IV. Wielki bal

***

W domu Salvatore rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Zarówno Genevieve, jak i Damon znaleźli się błyskawicznie pod drzwiami. Spojrzeli na siebie znacząco. Drzwi otworzyła wampirzyca. Nikogo nie było, ale znalazła się tam za to paczka. Zaadresowana do brunetki. Z triumfującym uśmiechem podniosła pakunek i zabrała go ze sobą do swojego pokoju, gdzie położyła go na łóżku. Odwiązała kokardę i odkryła wieko.

W środku, jako pierwsze rzuciło się jej w oczy zaproszenie. I to nie byle jakie, bo na bal. Bal u Mikaelsonów, organizowany dzisiaj wieczorem. Pierwotna jej o tym wspominała, więc to nie tym się przejęła. Na odwrocie kartki, odręcznie napisano:

Taniec na zgodę?

- Klaus

Dziewczyna zmrużyła oczy. Nie spodziewała się takiej wiadomości, a w szczególności od takiego nadawcy. Jednakowoż to nie to wzbudziło największe zainteresowanie wampirzycy. Zrobiła to znajdująca się pod zaproszeniem sukienka. Wyjęła ją z kartonu.

Zdaniem Genevieve, była przepiękna. Ciemnofioletowa, ale nie śliwkowa. Góra była stosunkowo prosta - opuszczone rękawki oraz gorset pokryty tiulem. Od spódnicy oddzielał ją piękny, wysadzany małymi diamencikami pasek. Dół natomiast, rozkloszowany, wręcz księżniczkowy. Również ozdabiała go warstwa tiulu, a gdzieniegdzie znajdowały się malutkie brylanciki. Suknia całkowicie ją oczarowała.

Zamierzała ją przyjąć. Była szansą na pojednanie się z hybrydą, widowiskowe wejście oraz - nie oszukujmy się, była piękna.

Odłożyła ją na łóżko, a sama zeszła na dół. Może i była pokłócona z Damonem, ale wciąż był jej bratem. Tak jak Stefan, któremu nie zarzucała nic prócz głupoty.

- Zgadnijcie co! - pojawiła się nagle w salonie. Salvatorowie przenieśli na nią wzrok.

- Gen, nie baw się w zgadywanki - poprosił Stefan.

- Nudziarz - westchnęła - Zostałam zaproszona na bal.

- Ty? W sensie: tylko ty? - dopytywał najmłodszy z rodzeństwa.

- Trzeba było nie wdawać się w spór z pierwotnymi, skoro chcieliście iść na bal. Ale proszę, wproście się. Jeden problem w te czy we wte różnicy nie zrobi - wyszczerzyła się słodko, a następnie wróciła do pokoju.

Bracia spojrzeli po sobie.

- Nie spędza za dużo czasu z pierwotnymi? - zadał sobie pytanie Stefan. Może nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale obchodziła go. I to bardzo.

- Och, błagam cię. Prędzej ciebie zeżre pchła, niż ona zginie. Jest za sprytna, aby im podpaść. A przynajmniej do tego stopnia, żeby chcieli ją zabić. Chociaż Klaus pewnie już chce. Widziałem w jakim stanie był, po tym, jak nim rzuciła - zapewniał go Damon.

- Spryt i inteligencja to opis Genevieve, ale.. Nie wiem, nie martwisz się o nią, czy coś?

- Martwię, ale gdy jest taka potrzeba. Została porwana, związana albo wywieziona? Nie wydaje mi się. Robisz problem z niczego, Stef. Gdybyś ty wdawał się w nimi bliższe relacje, mógłbym się martwić, lecz Gen? Jej to nawet diabeł nie ruszy - prychnął.

Kasztanowłosy nic już nie powiedział. Bynajmniej na głos. W myślach dopowiedział sobie bowiem krótkie, ale ważne słowo. Oby.

***

1 9 6 3

Słońce już dawno zaszło za horyzont. Uliczką Atlanty przechadzała się para, choć parą właściwie nie była. Czarnowłosy wampir i brązowowłosa wampirzyca - jak można się domyślać, znali się od wieków. Damon Salvatore oraz Christine Prescott - przyjaciele po wieki. Chociaż kobieta była starsza od mężczyzny o jakieś sto lat, tak biologicznie była młodsza o trzy lata. Po raz pierwszy spotkali się w Cleveland, kilka lat po przemianie w wampira czarnowłosego. Chociaż oboje byli bardzo.. kochliwi oraz mieli kilku "partnerów", sami nigdy ze sobą nie kręcili. On był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała, ona jak siostra, chociaż jedną już miał.

Tego dnia mieli udać się na potańcówkę do klubu. Szukać ofiary? Być może. Christine hamowała zapęd Salvatore'a na tyle, aby była to ofiara, a nie ofiary. Chociaż sama święta nie była, potrafiła ujarzmić gwałtowną naturę chłopaka. Lubił ją jego brat, ale siostra.. niespecjalnie. Było w niej coś, co niesłychanie ją denerwowało.

Nie spodziewali się żadnych, większych niespodzianek, a tu proszę! Jedna, wielka niespodzianka dołączyła się do ich spaceru. Damon nie spodziewał się, że zastanie tu siostrę.

- Genevieve? - zdziwił się. Obrócił się w jej stronę. Jej włosy wyjątkowo nie były pokręcone, a natapirowane, co było wtedy niesłychanie modnym. Ubrana była w sukienkę w kremową kratę, sięgającą do kolana. W ręce trzymała małą, jasnoniebieską torebeczkę.

- Witaj, braciszku - uśmiechnęła się szatańsko - Christine - dodała po chwili.

- No proszę, ile to się nie widziałyśmy, Gen, co? Chyba od dwudziestego..

- Dziewiątego - dokończyła za nią - Miałam wtedy co prawda towarzystwo, ale sprawa jest już dawno nieaktualna. Co u was? Damon, nie widziałam cię od hucznego zakończenia wojny. Gdzie się podziewałeś?

- Tu i tam.. - odpowiedział niejednoznacznie. Nie chciał przywoływać złych wspomnień, a to głównie one wypełniały jego poprzednie lata.

- Nieoczywisty jak zwykle. Damon, Damon.. Myślisz, że się nie dowiedziałam? - udała, że jej przykro - Nie lubię, gdy mnie okłamujesz. Stefana również, jak mniemam?

- Dlaczego ty musisz wiedzieć.. wszystko? - spytał, patrząc na nią.

- Pakt z diabłem, braciszku - odparła, jak miała w zwyczaju - Augustine.. Haniebna, doprawdy haniebna organizacja. Zabiłam kilku kluczowych członków, jeśli ci to interesuje. Może i nie mam serca, Damonie, ale wciąż jestem mściwa. A rodzina jest dla mnie najważniejsza - pokreśliła dobitnie.

- Czasami mnie przerażasz. Raz jesteś słodka jak miód, a innym razem..

- Niebezpieczna, jak na tak młodą wampirzycę. Urodziłam się prawie sto lat wcześniej od ciebie, a jakimś cudem potrafisz mnie powalić na ziemię bez mrugnięcia okiem. Może zdradzisz swój sekret, skarbie? - zabrała głos panna Prescott.

- Christine Diana Prescott, urodzona dwudziestego siódmego lipca tysiąc siedemset pięćdziesiątego czwartego roku w Galway, na ziemiach Irlandzkich. Córka Alexandra i Anne-Marie Prescott, jedna z trójki ich dzieci, również dziewcząt. Przemieniona w wieku dwudziestu trzech lat poprzez krew niejakiego Marco Falcone, Włocha urodzonego w szesnastym wieku, na wyspie Mutton. Pomyliłam się gdzieś? - spytała niewinnie.

- Nie - odrzekła poprzez zaciśnięte zęby Christine - Powiedz mi tylko.. Skąd znasz imię mojego stwórcy? Nawet ja go nie znałam.

- To będzie moja słodka tajemnica. Ale skoro już pytasz.. Wiem co ci zrobił. Dlatego go zabiłam, pomimo że niespecjalnie za tobą przepadam - oznajmiła, pod koniec prychając.

- Zabiłaś go? - zdumiała się - J-jak?

- Pakt z diabłem, moja droga, pakt z diabłem - odpowiedziała, mając na ustach iście demoniczny uśmieszek - To co, idziemy tańczyć?

***

2 0 1 0

Pomimo że zegar w pokoju Genevieve wskazywał już siedemnastą, niespecjalnie przejmowało to wampirzycę. Bal zaczynał się za ponad trzy godziny, co dawało sporą ilość czasu na przygotowanie się. Zwłaszcza, że jako wampir potrafi szybciej się malować, kąpać, czesać i ubierać. Ponadto za chwilę miała do niej przyjść pierwotna, wraz z którą miała się naszykować na dzisiejszy wieczór.

Rebekah jej nie zawiodła - pojawiła się przed drzwiami pensjonatu równo o siedemnastej trzy. W jednej ręce trzymała sukienkę w pokrowcu, w drugiej torbę z kosmetyczką oraz kilkoma akcesoriami w postaci biżuterii. Część należała do jej matki, część do królowej Victorii, część pochodziła od nowoorleańskiego jubilera. Zadzwoniła do drzwi, mając nadzieję, że nie otworzy ich Damon czy Stefan, a Genevieve.

I w tym przypadku łożone przez nią nadzieję się spełniły. Drzwi otworzyła uśmiechnięta brunetka. Przekrzywiła lekko głowę, kiedy wpuszczała blondynę do środka.

- Chodź, zanim zlecą się tutaj moi bracia - ponagliła ją. Niestety, nie wszystko tego dnia szło po jej myśli. Po chwili obok nich pojawił się Damon, a w ślad za nim i Stefan. - O wilku mowa...

- Co tutaj robi Rebekah? - zapytał nieprzyjemnym tonem młodszy. Skrzyżował ręce, podobnie jak jego siostra, gdy się złościła bądź coś działo się nie po jej myśli.

- Cóż, raczej was nie szpieguje. Idziemy, Bex? - zadała pytanie Salvatore, stojąc już na schodach. Pierwotna perfidnie uśmiechnęła się w stronę braci wampirzycy, po czym udała się za przyjaciółką.

Położyła sukienkę na łóżku brązowookiej, zaś swoją torbę na toaletce dziewczyny. Pokój urządzony został specjalnie dla Genevieve. Znajdowała w nim miejsce ów toaletka, duża, biała szafa, regał na książki, których ta miała w bród, duże lustro stojące, szafki nocne oraz oczywiście wielkie łoże z wieloma poduszkami. Kolorystyka przeskakiwała pomiędzy błękitem a bielą, która jednak dominowała w pomieszczeniu. Przypominał pokój damy bądź szlachcianki z końca dziewiętnastego wieku.

- Ładny.. Dobra, nie owijaj w bawełnę i pokaż sukienkę - poleciła jej blondynka. Genevieve uśmiechnęła się przebiegle i zajrzała do szafy, skąd wyciągnęła podarowaną jej przez Klausa sukienkę.

Widać było, że suknia zrobiła wrażenie również na pierwszej. Jej sukienka w porównaniu do tamtej była.. prosta. Pospolita. Ta zaś wyróżniała się na tle innych, przyciągała wzrok. Zazdrościła jej? Być może. Rebekah była jednak zbyt dumna, aby się do tego przyznać.

- Jest.. naprawdę piękna. Skąd ją wytrzasnęłaś? - pytała, dotykając materiału sukni. Warstwę pod tiulem stanowił jedwab, słynący ze swojej delikatności.

- Właściwie to dał mi ją twój brat, Klaus - odparła, co niezaprzeczalnie wprowadziło niebieskooką w osłupienie. Niklaus nie słynął z dawania.

- On? Ten sam Klaus, który jeszcze kilka miesięcy temu mordował na prawo i lewo? - nie dowierzała. Genevieve, nie odwracając wzroku od sukienki, przytaknęła.

- Dość już o mnie, pokaż swoją kieckę - zarządziła. Jasnowłosa wyciągnęła z pokrowca ciemnozieloną, przyległą sukienkę o jednym rękawku. - Całkiem, całkiem.. - stwierdziła.

- No właśnie.. Nie jestem do niej przekonana, a do balu coraz mniej czasu... Że też nie mogli zrobić go kiedy indziej - burknęła niezadowolona.

- Właściwie to.. mam kilka sukienek w zanadrzu. Pokażę ci tę, którą miałam dzisiaj założyć. Poczekaj chwilę.

Dziewczyna zniknęła na moment, Poszła do szafy z sąsiedniego pokoju, gdzie ją schowała. To jest właśnie minus dużych domów.. Za wiele miejsc do użytku także nie jest aż takie wspaniałe.

Sukienka przyniesiona przez Salvatore byle jaką nie była. Sukienka o kolorze brudnego rózu z wyrazistym dekoltem w kształcie litery "V", przepasana materiałem ponad pasem. W dole mnóstwo było warstw tiulu. Zrobiła wrażenie na wampirzycy. Znacznie większe od jej zielonej sukienki.

- Gen, jest naprawdę piękna, ale.. - Uśmiechnęła się na to, jak nazwała wampirzycę pierwotna. Gen... - Na serio mogę ją pożyczyć? Dosłownie od wieków nikt mi nic nie dał z własnej woli...

- Oczywiście. Ja sukienek mam w bród, co chwilę albo jakąs dostaję albo kupuję. Poza tym.. na tobie będzie lepiej leżała - uśmiechała się, tłumacząc jej sytuację.

Przez kolejne dwie godziny dziewczyny nawzajem zajęły się sobą. Zrobiły fryzury i makijaż, pozostało im tylko włożenie sukni. Rebekah polokowała swoje włosy, zaś na twarzy pomalowała się stosunkowo.. delikatnie. Jedynie dość jasnymi cieniami do powiek, tuszem do rzęs oraz błyszczykiem. Genevieve wyglądała bardziej.. wyraziście. Makijaż był ciemniejszy, na ustach miała matowoczerwoną szminkę. Włosy wyjątkowo upięła, a były one jak zwykle pomalowane, tym razem po prostu mocniej. Mając na sobie już sukienki, wampirzyce wyglądały zjawiskowo.

- Powiedz mi: jak mam utrzymać moich braci z dala od ciebie? Szykuje się afera większa, od tej z Tatią. Z Elijah'ą masz tajne układy, Kol ma twój numer, a Klaus daje ci sukienki. Masz zakaz zbliżania się do Finna! Ale w jego przypadku bardziej byłoby mi żal ciebie, nie jego.. To nudziarz jakich mało, w dodatku maminsynek. Aha - nie wdawaj się w rozmowy z moją matką, pewnie zechce wplątać cię w swoje sidła - oświadczyła, kiedy obie zbliżały się do drzwi wyjściowych.

- Jakie znów sidła? Szykuje się afera? - zdumiała się. - W sumie.. to nawet lepiej. Nie lubię się nudzić, a intrygi i skandale zawsze przysparzały mi rozrywki. - Stanąwszy przed salonem, zajrzała do niego. Nie było w nim śladu po jej braciach, zatem musieli wyjść. - Stefan i Damon pewnie są już u ciebie.. Wychodzimy?

***

Przyjęcia Mikaelsonowie urządzali od ponad tysiąca lat, mieli w tej dziedzinie niesamowitą wprawę. A na tym balu mieli co świętować - pierwszy raz cała rodzina, a przynajmniej ta żyjąca, jest w komplecie. Nie miało to miejsca od tysiąc pierwszego roku, a to doprawdy szmat czasu. Nie mogło więc zabraknąć na nim najrozmaitszych przekąsek, drinków oraz atrakcji. Nawet wampir mógł znaleźć tam coś dla siebie - jedna z kelnerek nosiła na tacy wino zaprawione krwią, co było przysmakiem krwiopijców z wyższych sfer. Na ten wieczór, oprócz tradycyjnego walca oraz przemówienia Elijah'y, zaplanowany był również pokaz fajerwerków oraz występ zawodowych tancerzy.

Wiele osób miało tego wieczoru swoje wielkie wejście. Należeli do nich między innymi Elena Gilbert. Przy jej wejściu większość oczu w sali odwróciła się w jej stronę, a dwa z nich wpatrywały się w nią ze szczególnym zainteresowaniem. To nie na nią czekali jednak bracia Mikaelson - ich myśli kotłowały się ostatnio wokół jednej osoby, i o dziwo nie była to Elena Gilbert.

Mieli się oni tego doczekać wcześniej, niż się spodziewali.

Dwie kobiety weszły właśnie do rezydencji o pokaźnych rozmiarach. W tamtym momencie niewątpliwie każdy spoglądał w ich stronę - Caroline Fobres, ubrana w różową, falbanistą suknię, bracia Salvatore oraz Mikaelson, jak również Esther - matka pierwszych. Rebekah, jak to ona, udała się w swoją stronę, w tłum. Genevieve tą możliwość odebrano, kiedy podszedł do niej Niklaus Mikaelson z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem.

- Proszę, proszę.. Genevieve Vivianne Salvatore przyszła na bal u swoich wrogów. I to wyglądając zjawiskowo. Pozwól, proszę - pocałował jej rękę, a następnie złapał ją i pociągnął w stronę stoliku ze słodkościami oraz fontanną czekoladową. Temu wszystkiemu przyglądali się bracia Genevieve, niekoniecznie zadowoleni.

- No proszę, znasz moje drugie imię.. Założę się jednak, że w wojnie na fakty to ja bym wygrała - oznajmiła, biorąc do ręki ptysia.

- Dobrze więc. Zadam ci pytanie. Jeśli na nie odpowiesz, dostaniesz ode mnie odpowiedź na swoje pytanie - przytaknęła mrużąc oczy - Jak miał na imię mój biologiczny ojciec?

Uśmiechnął się triumfalnie. Zagiął ją. Nawet on nie znał odpowiedzi na to pytanie, ona również nie mogła.

Ta jednak, zamiast się zakłopotać, odpowiedziała wyniośle na pytanie.

- Ansel - odrzekła, bez zbędnych rozmyślań. Hybryda wykrzywiła twarz, nie wiedząc co powiedzieć - Moja kolej. Nienawidzisz tak bardzo Katherine Pierce, bo uciekła i pozbawiła cię szans na przywrócenie swojej drugiej natury, czy też nienawidzisz jej, gdyż jest kolejną Petrovą, która wybrała twojego brata? Szczerze, Niklausie - spytała srogim tonem.

Miał ochotę roześmiać się jej w twarz, kazać wypluć te słowa, ale ostatecznie wybrał trzecią opcję - odpowiedział zgodnie z prawdą na zadane pytanie. Słowo się rzekło.

- Nienawidzę jej, bo za mocno przypomina mi Tatię, która była kluczowym składnikiem do ukrycia mojej wilczej natury. Poza tym.. działa mi na nerwy. Elijah akurat nie ma z tym nic wspólnego - zapewnił - Ciekawe zadajesz pytania, Genevieve. Zmieńmy lepiej temat. Jak widzę, przyjęłaś moją prośbę.

- Cóż, było to całkiem logiczne. Ty paliłeś mi rękę, ja narobiłam ci wstydu - jesteśmy kwita. Nie mam zamiaru się nad tym rozwodzić. Ponadto, do serca kobiety najłatwiej dotrzeć jest poprzez taniec, nie sądzisz? W tej jednak chwili muszę cię opuścić - poinformowała.

Odeszła od pierwotnego i pokierowała się w stronę alkoholi. Tam z kolei sięgnęła po szampana, którego niemal natychmiast wyżłopała. Zauważyła tam swojego brata, niefortunnie - Damona.

- Bratasz się z wrogiem? - wyskoczył nagle.

- Może - odpowiedziała nijako. - A ty i Stefan jak widzę, wciąż bawicie się tę samą zabawę. Jedna Petrova i dwóch Salvatorów. Widziałam, jak na nią patrzycie. Mnie nie oszukasz braciszku, dobrze o tym wiesz - uśmiechnęła się zwycięsko.

- Aż za dobrze. Posłuchaj, Gen... Wiem, że masz tą swoją obsesję na punkcie wiedzenia o wszystkim dookoła, ale niektóre sprawy.. - mówił, ale przerwała mu jasnowłosa pierwotna.

- Damon, brat marnotrawny. Z tego co pamiętam, nie zostałeś zaproszony. Och, prawie bym zapomniała, że zawsze pchasz się tam, gdzie cię nie chcą. Katherine, Elenka, sprawy Gen.. Wymieniałabym dalej, ale nie mam tylu palców - zabrała głos, uśmiechając się przy tym triumfalnie.

- Ale to nie moje eks zostały zabite przez brata - odgryzł - Poza tym nic, co ma związek ze mną, nie powinno cię interesować. Może poszukasz sobie kozła ofiarnego. Najlepiej jakiegoś wampira. Z Alaski. Zacznij się pakować już teraz, a może zdążysz na samolot za dwie godziny.

Zostawił wampirzyce, a sam udał się za kelnerką z winem. Brunetka westchnęła i spojrzała na dziewczynę znaczącym wzrokiem. Wzięła jeszcze jedną lampkę szampana, który wyjątkowo jej zasmakował.

- Nikt nie zrozumie co to znaczyć nienawidzić i kochać, póki nie pozna Damona Salvatore... - stwierdziła pół-żartem brązowooka.

- Skądś to znam.. - dodała pierwsza, zerkając wtedy na swoich braci. Elijah nachylał się do ucha Niklausa, informując, że już czas - Zaraz zacznie się przemówienie moich braci, idźmy.

Pokierowały się do holu głównego, gdzie się rozdzieliły. Genevieve wtopiła się w tłum, natomiast Rebekah dołączyła do stojącej na schodach rodziny. Coraz więcej osób zbierało się wokół Mikaelsonów. Kiedy znaczna większość gości znalazła się już w holu, Elijah uderzył kilkukrotnie w kielich z winem.

- W imieniu mojej rodziny witam wszystkich serdecznie na tegorocznym balu. Nie byliśmy w komplecie od bardzo dawna, zatem jest co świętować. Zachęcam do częstowania się napojami oraz przekąskami, dostępnymi w całym domu. Teraz jednak prosiłbym o dobranie się w pary i skierowanie do sali obok, gdzie zatańczymy za moment walca - ogłosił donośnym tonem. Po sali rozniósł się szmer, kilka, może kilkanaście osób ustawiało się w dwójkach. Zanim Salvatore zdążyła się w ogóle obrócić, dopadł ją jeden z Mikaelsonów.

Klaus ubrany był dzisiaj w elegancki garnitur, prawie że frak. Gustowne czarne spodnie, marynarka, a także biała koszula i mucha. Ba! Nawet włosy miał odrobinę ulizane, co u niego było wręcz niespotykane. Lubiał mieć na włosach nieład, przynajmniej delikatny. Ułożone włosy pasowały do jego starszego brata, non stop chodzącego w garniturach.

Blondyn wyciągnął ramię ku Genevieve, która to z kolei z gracją je przyjęła. Niejednokrotnie uczestniczyła w balach, nie wspominając o tańczeniu walca - jednego z najpopularniejszych tańców towarzyskich. Nie oszukujmy się, każdy zna ten taniec.

Pary ustawiły się w sali, wokół ludzi chętni ich obserwować. Jak się okazuje, chętnych nie było ogromnie wielu - na parkiecie znajdowali się między innymi: Rebekah i Matt, Elena i Damon, nieznana Genevieve rudowłosa i Kol, Carol Lockwood oraz Elijah, a także Caroline Forbes i Stefan. Oprócz nich zatańczyć zamierzały jeszcze cztery duety, ale Salvatore nie znała ich z imienia.

Po usłyszeniu pierwszych dźwięków piosenki, zaczęli tańczyć.

- Widzę, że masz doświadczenie w tańcu - zagaiła temat hybryda.

- Miałam na to sto sześćdziesiąt sześć lat, to wręcz moja powinność - odparła - Ty również jesteś dobrym tancerzem.

- Miałem na to całe milenium - odrzekł, ze swoim typowym, markowym uśmieszkiem. Powinien z nim grać w jakichś reklamach telewizyjnych... - Sukienka się spodobała?

- Skoro ją ubrałam, odpowiedź na to pytanie nasuwa się sama. Z każdą kobietą tak robisz? Najpierw przypalasz, a potem wysyłasz sukienkę na zgodę?

- Byłaś moim eksperymentem. Najwidoczniej udanym - potaknął głową, udając poważnego. Parksnęła cicho, nie chcąc zwracać na siebie zbytecznej uwagi.

- Nazywanie dam "eksperymentami", raczej nie nie przysłuży twojej reputacji, Klaus - rzekła, po czym przyszła kolej na zmianę pary.

Genevieve, wirując po sali, wpadła wprost w ramiona najmłodszego z braci Mikaelson, Kola. Wyszczerzył się, a następnie złapał ją odpowiednio, układając dłonie w talii oraz na jej ręce.

- Spotykamy się po raz kolejny - rozpoczął brunet.

- I nie po raz ostatni - orzekła - Oh, i skłamałeś. Rebekah jest jak na razie moim ulubionym pierwszym, a właściwie pierwszą - wtrąciła pół-żartem.

- Może i o gustach się nie dyskutuje, ale ty masz fatalny. Klaus, serio? - spytał.

- Jego nazywają szaleńcem i bękartem, a ciebie psychotycznym maniakiem. Elijah wyrywa serca jak machina, co czasami bywa niepokojące. Nie mam wielkiego wyboru - wzdychnęła, udając zawiedzioną.

- Naprawdę mam taką ksywkę? A myślałem, że los mi nie sprzyja... A co do twojej wypowiedzi.. Do wyboru, do koloru, skarbie. Ale drugiej takiej buźki nie znajdziesz. Nie bądź głupia - odparł pewny siebie, na co parsknęła śmiechem.

- Nie wątpię. Jednak, widzisz.. spotkałam wielu wampirów, szczególnie o takich niepokojących zapędach, a ty.. niespecjalnie wyróżniasz się na ich tle, skarbie - zaakcentowała wyraźnie,

Wtem piosenka się skończyła. Dziewczyna wdzięcznie opuściła pierwotnego, pozostawiając go w zamyśleniu. Nie spotkał jeszcze kobiety, która była tak.. inna.

A była inna, niepowtarzalna. Bo przecie żadna zwykła kobieta nie zdołałaby zainteresować swoją osobą całą rodzinę pierwotnych w zaledwie cztery dni. Cała Genevieve Salvatore...

***

Znaczna część przybyłych na bal Mikaelsonów oglądała aktualnie występy grupy tanecznej, odbywające się w sali balowej, gdzie niedawno jeszcze tańczono walca. Dochodziła dwudziesta druga, jak na bal młoda godzina. Nawet Kopciuszek wciąż tańczył o tej godzinie. Ludzie pogrupowali się na objadających się ciastkami i opijających szampanem oraz winem, oglądających pokazy taneczne, rozmawiających z pozostałymi bądź tych, którzy postanowoli przejść się po ogrodzie za domem. Do tej ostatniej grupy należała teraz panna Salvatore, aktualnie siedząca na ławce pomiędzy rzeźbami a żywopłotem oraz kwiatami.

Nie robiła nic, prócz wpartywania się w zerwany przez nią kwiat - białą jak śnieg dalię. Obracała ją dłońmi, nie przejmowała się nawet tryskającą wodą z umiejscowionej w pobliżu fontanny. O czym myślała? Z takim pytaniem tylko do Boga.

- Co dama robi w ogrodzie sama o tej porze? - wypowiedział się męski głos, należący do jednego z pierwotnych, Elijah'y. Podszedł do dziewczyny, acz nie usiadł na ławce.

- Rozmyśla - podniosła wzrok ku brunetowi. Kąciki ust brązowookiego lekko drgnęły do góry.

- Wybrałaś na to idealną porę. Popatrz na fontannę - nakazał jej, patrząc na zegarek na swojej ręce, wskazujący wtedy dokładnie dwudziestą pierwszą pięćdziesiąt dziewięć.

Kiedy wskazówka na zegarku przesunęła się o jedną minutę, fontana poczęła świecić na różne kolory. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w światła fontanny, póki nie przestały one działać, a stało się to po zaledwie minucie. Wykrzywiła usta w delikatnym uśmiechu, nadal trzymając dalię w ręce.

- Zanudził cię tak bal czy ludzie? - odezwał się po krótkim milczeniu.

- Gdybym była znudzona, najpewniej wypiłabym krew z kilku przystojnych studentów albo wróciła do domu. Nostalgia to nie znudzenie lub smutek, to myślenie o przeszłości, co jest właściwie bezcelowe, chociaż to właśnie przeszłość uczyniła nas takimi, jakimi jesteśmy. Żyjemy w świecie przeciwieństw i niepewności, przez co przyszłość jest zawsze chwiejna i niespodziewana. Jednakowoż to jest właśnie najpiękniejszy aspekt przyszłości - niewiedza, na pozór będąca jej wadą. Ja jednak uważam niewiedzę o przyszłości za zaletę, gdyż jest to jedyna informacja, jakiej nie potrafię uzyskać. Pomimo tego jednak wciąż układam w głowie tysiąc różnych wizji tego, co mnie czeka, co jest zdecydowanie najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam. Wybacz, zanudziłam? - przejęła się, widząc kamienną minę Elijah'y, wpatrującą się w wodę jak w obrazek.

- Nie, broń Boże! - bronił się, odwróciwszy w jej stronę - Opracowałaś całą tą przemowę w minutę?

- Cóż, w pewien pokrętny sposób wyjaśniłam ci właśnie pokrótce temat moich myśli, kotłujących się we mnie od godziny, zatem nie, układamałam go w głowie właśnie w tą godzinę. A to, że często mówię, co ślina na język przyniesie, jest już inną sprawą. Wadą, która bywa również zaletą - odparła, patrząc na fontannę.

Brunet przez cały ten czas się w nią wpatrywał, ani na chwilę nie odrywając wzroku. Wieki nie spotkał kobiety, która potrafiłaby powiedzieć tyle.. prawdy naraz, nie zatrzymując się przy tym. Owszem, Genevieve od początku wydawała mu się wygadana, lecz.. nie sądził, że na tak.. filozoficzne tematy.

- Idziemy obejrzeć tańce? - wyskoczyła, całkowicie zmieniając tematykę ich rozmowy. Przytaknął jej i wyciągnął do niej ramię, którego to się złapała.

***

Po pokazach tańca nowoczesnego, Salvatore postanowiła znaleźć pierwszą. Blondynka stała przy drinkach, pijąc jednego z nich. Rozglądała się po sali, jakby czegoś szukała. Po dostrzeżeniu Genevieve, lekko się uśmiechnęła. Brunetka wzięła zaś w dloń jeden z kolorowych, alkoholowych napoi. Stuknęły się swoimi "koktajlami", po czym wzięły solidny łyk.

- Stoisz tu sama? Mało jest tutaj mężczyzn? - zapytała, określiwszy stan emocjonalny pierwotnej. Wahał się on między "Po co ja tu w ogóle przyszłam?" a "Nienawidzę ludzi". Obie opcje nie były do końca przyjemne dla innych, którzy musieli znosić jej zmienne humory. Wiek nie jest ważny, kiedy jest się uwięzionym w ciele nastolatki.

- W przeciwieństwie do ciebie nie mam zbyt wielu adoratorów. A przynajmniej na poziomie.. - mruknęła cicho.

- Nie liczy się ilość, a jakość - odrzekła brązowooka - A ten Matt?

- Planowałam zmanipulować Kolem tak, aby go zabił, ale gapił się wtedy na ciebie, więc nie miałam za bardzo jak. Psujesz mi braci - zarzuciła jej. Zaśmiała się krótko.

- Proszę, proszę... Od dawna jestem niszczycielem związków, przyjaźni, a teraz doszły do tego rodzeństwa. Miło - uznała bez przekąsu -Zachęciłabym cię do flirtowania z moim bratem, ale Stefan jest zbyt.. zapatrzony w Elenę. Poza tym jako siostra muszę przyznać, że jest idiotą. No i przyjaciółka umawiająca się z twoim bratem to dziwna sytuacja. W każdym razie; na pewno kogoś znajdziesz. Spróbuj z tym przystojnym brunetem - wskazała na mężczyznę w garniturze, odwróconego do nich tyłem.

- Gen. To Elijah - zwróciła jej uwagę.

- Oh.. Wiesz co? Lepiej mnie nie słuchaj, nie nadaję się do porad związkowych. Zadzwoń, jeśli będziesz potrzebowała towarzysza zbrodni - powiedziała, po czym zostawiła ją samą.

Blondynka westchnęła i podeszła do swojego brata. Nie jednak, aby z nim "flirtować", jak to powiedziała Genevieve. Pił on właśnie wino, ale widząc siostrę dość prędko odsunął je od ust.

- Gdzie zapodziałaś pannę Salvatore, siostro? - odezwał się, przybierając kamienną minę.

- Jak widać nie tylko sobowtóry Petrovej potrafią tak zainteresować rodzeństwa... Naprawdę, Elijah? Rozumiem Klausa, który próbuje ją zwieść, rozumiem Kola, zaciekawionego jej osobą, co i tak jest w sumie dziwne jak na niego, ale ciebie? - postawiła tezę.

- Nie rozumiem czemu się złościsz, Rebeko. Nie kojarzę, aby którykolwiek z naszych braci wykazał nią romantyczne zainteresowanie, jak zwykle robisz z igły widły. Nie lubisz jej? - zdziwił się.

- Przeciwnie, bardzo ją lubię, ale nie podoba mi się wasze zachowanie przy niej. Trzeba by wam było kogoś znaleźć - uznała, po krótkim zastanowieniu.

Kol nigdy nie miał prawdziwej dziewczyny, Elijah miał, ale wieki temu, o Klausie nawet nie wspominając. Jego ostatnia miłość miała miejsce w jedenastym wieku. Aurora de Martel całkowicie zawładnęła sercem pierwotnego, lecz szybko musieli się rozstać. Traf chciał, że przez te tysiąc lat ani razu się nie spotkali.

- O czym tak zawzięcie rozmawiacie? - dołączył się do rozmowy Klaus.

- O tym, że jeśli chcesz sobie znaleźć dziewczynę, musisz zacząć w końcu myć zęby. Jedzie ci z buzi - odpowiedziała mu uszczypliwie pierwsza.

- Jak zawsze milutka - skomentowała hybryda - Wiecie może gdzie podziewa się nasza matka i Finn? Oraz Elena Gilbert? - dopytywał.

- Nie mam pojęcia. A teraz przepraszam, cierpię na brak chłopaka - zawiadomiła niebieskooka i odeszła od braci. Uśmiechnięty Klaus pokręcił głową.

- Bez niej byłoby nudno, nie sądzisz? - zwrócił się do brata - Właściwie.. ja również mam coś do załatwiena - odparł, po czym pokierował się do tylnych drzwi wyjściowych, przez które właśnie wychodziła pewna brązowooka wampirzyca.

Zauważył ją, stojącą na wybrukowanej posadzce. Rzucała ptakom ziarna, pozostawione dla gości, aby mogli je im dawać. Wyglądała uroczo, szczególnie, iż mając na sobie tak długą i obszerną suknię, naprawdę przypominała księżniczkę. Usłyszawszy kroki, odwróciła głowę. Kiedy ujrzała Klausa, wróciła do karmienia ptactwa. Listopad daje im w kość.

- Uciekłaś? Wydawało mi się, że lubisz zgiełk i bale - podszedł do niej i ukucnął, aby móc obserwować ptaki z bliska.

- Pozory mylą, acz.. faktycznie, nie w tym przypadku. Nie miałam po prostu ochoty wykłócać się z bratem. Braćmi. Trudno się zorientować - stwierdziła po poprawkach.

- Ach, Salvatorowie.. Tacy trudni i tacy łatwi. Ponadto kompletnie nieprzewidywalni, co sprawy nie ułatwia. Mała kłótnia rodzina?

- Kłótnia - może, mała - nie za bardzo. Powiedzmy, że wszyscy staramy się być zbyt samodzielni i przesadnie dbamy o naszą prywatność. Ty chyba powinieneś to zrozumieć - oznajmiła, zerkając na jego twarz.

- Co prawda, to prawda. Ja mam jednak prosty sposób na szybkie zażegnanie sporów. Pożyczyłbym ci sztylet, ale w przypadku twych braci raczej się nie sprawdzi.

- W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim zataili przede mną fakt, że nieomal zabił ich pewien stary wampir, więc zakułam ich łańcuchami polanymi werbeną w piwnicy na trzy tygodnie. Potrafię o siebie zadbać, uwierz mi - zaśmiała się.

- Wierzę. Przekonałem się o tym na własnej skórze, zapomniałaś? Swoją drogą ciekawi mnie fakt, jak powaliłaś prawdopodobnie najsilniejszą istotę na Ziemi. Wyjaśnisz? - spytał.

- Proszę bardzo, ale gwoli ścisłości: nie jesteś tak potężny, za jakiego się uważasz. Wracając: odpowiednia strategia i kilka asów w rękawie bywają przydatniejsze od tysiąca lat doświadczenia i tułaczki po świecie. Oprócz tego byłeś wpatrzony w Damona i Stefana, co tylko ułatwiło mi powalenie cię na ziemię.

- Mówił ci już ktoś, że jesteś inteligentniejsza od swoich braci? - zadał pytanie, będąc całkowicie poważnym.

- Mówi mi to każdy, kto poznał całą naszą trójkę. Bez ustanku.

***

Zaplanowany na północ finał balu miał się odbyć już za moment. W powietrze miały zostać wystrzelone kolorowe fajerwerki. Czekała na to większość gości. Ustawiali się za domem w grupach i parach. Podnosili głowy ku niebu, straszliwie się przy tym nie cierpliwiąc. Nawet kilkuset letnie wampiry potrafią być niecierpliwe. Kol Mikaelson nie był jednakowoż niecierpliwy z tego powodu. Musiał pozostać na przyjęciu przynajmniej do północy, a okropnie wzrosło mu pragnienie. Zadowoliłby się teraz nawet B+, którego tak nie lubił.

Otuchy nieświadomie dodała mu brunetka, stanąwszy obok niego. Pierwszy spojrzał na Genevieve z lekkim uśmiechem, acz nie tak życzliwym jak kilka godzin temu.

- Masz wyczucie czasu, wampirzyco. Chcesz dołączyć do mnie na polowaniu? Ostrzegam jednak, że całe Ab- zagarniam dla siebie - zapowiedział.

- Mnie wystarcza krew z torebek, pijawko - odpowiedziała mu - Twoja żądza zgubi cię szybciej, niż sądzisz.

Dziewczyna ruszyła w swoją stronę, nie obracając się za siebie. Zatrzymała się dopiero przy fontannie. Poszła w ślad innych i skierowała swój wzrok w górę, nie zerkając na żadnego z pierwotnych czy swoich braci.

W tym samym czasie brata dostrzegli Klaus wraz z Elijah'ą. Choć pojawili się na zewnątrz dosłownie przed chwilą, zdążyli zauważyć oddalającą się od Kola Genevieve. Przystanęli przy nim z wymalowanymi uśmiechami. Nic tak nie bawi starszych braci, jak niepowodzenia młodszego. Zwłaszcza, jeśli dotyczą one kobiety.

- Już ją spłoszyłeś? To chyba twój rekord - przemówił Niklaus.

- Nie stękaj, bracie. Nic nie pobije tysiąc dwieście sześćdziesiątego trzeciego. Pamiętasz? - pytał Elijah.

- Jak mógłbym zapomnieć. Ciepły maj, wschodnie wybrzeże Italii... I najszybszy kosz w historii. Jak ona miała na imię? Francesca? - parsknął śmiechem blondyn.

- Ha ha ha, przezabawne - oparł najmłodszy.

Wtem dało się usłyszeć prawdziwy huk. Huk spowodowany wystrzałem petard. Prawie każdy przybyły na bal oglądał pokaz. Bracia Mikaelson mieli jednak inny punkt, na który patrzyli. Brązowowłosą, słodką wampirzycę.

I dzięki temu podsłuchali, że Finn prosi ją o przyjście do Esther Mikaelson.

***

Padam. Na. Twarz.

Przepraszam, że rozdział publikuję w nocy, ale musiałam go dokończyć. Jestem u rodziny i piszę właśnie późno, żeby w ogóle się jakoś wyrobić.

Przepraszam za wszystkie błędy, które mogły się pojawić. Poprawię je kiedy wrócę do domu. Ogólnie nie jestem jakoś super zadowolona z tego rozdziału.

Dobranoc, kochani xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top