25. Zaczekamy
Louis
*****
Nigdy nie myślałem, że mieszkanie samemu może być aż tak ciężkie. Przyzwyczaiłem się już do tego, że przez tyle lat dzieliłem mieszkanie z Aidenem. Teraz, gdy jego zabrakło czułem się beznadziejnie. Źle sypiałem, kiedy w łóżku nie miałem do kogo się przytulić czy ogrzać. Byłem okropnym zmarźluchem i zawsze stopy ogrzewałem o golenie swojej Alfy, który zwykle marudził, a później było mu już wszystko jedno. Kiedy mężczyzna zabierał swoje ostatnie kartony z rzeczami, powstrzymywałem się od płaczu. Wiedziałem, że to ja spowodowałem to, że nie byliśmy razem, ale to okropnie bolało, gdy odprowadzałem go spojrzeniem do drzwi, które zatrzasnął zaraz za sobą. Chyba nie byłem na to przygotowany. Mogłem zwalać winę na hormony, kiedy przez kilka godzin wypłakiwałem oczy w poduszkę. Aidena już nie było. Zostałem sam. I może nie sam, lecz z malutką istotką rozwijającą się w moim brzuchu.
Za godzinę miałem kontrolną wizytę, przed którą okropnie się stresowałem. Prawdopodobnie to przez to zwymiotowałem i nie potrafiłem utrzymać żadnego jedzenia. Za pierwszym razem wpadłem w panikę, kiedy spędziłem pochylony nad porcelanową muszlą dłużej, niż pół godziny. Zacząłem się martwić, że zemdleję i nikt nie znajdzie mnie w mojej małej łazience. Okropnie się czułem. Gdy nie miałem już czego zwrócić i plułem głównie żółcią, podniosłem się z wysiłkiem znad muszli i wypłukałem usta, myjąc dokładnie zęby i język pastą do zębów, aby pozbyć się nieprzyjemnego posmaku. Myślałem, że nudności miałem już za sobą. Pierwszy raz byłem w ciąży, więc jakby nie patrzeć nie miałem żadnego doświadczenia. Żadna książka czy poradnik nie mógł przewidzieć objawów ciąży u konkretnej osoby. Ja chciałbym dostać poradnik, który przewidywałby to, co czeka mnie następnego dnia. Byłbym spokojniejszy i przygotowany.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc domyśliłem się, że był to Harry. Nie pomyliłem się. Za drewniana powłoką stał uśmiechnięty mężczyzna, który ostatnimi czasy pojawiał się pod drzwiami mojego mieszkania codziennie. To było naprawdę wspaniałe z jego strony, że tak bardzo się o mnie troszczył. Przyłapałem się na tym, że potrafiłem cały dzień czekać na to, aż Alfa zjawi się u mnie.
- Chyba nie najlepiej się czujesz - stwierdził zielonooki, sięgając kciukiem do mojego policzka, by zmyć zaschniętą pastę.
- Chyba dziecku nie posmakowały słodkie bułeczki - odparłem, wzruszając ramionami. - Jestem gotowy, możemy jechać.
W drodze do kliniki Harry musiał zatrzymywać się dwa razy, gdyż myślałem, że zwymiotuję mu na tapicerkę. Na szczęście do klinki dojechaliśmy bez nieciekawych epizodów. Byliśmy trochę przed czasem, więc musieliśmy poczekać w poczekalni. Harry jak zwykle zainteresował się broszurami o ciąży i zdrowiu dziecka. Ja sam również sięgnąłem po jedną i zacząłem ją czytać.
- Pan Tomlinson. - Niska szatynka wyczytała moje nazwisko.
Wstałem z miejsca, a po chwili zrobił to Harry. Zupełnie mi nie przeszkadzało, że mężczyzna był obecny na każdej mojej wizycie. To dodawało mi w pewnym sensie odwagi. Nie chciałbym przychodzić tu sam, czułem się bardziej komfortowo z Alfą u boku.
Jak zwykle przed przystąpieniem do badania zostałem zapytany o samopoczucie. Zacząłem opowiadać o tym, że dziś nie czułem się najlepiej, ale nie było to nic poważnego. Harry natomiast zaczął wyolbrzymiać sprawę. Pani Brown jedynie pokręciła głową z uśmiechem i wyjaśniła, że to normalne podczas ciąży. Później przystąpiła do badania. Na początek zważyła mnie, zapisując wynik w karcie. Badanie USG trwało najdłużej.
- Czy chcielibyście poznać płeć dziecka? - zapytała, wpatrując się w obraz na monitorze. - Na ostatniej wizycie nie było to aż tak czytelne, ale teraz jest to możliwe.
Spojrzałem zaciekawiony na Harry'ego. To było też jego dziecko. Uważałem, że to on powinien zdecydować. Zanim odpowiedział, zerknął na mnie. W jego zielonych tęczówkach mogłem zauważyć błysk, co znaczyło, że w jego oczach zbierają się łzy. Harry się wzruszył?
- Możecie też posłuchać bicia serca - dodała pani Brown, uśmiechając się do nas życzliwie. - To jak?
- Co o tym myślisz, Lou? - zapytał Harry, łącząc nasze dłonie razem.
Uścisnął mnie lekko, nie przestając na mnie patrzeć. Czułem się nieswojo. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ja, gdybym miał mieć kiedyś dziecko ze swoim partnerem, chciałbym poczekać do narodzin. Nie wiedziałem, czy Harry myślał podobnie.
- Zaczekamy - zdecydował, a ja lekko pokiwałem głową, ciesząc się z jego wyboru. - Ale chętnie posłuchamy małego serduszka.
- Dziecko wygląda na zdrowe - powiedziała, klikając coś na urządzeniu, a po chwili pomieszczenie wypełniło bicie małego serduszka. - I serce bije mocno.
Nie mogłem powstrzymać się przed napływającymi łzami. Obaj płakaliśmy, co było kompletnie zwariowane. Zachowywaliśmy się naprawdę dziwnie, ale kogo to obchodziło? Właśnie słuchałem bicia serduszka swojego maleńkiego dziecka! Byłem taki dumny, taki szczęśliwy.
Zanim opuściliśmy pomieszczenie, zatrzymała nas lekarka. Pokazała swoje zapiski w karcie. Nie za bardzo się na tym znałem, więc czekałem na dalsze wyjaśnienia. Uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy.
- Louis od ostatniej wizyty kontrolnej znacznie zszedł z wagi - powiedziała, patrząc srogo na Harry'ego, przybierając poważny ton głosu. - To nie jest dobre dla dziecka. Musisz nieco przytyć, by mieścić się w bezpiecznej granicy. - Teraz zwróciła się do mnie.
- Ale ja jem normalnie - powiedziałem, marszcząc czoło w niezrozumieniu. - Nie głodzę się.
- Wcale tak nie twierdzę - odparła. - Zalecam jednak, abyś stosował zróżnicowaną dietę, jadł zdrowo. Zero śmieciowego jedzenia, dziecko musi nabierać siły, ty musisz być w pełni sił, rozumiesz?
Zawstydzony pokiwałem głową. Nie mogłem się kłócić ze słowami lekarki. Ona miała rację, sam również zauważyłem, że zacząłem chudnąć, ale nie robiłem z tego nie wiadomo jakiego problemu. Nie sądziłem, że to aż tak bardzo złe. Oczywiście, że nie chciałem krzywdy dla dziecka. Nigdy bym nie zrobił mu krzywdy. Słowa pani Brown zapadły mi w pamięci. Zamierzałem stosować się do jej zaleceń. Postaram się i dam radę.
Na koniec potwierdziłem, że przyjmowałem wszystkie witaminy, jakie mi zaleciła. Zostało mi co prawda niewiele, przydałoby się kupić, lecz nie dzieliłem się z nikim tą informacją.
Harry odwiózł mnie do domu. Przez całą drogę opowiadał o tym, jak szczęśliwy był, mogąc usłyszeć serduszko naszego dziecka. Skłamałbym, gdybym powiedział, że cieszyłem się mniej. Byłem bardzo podekscytowany, lecz nie mogłem tego okazać.
- Mógłbym wejść? - zapytał Harry, kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do mojego mieszkania, do którego zawsze mnie odprowadzał.
- Tak, zapraszam - odparłem, otwierając kluczem drzwi.
Wszedłem jako pierwszy i z radością ściągnąłem buty. Uwielbiłem chodzić na boso, czego nikt nigdy nie mógł zrozumieć. Harry poszedł w moje ślady i po chwili jego buty znalazły się tuż obok moich.
- Napijesz się czegoś? - zapytałem.
- Może herbaty - odparł, idąc za mną do kuchni.
Zamiast usiąść na krześle, sięgnął do szafki, gdzie trzymałem herbatę. Z uśmiechem na twarzy włożył torebeczki do kubków, które zdążyłem postawić na blacie przy elektrycznym czajniku.
- Mógłbyś nastawić wodę? - zapytałem. - Za chwilę przyjdę.
- Nie ma problemu, Lou - zapewnił i sięgnął po czajnik, by zapełnić go wodą.
Ja w międzyczasie opuściłem kuchnię i udałem się do łazienki. Jeszcze chwila i myślałem, że nie wytrzymam. Po skończonej toalecie, umyciu rąk i przemyciu twarzy, wróciłem do kuchni. Słyszałem odgłos gotującej się wody. Harry opierał się bokiem o blat i trzymał w dłoniach kawałek jakiejś zapisanej kartki. Chwilę mi zajęło, zanim zorientowałem się, na co patrzył.
- Co to ma znaczyć, Louis? - zapytał, mierząc mnie ostrym spojrzeniem.
*****
Witajcie, kadeci!
Drugi na dzisiaj ^.^
Przepraszam za wszelkie błędy, ale chciałam wyrobić się z dodaniem rozdziału jeszcze dzisiaj ;)
Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top