Rozdział 18- Jesteś moja [Yoongi]
"Nie pozwolę Ci uciec. Nie mogę Cię stracić. Za bardzo Cię kocham."
Po ostrej bójce z Kookiem potrzebowałem opatrzenia, powstałych na skutek mocnych uderzeń chłopaka, ran, które głównie znajdowały się na mojej twarzy. W drodze do gabinetu pielęgniarki towarzyszyła mi moja ukochana, która wyraźnie była smutna oraz jednocześnie wściekła przez zaistniałą sytuację. Szedłem powolnym krokiem tuż za BoSang, ukradkiem spoglądałem na jej twarz, która zmieniała swój wyraz co sekundę, co wyglądało dość śmiesznie, więc zaprzestałem zwracać na to uwagę.
Rozumiałem dlaczego Jeon tak się zachował. Musiał jakoś wyładować swoje negatywne emocje, a ja byłem najlepszym obiektem, aby to zrobić. Był zakochany, lecz Lee nie mogła odwzajemnić jego uczuć. Najbardziej jednak zadręczała mnie myśl o tym, że brunet całował się z moją dziewczyną. Nie wiedziałem, czy to na pewno prawda, czy może puste słowa, które miały mnie sprowokować. Bałem się zadać to pytanie dziewczynie, ale też nie potrafiłem żyć w niewiedzy. Czyżby kochała nas obu albo po prostu szukała innych wrażeń u tego drugiego? Nie, Lee taka nie była, więc tym bardziej zastanawiał mnie motyw BoSang.
-Jak to się stało, że zaczęliście się bić?- Lee odwróciła się w moją stronę, ukazując zmartwienie na swojej twarzy.- Dlaczego powiedziałeś Jungkookowi, że spaliśmy ze sobą? Wiesz... To go tylko wewnętrznie dobiło, a ta informacja jeszcze bardziej go nakręciła, aby się z tobą wykłócać.
-Dlaczego to ja jestem tym złym?- mruknąłem, zatrzymując się w połowie drogi.- To nie moja wina, że twój "kolega" mnie sprowokował.
-Yoongi- dziewczyna podeszła do mnie bliżej.- Chodzi mi o to, że nie musiałeś od razu reagować agresywnie. Wam obu mogło się stać coś bardzo poważnego. Opowiesz mi, co cię tak bardzo wkurzyło, że postanowiłeś dać emocjom upust?
-Nie jestem pewien, czy chcesz to słyszeć- wypuściłem ciężko powietrze z ust i spojrzałem głęboko w oczy ukochanej.- Czy to prawda, że ty i Jungkook się całowaliście?
BoSang była bardzo zszokowana moim pytaniem, przez co miałem skrytą nadzieję, że zaprzeczy i zacznie się z tego śmiać, lecz niestety była to jedynie zgubna nadzieja.
-To było jeszcze przed imprezą u YouJin- niepewnie przygryzła dolną wargę.- Czułam się zmieszanie i dałam się ponieść. Kiedy już do tego doszło, źle się z tym miałam. Tak naprawdę niepotrzebnie zrobiłam mu nadziei i miałam wrażenie, że cię tym ranie, choć wtedy jeszcze nie byliśmy razem. Przepraszam...
-Nie musisz przepraszać- stwierdziłem, łapiąc ją za rękę.- Ważne, że mi teraz o tym powiedziałaś. To co robiłaś przed naszym związkiem się nie liczy. Nadal bardzo cię kocham. Tylko, zrobiłem się zazdrosny...
-Kochanie...- dziewczyna pogładziła moje włosy z delikatnym uśmiechem na ustach.- Kocham tylko ciebie. Nie musisz być zazdrosny, bo nikt inny nie ma u mnie szans. Skradłeś moje serce, więc tylko ciebie darze tak ogromnym uczuciem.
-Jesteś taka urocza- powiedziałem, zamykając BoSang w szczelnym uścisku.- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-To nie koniec- westchnęła.- Chciałabym, abyś pogodził się z Jungkookiem.
-Hm?- w pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem, ale słowa wypowiedziane przez moją ukochaną brzmiały dość poważnie.- Jeżeli on przyjdzie pierwszy i mnie przeprosi.
-Głupku! Nie zachowuj się jak dzieciak! Masz pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę, zrozumiano?- dziewczyna była ostro wkurzona, co nie wyglądało groźnie, lecz zabawnie.
-Głupku? Jeszcze tak do mnie nie mówiłaś- zaśmiałem się.- Dobrze, zrobię tak, jak chcesz.
-Co cię tak śmieszy?- zmarszczyła brwi.
-Nie gniewaj się już. Złość piękności szkodzi.
-Przestań się śmiać! Lepiej chodźmy do tej pielęgniarki. Te rany naprawdę mocno krwawią.
-To tylko lekkie zadrapania- dodałem, lecz po tym zostałem spiorunowany groźnym wzrokiem dziewczyny, dlatego już nie kontynuowałem swojej wypowiedzi.
Kiedy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, okazało się, że pielęgniarka gdzieś wyszła. Nic dziś nie szło po naszej myśli, a najbardziej było to widać na twarzy BoSang, która z każdą chwilą markotniała. Chciałem w jakikolwiek sposób pocieszyć ukochaną, ale nie wiedziałem w jaki sposób to zrobić, by przypadkiem jej nie wkurzyć. Nie miała ewidentnie humoru, a nie chciałem go pogorszyć swoim głupim zachowaniem. Z moich głębszych przemyśleń wyrwał mnie jej głos.
-Sama opatrzę ci rany- stwierdziła, podchodząc do szafek, w których znajdowały się leki, bandaże itp.
-Możemy po prostu poczekać za pielęgniarką- usiadłem na jednym z krzeseł i uważnie obserwowałem ruchy brunetki.
-Nie wiadomo, kiedy wróci, a ty potrzebujesz pomocy- westchnęła po raz kolejny.- Nie jednokrotnie opatrywałam komuś rany.
-Naprawdę?- zainteresowałem się tematem jaki rozpoczęła.
-Tak. Najczęściej był to Taehyung. Zawsze musiał wpakować się w jakieś kłopoty i później musiałam mu pomagać- prychnęła na wspomnienie o swoim niezdarnym przyjacielu.
-Nie wiedziałem, że z Tae był buntownik- zażartowałem, dzięki czemu mogłem ujrzeć jeden z piękniejszych uśmiechów na twarzy mojej ukochanej.
-Raczej rycerz na białym końcu- wzięła do ręki płyn do dezynfekcji i zamoczyła w nim kawałek waty.- Zwykle ratował biedne damy w opałach, przy tym zawsze wracał z siniakami i zadrapaniami.
-Nie znałem go od tej strony- przyznałem, czując ból w okolicy łuku brwiowego, spowodowany bliskim kontaktem z nasączonym kawałkiem waty.- Ałć!
-Boli?- zachichotała, starając się opanować wybuch śmiechu.
-To było wredne- uniosłem jedną brew do góry.
-Nie patrz tak na mnie- odwróciła wzrok, a jej policzki oblały się czerwonym rumieńcem.
-Wstydzioch- przybliżyłem do siebie dziewczynę, obejmując ją w pasie.
-Nie przeszkadzaj mi teraz- próbowała odepchnąć mnie, lecz stawiałem opór, mrucząc przy tym z niezadowolenia.- Eh... Jak skończę będziesz mógł mnie tulić do woli, ale teraz, proszę, daj mi tobie pomóc.
-Obiecujesz?- spojrzałem błagalnym wzrokiem w stronę brunetki.
-Tak, skarbie- złożyła motyli pocałunek na moim nosie, który później zmarszczyłem, patrząc jak Lee odsuwa się ode mnie i sięga po plaster, który przykleiła na moim policzku.
Po kilku minutach skończyła, wyrzucając jakieś papierki do kosza. Szeroko uśmiechnęła się w moją stronę, dając mi tym znać, że możemy już iść na lekcje. Chciałem spędzić z BoSang więcej czasu, lecz wiedziałem, że nie mogę tak często opuszczać zajęć. Szedłem spokojnie za ukochaną, rozglądając się i zastanawiając się, czy nikt nie znajduje się na korytarzu.
-Możemy poczekać aż ta lekcja się skończy?- spytałem, wyrywając dziewczynę z natłoku myśli, jaki pewnie panował jej w głowie.
-W takim tempie i tak trafilibyśmy na koniec lekcji- odparła, podchodząc bliżej i łapiąc mnie za rękę.- W którą stronę idziemy?
-Szatnia?- zaproponowałem najpopularniejsze miejsce do wagarów, jakie znałem. Okazało się, że mój pomysł był strzałem w dziesiątkę, gdyż akurat nikogo tam nie było.
Spędziliśmy tam miło czas do końca zajęć. Kiedy tylko usłyszeliśmy dzwonek, poszliśmy w stronę schodów, gdzie spotkaliśmy się z YouJin i Taehyungiem. Spojrzeli na nas zmartwionym wzrokiem, lecz my już dawno usunęliśmy z siebie negatywne emocje, przynajmniej ja tak myślałem.
-Czemu tak długo nie wracaliście?- Byun od razu zasypywała nas pytaniami, miała to w naturze, że była bardzo gadatliwa.
-Nie chciało nam się wracać- Lee nerwowo podrapała się po karku.- Pewnie się martwiłaś, przepraszam.
-Nic się nie stało- szybko odpowiedziała, wypuszczając ciężkie powietrze z ust i z ulgą odwróciła swój wzrok w moją stronę.- Wszystko w porządku?
-Tak- zimny ton mojego głosu mógł mówić coś innego, lecz ze mną naprawdę było w porządku.
Czułem się dobrze, dopóki cały spokój naszego życia, który, co prawda, nie trwał długo, został doszczętnie zniszczony po upływie dwóch dni. Pewien telefon, który został wykonany do Tae, zaniepokoił naszą paczkę, a najbardziej, jak można się tego spodziewać, Lee BoSang.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top