15. Nie mogłem się powstrzymać


Louis

*****

Ostatnie dwa dni jakie spędziłem u Harry'ego były... wyczerpujące. Styles dostał rui, która pojawiła się zbyt wcześnie według mężczyzny, a moja Omega postawiła sobie za punkt honoru, by mu podczas niej pomóc. To było uciążliwe, nawet bardzo. Czułem intensywny zapach feromonów wydzielanych przez Alfę, przez co wariowałem. Mój wilk rwał się do mężczyzny, pragnąc bliskości. Jeśli myślałem, że gorączka mi przechodziła, byłem w błędzie. Teraz to dopiero się rozkręciła. Non stop chodziłem napalony, nawet pomimo moich starań, by zająć czymś myśli. Każdy dotyk, nawet niespecjalne zetknięcie się naszych dłoni przy podawaniu kubka z herbatą wywoływało na moim ciele przyjemne dreszcze. O ile wcześniej nie spędzaliśmy zbyt dużo czasu w sypialni, teraz to się zmieniło. Pościel przesiąkła naszymi zapachami, a w pokoju zrobiło się duszno po kolejnym zbliżeniu z rzędu.

Leżałem odkryty na łóżku w objęciach Harry'ego. Byłem do niego plecami, więc czułem spokojny oddech na swoim karku.  Chyba spał, chociaż nie było to dziwne, gdyż dochodziła druga w nocy. Nie wiem jak to się stało, że zaszliśmy tak daleko w swoich czułościach, polubiłem jego towarzystwo. Może to  dlatego, że nie potrafiłem zasnąć bez jego ramion owiniętych wokół pasa? A może to tylko poczucie bezpieczeństwa, jakie dawał mi sam fakt, że ktoś obok mnie śpi? Nie przeszkadzały mi drobne pocałunki, jakie składał na moim ciele, ani nazywanie mnie ,,kochanie'', ,,skarbie''. To było miłe, ale nieodpowiednie. Miałem już swojego Alfę i to Aiden powinien tak do mnie mówić. Czasem przyłapywałem się na tym, że będąc z Harrym zapominałem o Grimshawie, co było złe.

- Louis - usłyszałem ciche wołanie.

Przewróciłem się na drugi bok, by spojrzeć na mężczyznę. Nic więcej nie powiedział ani się nie poruszył. Zapewne w dalszym ciągu spał i mamrotał przez sen. Sięgnąłem ostrożnie ręką do twarzy mężczyzny i odgarnąłem niesforne loki, które przykleiły mu się do czoła. Miał naprawdę długie włosy, lecz pasowały mu. Uważałem, że odrobinę go postarzały, albo inaczej... sprawiały, że wyglądał dojrzalej. Harry przecież był niewiele ode mnie starszy.

Poczułem jak jego ramiona owijają się wokół mnie i przyciągają do siebie bliżej. Westchnąłem, nie protestując. Momentalnie przylgnąłem do gorącej klatki piersiowej mężczyzny i zamknąłem oczy. Starałem się nie myśleć o tym, czy dobrze zrobiłem zgadzając się na ten cały układ. Raz myślałem o tym jak o ogromnym błędzie, a w następnej chwili moja Omega przekonywała mnie, że to najlepsze, co zrobiłem. Nie od dziś wiedziałem, że mój wilk pragnął bliskości  i nie raz łasił się do Aidena tylko po to, bym został przytulony. Niestety rzadko kiedy spełniał tę moją zachciankę.

Po kilkunastu minutach w końcu usnąłem. Potrzebowałem porządnie się wyspać. Wtuliłem bardziej twarz w klatkę piersiową Alfy. Tak było dobrze.

Obudziłem się nad ranem. Nie otwierając jeszcze oczu, próbowałem się przeciągnąć, niestety moja ręka w coś uderzyła. I nie w coś, a kogoś. Usłyszałem cichy jęk. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem Harry'ego, który trzymał się za nos i próbował go rozmasować.

- Tak bardzo przepraszam! - zawołałem spanikowany. - Naprawdę nie chciałem, nie wiedziałem...

- Nic wielkiego się nie stało - powiedział, po chwili zabierając dłoń z nosa.

Spoglądał na mnie z delikatnym uśmiechem. Równie dobrze mogło go to bardzo boleć, a chciał to ukryć za uśmiechem. Uniosłem się, opierając na lewym łokciu. Próbowałem dostrzec, czy nie złamałem mu nosa. Może i siła uderzenia nie była wielka, ale nigdy nic nie wiadomo. Nachyliłem się bardziej, dokonując oględzin. Nagle Harry poderwał się, a jego usta spotkały się z moimi. Czułem miękkie wargi, które delikatnie poruszyły się w pocałunku. W następnej chwili uczucie to zniknęło, a mężczyzna opadł na poduszkę. Odsunąłem się zbyt późno, będąc zaskoczony tym, co zrobił. Będąc wciąż w szoku dotknąłem opuszkami palców swoich warg.

- Ty... dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem zdenerwowany.

Miałem swoją Alfę. Pocałunki w usta były rzeczą intymną, tylko Aiden mógł mnie tak całować. Nie podobało mi się, że Harry to zrobił pomimo danej obietnicy. Mogliśmy kochać się przez całą noc, obsypywać ciało pocałunkami, ale nigdy jego wargi nie miały prawa dotknąć tych moich. Może nie była to jakaś wielka zbrodnia, lecz dla mnie to było ważne. Teraz czułem się z tym źle.

- Przepraszam - westchnął zielonooki. - Po prostu to był impuls, nie mogłem się powstrzymać.

- Prosiłem cię tylko o jedną rzecz, Harry, o jedną - powiedziałem zraniony. - Miałeś całe moje ciało, a dla ciebie to i tak za mało.

Odrzuciłem pościel, którą byliśmy przykryci i wstałem z łóżka. Odszukałem ubrania, które złożone leżały na szafce obok. Szybko je na siebie naciągnąłem. Nie chciałem zostawać tu ani chwili dłużej. Już i tak zbyt długo tu zabawiłem. Pisałem się tylko na jedną noc, a tymczasem zamieniło się to w tydzień. Nie powinienem był ulegać swojej Omedze, która podczas gorączki myślała tylko o spełnieniu swoich potrzeb. Mogłem być silniejszy, by jej się oprzeć. Siedziałbym w domu i jakoś sam się z tym uporał. Zwykle tak przechodziłem swoje gorączki.

- Proszę zaczekaj, Lou - powiedział Harry, szybko wstając z łóżka.

Podszedł do mnie, chwytając za ręce, w których trzymałem bluzkę. Spodnie miałem już na sobie. Jeszcze tylko buty i mógłbym wracać do mieszkania. Do Aidena.

- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, Lou - kontynuował, unosząc mój podbródek, abym spojrzał mu prosto w oczy. - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, przepraszam.

- Wracam, Harry - powiedziałem cicho. - Nie chcę już tutaj być, chcę do domu.

Wpatrywałem się w swoje bose stopy. Harry wciąż mnie trzymał, przez co nie miałem jak opuścić tego pokoju. Nie podobało mi się to, czułem się jak w klatce.

- Twoja gorączka już się kończy, myślę, że już jutro całkiem minie i... - mówił zbyt szybko i chaotycznie, przez co ciężko było mi go zrozumieć.

- Teraz, chcę do domu w tej chwili. Proszę, puść mnie Harry - uniosłem wysoko podbródek, w końcu spoglądając w jego oczy. Wyglądał na przestraszonego, jego twarz wyrażała skruchę.

- Nie chciałem cię wystraszyć, naprawdę. Obiecuję, że nigdy tego nie zrobię - kontynuował. - Zjedzmy śniadanie, porozmawiajmy...

- Nie chcę. - Na potwierdzenie swoich słów pokręciłem głową.

Cofnąłem się o jeden krok, później następny. Harry odpuścił. Uwolnił moje ręce od swoich dłoni i pozwolił mi w pełni się ubrać. Sam również założył spodnie. Poprosił, bym zaczekał na niego na dole, gdyż chce mnie odwieźć. Wiedząc, że nie odpuści, zgodziłem się.

Głównie uległem dlatego, że bałem się o siebie, o swoje bezpieczeństwo. Nadal czuć było moją gorączkę, przez co z pewnością przyciągnąłbym swoim zapachem jakieś napalone wilkołaki. Nie raz słyszałem w wiadomościach o gwałtach na Omegach. Alfy przeważnie usprawiedliwiali swój czyn tym, że ,,pomogli'' Omedze w potrzebie. To było najgłupsze wytłumaczenie z możliwych.

- Na pewno chcesz teraz wracać? - zapytał raz jeszcze Harry, bawiąc się kluczykami od samochodu.

- Tak, chcę do domu - powiedziałem pewny swych słów.

- W porządku - westchnął, zaczynając zakładać buty.

W samochodzie panowała napięta atmosfera. Przez całą drogę obserwowałem widoki za oknem, próbując rozproszyć myśli. Ciągle myślałem o tym pocałunku z rana. To nie było nic wielkiego, tylko muśnięcie naszych warg. Dlaczego tak bardzo mnie to zdenerwowało? Czy chodziło o sam fakt złamania obietnicy?

- Wypiorę te ubrania i Aiden ci je zwróci - powiedziałem, kiedy samochód zatrzymał się przed blokiem, w którym mieszkałem.

- Nie kłopocz się, są już twoje - odparł głosem wypranym z uczuć. - Na mnie i tak są za małe.

Skinąłem głową i chwyciłem za klamkę, by otworzyć drzwi. Powstrzymał mnie przed tym dotyk dłoni Harry'ego. Obejrzałem się przez ramię i czekałem w napięciu na to, co powie.

- Jeszcze raz przepraszam, Lou - powiedział. - Nie chciałem tego wszystkiego zepsuć między nami.

- To tylko kontrakt - powiedziałem szybko, zanim zdążyłem ugryźć się w język. - Nie ma żadnych ,,nas''.

- Przepraszam, źle to zabrzmiało - przyznał, krzywiąc się nieznacznie. - Pragnę ci też podziękować za... miło spędzony czas i za to, że zgodziłeś się na moją propozycję.

- Oboje mamy z tego korzyści - zaznaczyłem i strąciłem dłoń Harry'ego, która spoczywała na moim ramieniu.

- Racja - powiedział, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. - Co do pieniędzy, to zapłacę pierwszą połowę po wizycie u lekarza, który potwierdzi, że nosisz naszego wilczka pod sercem. Reszta bez zmian. Biorę na siebie wszelkie koszty.

-  W porządku, powinieneś wracać, zanim ruja da o sobie znać.

- Masz rację - zgodził się. - Uważaj na siebie, dobrze?

Skinąłem głową i opuściłem samochód. Harry odjechał dopiero wtedy, gdy upewnił się, że przeszedłem przez drzwi. Pokonałem kilkanaście schodków, wybierając je zamiast windy. Przy drzwiach sięgnąłem odruchowo do kieszeni po klucze, lecz ich tam nie było, tak samo jak komórki, z którą się nie rozstawałem. Czy zostały one u Stylesa? A może wcale ich nie zabierałem?

Zanim zdążyłem sprawdzić  kieszenie jeszcze raz, drzwi się otworzyły. Za nimi stał Aiden, który wpuścił mnie do środka. Zaraz potem zamknął drzwi.

- Weź prysznic, czuć od ciebie obcą Alfą - powiedział przez zęby.

Jego ton głosu był nieprzyjemny, taki... zimny. Patrzył na mnie z niechęcią. Zapewne jego wilk był niezadowolony z faktu, że miałem na sobie zapach Harry'ego. To było zrozumiałe, wilki były bardzo terytorialne.

Bez żadnego sprzeciwu ruszyłem do naszej sypialni, by zgarnąć swoje ciuchy i udać się wraz z nimi do łazienki. Tam skorzystałem z toalety i wziąłem zimny prysznic, by ochłodzić wciąż jeszcze podwyższoną temperaturę ciała. Gdy byłem czysty, wróciłem do salonu. Aiden siedział na kanapie i przeglądał kanały w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu.

- Tęskniłem - powiedziałem, podchodząc do niego bliżej.

Alfa rozłożył szeroko ramiona, pozwalając mi usiąść okrakiem na kolanach. Wciąż byłem nieco obolały w dolnych partiach ciała, ale nie mogłem odmówić takiej okazji. Od razu jak usiadłem, zostałem opleciony i przytulony do ciała swojego Alfy.

- Ja też tęskniłem - przyznał, pocierając nosem o mój policzek. - Jak zniosłeś te dni?

- Było w porządku, naprawdę - zapewniłem. - Cieszę się, że tu z tobą jestem. Zapomniałem komórki, więc nie miałem jak zadzwonić, a nie chciałem nadużywać gościnności pana Stylesa.

Nie powiedziałem mu prawdy. A prawda była taka, że po prostu przez kilka dni zapomniałem zadzwonić do Aidena. Czasem przemknęła mi myśl o moim Alfie, ale zaraz byłem rozproszony przez gorączkę.

- To nic - zapewnił. - Czy Styles był z ciebie zadowolony? Czy zaknotował cię, zapłodnił?

- Przestań - powiedziałem czując, jak robię się ponownie twardy. - Wolałbym, abyś to był ty. Chcę mieć szczenię razem z tobą, Aiden.

- Obiecuję, że następny wilczek będzie tylko nasz - delikatnie się uśmiechnął i pocałował mnie w czoło. - A teraz mógłbyś zrobić kolację, skarbie? Strasznie stęskniłem się za twoim gotowaniem.

Tylko gotowaniem? - pomyślałem.

*****

Witajcie, kadeci!

Łapcie rozdzialik, sprawdzany na szybko, ale jest ^.^

Ostatnio mało mam czasu, aby coś napisać czy wrzucić, za co wybaczcie :o

Wciąż o was pamiętam, nie planuję porzucać tego ff ;)

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top