VIII. "Popcorn i krew"

***

Dwa dni po zniknięciu Mikaela wciąż nie było śladu po matce pierwotnych. Nie wiadomo gdzie się zaszyła, co planuje, ani czy w ogóle zamierza wrócić. Nawet bez mocy Bennettów była trudnym przeciwnikiem, chociaż nie mogła już zabić swoich dzieci. Do tego potrzebowałaby kołka, a jak powszechnie wiadomo - takowego na świecie już nie było.

A przynajmniej nikt nie wiedział, że było to kłamstwo.

Brunetka udała się do lasu już o świcie, bo to właśnie wtedy przez jej okno wleciał gołąb. Wraz z wiadomością od pewnej kłamliwej wampirzycy, która jednak dotrzymała słowa danego Salvatorównie. Oddała wisiorek, kiedy ta była w Filadelfii. Teraz przyszła na jej kolej.

        — Szybko. Myślałam, że zdążę przejrzeć facebooka — powiedziała, wychodząc zza drzewa. Mimo wszystko jej pobyt tutaj był ryzykowny.

        — Chciałam to po prostu prędko załatwić — odpowiedziała z kamienną miną. — Muszę przyznać, że to czego oczekiwałaś nie było łatwe do zdobycia. "Broń, która uchroni mnie przed Klausem" można interpretować na wiele sposobów. Ale proszę, oto drzazgi z białego dębu.

Wysunęła dłoń, na której spoczywało sześć bardzo niewielkich odłamków drewna, którego wszyscy wrogowie pierwotnych tak pragnęli. Sobowtór podniósł na nią wzrok, a kąciki jej ust się podniosły.

        — Robić interesy z tobą to sama przyjemność — odparła i wzięła drewienka — Przez ile czasu działają?

        — Jak się już domyśliłaś, nie zdołają zabić pierwszego. Nawet jeśli wpakowałabyś wszystkie naraz do jego serca. W każdym razie; jeśli takowa drzazga znajdzie się w sercu pierwotnego, unieruchomi go, dopóki nie zostanie wyciągnięta. Radzę używać tylko w sytuacjach kryzysowych — uśmiechnęła się złośliwie.

        — Zapytałabym, skąd je wytrzasnęłaś, ale wiem, że i tak mi nie odpowiesz — oznajmiła, na co siostra jej byłych skinęła głową — Domyślam się także, że nie dasz mi więcej. Może powiesz chociaż jakie zastosowanie ma twój naszyjnik? — zainteresowała się.

Szersze niż myślisz.

        — Ochrona przed światłem słonecznym, nic ciekawego — mruknęła.

        — Skoro tak twierdzisz... — zakończyła Petrova, wiedząc, że niczego więcej się nie dowie. Genevieve należała do najbardziej znanych jej skrytych osób. 

Wiedziała natomiast, że nie mówiła prawdy. 

Uprzednio, kiedy Pierce założyła go na swoją szyję i zdjęła swój niebieski naszyjnik od Emily, o mało nie spłonęła żywcem. Albo ona kłamie i jest bezużyteczny, albo jego moc jest ogromna. Gdyby tak nie było, czemu dawałaby jej coś tak cennego jak drzazgi z białego dębu?

***

Pomimo że słońce niedawno wstało, a uczniowie dopiero szykowali się do szkoły, Stefan i Damon Salvatore już pili w swoim salonie burbon. Może nie jest to zdziwieniem w przypadku czarnowłosego, ale żeby Stefan? Co prawda w ostatnich miesiącach to on był tym "złym bratem", ale teraz, kiedy włączył już swoje człowieczeństwo, stawia go to w zupełnie innym świetle. Złym świetle.

Przez drzwi jak do siebie weszła Elena Gilbert. Nieczęsto zaglądała do nich przed szkołą, jednak dziś, a raczej wczoraj miała miejsce dziwna sytuacja. Nietrudno się domyślić, że chodzi tu o ojca pierwotnych i jego rozmowę z Genevieve Salvatore. Elena usłyszała o tym od Caroline, która usłyszała to od Matta, który ich zobaczył w Grillu. Poplątane, ale prawdziwe.

        — Już? — zapytała zaskoczona, widząc stan braci.

        — Chyba wciąż — poprawił ją trochę niezrozumiale starszy.

        — Która godzina? — spytał Stefan, mrużąc oczy. W końcu sam przeniósł wzrok na zegar stojący po drugiej stronie pokoju, a i tak musiał się skupić, aby odczytać, że jest już siódma trzydzieści. — Cholera, Damon, tak zawsze kończy się picie z tobą...

        — Wcześniej jakoś nie narzekałeś — przypomniał mu. Między trzecią a czwartą to właśnie kasztanowłosy chodził po butelki.

        — Od kiedy tutaj siedzicie? — zadała pytanie rozkazująco uczennica. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na nich wymownie.

        — Świry wypuściły mnie o dziewiątej, Stef poszedł po absynt o dziesiątej... Będzie tak od dziesiątej dziesięć — uśmiechnął się głupawo niebieskooki.

        — Idioci — stwierdziła ich siostra, która właśnie pojawiła się w domu. Przeniosła wzrok na sobowtóra, karcącego spojrzeniem jej braci — Hej, Elena — uśmiechnęła się delikatnie w jej stronę.

        — Od kiedy bardziej lubisz ją od swoich własnych braci? — burknął starszy z wyrzutem.

        — Odkąd pijecie całą noc jak debile — odpowiedziała dumnie, po czym zabrała butelkę burbonu ze stołu i roztrzaskała ją na ścianie.

        — Ej! — zwrócili jej uwagę.

        — Może działacie mi na nerwy, ale na pewno nie bardziej niż Klaus i wciąż jesteście moimi braćmi. Stefan - weź z mojej szafki w łazience dwie czerwone tabletki i popij kranówą, potem do szkoły. A ty, Damon — popatrzyła srogo na brata, po zobaczeniu jakichś ośmiu pustych butelek obok barku — Idziesz na odwyk. Zero alkoholu w tym domu! W barze też, wiem z kim tam pijesz! Albo nauczycie się pić z umiarem, albo roztrzaskuję cały twój zapas z sześćdziesiątego ósmego! — zagroziła mu.

        — Czy ja ci zabieram twoje bransoletki ze szkatułki? — spytał, chcąc się uratować.

        — A czy chcesz, abym zrobiła Rebece garderobę w twoim pokoju? — zripostowała — Wiesz, że mogę! Poza tym widziałam dziś szeryf Forbes, za dwie godziny w jej biurze! Trzeźwy! — rozkazała dobitnie — Całe życie z idiotami...

        — Właściwie, to chciałam zapytać o.. — próbowała coś powiedzieć Elena, ale Genevieve jej przerwała.

        — Zapytasz - odprowadzę cię do szkoły — oznajmiła nadzwyczaj miło — Pamiętaj, Damon - jeśli jeszcze raz się tak upijesz, a naprawdę koniec z burbonem w tym domu.

Energicznym krokiem opuściła posiadłość i wyszła na podjazd. Dobiegła do niej Gilbertówna, która faktycznie chciałaby z nią porozmawiać. Dorównała jej kroku i obie udały się w kierunku Mystic Falls High School.

        — Więc.. Byłaś wczoraj z Mikaelem w barze? — zapytała najdelikatniej jak potrafiła.

        — Byłam. Znałam go już wcześniej, poza tym zdradził mi coś ważnego — oświadczyła. 

        — Czy.. ty i pierwotni chcecie zabić Esther? — spytała niepewnie, prawie że nie znała Genevieve.

        — Chcemy — odpowiedziała prosto. Aż dziwne, że nie plątała swoich wypowiedzi, jak to miała w zwyczaju.

Elena przystanęła, na co Salvatore dziwnie na nią spojrzała.

        — Czemu jesteś po ich stronie? 

Genevieve westchnęła.

        — Och, Eleno.. Tutaj nie ma stron. Tu liczy się kto przeżyje, a kto nie. A tak się składa, że wraz z pierwotnymi zginęłaby cała populacja wampirów — wyjaśniła, przez co GIlbert otworzyła szeroko oczy.

        — Czyli, że jeśli zginą.. — zaczęła.

        — Stefan, Damon, Caroline i Tyler zginą — dokończyła za nią, czy wprowadziła ją w jeszcze większy szok. Pominęła pewne imię.

        — A ty? — spytała.

        — Powiedzmy, że ta reguła mnie nie dotyczy — zaśmiała się.

Poprzez resztę drogi do szkoły milczały, dotarły przed samym początkiem lekcji. Dziewczyny pożegnały się przed wejściem, zaś sobowtórowi cały czas było niezręcznie. Wyznanie Genevieve.. było ciężkie do przełknięcia. Może nie znała ją długo, bo była w mieście zaledwie od dwóch tygodni, ale.. było w niej coś, co kazało wierzyć jej słowom. I nie była to perswazja.

        — Hej, Elena! — zawołała do brunetki Jamie Powell. Gilbert siedziała obok niej na matematyce. Sympatyczna dziewczyna, mająca słabość do wszelkich plotek — Kim była ta dziewczyna?

        — Cześć, Jamie. Och, to była siostra Stefana i Damona — odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Czuła, że ta wieść rozejdzie się wkrótce po całej szkole.

        — Naprawdę? To oni mają siostrę? — wypytywała, nie dowierzając. Elena przytaknęła. 

Nagle zadzwonił dzwonek, oznaczający początek lekcji. 

         — Muszę iść, Jamie, spóźnię się na geografię — powiedziała jej na pożegnanie brunetka.

Tymczasem młoda Powell udała się na biologię, którą miała akurat z Rebeką Mikaelson.

***

Nauczyciela biologii - pana Spencera - zawołała właśnie dyrekcja, dlatego też w klasie aktualnie panowała samowola. Pierwotna bawiła się swoimi włosami, wpatrując w krajobraz za oknem. Wtedy też szturchnęła ją właśnie Jamie Powell, opowiadająca sąsiadom z ławki o tajemniczej siostrze Stefana-przystojniaka.

        — Rebekah, wiesz coś o siostrze Salvatorów? — spytała z podejrzanym uśmieszkiem.

        — Mówicie o Genevieve? — skinęła głową — Przyjechała do miasta dwa tygodnie temu, przyjaźnię się z nią — wyjaśniła.

        — Skąd ją znasz? — spytała nagle Claudia Woods, wścibska członkini drużyny lekkoatletycznej.

        — Spotyka się z moim braćmi — wypaliła, zanim zdążyła przemyśleć wypowiedź. 

Cholera.

        — Wszystkimi? — zdziwiła się Jamie.

        — Co? Nie! Genevieve jest.. projektantem wnętrz, a oni wymyślili sobie remont — próbowała wybrnąć.

        — Naprawdę? To ile ona ma lat?

        — Czyli jest starsza od Stefana?

        — Jak wygląda?

Zasypywano ją pytaniami i nie pozwalano dojść do słowa. Tymczasem kiedy drzwi do sali się otworzyły, wszyscy w klasie zamilkli. Nie ujrzeli jednak podstarzałego nauczyciela, a temat ich rozmów. Trzymała w ręku jakąś torbę.

        — Ugh, nareszcie coś miłego — przemówiła Rebekah i wstała z krzesła — Co tam, Gen?

Klasa zaczęła szeptać, zaś brunetka wyciągnęła z torby.. próbniki kolorów farb ściennych? 

        — Nie mogę się zdecydować na jaki kolor pomalować ściany u Kola. Lepszy będzie niebiański błękit czy morska piana? — pokazała na kolory.

Pierwsza zaniemówiła i w osłupieniu wpatrywała się w dziewczynę. Skąd ona..?

        — Masz rację, lepiej to obgadać na spokojnie. Może kawa po szkole? — ostatnie zdanie wyraźnie podkreśliła. — Wspaniale. O, właśnie - powiedz Stefanowi, gdy go spotkasz, że jeśli nie posprząta swojego pokoju to zamieszka w piwnicy — uśmiechnęła się przy tym słodko.

Ostatnie ławki, które zasiadali głównie chłopcy, nie przestawały teraz rozmawiać. Brązowooka popatrzyła na nich i zabrała głos.

         — Nie zapominajcie, że brat Mikaelson ma na mnie chrapkę, a trenował boks — powiedziała z udawaną przykrością. Cała grupka się na nią spojrzała i zaniemówiła — Tak myślałam. Czekam w Grillu, Bex! — oznajmiła i opuściła salę.

Co to było?

***

Salvatore popijała sobie cappuccino przy stoliku obok okna, czekając aż jej przyjaciółka do niej przyjdzie. Nie trwało to jednak długo, bo kilkanaście minut później naprzeciwko niej miejsce zajęła łaknąca wyjaśnień blondynka. Genevieve odłożyła szklankę i ponagliła Mikaelsonównę wzrokiem.

         — Nie będę owijała w bawełnę - jesteś jasnowidzem? — zapytała śmiertelnie poważnie.

         — Myślałam, że takie coś było tylko w Newport w latach sześćdziesiątych... Nawdychałaś się za dużo kredy? — spytała wyszczerzona — Och, nie przesadzaj - usłyszałam co mówiłaś. Ponadto jakaś laska po czterdziestce, zapewne matka jakiegoś rozwydrzonego nastolatka, zostawiła na korytarzu tamtą torbę. Pewnie jest jakąś projektantką, czy coś, a ja pozwoliłam sobie ułatwić ci życie i obalić ich teorię spiskowe.

Pierwotna odetchnęła z ulgą. Jednak nie jest aż tak wszechmogąca.

        — Chociaż tyle. To o czym chciałaś pogadać? 

        — A czy od razu muszę czegoś chcieć? Chciałam spędzić z tobą czas, nie rozmawiając o całej tej aferze z twoją matką — odpowiedziała, co ją zaskoczyło — Mam dwa bilety na denną komedię romantyczną — uśmiechnięta wyjęła z torby wejściówki na "Dorwać byłą".

        — Mam rozumieć, że będziemy rzucać popcornem w całujące się pary, a zamiast coli pić będziemy 0-? — upewniała się radosna.

         — Cóż, ja wezmę raczej Ab+, ale owszem —potwierdziła — Wieki nie byłam w kinie.. Znaczy, nie dosłownie, ale wciąż długo — poprawiła się.

         — Nareszcie coś ciekawego... Niby mieszkam z trzem pierwszymi wampirami, ale dni wyglądają praktycznie tak samo - drący z Kolem koty Klaus i próbujący ich rozdzielić Elijah. Nudne — zawyła.

         — Ile ja bym dała za taki schemat... Moi co chwilę wymyślają głupsze pomysły. Zero umysłu stratega — zamarudziła.

Mimo że Damon był porywczy i działał lekkomyślnie, a Stefan spokojny oraz rozsądny, byli do siebie bardziej podobni niż do Genevieve. Częściej się ze sobą zgadzali, częściej wpadali na durne pomysły, częściej trzeba ich było niańczyć, a co najważniejsze - byli zbyt pewni siebie. "Elena mnie kocha, Damon mi jej nie odbierze", "Stefcio jest niedomyślny, nie skapnie się, że całowałem jego dziewczynę".. i tak w kółko. Ich siostra z charakteru była połączeniem ich obojga, tyle że bardziej skryta, natomiast z zachowania... kompletne przeciwieństwo.

        — Może jesteś adoptowana — wysunęła tezę żartem blondynka. 

        — Kto wie? — odparła i wzięła kilka łyków swojego cappuccino — To co, spotykamy się o siódmej u ciebie?

        — W porządku, ale ostrzegam - Kol lubi zostawiać odpadki w korytarzu — uprzedziła ją, mając oczywiście na myśli osuszone z krwi ciała.

Brunetka przytaknęła. Pierwotna pożegnała się z dziewczyną i opuściła lokal, wcześniej zamieniając słowo z Caroline i Eleną, które właśnie wstąpiły do baru. Ujrzawszy siostrę Stefana i Damona, od razu się do niej przysiadły.

        — Od kiedy spotykasz się z Kolem? — wypaliła Forbes, po zajęciu miejsca naprzeciw Genevieve.

Wampirzyca zakrztusiła się napojem i o mało go nie wypluła. Z trudem przełknęła ostatnie łyczki kawy. Spojrzała zdziwiona na autorkę tej bezsensownej dla niej wypowiedzi.

        — Co? — zapytała gwałtownie, nie wiedząc o co chodzi licealistce. Wtem głos zabrała Elena.

        — Nie wiem nawet czemu, ale po całej szkole krąży plotka, że umawiasz się z bratem Rebeki, Kolem. To prawda?

        — Oczywiście, że nie! — zaprzeczyła prędko — Kto wpadł na taki idiotyczny... pomysł.

Pierwszy raz żałowała, że ma taki długi jęzor. Boks i brat Rebeki.

        — Czyli to bajania Powell? — powtórzyła córka szeryf. Genevieve domyśliła się, że chodzi o jedną z uczennic z sali, do której weszła w trakcie lekcji.

        — Zdecydowanie — potaknęła stanowczo głową, na co dziewczyny odetchnęły z ulgą.

        — Całe szczęście, Damon by cię chyba zabił — przez wypowiedź wampirzycy Salvatore musiała dusić śmiech.

Niechby tylko spróbował.

        — Starsi bracia są wnerwiający, ale na pewno nie zabójczy — stwierdziła z delikatnym uśmiechem.

        — Mój starszy brat chyba by zamordował Tylera — wyznała Caroline, przez co Genevieve zmarszczyła brata.

        — Masz brata? — zapytała. Nigdy nie słyszała o tym, by Forbes miała jakiekolwiek rodzeństwo.

        — Ta.. Właściwie to przyrodniego, ale wychowywałam się z nim. Pochodzi z pierwszego małżeństwa taty, jego matka zmarła. Później tata ożenił się z mamą i.. Sama wiesz. Andy ma dwadzieścia trzy lata i studiuje psychologię na Stanfordzie — opowiedziała.

No proszę.

        — A ty, Eleno? Masz jakiegoś zaginionego brata czy siostrę? — nawiązała z nią kontakt. Odkąd tu przyszła niewiele się odzywała.

        — Nie. Ciotka Jenna na pewno by mi o tym powiedziała, zanim.. no wiesz — mruknęła niewyraźnie, po czym wymusiła uśmiech.

Może Gilbert była denerwująca i samolubna, ale jakby nie patrzeć - straciła praktycznie całą swoją rodzinę. Ma teraz tylko Jeremy'iego i Alarica, z czego ten drugi nie jest z nią nawet spokrewniony. To po prostu.. przykre.

Co prawda Salvatorowie także stracili rodziców, ale matka "zginęła" z powodu choroby, zaś ojca własnoręcznie zabił Stefan. Elena nie miała nawet czasu się z nimi pożegnać.

        — Wiem, że była dla ciebie ważna — pokrzepiła ją, kładąc dłoń na jej ramieniu.

        — Tak, jednak.. chyba oswoiłam się już z jej śmiercią. Wciąż mam Jera i Rica, niektórzy nie mają nikogo... — przyznała, co było chyba najmniej egoistyczną rzeczą, jaką w ostatnim czasie wypowiedziała. Wzdychnęła głośno i niepewnie zadała dziewczynie pytanie, na które nigdy nie uzyskała odpowiedzi od Stefana, a bała się zapytać Damona — Czy.. Czy mogłabyś mi powiedzieć co stało się z waszą matką?

        — Zmarła w tysiąc osiemset pięćdziesiątym ósmym na gruźlicę — odpowiedziała, co od razu zdziwiło Elenę. Wsłuchiwała się w resztę historii z ciekawością — Stefan i Damon bardzo ją kochali, ale to Stefan był jej ulubieńcem. Zadręczał się o śmierć matki, bo nie zdążył przynieść pewnego zioła, które mogłoby jej pomóc. Potem trafiła do kliniki, gdzie zmarła. Oboje bardzo przeżywali jej pogrzeb, zwłaszcza Stef... — ściszyła głos — Była dla nich dobra, znacznie lepsza od ojca, bardziej wyrozumiała. Nazywała go nawet potworem... Kochali ją najbardziej na świecie. Po przemianie co roku przyjeżdżali do Mystic Falls w rocznicę jej śmierci, by położyć jej ukochane róże na jej grobie...

Sobowtór jak i jej przyjaciółka zamarły. Nigdy nie słyszały tej historii, Caroline nawet nie wiedziała, że zmarła przedwcześnie. Niemniej zaczęła nagle bardziej.. współczuć jej i jej braciom, nie mieli tak kolorowego dzieciństwa, jak mogłoby się wydawać. Gilbert była jej wdzięczna, za opowiedzenie o Lillian.

        — Chyba będę się już zbierać — ogłosiła wampirzyca, spojrzawszy na zegar — Umówiłam się wieczorem z Rebeką.

Dziewczyna wzięła torebkę i opuściła lokal, pozostawiając za sobą grobową atmosferę.


***


Dochodziła siódma. Salvatore oglądała się w lustrze, sprawdzając, czy dobrze wygląda. Miała na sobie niebieskie rurki, białą koszulkę bez rękawów, a na to krótki, brązowy sweter. Włosy, jak to miała w zwyczaju, pofalowała i zostawiła rozpuszczone. Wyszła z pokoju, następnie skierowała się na dół. Widziała, że Stefan pisze coś w swoim gabinecie, jego brat nie rzucił jej się w oczy. Pewnie poszedł do baru, pomyślała.

Nałożyła płaszcz i udała się na zewnątrz.

Dotarła pod rezydencję pierwotnych w ciągu niecałych pięciu minut. Tym razem zadzwoniła, nie chcąc wdawać się w godzinną dyskusję z braćmi swojej przyjaciółki. Mieli oni w zwyczaju zagadywać bądź jak w przypadku Klausa - denerwować ją. Kilka sekund później za otwartymi już drzwiami stanęła pierwotna.

        — Cześć — przywitała się z uśmiechem — Wejdź, muszę jeszcze spakować torebkę.

        — Nie zapominaj, że miałyśmy wejść do szpitala! — krzyknęła do niej, kiedy ta zniknęła już na piętrze.

Postawiła kilka kroków w przestronnym holu, który nie wydawał jej się wcale taki malutki. Mało który dziewiętnastowieczny baron czy hrabia by się go powstydził.

Genevieve lubiła kino. Śmiechy na komediach, szloch na romansach, krzyki na horrorach - dla jednych było to przeszkodą i czymś irytującym, jej nadawało to temu miejscu sens. Od zawsze lubiła tłumy. Obserwowała zachowania ludzi, uczyła się na ich błędach - tym było dla niej życie wampira. Szansą na poprowadzenie życia tak, jak się powinno. Wampiryzm umożliwiał jej cofanie błędów, naukę, ale jednocześnie odbierał szansę na zestarzenie się.

Ale to była akurat ostania rzecz, jaką chciałaby Salvatorówna. Wieczna młodość sama w sobie brzmiała świetnie, zaś człowieczeństwo... Ono kojarzyło się jej już tylko ze słabością. A nie mogła sobie pozwolić na żadną słabość.

        — Rebeko, czy mogłabyś.. Och, witaj Genevieve — odezwał się Elijah, który właśnie pojawił się w przedpokoju. — Podobno udajesz się dziś do kina z moją siostrą.

        — Owszem — odpowiedziała krótko, nie zamierzając przedłużać ich rozmowy.

Wtem Rebekah pojawiła się obok nich w jasnoniebieskiej sukience, z przewieszoną przez ramię białą torebką. Popatrzyła wyczekująco na brata.

        — Chciałeś czegoś ode mnie? Wychodzimy — ponagliła go.

        — Jedynie zapytać, czy wiesz gdzie jest Niklaus — odpowiedział z charakterystycznym dla siebie akcentem.

        — Przypadkiem usłyszałam, jak mówił coś o spotkaniu ze swoimi mieszańcami — odpowiedziała, szczerząc się przy tym niewinnie — Mam rozumieć, że bierzemy krew z torebek.

        — A chce ci się przelewać krew z żyły, nie wiedząc nawet jaki to rodzaj? — zapytała — No właśnie. Chodź, chyba mieli ostatnio dostawę — przywołała ją — Do widzenia, Elijah.

        — Do widzenia, Genevieve — odrzekł szarmancko, po czym zniknął w murach rezydencji.

Jako że seans zaczynał się dopiero o wpół do dziewiątej, a było jedynie dziesięć po siódmej, do szpitala udały się na piechotę. Niebo opanował już mrok nocy, zaś świat oświetlał już blask księżyca. Dokoła słychać było głównie świerszcze ukryte w wysokiej trawie, jadące samochody oraz imprezę w domu oddalonym co najmniej o milę.

        — Mam pytanie do tej wszechwiedzącej części ciebie — ozwała się niebieskooka — Wiesz, gdzie jest nasza matka?

        — Podejrzewam. Aczkolwiek jeśli jest, tam gdzie myślę, że jest, nie znajdziemy jej. Trzeba by było ją wywabić, zaatakować i.. zabić — odparła brunetka.

        — Nawet nie wiesz jak dziwnie jest mi pytać prawie obcą - bez urazy oczywiście - osobę o moją matkę — wyznała — Kiedyś taka nie była...

        — Ludzie się zmieniają — westchnęła druga, a po chwili dodała: — Nie mówiąc już o nadprzyrodzonych, którzy przeinaczają się jak w kalejdoskopie... — mruknęła z humorem, czym od razu poprawiła humor pierwszej.

        — Dawno nie byłam z żadną dziewczyną tak blisko. Zwykle zabijam je po pięciu dniach znajomości, kiedy już prześpią się z którymś moim bratem... — przyznała — Bo ty tego nie zrobiłaś, co nie?

        — Nie! — zaprzeczyła machinalnie — W przeciwieństwie do ciebie, moja droga.. — wypomniała jej incydent z Damonem.

        — Byliśmy pijani — burknęła, przypominając sobie ów wieczór, mający miejsce zaraz po balu — I sama musisz przyznać - twój brat ma niezły tyłek.

        — Nic nie muszę przyznawać! — zawołała, unosząc obronnie ręce w górę — Aha, a to byciu pijanym ci jeszcze wypomnę.

        — Czyli chcesz się przespać z moimi braćmi? — wypytywała, gubiąc się już w jej słowach.

        — Na trzeźwo? Nie. Ale gdy się upiję, obniżam standardy — uprzedziła — Mówię to tak na przyszłość.

        — Wiesz co? Lepiej zmieńmy temat — zaproponowała blondynka, na co Salvatore skinęła głową — Byłaś kiedyś w Anglii?

        — Zdawałam tam studia trzy razy, więc raczej musiałam — napomknęła. Widząc, jak pierwotna na nią patrzy, rozwinęła swoją wypowiedź — Matematyka na Cambridge, psychologia i literatura na Oxfordzie.

        — Chciało ci się? — zdziwiła się. Sama oczywiście nigdy nie ukończyła studiów, nie miała za bardzo jak. Poza tym nawet gdyby mogła, raczej nie wybrałaby tej opcji. Bardziej interesowałaby się romansami z profesorami niż nauką.

        — Mówimy tu tylko o Anglii — dodała z uśmiechem — Oprócz tego chemia na Sorbonie, prawo na Stanfordzie, a ostatnio także architekturę na MIT — wymieniła.

        — Wow. Naprawdę.. wow — ukazała podziw — Nawiązując do tej psychologii... Zaczynam rozumieć, jak udaje ci się wytrzymywać z moimi braćmi.

        — Nie przesadzajmy, to akurat studiowałam w latach sześćdziesiątych — oznajmiła — Za to ty, jak słyszałam, byłaś aktywną sufrażystką[1].

        — Powiedzmy, że nigdy nie lubiłam być zależna — uśmiechnęła się, po czym zatrzymała — Oho, doszłyśmy do naszej stołówki.

Obie zniknęły wewnątrz miejskiego szpitala.


***


Stefan uzupełniał swój pamiętnik - pierwszy raz od dawna. Opisywał właśnie działania jego starszej siostry oraz dotyczące ich przemyślenia i uczucia. Najmłodszy Salvatore należał do osób, które wolały przerzucić takie spostrzeżenia na papier, a nie jak w przypadku Damona - na język. Usłyszał dźwięk otwierania drzwi wejściowych. W pierwszej chwili pomyślał, że to Damon wrócił do domu, ale spojrzawszy na zegarek od razu zmienił zdanie. Dwudziesta to nie pora, o której zwykł wracać z Grilla.

Nie zdziwił się jednak zbytnio, kiedy na korytarzu ujrzał Elenę.

Przez miesiące nie dawała za wygraną. Chciała mu pomóc nawet wtedy, kiedy umyślnie ją krzywdził. Łamał serce swoim zachowaniem, spoufalał z wrogiem. Rozumiała i była przy nim, kiedy nikt nie chciał. Następnie nastąpiła chwila zwątpienia, lecz wampir chyba jasno jej pokazał, jak mu na niej zależy. Teraz stała na korytarzu w jego domu z nietęgą miną.

        — Elena — zawołał, zjawił się w przedpokoju.

        — Stefan — wypowiedziała jego imię. — Moglibyśmy.. porozmawiać?

        — Proszę — wskazał na kanapy w salonie. Zajęli na nich miejsce — Co się stało?

        — Rozmawiałam dzisiaj trochę z twoją siostrą.

Oho. To nie mogło skończyć się dobrze. I nie miał tu na myśli pokazywania jego kompromitujących zdjęć.

        — Ona.. opowiedziała mi o waszej matce. I o jej śmierci.

Lillian Salvatore - pierwsza kobieta, która złamała mu serce.

Kochał matkę ponad życie, cierpiał jak nigdy w chwili jej śmierci. Nie lubił o niej opowiadać, tym bardzie o jej śmierci, o którą to sam się po części obwiniał. Zdziwiło go to, że opowiedziała o tym Elenie.

        — Ona? Genevieve? —powiedział nie lada zdziwiony. Teraz to Gilbert zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc co w tym takiego dziwnego.

        — Przecież to twoja siostra, w dodatku starsza.

W momencie, gdy oboje milczeli, przypomniała sobie rozmowę z nią. Mówiła tylko i wyłącznie o matce i jej braciach, nawet nie zająknęła się o sobie. Po wszystkim wyszła, tłumacząc to spotkaniem z pierwotną, która wyszła z knajpy centralnie w chwili, kiedy Elena i Caroline tam wchodziły.

        — Nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić.. — pomyślał na głos. Położyła mu dłoń na kolanie i powiedziała ciche "Możesz mi zaufać". Westchnął głęboko i wziął się za opowiadanie — Damon zawsze mówił mi, że od dziecka mnie traktowała z większą miłością niż jego i Gen. Bardziej się troszczyła, na więcej pozwalała, częściej się za mną wstawiała. Podobnie działało to u Damona, jednak podobno to mnie kochała najbardziej... Za to Genevieve... Odkąd się urodziła, czuła do niej pewną niechęć. Zawsze więcej wymagała, karała, kiedy płakała nie przytulała, tylko kazała wstać. Jedni powiedzą, że chciała po prostu ukształtować jej charakter, ale ona.. po prostu była dla niej twardsza. Często ją pomijała, nie pozwalała się z nami bawić. Bliższa dla Gen była już jej niania. Mama zmarła, kiedy ja miałem dziesięć, a Genevieve dwanaście lat. Potem nie odwiedzała sama jej grobu, robiła to z przymusu. Wiesz, że nigdy jej nawet nie powiedziała "Kocham cię"? Dlatego zawsze mijaliśmy się z siostrą. My przyjeżdżaliśmy do miasta w rocznicę śmierci matki, ona w rocznicę śmierci jej niani, Maggie.

        — To.. okropne — skomentowała wypowiedź kasztanowłosego.

        — Gen miała cięższe dzieciństwo. Ojciec może był dla nas okrutny, ale ją traktował jak powietrze. Jakby nie istniała, bo była dziewczyną. W ostatnich latach jej ludzkiego życia to się oczywiście zmieniło, bo chciał wydać ją za mąż. Skutecznie zniechęcała podstarzałych kandydatów jej ojca — zaśmiał się krótko — Gen jest twarda, zawsze była. I może nie podoba mi się każde jej zachowanie, znajomość czy spiskowanie, ale.. To moja siostra, zawsze nią była i będzie, a mimo mojego bycia faworyzowanym, nigdy nie miała do mnie urazu z tego powodu. Od dziecka była mądra, wiele rozumiała, dlatego też cierpiała... Wiedziała, że rodzice woleliby, by była chłopcem.

Brunetka zbliżyła się do Salvatore'a i wtuliła w jego pierś. Gen właściwie nic jej nie zrobiła, a mimo zadawania z pierwotnymi, nadal za wszelką cenę ratowała braci. To, o czym jej wspomniała dziś rano, o tym połączeniu... Elena mogłaby ich zabić. Nagle poczuła do niej większy respekt, a opowieści Stefana słuchała z jeszcze większym zainteresowaniem.

        — Gen, ja i Damon często się kłóciliśmy, ale nawet wtedy nam pomagała. Najbardziej z nas nie chciała być wampirem, a najszybciej to zaakceptowała. Potem zawsze była krok przed nami, jakby wiedziała wszystko. Dlatego tak nienawidzi, kiedy coś przed nią ukrywamy - niewiedza to dla niej słabość. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo pokłóceni byliśmy, nigdy nie wystawiała nas na niebezpieczeństwo — mówił jak w transie — Mimo wszystkich tych zagrywek, złośliwości i wpychania się w nasze sprawy, wciąż jest najsilniejszą kobietą jaką znam.

Zakończył nareszcie swój wywód. Wreszcie wyrzucił z siebie ciężar, jaki dźwigał, myśląc o siostrze. Natomiast Elena.. chyba nareszcie przekonała się do Genevieve Salvatore.


***


        — Podaj nam dwa duże kubki i jeden duży popcorn z karmelem — rozkazała perswazją pracownicy kina Rebekah.

Wampirzycom udało się zdobyć ich ulubioną krew. Rebece 0-, Genevieve Ab+. Zabawnym w tym było, iż gatunki te są swoim dokładnym przeciwieństwem. Seans rozpoczynał się za kilka minut, brunetka i blondynka odeszły właśnie od sklepu ze smakołykami i pokierowały się do łazienki, gdzie przelały krew z torebek do kubków na colę. Cóż, pierwotna dodatkowo polała część ich popcornu swoją krwią, co w ciemnościach sali zapewne nie będzie widoczne.

Wstąpiły do wielkiego pomieszczenia, gdzie na ścianie przy wejściu widniał ogromny, biały póki co ekran. Pokierowały się schodami na swoje miejsca - szesnaste i siedemnaste w rzędzie dwunastym, czyli prawie na samej górze. Od razu, gdy blondynka zajęła swoje miejsce, poczuła jak fotel wbija jej się w plecy. Ktoś w niego kopnął. Obróciła się do tyłu, gdzie ujrzała uśmiechniętą twarz swojego brata.

        — Kol, co ty tutaj robisz, do licha?! — wykrzyczała szeptem, nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Pacnęła go w kolano, bo tylko jego dosięgała.

        — Chciałem zobaczyć o co tyle zachodu, więc kupiłem bilety na ten badziewny film. Jak widzę, oprócz odpowiedzi uzyskałem także towarzystwo. Anioła.. — tu spojrzał na Salvatorównę — i demona z piekła rodem — zwrócił się do blondynki. Prychnęła głośno i obróciła się w stronę ekranu.

Film powoli się rozpoczynał, powitało ich miasto nocą oraz wychodzący z baru młody chłopak. W głowie Kola od razu pojawiła się myśl: Jeśli to jest ten Edward, to nie wiem czym te studentki się tak zachwycały. Z czasem film się rozkręcał i pojawili się główni bohaterowie, w postaci Belli Swan oraz Edwarda Cullena. Ta.. Po jakichś dziesięciu minutach, cała trójka żałowała, że wybrała się na ten "film".

        — Czemu te wampiry wyglądają jak cioty? I zachowują się jak Stefan? — wypytywał z obrzydzeniem brunetkę, która jako jedyna obejrzała poprzednie dwie części.

        — Raz; bo nimi są, dwa; bo są ciotami — odpowiedziała znudzona, po czym wzięła parę łyków krwi.

        — A czemu on nie chce jej przemienić? — zapytała blondynka.

        — Bo nie chce dla niej wampirzego życia.

        — Czemu? Przecież jest fajne. A tamten nawet nie pali się na słońcu — zauważył brunet.

        — Nie wiem, oglądaj.

Przez kolejne kilkadziesiąt minut filmu miała spokój, aczkolwiek potem zaczęło się ponownie.

        — Po co go uderzyła?! I jakim cudem złamała sobie rekę, wilkołaki nie są nawet w połowie twarde jak stal! — oburzał się pierwotny.

        — Bo jest idiotką — warknęła w końcu.

        — Zaraz.. czy on się jej własnie oświadczył tylko dlatego, że chciała seksu, a on jest prawiczkiem i nie zrobi tego bez ślubu? — upewniała się niebieskooka. Salvatore bardzo powoli pokiwała głową — Co za bzdury! Nawet w średniowieczu tak nie było!

        — Chyba pierwszy raz zgadzam się z Rebeką — przyznał jej brat — W końcu miała w tym niezłą wprawę.

        — Przestań, to ty byłeś największym dziwkarzem! — wyrzuciła mu w przypływie gniewu.

        — Nie kłóćcie się, bo wyproszą nas przed najbardziej absurdalną sceną w historii kina! — warknęła wkurzona.

        — Spoko, zluzuj.. ֫— mruknął Kol.

Byli cicho do końca filmu. No, przynajmniej pod względem mówienia. Kiedy się śmiali, cała sala się na nich gapiła. Okej, Genevieve też się zaśmiała. Całe trio opuściło kino z uśmiechami na twarzach, natomiast odprowadzały ich srogie miny napalonych na Cullena nastolatek.

        — A ten.. poca.. pocałunek! — wykrztusiła blondynka, pomiędzy salwami śmiechu.

        — Właściwie.. Czemu ten film nie ma podkategorii komedia, tylko horror? — obwieściła brunetka.

        — Nie no, chyba sobie ze mnie żartujesz. To?! — wykrzyknął pierwszy.

        — Muszę ci powiedzieć, Gen, że jako komedia na wieczór był w sam raz — powiedziała Bekah.

        — Ach, dawno się tak nie uśmiałem na filmie.. — oznajmił, ocierając łzę śmiechu z policzka.

        — Za rok idziemy na kolejną część. Koniecznie — zapowiedziała — Ugh, ja będę się już zbierać, zaraz północ.

        — Przyjdź do nas jutro rano — poprosiła uśmiechnięta pierwotna.

Oboje szli w przeciwne strony, musieli się rozstać. Spojrzenie pierwszego wiele razy obracało się jednak w stronę wampirzycy. Tymczasem w głowie brunetki kotłowała się jedna myśl.

Gdyby tylko wiedzieli, że prawdziwym autorem tej książki jest syn Lillian Salvatore, z domu Meyers, Stefan. Ależ miał świetny pomysł, z zahiphnotyzowaniem przypadkowej dziewczyny i podsunięciu jej książki...


***


[1] - Sufrażystki - ruch polityczny kobiet, ubiegających się o prawo wyborcze. Działały głównie przed rozpoczęciem pierwszej wojny światowej.

Z tym jakże humorystycznym wątkiem kończymy rozdział ósmy :)

Teraz tylko napisać dziewiąty, a sceny tam występujący wymyślałam już przy wymyślaniu całokształtu historii (¬‿¬)

Rany ludzie, ponad 2 tyś. wyświetleń, jak wy to robicie tak szybko?

Och, i BARDZO WAŻNA INFORMACJA: w przyszłym tygodniu rozdział się nie pojawi, ponieważ wasza kochana ałtoreczka będzie w Grecji, a ogarnięcie rozdziału w jedno ( niedzielne ) popołudnie jest niestety raczej niemożliwe. Ale w tygodniu od poniedziałku 26. będzie na pewno!

ROZDZIAŁ PISAŁAM W WORDPADZIE, MOGŁY POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY 

Do następnego xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top