycznymi chorobami (obowiązkowe badania)
Przy tym drugim punkcie postawiłem znak zapytania. Nie spotkałem się jeszcze z tym, aby jakiś wilkołak miał jakąkolwiek genetyczną chorobę. To było chyba niemożliwe, gdyż sama matka natura robiła selekcję przy narodzinach. Słabe szczeniaki nie dożywały miesiąca.
3. Pełnoletnia
4. Brak połączenia, znaku przynależności
5. Nie starsza niż 35 lat...
I na tym się zatrzymałem. Przerwało mi pukanie do drzwi. Westchnąłem, odkładając długopis. Odchyliłem się do tyłu, opierając wygodnie o oparcie. Zaczynał boleć mnie kark. Pozwoliłem osobie po drugiej stronie drzwi wejść. Póki co nic więcej mi do głowy nie przychodziło co do wymogów przyszłej matki mojego dziecka. Planowałem i tak poprawić tekst, gdyż ten był jedynie pisany na brudno.
- Czy dokumenty już podpisane? - zapytał Aiden, zerkając ukradkiem na kartkę leżącą przede mną.
- Tak, wszystko jest w teczkach - odparłem, delikatnie kręcąc się na fotelu. - Czy jest coś jeszcze?
- Chyba nie. Sophia prosiła tylko o te podpisy.
Podszedł bliżej i złapał za teczki, chwytając również zapisaną kartkę.
- To akurat moje - powiedziałem wstając, by odebrać swoje zapiski. - Jesteś już wolny.
- Planuje pan zatrudnić jakąś Omegę? - zapytał, marszcząc czoło, gdy oddawał mi kawałek papieru.
- Nie - zaśmiałem się. - Szukam Omegi, to fakt, ale nie do pracy... to skomplikowane.
- W porządku, nie będę już więcej przeszkadzać...
Mężczyzna odwrócił się i powoli ruszył w stronę drzwi. W ręku trzymał dokumenty. Gdy miał już złapać za klamkę, zawołałem go. Nie wiem, co sobie myślałem, ale miałem nadzieję, że może Grimshaw mógłby mi pomóc. W końcu jemu samemu udało się znaleźć Louisa.
- Tak? - zapytał, odwracając się przodem.
- Czy wiesz... nie tak, czy znasz może jakąś Omegę, która nie ma partnera? Chodzi o męską Omegę.
- O co dokładnie chodzi? Szuka pan randki?
- Miłość nie jest dla mnie - powiedziałem beznamiętnie. - Szukam Omegi, która da mi potomka. Jestem w stanie zapłacić nawet sto tysięcy funtów. Czy znasz kogoś, kto nie jest połączony i zgodzi się na ten układ?
- Sto tysięcy?! - zawołał zszokowany. - Tyle pieniędzy za jedną noc z szefem?
- Chodzi o potomka, a nie o...
- Znam kogoś takiego! - powiedział. - Ma dwadzieścia trzy lata, jest zdrowy i na pewno się zgodzi. Mogę dać do jutra odpowiedź?
- Kto to taki? - zapytałem, będąc w szoku.
Pierwszy raz widziałem swojego asystenta, by był aż tak podekscytowany. Nawet premia nie wywarła na nim takiego wrażenia. Czy on mówił prawdę? Znał taką Omegę? Jeśli tak, mogłem wcześniej go zapytać.
- Louis.
Czy to nie była jego Omega?
*****
Witajcie, kadeci!
Mam napisanych 17 rozdziałów ^.^
Postaram się wstawiać po jednym co drugi dzień. Czasem będą nieregularnie przez to, że pracuję i nie zawsze mam czas.
Miłego dnia x
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top