XIII. "Jestem wampirem"
***
— Jestem wampirem — wypaliła, nie zastanawiając się zbytnio nad konsekwencjami.
Nadeszła pora wyjawić grzechy, przestać ich okłamywać. Musiała kiedyś nadejść, prawda? Wszystko co łatwe i przyjemne szybko się kończy, nawet dla wampirów, pozornie mogących wszystko. Bała się. Bała, że jej nie zaakceptują i zerwą z nią wszelki kontakty, bo jest inna. Szybsza, silniejsza, nieśmiertelna. Oprócz tego stałą cechą wampirów w każdej legendzie, było pożywianie się krwią, a to.. budziło pewne kontrowersje.
Tak jak mogła się spodziewać, parsknęli śmiechem. Widząc jej poważną minę zaprzestali, ale wciąż nie dowierzali jej słowom. Nie na co dzień ktoś ci mówi, że jest wampirem.
— Gen, bardzo zabawne, naprawdę, ale bądź z nami szczera. Nie zamierzamy cię ganić, osaczać, pomożemy za twoim przyzwoleniem, ale na litość boską, powiedz o co tutaj.. — Georgina nie zdążyła dokończyć.
Z gardła wampirzycy wydobył się syk, a wraz z sykiem wyłoniły się kły oraz charakterystyczne, demoniczne oczy. Widok ten przeraził ich jak żaden inny, a widzieli martwe ciała swoich rodziców w kostnicy. Byli przerażeni tym, co właśnie zobaczyli. A co tak naprawdę zobaczyli?
Wtedy nie wiedzieli.
Z ust Jordana mimowolnie wyrwał się pisk. Przycisnął sobie po nim dłoń do ust, nadal nie wierząc własnym oczom. Jego siostra natomiast wbiła się w fotel i otworzyła szeroko oczy, a potem także buzię. Dosłownie zaniemówiła, nie mogła się nawet odezwać.
Kiedy twarz jej przyjaciółki powróciła do normalnego stanu, otworzyła usta i zaczęła wyjaśniać im.. właściwie wszystko. Bo tak naprawdę nie wiedzieli nic.
— Chyba pora wyjawić prawdę... — zaśmiała się nerwowo — Nazywam się Genevieve Vivianne Salvatore, urodziłam się szóstego stycznia tysiąc osiemset czterdziestego czwartego roku. Moi.. rodzice byli jednymi z założycieli tego miasta. Mój brat walczył w wojnie secesyjnej, ja przeżyłam pierwszą i drugą. Mam sto sześćdziesiąt siedem lat i jestem wampirem.
Po jej wypowiedzi pojawiła się cisza. Wydawałoby się, że bezkresna. Rudowłosa zdobyła się jednak na odwagę i skupiając się na tym całkowicie, powiedziała coś.
— Jesteś. Wampirem — powtórzyła po niej bardzo spokojnie, nie spuszczając z niej oczu.
Brunetka delikatnie pokiwała głową. Kąciki jej ust nieznacznie podniosły się do góry. To był już jakiś postęp.
— Obiecuję, że wytłumaczę wam wszystko, poważnie. Ten sekret prześladował mnie od miesięcy, nie mogłam znieść myśli, że mogę was stracić i... Próbowałam ukrywać to przed wami, nie używając tych wszystkich wampirzych sztuczek, przez co wiele razy wyjeżdżałam bez słowa albo nic nie mówiłam. Jednak proszę, wysłuchajcie...
Gdy Georgina piąty raz wymówiła imię Genevieve, tym razem krzykiem, brunetka przestała mówić i przeniosła spojrzenie na rudowłosą.
— Pomimo tego, że.. naprawdę, naprawdę nie wiem co powiedzieć.. wciąż jesteś moją przyjaciółką, ale.. muszę sobie przyswoić tę informację — palnęła na jednym wdechu.
Nie kontrolując tego, Genevieve użyła wampirzego tempa i w dwie sekundy później obejmowała już Georginę, która początkowo oczywiście się przestraszyła.
Wypuściwszy ją ze swojego uścisku, wróciła na swoje miejsce trochę speszona, co wydawałoby się właściwie niemożliwe. Niemożliwe dla Genevieve, jaką znali jej bracia oraz mieszkańcy Mystic Falls, a w tym pierwotni - inteligentną, żelazną, sprytną, nieustępliwą i władczą. Woodrowowie znali ją jako lubiącą się bawić studentkę, często oglądającą wieczorami filmy. Osobę szlachetną, zabawną i empatyczną. Przy nich czuła się swobodnie, nie trzymała się w ryzach tak, jak w Mystic Falls.
— Jesteś wampirem. Pijesz krew, nie lubisz czosnku i nie masz wstępu do kościoła? — upewniał się chłopak, wpatrując w dziewczynę.
— Nie do końca — wtrąciła — Owszem piję krew, ale czosnek, woda święcona i egzorcyzmy nic mi nie robią. Moim wrogiem jest światło słoneczne, jednak jest na nie sposób, i kołki. Lecz może zanim przejdziemy do tego.. wszystkiego... Porozmawiamy?
— Jesteś wampirem — powtórzył się.
— Tak, to chyba trochę zajmie... Czy wierzycie w to, że jestem tym, kim jestem?
Rodzeństwo spojrzało po sobie i jednomyślnie kiwnęło głowami.
— Wspaniale... Uważacie mnie za potwora?
Tym razem refleksje trwały znacznie dłużej. Nie wiedzieli co mają powiedzieć. Zgodzić się z sumieniem czy nie niszczyć ich przyjaźni?
Georgina zadała z lekką chrypką kolejne pytanie.
— Zabiłaś kiedyś kogoś?
Z trudem, ale przytaknęła.
— Niewinnych?
Teraz to Genevieve nie wiedziała co powiedzieć. Rozsądek czy serce? Odwieczny dylemat filozofów. Powinna powiedzieć prawdę czy skłamać?
Zrobiła to, co robi zawsze. Stwierdziła fakt, który odpowiadał na cały zakres tego pytania.
— Georgina, nikt kogo zabiłam nie był niewinny. Każdy jest winny. Mogę jednak przysiąc, że nigdy nie zabiłam dziecka ani kobiety w ciąży — odparła skruszona.
— Skąd wiedziałaś czy ktoś był winny czy nie? — dyskutowała śmielej.
— Żyję ponad półtora wieku, widziałam niejedno na tym świecie, poznałam ogrom ludzi. Potrafię odróżnić winnych od niewinnych. Zabijałam na wojnie dla dobra ogółu, zabiłam każdego groźnego przestępcę, który mi się napatoczył. Zabijałam oszustów, tyranów i przywódców państw. Żadna z tych osób nie była niewinna — odrzekła poważnie.
Georgina zamilkła.
— Przeżyłaś.. trzy wojny? — zabrał głos brat Woodrowówny. Skinęła głową — To.. Wow. Po prostu wow.
— Gotowi na poznanie historii życia Genevieve Salvatore? — spytała żałośnie. Nieśmiele skinęli głowami.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
— Może zacznijmy od tego, że do istot nadprzyrodzonych nie należą tylko wampiry. Najczęściej spotykane są jednak wampiry, wilkołaki i wiedźmy. W skrócie WWW. Wampiry istnieją od jakiegoś.. tysiąca lat, gatunek wilkołaków jest starszy o pół tysiąclecia, a wiedźmy.. wiedźmy są pośród ludzi właściwie od zawsze. Nadprzyrodzeni innych gatunków najczęściej za sobą nie przepadają, są uprzedzeni do pozostałych istot magicznych. Dlatego zazwyczaj jesteśmy podzieleni tak, aby nie wchodzić sobie w drogę. Wampir jest w stanie zabić wilkołaka bez mrugnięcia okiem, ale podczas pełni ugryzienie zmiennokształtnych ich zabija. Czarownice, jeśli są obdarzone dużą mocą, są w stanie powalić na ziemię oba te gatunki. Jeśli nie.. cóż. To one powalają czarownice.
— Może przejdę do osoby, przez którą stałam się wampirem. Otóż średnio co dwieście, trzysta lat w pewnych rodach rodzą się sobowtóry, ludzie wyglądający dokładnie tak samo. Ich krew jest.. cenna, ponieważ otwiera wiedźmom nowe możliwości. Takim sobowtórem była Katherine Pierce, która stała się wampirem. To z jej winy stałam się krwiopijcą. Tak samo zresztą ja moi bracia, ale to dłuższa historia na potem. Wracając; w tysiąc osiemset sześćdziesiątym czwartym zostałam nieśmiertelna i obdarzona pewnymi mocami jak i słabościami.
— Jak wspominałam, słońce i kołki są dla mnie zabójcze. Kołek wbity w serce oraz bezpośredni kontakt z promieniami słonecznym zabija wampiry, acz na to drugie jest sposób. Jeśli czarownica zaklnie element stroju czy biżuterii, będzie on pozwalał chodzić w słońcu. Takim sposobem mogę wychodzić na zewnątrz. Oprócz tego zabija nas pozbawienie serca lub głowy. Skręcenie karku lub nie spożywanie krwi przez bardzo, bardzo długi czas skutkuje zranieniem nas. Wampir bez krwi jest jak mumia, która nie może się poruszyć. Oprócz tego jest też werbena, parzy wampiry. Ja, poprzez stosowanie jej codziennie, uodporniłam się.
— Ale oprócz tych wszystkich minusów są też plusy. Poruszamy się znacznie szybciej od ludzi, jesteśmy silniejsi i wytrzymali, nie do zdarcia. Uzdrawiamy się sami, a krew oczywiście przyspiesza proces. Możemy mieszać w snach, a także skłonić człowieka do zrobienia czegoś przy pomocy perswazji. No, i oczywiście jesteśmy nieśmiertelni.
Zakończyła swój jakże długi wywód i skierowała oczy ku Georginie i Jordanie. Oboje byli.. trochę poruszeni jej wypowiedzią. Dużo informacji w krótkim czasie, to zawsze złe połączenie.
— Jesteś.. super! — odezwał się po jakimś czasie chłopak z ekscytacją — Jesteś wiecznie młoda, masz supermoce i byłaś na wojnie!
— W części się z nim zgadzam — oznajmiła, nawet nie spoglądając na brata — Jesteś praktycznie niezniszczalna! I wolna! I..
— I nie wszystko jest takie kolorowe jak myślicie — dopowiedziała, wzdychając — Półtora roku temu moi bracia przybyli do miasta nie bez powodu. W mieście pojawił się kolejny sobowtór, wyglądający tak samo jak ich miłość z czasów człowieczeństwa. Ma na imię Elena, jest człowiekiem jak wy. Jak mówiłam, krew sobowtóra jest cenna dla czarownic, ale przydaje się też do klątw i uroków...
— Jesteście.. przeklęci? — dedukował brunet. Pokręciła przecząco głową.
— Pewna osoba potrzebowała jej krwi do złamania uroku. Nie byle kto, nie byle jakiego. Jest powszechnie znany jako najniebezpieczniejsza osoba w moim świecie, ponieważ jest krzyżówką dwóch gatunków. Wampirem i wilkołakiem.
— Czyli tak się da?
— Ma tysiąc lat i jest jednym z pierwszych wampirów chodzących po ziemi, owszem, da się. Ponadto wychował się na terenach Mystic Falls za czasów, kiedy Europa nie znała jeszcze Ameryki.
— Ma ile lat? — Jordan obawiał się, że nie dosłyszał.
— Co więcej osoba ta nie przybyła tutaj sama, a z innymi pierwszymi wampirami. Prawie tak niebezpiecznymi jak on. Jego wyróżnia to, że jego jad zabija wampiry, zmienia się w wilka i aktualnie nie ma na świecie broni, która mogłaby go pozbawić życia.
Ich oczy niebotycznie się rozszerzyły, a Genevieve zaczęła żałować, że mówi im o tym wszystkim naraz i tak wcześnie.
— Pozostałych pierwszych można jedynie unieszkodliwić, na nich też nie ma broni. Ich imiona.. ich imiona to Klaus, Elijah, Rebekah i Kol. Są rodzeństwem — dokończyła.
Tak czy siak musiała im powiedzieć o pierwotnych. Ona mogła sobie z nimi igrać, nie mieli jak jej czegoś zrobić, ale Jordan i Georgina.. Oni mogą stać się ich celem, kiedy będą chcieli wyładować na kimś gniew. A tego Genevieve nie chciała.
Za nic.
— Mówisz, że ten sam Kol, którego kostkę kopałaś jeszcze dwadzieścia minut temu to jeden z pierwszych wampirów na świecie i nie da się go permanentnie zabić? — dociekała niebieskooka, nie wierząc Genevieve.
— Dlatego proszę, abyście starali się.. nie wchodzić z nimi w dyskusję. Ja jestem wampirem, ponadto całkiem użytecznym, ale wy jesteście ludźmi. A ludzie dla nich są pokarmem. Nie mówię tu oczywiście o wszystkim, ale choć niepozornie wyglądają, Kol i Klaus są wstanie zabić kilkadziesiąt ludzi w minutę, a Elijah wyrywa serca z piersi jak chwasty z ogrodu. Ciebie, Georgie, zna Kol, a ty Jordanie poznałeś każdego z nich. Od teraz jesteście w niebezpieczeństwie - ostatniej rzeczy, jakiej dla was chciałam, dlatego musicie się mnie słuchać.
Znikomo pokiwali głowami, przetwarzając zdobytą wiedzę.
— I ty spałaś z pier..
W sekundę stanęła obok Jordana i zacisnęła mu ręką usta.
— Pierwsza zasada: nie mieszacie się w moje relacje z nimi, są już dość zawiłe.
— Czyli.. mamy wracać do Filadelfii czy nie? — zapytała niebieskooka.
— Georgie... O ile będziecie się mnie słuchać, jesteście tu jak najbardziej mile widziani. Ale kiedy powiem "wyjeźdźcie", wyjedziecie, rozumiecie?
— Mielibyśmy cię zosta..
Przerwała Jordanowi.
— Powtórzę to po raz ostatni. Tu nie chodzi o mnie, tylko o was. A jeśli tak bardzo się o mnie martwicie to wiedzcie, że najgorszym dla mnie przeżyciem będzie wasze niebezpieczeństwo. A wtedy winić będę mogła tylko siebie.
***
— O matko! — zawołał, ujrzawszy Genevieve.
Dochodził późny wieczór. Jordan odbywał drzemkę w przydzielonej sypialni, a po obudzeniu się chciał napić się mleka. W kuchni zobaczył jednakowoż pijącą krew z torebki wampirzycę co.. od razu odebrało mu apetyt. I spowodowało spory niesmak.
— Mm, przepraszam! — zawołała, odciągając torebkę od swoich ust. Przetarła je ręką i przeniosła zmartwiony wzrok na studenta — Chcesz mleka?
— N-nie, dziękuję — odmówił, jąkając się — Twoi bracia są u.. Eleanor?
— Eleny, tak — uśmiechnęła się delikatnie — zwykle przesiadują całymi dniami poza domem. Stefan chodzi do liceum, a Damon.. lubi się szwendać.
— Wiesz co, chyba wziąłbym jakąś aspirynę — obwieścił, zastanowiwszy się.
— Już szukam, powinniśmy coś mieć — odparła i zaczęła szperać po szafkach.
Leki w kuchni, no proszę. Częściej spotykał się z medykamentami schowanymi w łazience.
Sięgnąwszy na jedną półkę, zdobyła listek białych tabletek. Podała go chłopakowi razem z wodą, którą popił lek.
— Georgina wciąż śpi? — spytała zaciekawiona. Mimo wszystko to ona była jej dobrą przyjaciółką, nie jej brat, choć o niego również się martwiła.
— Chyba tak, nie wchodziłem do jej pokoju. Em.. mógłbym o coś zapytać?
— Proszę — rzuciła z lekkością i pewnym zaintrygowaniem.
— Sama mówiłaś, że te pierwsze wampiry czy jakoś tam są żądne krwi i są najsilniejszymi stworzeniami na świecie, więc.. Ty się ich nie.. obawiasz? Oni też wydawali się.. przyjaźni w stosunku do ciebie.
— To dosyć skomplikowana sprawa — westchnęła — Nigdy nie powiedziałam, że oni są źli. Dla was są po prostu potwornie niebezpieczni. Nawet Rebekah, z którą się przyjaźnię. No właśnie - przyjaźnię. Oni nie są potworami, tylko mają dość.. pokręcony charakter. Poza tym ja sama jestem dość pokręcona. Półtora wieku to nie jest dla wampira tak dużo, a w tym czasie przeżyłam więcej niż niejeden siedemsetletni krwiopijca.
— Nie znam się za bardzo na wampirach, ale uważam...
Nie dosłyszała końca odpowiedzi, gdyż jej telefon zawibrował. Wyciągnęła urządzenie z kieszeni spodni i ujrzała nowe powiadomienie - właściwie wiadomość. Od Rebeki.
Od: Rebekah
Kol, sztylet, Klaus. Przychodź szybko.
Rzuciła komórkę na blat stołu i spojrzała zmartwiona na Jordana.
— Przepraszam, ale naprawdę muszę lecieć. Stefan i Damon są w domu, powiedz, że jeśli coś się wam stanie, zrobię im aferę gorszą niż w siedemdziesiątym drugim.
Chciał coś powiedzieć, jednak Genevieve już nie było. Zniknęła, zostawiając go samego z myślami.
Zerknął na telefon wampirzycy, leżący sobie na stole. Nie zanosiło się na to, że jego właścicielka szybko wróci. Chyba nic się nie stanie, jeżeli chociaż spojrzy co wywołało u niej taki pośpiech, prawda?
Po kłótni z samym sobą, sięgnął po smartfona.
Jako że widział, jak kiedyś wpisuje hasło, bezproblemowo dostał się do pulpitu. Wiadomości? Najnowsza sprawiła, że musiał odłożyć telefon. No jasne, ci pierwsi. Silni, tego samego gatunku co ona, rozumiejący ją... Co ona mogła widzieć w nim?
Jednak zamiast jak normalny człowiek odłożyć telefon, poszedł dodatkowo na piętro, do pokoju, gdzie spała jego siostra. Poszturchał ją kilka razy, potem zaczęła coś mruczeć i przewracając się na bok, spadła z łóżka.
— Jordan! — zawołała wściekła — Co ci strzeliło do głowy?! Ugrh!
— Genevieve gdzieś poszła — oświadczył przejęty.
— I co cię to interesuje, więźniem przecież nie jest...
— Ale ona poszła do tych całych pierwszych, Georgina — ciągnął. Przetarła oczy i starał się rozbudzić, co chyba nawet jej wyszło, bo po chwili usłyszał siarczyste:
— O czym ty do mnie mówisz? Jordan, spałam, a Genevieve chyba wie co robi. Jest od nas starsza o.. Obudziłeś mnie i mówisz, że moja serdeczna wampirza przyjaciółka poszła do najniebezpieczniejszych istot na ziemi, licząc na co? Jesteśmy ludźmi, bracie, co my niby mamy zrobić?
— Upewnić się, że nic jej nie jest. To chyba możemy zrobić, co nie?
— Ugh, kiedyś serio cię zabiję... Jeśli z tobą pójdę, dasz mi się wyspać?
— Tak! — wypowiedział radośnie.
Rudowłosa westchnęła głośno i podniosła się z podłogi.
I to niby młodsze siostry są gorsze.
***
Wampirzyca po otrzymaniu wiadomości od pierwotnej, wręcz wybiegła z domu. Treść wstrząsnęła nią na tyle, aby bezzwłocznie przybyła do ich rezydencji. Wszedłszy tam zastała coś, czego miała nadziei nie oglądać. Klaus trzymał przy piersi Kola sztylet, czemu przyglądali się Elijah i Rebekah. Może Kol bywał irytujący, ale Klaus nie mógł go tak po prostu zasztyletować.
Nie mógł.
— Klaus! — krzyknęła, widząc to zdarzenie. Odwrócił wzrok od brata, przenosząc go na nią.
W pierwszej chwili złagodniał, lecz odkrywszy to prędko powrócił do zastraszającej miny. Wampirzyca miała w sobie coś, co jednocześnie uspokajało i irytowało hybrydę, i nienawidził tego uczucia. Przez wieki nazywano go bezwzględnym, krwiożerczym potworem, czuł się nim. Teraz pojawiła się ona i niemiłosiernie go dekoncentrowała, pozbawiając rozsądku i gniewu. Była taka inna niż wszystkie kobiety jakie spotkał...
I teraz, podczas gdy miał wykonać po raz kolejny ten haniebny czyn.. złość i chęć do tego wyparowała. Przez to musiał skupiać się na tym, by je przywołać, nie dać się zwieść nieznanym dotychczas emocjom.
— Genevieve.. — odrzekł cicho, nie spodziewając się, że przyjdzie tu w takim momencie.
Miało jej tutaj nie być.
— Co wy wyprawiacie? Postradaliście rozumy?! — wyrzucała im. Zachowywali się podobnie do jej braci, kiedy to kłócili się non stop. Jednak oni nie mieli sztyletów — Jesteście cholerną rodziną, nie wrogami!
— Kto powiedział, że te dwie rzeczy się wykluczają — Kol uwolnił się z uścisku brata i szyderczo podsumował słowa wampirzycy.
— Naprawdę chcecie, żeby to znowu się wydarzyło? Błogi sen, kolejne kłótnie... Nie możesz wiecznie rozwiązywać problemów w ten sposób, Klaus — spojrzała na blondyna z pogardą.
— Żyjesz prawie dziewięćset lat krócej niż my, nie jesteś skazana na czyjąś obecność przez wieczność. Jesteś wolna i tego nie dostrzegasz, my jesteśmy ze sobą związani po kres przysięgą oraz więzami krwi — odparował brunet, napinając się.
— Chcesz wiedzieć co dostrzegam? Prawdziwy problem — oznajmiła pewna swego. W jednej chwili pojawiła się obok mieszańca i wyszarpała mu z dłoni sztylet — To jest problem.
— Dobrze ci radzę, oddaj mi go — warknął pierwotny, będąc w amoku.
— Nie! Nie oddam ci broni, która niszczy waszą rodzinę od wieków! Jej miejsce nie jest w twoich rękach, jej miejsce jest tam.
Wampirzym tempem pobiegła w stronę palącego się kominka. Trzymała go w dłoniach nad płomieniami zdenerwowana.
Igrała z ogniem.
— Co ty robisz?! — wrzasnął niebieskooki, podbiegając do niej. Ta jednak dała mu jasny znak, aby się nie zbliżał: prawie rzuciła sztylet w płomienie.
— To, co ty powinieneś zrobić już we Włoszech. Te sztylety dzielą was od stuleci, czemu miałabym oszczędzić jeden z nich?
— Jak on miał na imię? Jordan? Chyba lubisz tego swojego studencika nie chciałabyś, aby mu się coś stało... — zagroził mieszaniec ochrypłym tonem.
— Nie waż się go tknąć — zasyczała, patrząc wprost na jego oczy.
— A ty nie wasz się rzucić tego sztyletu.
Mierzyli się ze sobą wrogimi spojrzeniami. Obecni tam pozostali Mikaelsonowie nie dawali wiary temu, co działo się w tej chwili w ich domu. Atmosferę pomiędzy Klausem a Genevieve można by ciąć nożem. Jeszcze nikt nigdy nie walczył z nim o to tak zawzięcie.
A on nigdy się tak nie bał, że straci swoją najsilniejszą broń, trzymającą w ryzach swoją rodzinę.
— Genevieve!
Zupełnie niespodziewanie w holu pojawiły się sylwetki rodzeństwa z Filadelfii, przerażonego zaistniałą sytuacją. Widzieli i słyszeli wszystko zza okna. Brat Georginy postanowił pochwalić się swoim anty-rozsądkiem i zaciągnął ją do środka, sądząc, że może pomóc Salvatorównie.
A wchodząc tam, tylko jej zaszkodził.
— Co wy tutaj robicie?! — wrzasnęła, dekoncentrując się.
Klaus wyszczerzył się szeroko i przebiegle, teraz jego plany stały się jeszcze łatwiejsze do osiągnięcia. Ofiara, dzięki której mógł zastosować szantaż, sama do niego przybyła. Nieludzkim tempem podbiegł do chłopaka i przyłożył mu ręce do głowy tak, że jednym ruchem był w stanie skręcić chłopakowi kark.
— No proszę, nawet nie musiałem wychodzić z domu! — zawołał.
— Puść go. Natychmiast — rozkazała z zaciśniętymi zębami.
— Klaus! — tym razem był to Elijah. Z zaciętą miną karcił brata spojrzeniem.
— Sztylet — warknął.
— Puść go — zripostowała, nie ruszając się z pozycji.
Jakby czytając sobie w myślach, zaczęli iść w swoją stronę. Niklaus z Jordanem, Genevieve ze sztyletem. Kiedy dzieliło ich już pół metra, dziewczyna poluzowała sztylet w dłoniach natomiast blondyn puścił Woodrowa. Wystawiła sztylet, ale kiedy miał już go chwycić, wbiła mu go w serce. Zawył z bólu, ale z wiadomych przyczyn nie runął na ziemię. Gniew w jego oczach stał się silniejszy, prawie taki, jaki odczuwała teraz wampirzyca. Pociągnęła Jordana za rękę.
Wypuściła Georginę i jej brata, sama zostając na końcu. Pierwotny wykorzystał tą sytuację. Niespodziewanie stanął przy niej i wbił kły w jej szyję, dostarczając jad wilkołaka do jej organizmu. Jęknęła z bólu jak i szoku, odepchnęła od siebie blondyna, ale było już za późno. Miała w sobie wilkołaczy jad.
Popatrzyła na niego z bólem i wybiegła z ich posiadłości, ciągnąc za sobą swoich przyjaciół.
Co on narobił?
***
— Argh! — zawyła, kiedy nie mogła już dalej biec. Znajdowali się niedaleko jej domu, co było chyba jedynym plusem sytuacji.
— Gen! — przestraszyła się rudowłosa. Podtrzymała brunetkę, dzięki czemu nie upadła — Pomóż mi! — krzyknęła do brata. Nigdy nie słynął z refleksu.
— Co jej jest? — pytał, trzymając Genevieve za drugie ramię.
— Ugryzienie wilkołaka zabija wampira... Ten Klaus jest w połowie wilkołakiem i ją ugryzł! Trzeba ją zabrać do jej braci! — zarządziła, przyspieszając kroku.
— Ale mówiła też o pełni! A jest dopiero pierwsza kwadra! — napomknął głośno.
— Trzeba było cię nie słuchać i zostać w domu! Ratowała nas!
Mnie..., pomyślał ze smutkiem Jordan.
Może i się przy tym kłócili, ale przynajmniej dotarli do pensjonatu Salvatore. Genevieve opierała się na nich, mrużąc oczy. Jej reakcja była dość nienaturalna. Zazwyczaj najpierw czuło się dobrze, trwała cisza przed burzą, u niej burza nadeszła od razu. Strasznie zbladła i ledwo miała siłę, żeby stać na nogach.
— Pomocy! — zawołała rudowłosa, wszedłszy z nią do środka. Na korytarz przybiegli bracia jej przyjaciółki, całkowicie oszołomieni jej stanem.
Damon wziął ją na ręce i przeniósł na kanapę w salonie. Dotknął delikatnie jej czoła, odgarniając kosmyki włosów.
— Co jej się stało?! — zakrzyczał Stefan, obserwując w jak złym stanie jest jego siostra. Nie widział jej takiej słabej od czasu przemiany.
— Była u tych pierwszych, my też tam byliśmy. Zabrała mu sztylet, a on, ten blondyn.. On.. wbił kły w jej szyję, potem z nami uciekała i dosłownie przed chwilą zaczęła mdleć — opowiadała, panikując Georgina.
— Cholera jasna! — zaklął Damon.
— Da się jej jakoś pomóc? — spytał Jordan, widząc okropny stan dziewczyny, którą kochał.
— Istnieje tylko jeden sposób.. — zaczął niepokojąco Stefan — Jedynie krew Klausa może ją uleczyć.
— Tego, który ją ugryzł? Bez tego umrze? — zamartwiała się studentka.
Stefan powoli pokiwał głową.
— Damon był w podobnej sytuacji.. — rozpoczął młodszy z braci — Pomogła mu dopiero jego krew. Innym wampirem ugryzionym przez wilkołaka była Rose, ona nie dostała lekarstwa i.. umarła, cierpiąc — opowiedział zdarzenie sprzed wielu, wielu miesięcy.
— Trzeba do niego iść, zrobić coś..! — awanturowała się.
— Jedyną osobą, która zdołałaby wyciągnąć od niego krew, nie zawierając jakiegoś chorego paktu, jest właśnie Genevieve. A ona jest w tej chwili bardzo niedysponowana — zauważył ciemnowłosy.
— Trzeba spróbować, Damon.
— Nie jestem pewien czy pójście do nich teraz będzie dobrym pomysłem — dostrzegł starszy Salvatore. Jego młodszy brat zmarszczył brwi.
— O czym ty mówisz? Chcesz, żeby cierpiała?
— Tylko pomyśl, Stef. Wszyscy tam ją kochają, a jak powiedzieli ci Filadelfijczycy, chciała odebrać mu sztylet, dlatego tak się wściekł. Pewnie jego chore rodzeństwo będzie ustawiało się w kolejce, żeby tylko dać jej jego krew. Ruda, komu próbował wbić ten sztylet?
Zmarszczyła brwi, słysząc to przezwisko, acz odpowiedziała na pytanie.
— Wysoki brunet, był tu dzisiaj.
— Kol.. Widzisz, Stef? Elijah będzie chciał przeprosić za brata, Rebekah jest przecież jej psiapsiółką, a Kol będzie się chciał odwdzięczyć za pomoc. Zamiast iść na śmierć, przenieśmy ją do jej pokoju i dajmy krew.
Stefan pokiwał głową i wziął na ręce styraną brunetkę.
Lepiej, żeby ten idiota dał jej swoją krew. Inaczej jej duch będzie go dręczył aż do śmierci.
***
Mylili się. Pomoc nie nadeszła.
Czując się temu winni. Jordan i Georgina całą noc spędzili w jej pokoju. Zasnęli dopiero, kiedy wschodziło słońce. Jej bracia za to krzątali się po kuchni i domu, obawiając o siostrę,a le też czekając na któregoś z Mikaelsonów. Jak widać Damon się mylił - nikt nie przychodził.
Byli jednak na to przygotowani, planowali iść do niego rano. A kiedy ranek już nastał, nie mogli się zebrać, aby udać się do Klausa. Ich siostra pomagała im od początku, zabiła ich matkę, przyjaźniła się z nimi. A on ją ugryzł.
Genevieve zasnęła od razu, kiedy znalazła się w swoim łóżku. Rana szpeciła jej szyję, z każdą chwilą wyglądała coraz gorzej. Przypominała śpiącą królewnę, czekającą na ratunek. Tyle że on nie przychodził.
Słońce wzeszło już dość wysoko, jego promienie wpadały do pokoju wampirzycy. Poczuwszy je na swoich oczach, zaczęła je mrużyć. Przetarła powieki dłońmi i podniosła się do pozycji siedzącej. Była wtedy słaba, ale nie aż tak. Zobaczyła śpiących na sobie Jordana i Georginę. Uśmiechnęła się delikatnie, ale po przypomnieniu sobie wczorajszego wieczoru uśmiech zszedł jej z twarzy. Usiadła na brzegu łóżka, a następnie poczłapała do szafy. Z kartonu na jej dnie wyciągnęła jeden z szali otrzymanych od jej braci. Trafiony prezent.
Można by uznać, że owinęła nim sobie szyję, aby wyglądać lepiej, zakryć ugryzienie. I faktycznie, chciała zakryć ranę po ataku Klausa, lecz nie z tego powodu. Wróciła do łóżka z torebką krwi z jej prywatnej mini lodówki i poczęła pić czerwoną ciecz.
Wtem Georgina zaczęła się budzić, a pierwszym co dostrzegła, była pobudka Genevieve. Zrzuciła z siebie brata i głośno zawołała:
— Gen!
Podeszła prędko do łóżka i usiadła na jego krawędzi.
— Jeśli zamierzasz krzyczeć, najpierw przynieś mi aspirynę — poprosiła lekko zachrypniętym głosem.
— Jak się czujesz? — spytała znacznie ciszej.
— Nie najlepiej, ale się wyliżę — odparła — Siedzieliście tu całą noc?
— Baliśmy się o ciebie, to przez nas ten potwór cię ugryzł... — obwiniała się.
— Fakt faktem, lepiej by było, abyście zostali wtedy w domu. Co was podkusiło, żeby tam iść? — wyrzucała jej zirytowana.
— To był pomysł Jordana, kompletnie głupi. Martwił się o ciebie.
— Niepotrzebnie. Radziłam sobie w znacznie gorszych sytuacjach ze znacznie bardziej niebezpiecznymi osobami. Gdzie Stefan i Damon?
— Zdaje się, że poszli do Klausa po jego krew. Gdy wrócą, poczuje..
— Nie! — przerwała jej gwałtownie i przyciągnęła bliżej siebie — Mają natychmiast wracać! Nie dam im wciągnąć się w te gierki.
— Ale przecież umrze..
— Śmierć jednej osoby to tragedia, wielu - statystyka. Wolę, by mnie zapamiętano, niż żeby moi bracia poszli z nim w zatarg, podczas którego ucierpi więcej osób. Jeżeli zjawią się tutaj z jego krwią lub co gorsza z Klausem, to zrobię się zła. Bardzo zła. A teraz nad sobą nie panuję.
— Ale..
— Georgina — zagroziła głośno i wyraźnie. Rudowłosa zamilkła.
— Zadzwonię do nich — oświadczyła.
I w chwili, gdy sięgała po telefon, usłyszała trzask drzwi wejściowych. Pokierowała się do przedpokoju, do którego właśnie weszli niezadowoleni Salvatorowie. Widząc ich miny, w jej głowie pojawiły się najczarniejsze myśli.
— I co? — zapytała natychmiast.
— Mamy złe i dobre wieści — oświadczył Damon, ściągając z siebie płaszcz.
— Najpierw te dobre — pospieszyła go, ale odpowiedział Stefan.
— Wszyscy Mikaelsonowie mają ochotę zamordować Klausa, a Rebekah aktualnie szuka kołka z białego dębu — oznajmił — Złymi wieściami jest to, że Klaus rozpłynął się w powietrzu.
— Jak to "rozpłynął"? — roześmiała się nerwowo.
— Tak to! Po ugryzieniu Gen wybiegł z domu i do tej pory nie wrócił — oburzył się starszy.
— Więc co teraz zrobimy? Trzeba ją jakoś.. nie wiem, uratować! — wykrzyknęła — Jest wrakiem!
W tym momencie obaj bracia popatrzyli na siebie porozumiewawczo.
— Genevieve? — spytali jednocześnie. Ich siostra nie pozwoliłaby sobie na rozklejenie się nawet, jeśliby miała umrzeć. Chyba.
— Skoro nie wierzycie, to zobaczcie sami — rozkazała im udać się do jej pokoju.
Tymczasem,pod wpływem tych wszystkich krzyków Jordan się obudził. Pomrugał kilkukrotnie oczami, nie tylko z powodu rozespania. Pierwszą rzeczą jaką ujrzał, była siedząca przy toaletce wampirzyca. W jednej dłoni trzymała puder, w drugiej pędzelek.
— Genevieve! Ty żyjesz! — zawołał, nie dowierzając.
— Umrzeć miałam w planach dopiero wieczorem — odparła, nie odrywając się od czynności.
Dla niego nie było to śmieszne.
— C-co ty robisz? — zadał pytanie, podchodząc do niej.
— Skoro mam dziś umrzeć, chcę chociaż ładnie wyglądać — odpowiedziała, obracając się w końcu w jego stronę.
Pomimo że nakładała sobie na twarz jeden z ciemniejszych podkładów, wciąż była nienaturalnie blada. Nawet jak na wampira. Wycieńczenie ugryzieniem odbijało się bardziej na jej wyglądzie, niż sile fizycznej. Woodrow nie był w stanie ocenić jak wygląda blizna, gdyż całe to miejsce zakrywał szal. Włosy brązowookiej także wydawały się być inne, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Pigment nie był tak wyrazisty jak zazwyczaj, loki się prostowały i opadały niesfornie na jej ramiona. Naprawdę wyglądała jak osoba chora.
— Nie umrzesz, nie ma takiej opcji! Nie ma na to jakichś ziółek, tabletek? — pytał z nadzieją. Zatrzymała na nim spojrzenie mówiące "Jesteś idiotą, Jordan". A przynajmniej on je tak odbierał.
— Gdyby tak było, na świecie byłoby co najmniej dwa razy więcej wampirów niż jest teraz. Jedynym znanym na to lekarstwem jest krew tamtego blond-patafiana — rzuciła, tuszując rzęsy.
Domyśliwszy się, że mówi o Klausie, odezwał się powtórnie.
— Więc ją zdobędziemy! Całe litry! Tylko postaraj się nie umrzeć w tym czasie, błagam — poprosił wręcz płaczliwie.
— Najpierw go znajdź.. — mruknęła cicho.
Wtem do pokoju wpadli bracia wampirzycy oraz jej przyjaciółka. Wpierw mieli przerażone miny, jednak potem szybko stały się takie jak zwykle.
— Ja bym powiedział, że jak na Genevieve zachowuje się całkiem normalnie — uznał Damon, przerzuciwszy wzrok z powrotem na Georginę.
Rozłożyła ręce i już chciała powiedzieć "Ludzie, co jest z wami nie tak?", ale szybko przypomniała sobie, że nie są ludźmi.
— Nie no, ja nie mogę.. — odparła, trzymając się za czoło.
— Genevieve, bądź z nami szczera. Czy wiesz gdzie jest Klaus? — zapytał Stefan.
Woodrowowie zgłupieli.
— Dziewczyna przez całą noc spała, cierpiała i miałaby wiedzieć, gdzie jest wasz psycho-koleżka?! — wybuchła rudowłosa.
— Zapomnieliśmy wspomnieć, że Genevieve wie wszystko — powiedział Damon — Więc jak?
— Zabraniam wam do niego iść.
— Co?! Wiesz o czym ty w ogóle mówisz? Umrzesz bez jego krwi!
— Jestem wampirem, żyłam wystarczająco długo!
— Nie no, oszaleję z nią... — mruknął Damon — Gdy wypijesz w końcu jego cholerną krew, kupię psychiatryk i umieszczę w nim ciebie i Klausa! Tak samo jak Kola i blondi!
— Prędzej ja was tam zamknę! Wampir nawet umrzeć nie może w tym świecie! — zawołała i wyszła z pomieszczenia.
— Czy ona musi być taka zaborcza i lekkomyślna?! — zapytał sam siebie na głos Jordan.
— Jeżeli myślisz, że jest lekkomyślna, to naprawdę jej nie znasz — parsknął czarnowłosy — Idziemy.
— Dokąd? — zdziwiła się niebieskooka.
— Wydusić z niej gdzie jest.
— Wierzysz, że się nam uda? — powątpiewał Stefan.
— Jest wycieńczona chorobą, nie może być tak źle jak zwykle.
***
— Umierająca jesteś jeszcze gorsza niż zwykle! — wykrzyknął do niej Damon, kiedy ta śmiała się siedząc na kuchennym blacie.
— Zostało mi jakieś.. pięć godzin. Musimy w tym czasie się wykłócać o to, czy jestem bardziej nieznośna chora czy zdrowa? — zabrała głos, mając już powoli dość ich próśb o wyjawienie położenia Klausa.
— Nie, ona ma rację.. — przyznał po chwili Stefan — W tym czasie moglibyśmy już dawno znaleźć Klausa i przynieść tu jego krew.
— Dobra, plan jest taki. Ja i studencik szukamy złotowłosej złośnicy, a ty i panna Filadelfia pilnujecie Genevieve — rozporządził.
— Czyli nie będziecie denerwować już umierającej wampirzycy? Wspaniale! Chyba zrobię budyń. Georgie, Stef, też chcecie?
— Idźcie, długo z nią nie wytrzymamy — polecił kasztanowłosy. Posłuchali i opuścili domostwo wampirów.
Podczas gdy Genevieve zaczęła wyciągać składniki potrzebne do zrobienia tego budyniu, jej przyjaciółka i brat zaczęli ze sobą rozmawiać, odrobinę przerażeni sytuacją.
— Czego jeszcze nie wiem o wampirzej stronie Genevieve? — nachyliła się w jego stronę studentka.
— Nie znam jej za bardzo od ludzkiej strony, ale na pewno jest uparta. Prawie nigdy nie potrzebuje naszej pomocy, a jeśli tak - tak jak teraz - nie przyznaje się do tego. No i wie wszystko, dosłownie. Co jadłem wczoraj w Grillu, ile litrów krwi wypił Damon, gdzie się podział tysiącletni mieszaniec! — wykrzyknął dosadnie. Siostra wystawiła mu środkowy palec i kontynuowała mieszanie.
— Skąd? Ma jakichś szpiegów czy jak? — zdziwiła się Filadelfijka. Owszem, Genevieve często wiedziała więcej niż powinna, ale nigdy nie zwracała na to szczególnej uwagi.
— Może. Pewnie tak. Nie wiem. Od niej niczego nie można się dowiedzieć! — powtórzył się. Brunetka obróciła się w jego stronę, skarciła go wzrokiem i dalej gotowała.
— Chyba nie jesteście zbyt blisko — stwierdziła.
Jej przyjaciółka, razem z miską budyniu, podeszła do nich z lekkim uśmieszkiem.
— Ale się kochamy — cmoknęła go w policzek — Jakby co mój testament spisała Aline! — odkrzyknęła, będąc już w salonie.
— Kto to Aline?
— Jej znajoma wiedźma, dość często nam pomaga — odparł Stefan.
Rudowłosa wzruszyła ramionami. Gen miała prawo się przyjaźnić z innymi osobami, zwłaszcza nadprzyrodzonymi. Chociaż.. zawsze czuła, że to ona jest jej najlepszą i jedyną przyjaciółką, jako że sama Genevieve nigdy nie wspominała ani nie poznawała jej z kimś innym. Podobno, w końcu ma perswazję.
— A skąd ona je..
Przerwała, kiedy usłyszała huk uderzania o podłogę. I to nie naczynia.
Szybko przebiegli do salonu, gdzie obok fotela leżała nieprzytomna Genevieve. Georgina wstrzymała oddech. Stefan zachował zimną krew i szybko wziął siostrę w na ręce. Przeniósł ją szybko do jej sypialni. Rudowłosa czuła się bezradna. Czego mogła teraz potrzebować Genevieve? Jedzenia, wody, krwi? Krew!
Pobiegła do piwnicy, gdzie podobno znajdowały się zapasy czerwonej cieczy. W sporej lodówce ujrzała całą stertę toreb z krwią. Przeraziła się, ale jednocześnie - jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało - uspokoiła. Tyle krwi w torbach oznaczało, że nie piją.. z żyły. Nienawidziła o tym myśleć, odrażało ją to.
Na każdej z nich widniała grupa krwi. Którą wybrać? Postawiła na coś typowego - 0-, czyli krew, którą kochają wszystkie wampiry - książkowe i serialowe.
Wbięgnąwszy do jej pokoju, zobaczyła jak Stefan dotyka jej czoła.
— Co robisz? — zdziwiła się, dysząc.
— Próbuję dowiedzieć się, gdzie jest Klaus, zaglądając do jej umysłu. Tyle że mnie nie wpuszcza, jest silna nawet półżywa. Masz krew? Daj — poprosił spokojnie, jakby wyczuwając jej przestrach i niepewność.
Podała mu torebkę z krwią i popatrzyła na brunetkę. Uchyliła na moment oczy i głośno kaszlnęła.
— Szlag by go... Południowe Abbott — wysapała, po czym ponownie przymknęła powieki.
Niebieskooka nie miała pojęcia co to miało znaczyć. W przeciwieństwie do brata wampirzycy.
— To pobliskie miasteczko! Dzwonię do Damona, niech jak najszybciej przyniosą jego krew.. — oświadczył.
Studentka potaknęła mu, w środku obawiając się najgorszego.
***
— Za kogo ten Klaus w ogóle się uważa? Że jest jakimś królem czy jak? Może sobie mieć te swoje tysiąc lat, ale uczucia ma nastolatki. Moja siostra była mniej dziwna, kiedy dojrzewała, w trzymała tampony pod poduszką! — narzekał brunet.
Damon powoli zaczynał żałować, że nie wybrał towarzystwa rudej.
— Kiedy tylko go dorwę, to..
— Dobrze, Filadelfia, wyjaśnijmy coś sobie! — zawołał, nie mogąc już słuchać jego wypocin. A że byli w lesie, echo roznosiło się dookoła — Klaus to prawdopodobnie najsilniejsza osoba na tej planecie i zmiażdżyłby cię w trzy sekundy. Nie miałbyś szans, nawet będąc wampirem. Nawet ja nie mam. Wiem za to, że jest coś winny mojej siostrze i na pewno nie jest to kolejne ugryzienie! Zostały jej godziny, a my krzątamy się po lesie jak jakieś wilkołaki, więc z łaski swojej - przymknij się!
Jordan nerwowo przełknął ślinę. Ostatnio taką reprymendę dostał od Mike'a Sullivana w ósmej klasie za gapienie się na Mindy Wright i on nie był wiekowym wampirem.
Wtem telefon czarnowłosego zadzwonił. Zobaczywszy na ekranie imię jego brata, natychmiast odebrał.
— Klaus jest w południowej części Abbott, to chyba w lesie. Szybko — mówił skrótowo i się rozłączył.
Damon zaklął pod nosem.
— Filadelfia, wskakuj — rozkazał władczo Salvatore, pokazując na swoje plecy.
Jordan musiał się zaśmiać.
— Co? Czy ja ci wyglądam na Bellę? Poza tym ty nie przypominasz Edwar..
Zamiast słuchać o tych wypocinach, przerzucił Woodrowa przez ramię i wampirzym tempem pobiegł w stronę Abbott, oddalonego od nich wtedy o co najmniej dwadzieścia mil.
Kilka-kilkanaście minut później byli na miejscu. W środku lasu. Przecież czego mieli się spodziewać po wkurzonym wilkołaku?
— Nie wiem czemu dziewczyny to lubią — rzucił z odrazą Jordan, uwalniając się od wampira.
— Nie marudź, Filadelfia. Szukaj blondyna o wściekłej twarzy. Albo dużego, czarnego wilka — dodał po chwili, idąc przed siebie.
— Wilka? — przełknął głośno ślinę.
Widział kiedyś wilka. Na zdjęciu. W książce. Wolałby nie spotkać go na żywo nawet, jeśli kryłby się pod nim człowiek. Lub co gorsza krwiożerczy wampir.
— Ja idę w stronę tamtego wodospadu, ty tamtych skał — nakazał. Dla Woodrowa nie brzmiał zbyt zachęcająco.
— Po co się rozdzielać? Nie oglądałeś nigdy filmów? Jeden z nas zginie! — zawołał trochę głośniej niż powinien. Wściekły Salvatore obrócił się w jego stronę ze srogim spojrzeniem.
— Zaraz zginiesz ty. I to nie z ręki Klausa. Idź za mną i bądź cicho — wysyczał przez zęby. Jordan energicznie pomachał głową.
Kierowali się w stronę szumu wody, gdzie mógł być Niklaus. Rozwścieczeni ludzie i nieludzie zazwyczaj szukają miejsca, gdzie mogą się uspokoić i odciąć od świata. I takim miejscem mogły być okolice rzeki, stawu, jeziora bądź innego akwenu. Chyba że Klaus nie ma jednak duszy syrenki i wolał udać się w góry.
Nie mylili się. Na skale obok spływającej z góry rzeczki siedziała hybryda, absolutnie pogrążona w myślach. Nie wyglądał ani na złego, ani na smutnego, ani na wesołego. Jego zadumana mina nie wyrażała żadnej emocji.
Powstaje pytanie: nad czym tak rozmyślał?
Żałował swojego czynu, może wręcz przeciwnie? Myślał o Genevieve czy o tym co go czeka, kiedy skonfrontuje się z rodzeństwem? A może nie mógł się wyzbyć poczucia winy, które zwykle znikało kilka minut po wykonaniu okropnych czynów?
Prawda była jednak taka, że myślał o tym wszystkim. Był rozdarty.
— Gdyby moja siostra nie leżała na łożu śmierci, skopałbym ci tyłek — obwieścił Damon, stając przed nim. Jordan został w tyle, próbował dobiec do dwóch nieśmiertelnych.
— Nie miałem tego w planach. Oberwała rykoszetem — odpowiedział, spoglądając na niego.
Gdyby miał teraz popatrzeć w oczy Genevieve, prawdopodobnie by tego nie zrobił. Uosabiała to, co kochał najbardziej oraz to, czego nienawidził z całego serca. Prawdopodobnie dlatego siedział teraz na tej skale, a nie przy Genevieve lub przy barze w Vegas.
Damon to był Damon. Jej brat, nie ona.
— Rykoszetem? Rykoszetem?! Wbiłeś jej kły w szyję, matole! — uniósł się.
— Mogła pozwolić mi zrobić to, co miałem zrobić. Wtedy nikomu nic by się nie stało.
— No tak.. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałeś wbić ten swój sztylecik w Kola, a ona miała zbyt dobre serce by puścić to płazem. Właściwie to po co chciałeś to zrobić? Obraził wielką, złą hybrydę? — zarechotał.
No właśnie, dlaczego tak właściwie chciał go zasztyletować?
Nie próbował go zabić, nic mu nie zrobił, nie zabrał... Co mogło go wyprowadzić z równowagi na tyle, żeby zechciał wbić bratu sztylet w serce?
— Nie twoja sprawa, wampirku — warknął, wstając z miejsca.
Stanęli przed sobą, mierząc się wściekłymi spojrzeniami. Dzieliły ich centymetry.
— A właśnie, że moja, bo teraz moja siostra umiera! Dawaj te swoją krew i znikaj, choćby na Alaskę!
— Czemu miałbym? Mogła nie wchodzić mi w drogę!
— Mogła także nie ratować was przed śmiercią i nie zabijać waszej matki. To ma być jej nagroda? Lepiej odpokutuj i daj mi tę pieprzoną krew! — wydarł się.
Blondyn zamilkł na moment.
— Gdzie ona jest?
— Brawo, obudziłeś się! — zaklaskał Damon — U nas, pospiesz się.
Pobiegli w stronę Mystic Falls, zostawiając Woodrowa na pastwę losu. Na szczęście (dla niego) kilka minut później Damon wrócił się i zabrał ze sobą studenta z Filadelfii.
***
Georgina i Stefan czuwali przy ledwo dychającej Salvatorównie. Przechodziła to zupełnie inaczej niż Rose czy Damon - nie wariowała i nie miała halucynacji, była po prostu.. słabsza. Wątła, bledsza, chudsza. A to wszystko przez to, że znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.
Jednak gdyby Rebekah do niej nie napisała, byłaby cała. A Kol zasztyletowany.
Jak widać wolała dać się ugryźć Klausowi niż pozwolić wywołać im wojnę między sobą.
Czas się jej kończył.
Tymczasem drzwi do jej sypialni uchyliły się i wszedł przez nie Klaus razem z bratem Genevieve. Mieszaniec zatrzymał się, zobaczywszy jej stan. Zobaczywszy to, do czego sam doprowadził.
Wtedy już wiedział, że popełnił ogromną głupotę.
Wolnym krokiem podszedł do leżącej na łóżku wampirzycy. Rudowłosa i najmłodszy Salvatore odsunęli się, by mógł zrobić to co konieczne. Uratować ją.
Usiadł obok niej na łożu i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Ugryzł się w przedramię. Po chwili wypłynęła z niego krew. Przyłożył rękę do jej ust, czerwona ciecz dotknęła jej warg. Lekko się one uchyliły, a krople posoki wpłynęły na jej język. Połknęła je.
Kilka minut później wyglądała jak nowonarodzona.
Ale wtedy jego już nie było. Zniknął, tak jak wczoraj zresztą.
Brunetka, ku uciesze jej bliskich, ocknęła się. Podniosła do pozycji siedzącej i głośno zaczerpnęła powietrza.
I nie myślała wtedy o tym, że żyje. Że dostała krew Klausa.
Myślała o tym jak dobrą aktorką jest.
Bowiem ugryzienie znikło z jej szyi już godzinę temu.
***
Krótszy rozdział. KRÓTSZY ROZDZIAŁ, MHM. Zawsze jest tak, że jeśli rozdzialik mam mieć 4k słów, to ma prawie 7...
Mam nadzieję, że rozdział wywołał w was jakieś emocje albo coś. Pisało mi się go bardzo szybko i gładko, ale chciałam uwzględnić w nim coś choć odrobinę emocjonującego. Powiedzcie, udało mi się?
Aha, i jak widzicie - powróciłam! Jestem już w Polsce przy swoim komputerku, zatem mogę znowu pisać ;)
Teraz tylko poodrabiać zaległości i wrócić do szkoły... Suuuper...
Do następnego xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top