III. "Praktyka czyni mistrza."

***


Las oświetlało poranne, dopiero wschodzące na nieboskłon słońce. Ptaki śpiewały, jelenie biegały, woda w wodospadzie szumiała. Ranek na pozór idealny. Ale to tylko pozory. Tego samego ranka, do tego samego lasu, na spacer wyszła ponad półtorawieczna wampirzyca ze starego rodu. Nie zrobiła tego wyjątkowo bez powodu. Miała powód, nawet bardzo dobry. Spotkanie ze starą znajomą, o którym nikt nie mógł wiedzieć - zwłaszcza tutejsze wampiry, wilkołaki, wiedźmy czy hybrydy.

Stanęła przy sporej wielkości skale, o którą następnie się podparła. Przyglądała się swoim paznokciom. Niby pomalowane były zwykłym lakierem, ale zawierał on wyciąg zarówno z werbeny, jak i tojadu. Broń, wykorzystywana przez nią od pięćdziesięciu lat, została podsunięta przez jej.. znajomą? Nie była wrogiem więc zapewne tak. Chociaż ich relacje nigdy nie były ciepłe.

Usłyszała szelest liści. Z nieznacznym uśmieszkiem oderwała się od głazu. Popatrzyła przed siebie, gdzie stała dobrze, aż za dobrze, znana jej wampirzyca. Ponad pięćsetletnia, o sukowatych zagraniach, nie oglądająca się za siebie. Katerina Petrova, znana lepiej jako Katherine Pierce bądź zła, wampirza dziwka. Wszystko pasuje.

        — Przyszłaś — odezwał się sobowtór, z odrobinę złośliwym, zadowolonym uśmiechem.

        — Jak mogłabym tego nie zrobić. Mamy w końcu wspólne interesy — przemówiła młodo wyglądająca Salvatore.

        — Fakt. Gramy w tą szopkę od.. tysiąc osiemset osiemdziesiątego pierwszego, mylę się? — jej tezę potwierdziła mina Genevieve - kamienna, ale nie zaprzeczająca wypowiedzi. — Jak odwiedziny u braci? Wiedzą o naszym małym układzie?

        — Chyba nie myślisz, że im powiedziałam. Poza tym aktualnie nie jestem z nimi w najlepszych stosunkach. Jak w żyje się w Detroit? Hybrydy cię jeszcze nie znalazły? — odparła zwycięsko.

        — Mnie? — zaakcentowała, po czym parsknęła śmiechem. Młodsza z nich uczyniła to samo.

        — Ach, powiedz lepiej czy wpadłaś na ślad tego, czego szukam — zmieniła ton na poważny. Petrova także spoważniała.

        — Nie wiem po co tyle zachodu o jeden wisiorek, ale tak. Został sprzedany pewnej bogatej wdowie na aukcji w Bostonie. Aktualnie ma go w posiadaniu, a sama jest i mieszka w Nowym Jorku. Lekki styl życia. Nie ma pojęcia, że szuka go jakaś wampirzyca, a właściwie wampirzyce, które są w stanie skręcić jej kark w trzy sekundy — opowiedziała — Skoro mam go szukać, może przynajmniej powiesz do czego ci on potrzebny?

       — Dobrze się spisałaś, więc niech ci będzie. Dostałam go od.. — ściszyła ton głosu — dawnej miłości. 

       — Domyślam się, że to nie od tamtego idioty? — zapytała. Katherine o nim słyszała, co więcej - znała. Lecz to nie od tamtą miłość wampirzycy chodziło. Zaprzeczyła, machając głową. — I bardzo dobrze. Nigdy go nie lubiłam. Któż więc jeszcze mógł złamać serce osobie, która go nie ma?

        — Nie przesadzaj. Mam serce, ale już dawno skamieniało na nowych ludzi — odgryzła — A, i to nie twoja sprawa. Poza tym nie złamał mi serca, tylko.. — Odebrał jego część. — Czemu ja w ogóle się tobie zwierzam? Przynieś mi go, a ja dam ci to, czego chcesz.

        — Dobra, dobra, nie gorączkuj się tak — próbowała ją uspokoić — Zdobędę dla ciebie ten głupi naszyjnik. Dostaniesz wiadomość w ten sam sposób co zawsze, prawdopodobnie za tydzień. 

        — Gołębiem pocztowym? Przyznam, że pomysłowe — pochwaliła ją, choć nie brzmiało to specjalnie jak pochwała. Kiedy tego chce, Genevieve może sprawić, aby wyznanie miłości brzmiało jak groźba. Co dopiero pochwała... — Słyszysz?

Genevieve usłyszała w lesie jakąś osobę, z pewnością nie człowieka. Pomimo że dzieliła ich co najmniej kilometrowa odległość, wolała nie ryzykować. 

        — Tak. Ja się zmywam, cześć — pomachała jej na pożegnanie z przesadnie słodkim uśmieszkiem. Szybko zmieniła minę na zdeterminowaną i znikła.

Może to dziwić, ale Genevieve wiedziała, że Katherine nie zginęła ani nie tkwi w grobowcu znacznie dłużej od swoich braci. Spotkała ją około dwudziestu lat po incydencie w Mystic Falls. Petrova poznała ją od bardziej.. hm.. dorosłej strony? Dziewczyna zawsze zachowywała się inaczej, nie będąc z braćmi. Połączyły ich wspólne interesy. Obie wampirzyce byłe sprytne; Katherine wyróżniała się bezwzględnością, Genevieve zdolnością rozpracowywania ludzi. Z czasem wykonywały dla siebie "przyjacielskie" przysługi, co było na rękę każdej z nich. Jak widać, trwało to do dziś. 

Jako że Genevieve musiała wrócić do miasteczka, nie mogła kontynuować poszukiwań. Katerina owszem. Jej celem był naszyjnik na srebrnym łańcuszku, lecz to kryształ się wyróżniał. Krwistoczerwony, hipnotyzujący, z wysoką liczbą karatów - przykuwał oko każdemu. Salvatore nie okłamała wampirzycy, naprawdę dostała go od dawnej miłości. Zabawnym jest to, że miłość ta dalej trwa, ale jest zakazana niczym owoc zerwany przez Ewę. Jednak, jak to mówią, nie można mieć wszystkiego. Musieli się rozstać, niekoniecznie chętnie. Ukochany przysiągł jej, że kiedyś wróci, ale... Minęły już sto trzy lata, a po nim ani widu, ani słychu.

O jej drugiej miłości, tej, o której wspomniała Rebekah, nie ma co mówić. Związek nieudany, od początku skazany na straty, głównie przez różnicę charakterów. Nie trzeba płakać, chociaż nie rozstali się w pokoju. Założona przez nią wczoraj sukienka była właśnie od niego, sprezentowana prawdopodobnie przez poczucie winy. Jak można się domyślić - to nie przez nią rozpadł się związek. 

Jednakowoż najzabawniejszym faktem z jej życia miłosnego jest to, że imię każdego z jej byłych zaczynało się na jedną literę. Teraz została przez nią przeklęta. Każdy jej związek zakończył się nieszczęśliwie. Może to klątwa?

Osoba, której obecność chwilę temu dała się we znaki wampirzycom, właśnie nadeszła. Jak mogła się tego spodziewać Salvatore - był to wampir. I to nie byle jaki, po jeden z pierwszych. Tego aczkolwiek jeszcze nie znała. Wiedziała jednak, że to on jako pierwszy wczoraj ukazał się Niklausowi, acz imienia nie pamiętała. 

        — Proszę, proszę... Wampirzyca, która jeszcze wczoraj znokautowała mojego brata. Miło poznać — ozwał się — Kol Mikaelson.

Dziewczyna przymrużyła na chwilę oczy, niepewna jeszcze zamiarów wampira. Nie okazała jednak słabości czy nieśmiałości - odpowiedziała wampirowi.

       — Genevieve Salvatore — odparła wyniośle — A co do Klausa.. Zasłużył — streściła krótko. — Co robisz w lesie? Szukasz grzybów? Chyba trochę na to za późno.

       — Właściwie, to ofiary. Słyszałem, że wiesz wszystko. Wlicza się w to także powrót naszej ukochanej mamusi — wyszczerzył się złośliwie. Brunetka przytaknęła — No właśnie. Esther, jak to Esther, nie ma za grosz poczucia humoru. Nie uśmiechało mi się pić z torebek, więc przyszedłem tutaj — wyznał. 

       — Trochę za wcześnie na spacer — stwierdziła — Jesteś bardzo rozmowny jak na swoich krewnych. 

       — Podobno każde następne dziecko jest lepsze.

       — Będę musiała zatem poznać w końcu Rebekę — uśmiechnęła się zwycięsko, kasując śmiały uśmiech brązowookiego.

        — Nie. Do niej ta reguła się nie zalicza — bronił się. 

Rozbrzmiał dźwięk dzwoniącego telefonu. Genevieve była pewna, że nie był to jej, pozostał przecież w domu. Dlatego też oczywistym było, że to komórka pierwotnego. Wygrzebał ją niezdarnie z kieszeni czarnej, dżinsowej kurtki. Kliknął wielokrotnie w ekran, po czym przyłożył ją sobie do ucha.

        — Halo? Ha...

Telefon odebrała mu Genevieve. Kliknęła porządnie w zieloną słuchawkę, co nie udało się przedtem Kolowi. Podała mu urządzenie. Wcześniej jednak zdołała zobaczyć, że dzwoniła właśnie jego siostra - Rebekah.

       — Co znowu, pomiocie szatana? — wybąknął do ekranu telefonu — Gdzie jestem? W lesie. Tak, wiem, że twoja mała główka może tego nie pojmować. Z uroczą Genevieve Salvatore. Tak, tą samą, która znokautowała idiotę numer trzy. Czekaj, zapytam. Masz czas dzisiaj o pierwszej? — zwrócił się do brunetki. Odpowiedziała mu po chwili niepewnym "Mam". — Wspaniale, Rebekah chce cię poznać. A, pod szkołą. Coś jeszcze? Ugh, przekaże. Cześć — odsunął urządzenie od ucha. Na szczęście jego i Salvatore, Rebekah sama zakończyła połączenie.

Brunetka lekko uśmiechnięta wpatrywała się w nieporadność Mikaelsona. Bawiło ją jego posługiwanie się telefonem.

       — Co za ustrojstwo... — bąknął pod nosem, chowając z powrotem komórkę. — Na czym to skończyliśmy?

       — Nie wiem, ale jeśli szukasz ofiary, to właśnie jedną masz. Nawet dwie — powiedziała i wskazała na idącą leśną ścieżką parę - blondynkę i jakiegoś bruneta. W błyskawicznym tempie znalazł się obok nich.

Genevieve, nie chcąc tego ominąć, podbiegła do tamtej już trójki. Pierwszy właśnie ich hipnotyzował, używając perswazji. Biorąc pod uwagę wszystkie umiejętności wampirów, ta zdecydowanie jest najprzydatniejsza.

Nie zdążyłaby powiedzieć "Krew", a wampir wgryzł się w szyję nieznanej jej dziewczyny. Pił przez prawie minutę, następnie zabrał się za chłopaka. Od niego znacznie trudniej było mu się oderwać. Pomogła mu w tym dziewczyna, odpychając go na bok. Wgryzła się z w swoje przedramię, powodując tym wyciek krwi. Dała jej się napić parze, a następnie zabrała się za użycie perswazji.

        — Nic specjalnego się nie wydarzyło. Nikt nie pił waszej krwi, to był normalny spacer. A teraz wrócicie do domu — powiedziała, patrząc im prosto w oczy. Żmudnie powtórzyli formułkę, a następnie poszli dalej. Pierwotny tymczasem się podniósł. Natychmiastowo przeniósł spojrzenie na wampirzycę.

       — Silna jesteś jak na takiego młodzika — obwieścił, na co się niewinnie uśmiechnęła — Już wiem jak powaliłaś Klausa...

       — Takie tam sztuczki. Znam kilka — popatrzyła w niebo, po czym zaczęła kierować się ludzkim chodem w stronę miasta. Kroku szybko dorównał jej pierwotny.

       — Chętnie posłucham — wyszczerzył się, pokazując zęby.

       — Zdradzę ci jedną z nich, ale ty musisz mi odpowiedzieć na pytanie i przyrzec, że nie wspomnisz o niej nikomu. Och, i perswazja na mnie nie podziała - piłam werbenę — odrzekła.

       — Niech ci będzie, królewno. Przyrzekam — zmarszczyła brwi, na nadane jej przezwisko — No co? Pasuje do ciebie. 

       — Pozostawię to bez komentarza — skwitowała — Powiedz więc, Kolu Mikaelsonie... Dokąd udaliście się po przemianie w wampiry?

Brunet roześmiał się. Spodziewał się raczej trudniejszego, bardziej współczesnego pytania.

       — Do Francji. Twoja kolej. Zaprezentuj jakąś swoją "sztuczkę" — ponaglił ją. 

Dziewczyna zamknęła oczy, mocno je zaciskając. Kol wiedział, z czym może się to wiązać, ale nijak zareagował.

        — Czy uczyniłaś to o czym myślę? Żadna to sztuczka wyłączyć uczucia — skomentował. Przeniosła spojrzenie na grunt pod stopami i wyjaśniła pierwotnemu, czym to wyłączenie uczuć się wyróżniało.

        — Zgadza się, nie jest to sztuczką. Przez te ponad sto sześćdziesiąt lat, obserwowałam wampiry. Te bez uczuć mają bardziej zamglone oczy, wręcz szarawe. Spójrz na moje — poleciła.

Kol wpatrzył się w jej oczy. Teraz jej głębokie, brązowe oczy stały się raczej orzechowe oraz straciły nieco swój blask. Tak jak powiedziała Genevieve - poszarzały.

        — Widzę, ale wciąż nie wiem co miałaś na celu, pozbywając się uczuć. Znaczy; bardzo chętnie poszatkowałbym z kimś kilkunastu ludzi, ale działam raczej solo.

        — Och, zamknij się i patrz.

Dziewczyna znowu zamknęła oczu. Po ich otworzeniu znowu były mocno brązowe, posiadały ten blask. Wampir, bez wątpienia zaskoczony, utrzymał na nich wzrok. Widząc to, odsunęła się o krok. Chciała jakiegoś solidnego podsumowania jej czynu, nie zadziwionego spojrzenia.

        — Niesamowite.. Nie spotkałem dotąd kogoś, kto potrafiłby to zrobić sam. W dodatku tak szybko jak ty — oznajmił, stale patrząc na jej tęczówki.

        — Lata praktyki. A jak to mówią - "Praktyka czyni mistrza".

        — Zaskoczyłaś mnie, Genevieve. A mało komu się to udaje — zadeklarował, nie spuszczając z niej spojrzenia.

        — Mam jeszcze coś w zanadrzu, ale muszę już lecieć. Do zobaczenia, Kolu Mikaelson — oświadczyła i obróciła się do tyłu, ale zatrzymał ją jego głos.

        — Hej, a dałabyś mi ten.. ciąg liczb, który zapisuje się w tym ustrojstwie? — zapytał z szelmowskim uśmiechem.

        — A będziesz potrafił zadzwonić? — odgryzła — Daj mi to — rozkazała. Podał jej smartfona. 

Wpisała do niego swój numer, czyli znacznie prostsze określenie tego, o co poprosił wcześniej Kol. I jemu udało się ją zaskoczyć. Tyle że ona zrobiła to ponownie, wpisując się jako "Najbardziej zaskakująca królewna pod słońcem". Będzie miał niespodziankę. Sama również wzięła jego numer. Kto wie, a nuż się przyda?

Wręczyła mu do ręki jego komórkę. Następnie uśmiechnęła się lekko i odwróciła w swoją stronę, zostawiając pierwszego samego.


***


Pierwotny zadowolony z siebie wrócił do domu. Zadowolenie to spowodował nikt inny, jak brązowowłosa wampirzyca. Wzbudziła w nim podziw? Być może. Niewiele osób potrafi powalić jego przyrodniego brata, nie mówiąc o włączaniu emocji od ręki. Była pierwszą osobą, którą poznał po wyjściu z trumny. Jak widać, los trafił dobrze. Zdołał się oderwać od ponurej, nudnej rzeczywistości, czekającej na niego w domu.

Każdy wciąż był w szoku po wczorajszym wyznaniu ich matki, jakoby chciała ona wybaczyć swojemu synowi za zabicie jej oraz pragnęła, aby znów stali się rodziną. Oficjalnie wierzyli w to wszyscy, nieoficjalnie mało kto. Podejrzenia krążyły głównie po głowie Elijah'y - jego brata sprytnego na tyle, aby nie brać udziału w tej szopce. Niklaus krążył po domu, słuchając się matki. Finn zaszył się gdzieś w kącie obrażony, rozmawiając tylko z Esther. Rebekah zaś uprzykrzała życie rodzinie. Szczęście, że poszła do szkoły dręczyć innych...

Kol zastał wewnątrz całą żyjącą rodzinę, oprócz owej blondynki. Klaus rysował coś w szkicowniku, siedząc na sofie w salonie, Elijah pogrążył się w lekturze, Finn wdał się w rozmowę z matką w jadalni. Niewiele myśląc, wampir udał się do salonu.

        — Gdzie byłeś.. — odezwał się brunet, nie podnosząc nawet wzroku znad książki. Moment później jednak zamknął ją z hukiem i spojrzał na brata.

        — Tu i tam.. — odpowiedział niejednoznacznie. 

Wtedy też wkroczył zainteresowany dialogiem braci blondyn. Odłożył trzymany przez niego przedmiot na stolik. Zwrócił twarz w stronę swojego młodszego brata.

        — Czyżby polowanie? Już uwalniasz swą dziką naturę? — podburzył go mieszaniec. Nie zareagował jednak agresywnie, a przynajmniej nie aż tak, jak spodziewał się tego Klaus.

        — Możliwe, tobie nic do tego. Nie rządzisz mną — obwieścił, co zostało odebrane jako groźba. 

        — Doprawdy? — wstał z kanapy gwałtownie.

        — Niklaus.. — rzekł niskim tonem Elijah, odrobinę ujarzmiając brata.

Kol w tym czasie zainteresował się natomiast brzęczeniem telefonu. Dostał wiadomość. Chyba. Nie znał się zbyt dobrze na współczesnej technologii, zatem korzystanie z tego.. czegoś było dla niego istną torturą.

Zdołał jednak go włączyć i kliknąć w zakładkę "wiadomości".

Od: Rebekah

Jeśli jej o tym nie powiedziałeś i będę czekała jak głupia na wiatr, to obiecuję że znajdę kołek z białego dębu i cię ukatrupię

Potrząsnął rozbawiony głową na groźby siostry. Wtem usłyszał wołanie matki.

        — Kol! Przyjdź tu proszę!

Odłożył telefon, wysapując przy tym coś pod nosem. Pobiegł wampirzym tempem do pomieszczenia, gdzie znajdowali się jego brat i matka.

        — Pomóż rozesłać bratu te zaproszenia — podała mu część ozdobnie zapakowanych kartek.

Bla, bla... Bal? Zmarszczył brwi, czytając ów zaproszenie. Nikt nie mówił nic o jakimś balu, w dodatku mającym się odbyć.. jutro. Świetnie.. Czyli, że trzeba będzie ubrać garnitur i szczerzyć się do ludzi, których nawet nie zna..

        — Kol! Ktoś do ciebie dzwoni! — usłyszał rozbawiony głos Klausa.

Westchnąwszy, ruszył błyskawicznie do salonu, gdzie blondyn trzymał jego komórkę. Gwałtownie mu ją wyrwał. Nie spodziewał się, że dziewczyna tak zapisze sobie jej numer. "Najbardziej zaskakująca królewna pod słońcem" budzi pewne kontrowersje. Niemniej jednak, uśmiechnął się na przekór bratu. Tym razem kliknął prosto w zieloną słuchawkę, a następnie przyłożył go do ucha.

        — Co słychać, Genevieve?

I w ten właśnie sposób zmył uśmiech z twarzy Niklausa. Ba! Wyglądał jak rozjuszony pies. A w jego przypadku raczej wilk. Elijah również się zainteresował. Nie przypominał sobie, by wampirzyca ukradkiem wsadziła mu wczoraj do dłoni swój numer.

        — Miałam się spotkać z twoją siostrą pod szkołą prawda? — chciała się upewnić. Po odgłosach z drugiej strony mógł stwierdzić, że jest czymś zajęta i trzyma telefon przyciśnięty do ramienia.

        — Tak, tak, o trzynastej, czyli za pół godziny — odparł nadzwyczaj miło, aby jeszcze bardziej zdenerwować brata. Chyba nie darzył ją teraz zbyt ciepłym uczuciem.

        — Dzięki. Cześć — rozłączyła się.

Nie zwracał już uwagi na braci. Gwiżdżąc, ulotnił się z pomieszczenia i wyszedł na zewnątrz.

Cholerne zaproszenia...


***


Genevieve czekała na pierwotną przed MFHS. Wedle jej brata, miała się tutaj z nią spotkać. Stała więc, opierając się o drzewo, sprawdzając przy okazji media społecznościowe. Może i wampirzyca, ale wciąż dziewiętnastolatka. 

Po dziesięciu minutach na terenie szkoły, doczekała się nie Rebeki, a swojego brata. Fortunnie nie był to Damon, z którym się wczoraj mocno pokłóciła, a Stefan. No tak, on też chodził do szkoły. 

        — Genevieve? Co tutaj robisz? — zdumiał się na widok siostry. Oderwała wzrok od ekranu i spojrzała wprost na niego.

        — A nie widać? Stoję, rozkoszuję się jesiennym powietrzem — próbowała mu wmówić. Zmrużył oczy, ale wolał nie dociekać. W przeciwieństwie do swojego brata, szanował prywatność siostry. Zapewne, że od niego była starsza, a od Damona młodsza. 

        — W domu kończy się krew, możesz po nią wpaść do szpitala — oświadczył z kamienną miną. Nawet nie powiedział "Hej", czy głupiego "Cześć". Prychnęła.

Kiedy kasztanowłosy zniknął, pojawiła się przed nią blondynka, widziana przez nią wczoraj. Pierwotna uśmiechnęła się i przekrzywiła delikatnie głowę. Brunetka, jako że jej nie znała, nie zrobiła nic z tych rzeczy.

        — Witaj, Genevieve — przywitała się z nią — Jestem Rebekah, jak mogłaś usłyszeć. Żałuję, że musiałam się z tobą kontaktować przez mojego brata idiotę, ale przynajmniej teraz tu jesteś.

        — Owszem, słyszałam o tobie. Przejdziemy się? — zaproponowała z wyżej już podniesionymi kącikami ust. Skinęła głową.

Oddaliły się od terenu liceum, a zbliżyły do centrum. Pierwsza przełamała lody, odzywając się.

        — Nie będę owijać w bawełnę: zainteresowałaś mnie. Poza tym jak na tak młodą wampirzycę jesteś silna i wiele wiesz. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, która będzie po twojej stronie, nie sądzisz? — zapytała, spoglądając na dziewczynę.

        — Jestem tego samego zdania — odparła, ku uciesze pierwotnej — Domyślam się, że twoje relacje z braćmi są dość.. skomplikowane.

        — Dobrze ujęte. Zdaję sobie sprawę, że Klaus mnie kocha, ale ma obsesję na punkcie kontroli. Dla Elijah'y jestem ważna, podobnie on dla mnie, ale nie miewamy wspólnych tematów, nie licząc naszej rodziny. Kol mnie denerwuje, ale to wciąż mój brat. Zaś Finn.. Ugh, długa, nieprzyjemna historia. Liczyć na lojalność w tej rodzinie, szczególnie mi, to rzecz niemożliwa. Trzeba zatem szukać sojuszników spoza więzów krwi.

        — Moje rodzeństwo nie jest tak liczne jak twoje, ale równie problematyczne. Mimo że jestem ich siostrą, zawsze byli bliżsi sobie. Najwięcej ich łączy, często jestem.. pomijana. Poza tym ostatnio nasze relacje mają wiele do życzenia — wyznała.

        — Nie oszukujmy się; nasi bracia to kochane barany — brunetka solidnie pokiwała głową, na jej wypowiedź — Wejdziemy do Grilla? Mam ochotę na frytki.

Wedle propozycji Rebeki - wampirzyce wstąpiły do miejscowego lokalu. Zbierało się w nim całe miasto, klienci byli różnorodni, a personel młody. Usiadły przy wolnym stoliku przy oknie.

        — Nie mają jakiejś bogatej karty, ale zawsze można tu zjeść — opisała knajpę niebieskooka.

        — Diabeł tkwi w szczegółach, jak to mówią — wyszczerzyła się — Słyszałam, że spędziłaś w trumnie dziewięćdziesiąt lat. Domyślam się, że nie było to przyjemne przeżycie.

        — Okropne — mruknęła — Ale nie był to jedyny raz, kiedy prawie całe stulecie przespałam w trumnie. Lepiej zmieńmy temat, jest zbyt oficjalnie. Gdzie mieszkałaś, zanim przyjechałaś tutaj?

        — W Filadelfii. Podawałam się za studentkę uniwersytetu Thomasa Jeffersona. Udawało mi się to, póki nie zadzwonił do mnie brat... — zaakcentowała złowrogo ostatnie słowo.

        — Damon jak zgaduję — dokończyła za nią — Lubię to miasto, ale jest jak trucizna... Trzyma mnie tu tylko rodzina.

        — Co podać? — powiedział męski głos. Przy stoliku pojawił jasnowłosy kelner, trzymający w ręku notatnik i długopis. 

        — Frytki i colę — oznajmiła z uśmiechem pierwotna, co zwróciło uwagę jej towarzyszki.

        — Matt Donovan, jak zgaduję... — mruknęła pod nosem brunetka — Macie w karcie żeberka?

        — Mamy. Widziałem cię tutaj. Jak masz na.. — próbował zapytać, ale dziewczyna go wyprzedziła.

        — Genevieve Salvatore. Poproszę więc żeberka i czerwone wino — odparła z szerokim uśmiechem. Donovan o mało nie opuścił długopisu, gry to usłyszał. Salvatore? Nie miał pojęcia kim dokładnie ona jest, co utrudniało mu zrozumienie jej wypadu z pierwotną. Salvatore i Mikaelson przy jednym stoliku. Niebywałe.

Blondyn odszedł od stolika i pokierował się w stronę baru. Po drodze jednak zatrzymał się przy stoliku. Siedziały tam Caroline Forbes, Bonnie Bennett i Elena Gilbert. Kto miałby wiedzieć, kim jest ta dziewczyna, jak nie Elena?

        — Hej, wiecie kim jest ta Genevieve Salvatore? — przystanął i zadał pytanie. Caroline i Bonnie zmarszczyły brwi, zaś Elena westchnęła. Nie powiedziała jeszcze przyjaciółkom, że bracia Salvatore mają siostrę.

        — Siostrą Stefana i Damona. Przyjechała dwa dni temu — odpowiedziała. Głowy wampirzycy i czarownicy zwróciły się w jej stronę. Matt jedynie kiwnął głową i poszedł oddać zamówienie do kuchni. 

        — To oni mają siostrę? — spytała zaskoczona blondynka. Pomimo że jej ojciec zmarł zaledwie wczoraj, nie straciła swojego optymizmu, choć faktycznie - zmalał.

        — Jak widać. Też o tym nie wiedziałam, dopóki jej nie spotkałam. Siedzi przy oknie z.. Rebeką? — sama się zdziwiła, widząc to. Spojrzenia nastolatek odruchowo przeniosły się na stolik ów dam.

Nie zwlekając, wstały ze swoich miejsc.  Pokierowały się w stronę rozmawiających wampirzyc. O dziwo, wiecznie skwaszona Rebekah się zaśmiała. Nie umknęło to ich uwadze. 

        — Hej.. — zaczęła Caroline. Wampirzyce odwróciły się w jej stronę - Rebekah niespecjalnie zadowolona, Genevieve ze zwyczajną miną — Jestem Caroline, a to Bonnie. Naprawdę jesteś siostrą Salvatorów?

Brunetka zaśmiała się krótko pod nosem, po czym podniosła wyżej głowę.

        — Robię się coraz sławniejsza... Tak, jestem ich siostrą. O, właśnie, Eleno. Mogłabyś przekazać kretynowi numer jeden, że ma uzupełnić zapasy krwi? Kretynowi numer dwa zaś, żeby postarał się nie roztrzaskiwać jej na podłodze w salonie. Dziękuję — oświadczyła, mówiąc szybko i płynnie, bez zatrzymywania się. Forbes uchyliła lekko usta, Bonnie zmarszczyła brwi. Elena przybrała na twarz uśmiech, prawdopodobnie sztuczny.

        —  Tak, oczywiście — powiedziała Gilbert — A wy.. jecie lunch?

        — A nie widać? — zabrała głos pierwotna — Skoro jak widzisz, czekamy na jedzenie, mogłybyście nam nie przeszkadzać i odejść. Najlepiej na drugi koniec miasta — wyszczerzyła się równie fałszywie, jak sobowtór przed chwilą. 

Forbes i Gilbert burknęły coś niewyraźnie, Bennett pozostawiła to bez komentarza. Wróciły do swojego stolika. Genevieve powróciła do rozmowy z nową, zdaje się, przyjaciółką.

        — Nie musiałaś być taka niemiła — zwróciła jej uwagę — Lepiej jest robić dobrą minę do złej gry.

        — Chyba faktycznie cię polubię — uznała blondynka, co wywołało nieznaczny chichot u Salvatore — Ja jestem na to zbyt nerwowa. Próbuję zachować spokój.. a potem trafia się ktoś pokroju Kola i wytrąca mnie z równowagi.

        — Macie chyba naprawdę dziwną relację — stwierdziła brązowooka — A co do nerwowości.. Aktorstwo to całe moje dzieciństwo. Ile ja razy okłamałam matkę i Abigail, moją nianię... Nie wspominając o Damonie i Stefanie. Przychodzi mi to z łatwością nawet teraz.

        — Doprawdy? Potrafię wyczuć szybsze bicie serca na kilometr, skłam — poprosiła ją. Mina brązowowłosej stała się kamienna.

        — Jestem różowowłosym jednorożcem z krainy Oz, kochającym jeść misiowe żelki — powiedziała. Kąciki jej ust ani nie drgnęły, a spojrzenie cały czas wbite było w oczy jasnowłosej.

        — Dobra jesteś — pochwaliła ją.

Po kilkunastu minutach rozmowy, przyszło do nich w końcu zamówienie. Salvatore uśmiechnęła się w stronę mięsa. Lubiła je jeść ponad wszystko, co wzbudzało niekiedy szok u gapiów. A szczególnie pod koniec dziewiętnastego wieku. Aczkolwiek nic nie zmieni faktu, że Genevieve była, jest i będzie fanką mięsa wszelkiej maści.

        — Nie za szybko? — spytała Rebekah, widząc sposób jedzenia wampirzycy.

        — Wybacz — przeprosiła szybko i zaczęła jeść wolniej — Mogę zadać ci pytanie?

        — Jeśli nie dotyczy ono mojego życia pomiędzy tysiąc osiemset dwudziestym, a tysiąc dziewięćset dziewiętnastym, pytaj śmiało — odparła.

        — Ile wasza matka miała dzieci łącznie? 

Blondynkę zdziwiło to pytanie. Nie dotyczyło w żaden sposób jej, ani jej braci. Jedna, głupia liczba. A mogła zapytać o wszystko. No, prawie wszystko. 

        — Serio pytasz? Siódemkę. Najstarsza, Freya oraz najmłodszy, Henrik, zginęli. Freya poprzez zarazę, Henrika zaatakowały wilkołaki — oświadczyła, jedząc przy tym swoje frytki — Niewiele osób o to pyta.

        — Cóż.. ja jestem wyjątkowa — uśmiechnęła się diabolicznie — Co robisz jutro?

        — Zapomniałam wspomnieć! Moja matka postanowiła zorganizować bal. A ty, jako moja przyjaciółka, jesteś gościem honorowym — zapowiedziała.

        — Z chęcią przyjdę. Może przyjdziesz do mnie się naszykować? Mam duży pokój, a zapewniam - moi bracia nam nie przeszkodzą — zaproponowała.

        — Skoro tak stawiasz sprawę... Pewnie — uśmiechnęła się.

Przez następną godzinę rozmawiały, śmiały się i nie przejmowały konfliktem, pomiędzy ich rodzinami. Rebekah po raz pierwszy poczuła, że ma w Mystic Falls przyjaciół, zaś Genevieve.. cieszyła się, że w rodzinie bezwzględnych, szaleńczych krwiożerców dopatrzyła się przyjaciółki. 

Obie nie zdawały sobie sprawy, że ta przyjaźń tyle przetrwa...


***

Oto i 3 rozdział, moi drodzy! Bardzo szybko i przyjemnie mi się go pisało.

A jeśli aktywność wciąż będzie taka piękna jak dotychczas, rozdział czwarty pojawi się już w niedzielę :)

Do następnego xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top