II. "Nikt ważny."
***
1 8 5 2
— Damon! Poczekaj! — zawołała niska, ośmioletnia brunetka. Próbowała dogonić swojego starszego brata, biegnącego w stronę prowizorycznej, domowej tarczy.
Czarnowłosy dotarł szybko na miejsce, dziewczynka kilkanaście sekund później, cała zasapana. Za nimi, można powiedzieć, że znikąd, pojawił się ich młodszy brat. Najstarszy z nich, Damon, obiecał, że pokaże im jak strzelać z łuku. Dobył drewnianej broni oraz wykonanej z tego samego materiału strzały. Napiął cięciwę, wycelował i strzelił. Trafiła nieopodal środka.
— Kiedy ja będę mógł strzelać? — zapytał z entuzjazmem kasztanowłosy. Brat pomierzwił go po głowie.
— Kiedy tata ci pozwoli. Chcesz spróbować, Gen? — Spytał swoją młodszą siostrę. Wpatrywała się zaskoczona w ciemnowłosego. Nie sądziła, że jej pozwoli. Z własnej woli...
— A mogę? Tak! Proszę! — Wykrzyczała uradowana. W przeciwieństwie do swoich rówieśniczek wolała brudzić się w błocie i skakać po drzewach niż bawić się lalkami. Ludzie dookoła tłumaczyli sobie, że to wpływ jej braci.
Brat przekazał jej łuk. Był lżejszy niż się spodziewała. Damon pomógł jej odpowiednio napiąć cięciwę i umieścić w niej strzałę. Pozwolił jej samej wycelować. Przymrużyła oczy, przesunęła łuk odrobinę w prawo i.. puściła strzałę. Trafiła w sam środek. Ośmiolatka zaczęła skakać i pytać braci, czy to widzieli. Dawno nie była tak podekscytowana.
— No proszę, kto to strzela tak dobrze?
Pojawiła się za nimi Lillian Salvatore, matka tych trzech urwisów. Jak zawsze odziana w elegancką sukienkę, nienagannie uczesana. Z lekkim uśmiechem wpatrywała się w synów, córkę raczej on ominął.
— To Genevieve! — odparł głośno pełen podziwu dla siostry Stefan. Zdaje się, że nie zobaczył innego spojrzenia matki dla dziewczynki. Czego jednak mogło się wymagać od sześciolatka, kochającego matkę nad życie?
Stefan podbiegł do niej i wtulił się w nogi. Ciemnowłosa zaśmiała się delikatnie, jak przystało na damę. Zerknęła srogim wzrokiem na swoją córkę i rzekła:
— A ty nie miałaś czasem pomóc Margaret w kuchni? — zadała pytanie, wbijając w nią przenikliwe spojrzenie. — No już, zmykaj — popędziła dziewczynkę. — A wy, chłopcy, uważajcie.
Już jako ośmiolatka widziała, że matka nie kochała ją na równi z jej braćmi. Już wtedy ją to bolało.
***
2 0 1 0
Za oknem panowały już kompletne ciemności. Ulice oświetlały latarnie, usłyszeć dało się prawie wyłącznie świerszcze i przejeżdżające co jakiś czas samochody. Wampirzyca mająca już na karku sto sześćdziesiąt sześć lat, wchodziła właśnie do domu. W korytarzu jak i w salonie zapalone było światło.
Lecz to nie to zaskoczyło Genevieve, kiedy weszła do domu. Zrobił to Stefan uderzający pięścią Damona.
— Czy naprawdę nie można was zostawić na pięć minut?! — Wydarła się. Bracia przenieśli na nią spojrzenie, Stefan zdziwione, Damon szczęśliwe.
— On wie za co. — Powiedział młodszy, wskazując na czarnowłosego. Puścił go i błyskawicznym tempem pokierował się na piętro, zapewne do swojego pokoju.
Damon otrząsnął się i pomasował miejsce, w które uderzył go brat. Gdyby nie uważał tego za właściwe, pewnie by mu oddał. Zamiast tego musiał jednak uporać się z problemem, który sam przywiódł do miasta. Swoją siostrą.
— Co to było?! — Wykrzyczała. Stefana potrafiła przywołać do porządku Lexi, Damona Christine, ale ich obu wyłącznie Genevieve. Cóż, skoro Stefan uciekł, to Damon musiał się z tym liczyć.
— To? A, odwet za pocałowanie Eleny. Ale powiem jedno; było warto. — Wyszczerzył się szelmowsko. Salvatore zmarszczyła brwi.
— Powtórka z rozrywki? Naprawdę? — Parsknęła. Pogratulować rozumu. — Co dzisiaj robiliście? Domyślam się, że chodziło o trumny i Abby Bennett. — Skrzyżowała ręce na piersi.
— Skąd ty to... Ugh, nieważne. Tak, chodziło o trumny i Abby Bennett. Klaus je dostał, my wciąż jesteśmy w posiadaniu jednej z nich, wiedźma odnalazła matkę, wszyscy szczęśliwi. Możesz zakończyć odwiedziny.
— Już chcesz się mnie pozbyć? — położyła dłoń na sercu. — Nie przyjechałam tutaj na jeden dzień, Damonie, dobrze o tym wiesz. A skoro Klaus odzyskał trumny, będzie tylko ciekawiej! — zaklaskała podekscytowana. — Ach, brakowało mi dreszczyku emocji bracie. A przy okazji.. Z którego pierwotnego wyciągnąłeś sztylet? — zapytała, po zobaczeniu owego sztyletu w ręce brata.
— Zaczynam się zastanawiać, czy aby nie przyjaźniłaś się z Sherlockiem Holmesem. — irytował się. — Z Elijah'y. Pomoże nam. Tylko proszę, nie ingeruj.
Zamiast odpowiedzieć w jakiś dorosły sposób, uśmiechnęła się przebiegle i udała na górę. Czarnowłosy został sam w korytarzu, karcąc się w głowie.
Zapomniał, że jego siostra uwielbia intrygi.
***
Dla Genevieve ranek zapowiadał się świetnie. Już o ósmej rano była ubrana i najedzona, krótko mówiąc - gotowa do wyjścia. Zarówno Damon jak i Stefan wciąż spali, więc obyło się bez dodatkowych, niepotrzebnych pytań. Dziewczyna miała jeden cel - spotkać pierwotnego. Elijah, Klaus, obojętnie.
Wychodząc, miała na sobie kanarkowożółtą sukienkę oraz niskie, kremowe czółenka. Włosy jak zwykle pokręciła lokówką, a jako dodatek wybrała czarną, grubą opaskę na włosy. Humor dopisywał jej wyjątkowo, z trudem tłumiła uśmiech.
Postanowiła przejść się do centrum, nawet jeśli nie spotka pierwszego, będzie mogła napić się w knajpie. Albo poznać kogoś jeszcze z miastowej nadprzyrodzonej ferajny.
Weszła po drodze do niewielkiego lokalu, gdzie sprzedawali kawę. Zamówiła sobie swoje ulubione cappuccino, po czym opuściła kawiarnię. Wyszedłszy, nie była zbyt skupiona na samym chodzeniu. Nie dziwnym więc było, że na kogoś wpadła.
Kawę upuściła na ziemię, zaś sama zrobiła coś na wzór wściekło-zaskoczonej miny. Przekierowała ów spojrzenie na osobę, na którą wpadła. A był to nikt inny, jak brązowowłosy wampir o brązowych oczach.
— Przepraszam, nie patrzyłam, gdzie idę... — Tłumaczyła się, jednak pierwotny przerwał jej uspakajającym uśmiechem.
— Nic nie szkodzi. Żal tylko kawy — zapewnił. Ruszył dalej, ale zatrzymał go głos wampirzycy.
— Prawda, ale za to spotkałam słynnego Elijah'ę. — Odparła normalnym głosem, a jednak usłyszał ją z ponad pięciu metrów.
Zatrzymał się, odwrócił i podszedł do dziewczyny. Widać było fałszywy uśmieszek na ustach pierwszego.
— Z kim mam przyjemność? — Zapytał szarmancko. Uśmiechnęła się słodko i odrzekła:
— Może się przejdziemy? — Zaproponowała.
Wyciągnął dla niej ramię, którego ona następnie się złapała. Oboje z uśmiechami na ustach, kroczyli po chodniku. Co prawda Gen z zadowolonym, Elijah podejrzliwym, ale jednak... Dziewczyna w końcu przemówiła.
— Mogę dać ci podpowiedź. Moje pożal się Boże rodzeństwo to idioci. — Prychnęła, unosząc wzrok ku górze. Kochała ich, ale jak to siostra, kochała także dokuczać.
— Czyżby jedna z Salvatorów? — Zadał wyniośle pytanie, nawet na nią nie patrząc. Puściła wampira, by stanąć przed nim i się ukłonić.
— Genevieve Vivianne Salvatore, dla przyjaciół Gen. — Przedstawiła się nareszcie.
— Genevieve Salvatore... No proszę. Nie spodziewałem się po nikim z tego rodzeństwa, że dobrowolnie do mnie przyjdzie. A tu proszę, dwie niespodzianki w dwa dni. Z czego jedna jest od ich siostry. Jesteś od nich młodsza? — Pytał, ponownie idąc z nią pod ramię.
— Mam dziewiętnaście lat, jestem dwa lata starsza od Stefana. A przynajmniej biologicznie, formalnie mam sto sześćdziesiąt sześć. — Przyznała.
— Cóż, przy mnie jesteś płotką, co nie zmienia faktu, że jesteś interesująca jak na Salvatore'a. Czego mogę się po tobie jeszcze spodziewać, Genevieve?
— Może zdradzisz mi więc, ile ty masz lat? Mówią, że macie tysiąc od jakichś dwudziestu lat, idzie się pogubić. — Wyszczerzyła się.
— Spodziewałem się raczej pytań o treści: "Co zrobicie z Eleną?", "Kiedy się stąd wyniesiecie?" lub też "Co jest w ostatniej trumnie?".
— Nie da się ukryć, że jestem inna od swoich braci. To jak? Odpowiesz? Będę ci winna jedną odpowiedź. — Obiecała, co zmotywowało pierwotnego do odpowiedzenia na pytanie.
— Będziesz pierwszą osobą, która to usłyszy od tysiąc dziewięćset ósmego. Proszę bardzo, dwadzieścia pięć. Urodziłem się w dziewięćset siedemdziesiątym piątym. — Wyznał, co ucieszyło wampirzycę. — Moja kolej na pytanie. Co skłoniło cię do rozmowy ze mną?
— Głupota braci. Stefan stał się teraz maszyną do zemsty, a Damon próbuje mnie wykluczyć z ich problemów. A ja nie lubię być wykluczona. Ufam jednak, że z twoją małą pomocą uda mi się rozwiązać wspólne problemy naszych rodzin.
— Trzeba przyznać, że potrafisz być zaskakująca, Genevieve. Dzisiaj o osiemnastej mają do mnie przyjść twoi bracia. Mam nadzieję, że ta informacja ci pomogła. — Zwrócił się do brunetki, obracając w jej stronę.
— Niezmiernie. — Uśmiechnęła się niewinnie. — Na mnie już chyba czas, powodzenia z bratem.
Po wypowiedzeniu tych słów, wampirzyca znikła. Brunet lekko się uśmiechnął, po czym również wampirzym tempem udał się do swojego domu.
***
Salvatore po przybyciu do pensjonatu, stanęła przy wejściu do salonu. Zobaczyła tam patrzącego na czarny strój Damona. Od razu wiedziała, że spotkanie pierwotnego, a zwłaszcza Elijah'y, to dobry plan.
— A gdzie się tak stroisz? — Zadała mu pytanie.
— Zaskoczę cię. Na randkę. — Powiadomił wyraźnie. Widziała, że jest także drugi komplet. Czarnowłosy zauważył, że na niego patrzy, więc dopowiedział — Podwójną. Ze Stefanem.
Moi bracia mają ciekawe upodobania...
— Tak? A z kim?
— Eleną i Caroline. — Odpowiedział pewny siebie. Nie powstrzymała się od parsknięcia.
— Jestem pewna, że pójdą z wami na randkę po rzekomej śmierci Billa Forbesa. — Kiwała głową, udając, że przyznaje mu rację. Tymczasem jemu opadły ręce. Z zaciekawieniem wpatrywał się w siostrę. — Nie słyszałeś? Lepiej umów się z kimś innych, jeśli nie chcesz z randki zrobić stypy.
Wycofała się z pomieszczenia, ciesząc się, że wybrała drogę obok szpitala, z którego wychodziła właśnie Elena. Ach, mam szczęście, pomyślała. Skierowała się do pokoju, w którym spała i opadła na łóżko.
Usłyszała brzęczenie swojego telefonu, do tej pory leżącego na stoliku nocnym. Szesnaście nieodebranych połączeń. Otworzyła wiadomości, gdzie zobaczyła ponad siedem nowych.
Od: Jordan Woodrow
Hej czemu tak nagle zniknęłaś?
Gen dlaczego nie odbierasz
Martwię się o ciebie z Georgie, żyjesz?
Halo ziemia do Gen
Mam namierzyć twój telefon?
Od: Georgina Woodrow
Hej gdzie ty się podziewasz?
Odpowiedz bo Jordan nie daje mi spokoju
Uśmiechnęła się na widok SMS-ów od jej przyjaciół z Filadelfii
Georgina i Jordan Woodrow, rodzeństwo. Najpierw poznała Georgie, uczyły się razem na uniwersytecie Jeffersona, mieszkały niedaleko siebie. Rudowłosa była doprawdy bardzo miłą, trochę nieśmiałą osobą. Genevieve niewątpliwie trochę ją rozruszała oraz obdarzyła ciepłą relacją. Jordan, brat dziewczyny, poznał wampirzycę później, kiedy napotkał ją w domu swojej siostry. Nie minęło wiele czasu, a się nią kompletnie zauroczył. Ale.. cóż. Jordan nigdy nie wyznał swoich uczuć Salvatore, a ona nigdy nie mówiła na ten temat. Przyjaciel - być może, chłopak - stanowczo nie. Po pierwsze: nie chciała narażać jego i Georgie na porachunki z jej wrogami, po drugie: chłopak po prostu nie był w jej typie.
Westchnęła głęboko, na widok wiadomości. Wybrała numer chłopaka i zadzwoniła. Większa szansa, że odbierze. Georgina, kiedy zaczytywała się w lekturze, zazwyczaj wyłączała telefon. A czytała bardzo często. Jordan był od komórki uzależniony, wiecznie miał ją przy sobie. Po dwóch sygnałach usłyszała głos po drugiej stronie.
— Gen? Gdzie ty jesteś?! Myślałem, że cię porwali! — wydzierał się.
— Spokojnie, nic mi nie jest. Pojechałam odwiedzić braci, problemy rodzinne — zaśmiała się nerwowo. — A ty, jak się trzymasz? Co u Georgie?
— To ty masz braci? Jakie problemy? Gen, wiesz, że możesz mi powiedzieć. Tylko błagam, nie każ mi okłamywać Georginy — dociekał chłopak.
Brunetka westchnęła, zanim ponownie zabrała głos.
— Uwziął się na nich lokalny.. szeryf. Wiesz, że dobrze znam prawo, chciałam im pomóc. Nie bój się, kiedyś wrócę. Muszę kończyć, cześć, Jordan — rozłączyła się, mimo próśb Woodrowa.
Zrobiła to niezbyt chętnie, bo pomimo wszystko lubiła nastolatka. Był o rok starszy od Georginy, która biologicznie była w wieku Genevieve. Miał zatem dwadzieścia lat.
W tamtej chwili musiała jednak myśleć o braciach. I pierwotnych. A czego jej potrzeba do obu spraw? Sukienki. I to nie byle jakiej.
Przejrzała szafę, ale nie znalazła w niej nic "urzekającego". Wtedy przypomniała sobie o prezencie na jej sto sześćdziesiąte urodziny od swojego dawnego.. przyjaciela, aktualnie tkwiącym na strychu. Może prezent nie został wręczony osobiście, a nadawca nie widział wampirzycy od lat trzydziestych, ale nadawał się idealnie.
Udała się po schodach na poddasze, pełne pudeł, kartonów i starych komód. Nazbierało się tego przez te wszystkie lata... Udało jej się znaleźć podarunek na dnie szafy. Zdjęła wieko z pudełka i wyciągnęła sukienkę.
Rubinowa, w połowie tiulowa suknia do połowy łydki, to było to, czego szukała dziewczyna. Sukienka posiadała krótkie, tiulowe rękawki, zaś w pasie znajdowała się prostokątna sprzączka wysadzana małymi brylancikami. Zadowolona zabrała sukienkę do swojego pokoju.
Po wzięciu kąpieli i umyciu włosów, włożyła strój na dzisiejszy wieczór. Dobrała do tego czarne, zamszowe szpilki na niewysokim obcasie. Twarz nieznacznie pomalowała, część włosów upięła w małego koka, resztę pozostawiła rozpuszczoną. Podczas gdy kończyła się szykować, usłyszała głosy Stefana i Damona, mówiące, że wychodzą. Ucieszyło ją to, ale również pospieszyło. Dość szybko dokończyła się poprawiać.
***
— Może zdradzisz mi w końcu, dla kogo jest to piąte miejsce? — zapytała hybryda swojego brata. Przez cały dzień pozostawał nieugięty.
— Może ty w końcu przestaniesz mnie sztyletować? — odgryzł, co zamknęło mu na chwilę usta. Niklaus uśmiechnął się, usłyszawszy dźwięk dzwonka.
Elijah podszedł do drzwi i otworzył przybyszom drzwi.
— Niklaus, przybyli goście — zapowiedział starszy pierwotny.
— Damon, Stefan! Staraliście się o audiencję, gratuluję śmiałości! Omówmy warunki ugody, jak ludzie cywilizowani — wskazał na stolik, gdzie nakryto dla pięciu osób.
Czarnowłosy zmarszczył brwi, widząc to. Pięć? Elijah o tym nie wspominał, pomyślał. Stefana niespecjalnie to zaskoczyło, bo - bądźmy ze sobą szczerzy - w charakterze pierwszych idzie niespodziewane zachowanie. Gdyby miejsce to zajęła ich dawno zmarła babka, także by to go nie ruszyło. Aktualnie jego rozmyślania otaczały osobę Klausa i sposobie, w jaki się na nim zemścił.
Czwórka wampirów zajęła miejsce na krzesłach. Na drewnianym blacie stołu znajdowały się wszelkie naczynia, sztućce oraz serwetki. Jedzenia jeszcze nie podano, część znajdowała się w kuchni, część w rękach "kelnerek" zarezerwowanych na ten wieczór przez Niklausa. Kiedy usiedli, postawiono na nim przystawki.
— Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że przybędziesz, Stefanie — wyznał blondyn, nakładając sobie na talerz plaster pieczeni oraz sałatkę.
— Nie chciałem. Zmuszono mnie — wyszczerzył się fałszywie w stronę wroga. Faktem jest, że to z rozkazu Damona przyszedł na tą "posiadówkę". Albo ze strachu przed siostrą, która miała się wtedy na niego czaić w pensjonacie.
Czarnowłosy zastygł w bezruchu, kiedy usłyszał otwieranie drzwi. Ponadto siedział do nich tyłem, więc nie sposób mu było wtedy zobaczyć przybysza. Elijah i Klaus, siedzący twarzą do drzwi, najprędzej ujrzeli gościa. Brunet uśmiechnął się zadowolony z siebie, Klaus zdziwił. Czy to nie była ta sama dziewczyna, którą jeszcze wczoraj spotkał w barze?
— Przepraszam za spóźnienie. Po drodze wystąpiły pewne komplikacje — uśmiechnęła się niewinnie.
Elijah natychmiast zjawił się przy niej, pomagając zdjąć płaszcz. Pokazało to jej suknię w całej swojej okazałości. Nawet Niklaus, zgorzkniały i okrutny, uchylił delikatnie usta na chwilę. Nie sposób tego nie zrobić, widząc właścicielkę stroju, równie piękną co jej ubranie. W szczególności mającą na sobie taki uśmiech. Ni nieśmiały, ni przebiegły - tajemniczy. Na tyle, że mało komu udałoby się go rozszyfrować.
Stefan przypomniał sobie swoje myśli sprzed kilku minut. Nic mnie nie zaskoczy, tak?. Prześladująca go, gdzie by nie poszedł siostra, akurat nie zaliczała się do postaci, o których wtedy myślał. Wiedział, że już nie odpuści. Miała obsesję na punkcie zaskakiwania, wiedzy o każdym szczególiku ich życia oraz wygranej. A jeśli miała ona dotyczyć pierwotnych, będzie do tego prowadziła zawiła, trudna droga. Najstarszy z rodzeństwa, po wyjściu z pierwszego szoku, wgapiał się w siostrę jak na w kosmitkę. Nie przemyślał tego, że okłamywanie jej to zły pomysł. A "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła" jej nie dotyczyło, bo znajdowała się teraz w jego dziesiątym kręgu.
— Piękna nieznajoma, no proszę — wypowiedziała te słowa hybryda. Wampirzyca odpowiedziała mu zadziornym spojrzeniem.
— Nie przedstawiłam się, lecz zrobię to teraz. Genevieve Salvatore — ukłoniła się, podobnie jak przed jego bratem kilka godzin temu.
Oczy wilka momentalnie przekierowały się na braci Salvatore. Próbował ich przejrzeć. Nie ośmieliłby się nawet pomyśleć, że mają siostrę. Nic na to nie wskazywało. Nie mieli jej zdjęć, nie wymawiali jej imienia, wielokrotnie mówili, że są dla siebie jedyną rodziną. A to wszystko po to, by kilka miesięcy później dowiedzieć się, że mają siostrę. I to taką ładną...
— Skrywana tajemnica, której nawet moja perswazja nie zdołała wyśledzić. Nie będę ukrywał, nie spodziewałem się takiej informacji.
Przejął rolę brata i specjalnie wysunął dla niej krzesło, żeby mogła usiąść. Siedzenie mieściło się pomiędzy Damonem a Klausem, dwoma diabłami. Mimo to nie zrobiło to na niej wrażenia. Z perspektywy pozostałych tu obecnych wydawałoby się, że dziewczyna wie o czymś niesamowitym i niezwykłym, ale ani śmie im o tym powiedzieć. To wyjaśniałoby jej nieustający uśmiech, co jakiś czas tylko zmieniający oblicze.
— Nie przeszkadzajcie sobie, chętnie posłucham o czym rozmawialiście przed moim przybyciem — zachęcała ich, kiedy ich usta jakby się zasznurowały. Nawet pierwotni nic nie mówili.
— Jak widzisz, twoja obecność kompletnie zbiła nas z tropu. Choć teraz przynajmniej wiem, dlaczego Elijah kazał przygotować piąte nakrycie. A właśnie, skąd znasz mego brata? — zwrócił się do Salvatore.
— Nie jest to oszałamiająca, pełna zwrotów akcji historia — odparła niezwłocznie — Wychodząc z kawiarni, niechcący go "potrąciłam". Następnie wdaliśmy się w ciekawy dialog, podczas którego dostałam zaproszenie na to małe przyjęcie. Prawda, Elijah? — spojrzała na bruneta.
— Oczywiście, Genevieve — poparł ją.
W tamtym momencie dosłownie każdy przy stole miał wyrysowany na twarzy fałszywy uśmieszek. Ale wampirzycy nietrudno było rozgryźć wampirów. Stefan ma jej dość, bo wie jaki ma na niego wpływ, Damon ma jej za złe, że wdaje się w kontakty z pierwotnymi, zaś pierwszych interesuje jej osoba. A póki tak się dzieje, ma u nich immunitet.
— To przynajmniej wyjaśnia, dlaczego, siostrzyczko, się tutaj znalazłaś. Masz mi może coś jeszcze do powiedzenia? Jakaś wróżka umyła ci samochód? Demon opętał przyjaciela? — wypytywał z humorem czarnowłosy.
— Och, dobrze wiesz, Damonie, że żaden demon nie ośmieliłby się mi czegokolwiek zrobić. Zapewne to wina mojego paktu z diabłem, zawartego przy moich narodzinach przez moją duszyczkę — odpowiedziała, przez co zacisnął usta. Uwielbiała mówić, że zawarła pakt. Miałoby to wyjaśniać jej wiedzę o wszystkim dookoła.
— Nie zbaczajmy z tematu, mieliśmy zawrzeć rozejm — przypomniał najmłodszy Salvatore.
— Ty, Stefanie, akurat byłeś najmniej temu chętny — stwierdził Elijah — Wina?
— Poproszę — przyznała wyszczerzona wampirzyca. Jasnowłosa kobieta nalała do jej kielicha czerwonego trunku.
— Stefan ma rację, jesteśmy tu, aby zawrzeć pokój — przemówiła hybryda — Tego chyba chciałeś, wyciągając sztylet z mojego brata, Damonie.
— À propos sztyletów.. Co u Rebeki? — ośmielił się kasztanowłosy. Nie wyprowadziło to jednak Klausa z równowagi.
— Ma się świetnie. Nie musisz się kłopotać, poinformowałem już Elijah'ę o naszej matce — odparł. Wtedy głos zabrała młoda Salvatore.
— Och, mówicie o osiemnastoletniej, najmłodszej z rodzeństwa Mikaelson wampirzycy? Tej wdającej się w romanse z niewłaściwymi chłopcami, których następnie Klaus się zręcznie pozbywał? O, macie również na myśli waszą matkę, Esther, którą Klaus zabił tysiąc lat temu, prawda? Nie przemieniła was czasami w wampiry? — zbiła wszystkich z tropu. Bracia Salvatore oczywiście się zaskoczyli, bo o tym o dziwo jej nie mówili, zaś Mikaelsonowie niezbyt weseli wpatrywali się w młodsze od siebie wampiry.
— Długie macie języki, panowie — uznał blondyn.
— Nie. Po prostu ona wie wszystko — wskazał na brunetkę palcem jej młodszy brat.
— Przyznaję się — podniosła rękę do góry z pewnym siebie uśmiechem.
Kelnerki zabrały ze stołu po części zjedzone już przystawki. Zamiast nich miejsce na stole zajmowała teraz pieczona kaczka, zupa dyniowa oraz bogato podane łososie. Zapach unosił się ponad stołem, po części rozrzedzając gęstą atmosferę. Brunetka, nie przejmując się wypowiedzianą kwestią, nałożyła sobie na talerz części kurczaka. Napiła się przy okazji wina. Pozostali mogli wykonać te czynności dopiero kilkadziesiąt sekund później, gdyż uprzednio ich głowę zajmowała tylko jedna osoba i tylko jedno pytanie. Skąd ona o tym wie?
— Och, Genevieve, chociaż źródło twojej wiedzy niesamowicie mnie teraz ciekawi, należy się skupić na głównym celu, od którego odbiegamy od kilkunastu minut. Jednak najpierw... Stefan, powiedz co u Eleny? — wyskoczył nagle najstarszy z tu obecnych.
— Nie wiem, spytaj Damona — odpowiedział mu podłym uśmieszkiem. Brunet nieco się zdziwił, ale pomógł mu jego brat.
— Kłopoty w raju — zreasumował — Cóż się dziwić, urok sobowtóra Petrovej jest ogromny. Może opowiedzieć im o Tatii?
— Dlaczego chcesz poruszać kwestię już dawno rozwiązaną? — mimo zadanego pytania, opuścił wzrok. Genevieve widziała, że wolałby o tym nie rozmawiać.
— W naszej wiosce, tysiąc lat temu żyła kobieta o niespodziewanej urodzie. Kochał ją każdy, pomimo że miała już dziecko — rozpoczął blondyn.
— A najbardziej Niklaus — wtrącił jego brat.
— Ktoś kochał ją równie mocno — dodał Klaus, wyjątkowo bez uśmiechu.
— Zaraz.. Kochaliście jedną dziewczynę? — wyleciał z pytaniem Damon, zdziwiony ich opowiadaniem.
Pogratulować orientacji, braciszku, prychnęła w głowie wampirzyca.
— Stała się powodem naszego sporu, zatem nasza matka postanowiła ją usunąć.. — opowiadał dalej młodszy z pierwotnych, ale niespodziewanie przerwała mu Genevieve.
— I to właśnie krew Tatii znajdowała się w winie, kiedy matka rzuciła na was zaklęcie, które przemieniło was w wampiry — skwitowała. Niklaus wyszczerzył się nieznacznie, podobnie Elijah, Salvatorowie patrzyli na siostrę niepewnie.
— Może pochwalisz się, skąd to wiesz, co Gen? — zaproponował Damon, coraz bardziej rozczarowany swoją niewiedzą.
— Zwykle nie zdradzam swoich źródeł, ale ten jeden raz zrobię wyjątek. Domyśliłam się. Skoro Esther postanowiła się jej pozbyć, mogła mieć z niej pożytek. Nadmienię jeszcze tylko, że to właśnie sobowtóra Petrovej Klaus potrzebował do zdjęcia klątwy oraz do tworzenia hybryd. Przypadek? Nie sądzę — wyjaśniła dosyć szybko. Mikaelsonowie nie mieli pojęcia, czego się mogą po niej spodziewać, Salvatorowie zresztą też.
— Może omówmy warunku umowy? — zaproponował w końcu Elijah. Damon spojrzał wtedy na swój telefon, na który właśnie dostał SMS-a. Nie umknęło to uwadze jego młodszej siostry.
— To proste; Klaus dostaje trumnę, a w zamian cała wasza rodzina opuszcza Mystic Falls — oznajmił czarnowłosy. — A ja, Stefan i Elena żyjemy długo i szczęśliwie.
Dzięki za pamięć...
— Brzmi rozsądnie — stwierdził Elijah, bez większych ogródek. Wampirzyca wyczuła łączące ich spojrzenie. Oni coś wiedzieli, więcej niż pozostali przy stole.
— Nie rozumiesz, bracie — odezwał się nagle Klaus — Potrzebuję krwi Eleny, do tworzenia mieszańców. Nie zostawię jej — oświadczył z uśmieszkiem seryjnego mordercy.
— Co to za problem? — prychnęła Genevieve — Jedziesz do Mystic Falls raz na miesiąc po litr krwi sobowtóra, Elena może zostać w mieście. Ty będziesz miał hybrydy, a ona moich braci.
— Niewątpliwie myślisz w dobrym kierunku, ale bardziej niż pewnym jest, że w wyniku waszych — spojrzał na braci Salvatore — sprzeczek, ona w końcu ucierpi. Albo przemianą w wampira, albo śmiercią.
— Postaw więc tu jakiegoś ochroniarza — ozwała się ponownie wampirzyca — Jedna hybryda w tę, czy drugą stronę wielkiej różnicy ci nie zrobi — uśmiechnęła się śmiało.
— Chyba nie dojdziemy prędko do porozumienia — stwierdził uśmiechnięty po usłyszeniu wypowiedzi dziewczyny Niklaus.
— Muszę się przewietrzyć — oświadczył Damon. Po chwili dołączył do niego Elijah. Brunetka wyczuła spisek pomiędzy nimi.
Została sama z Klausem i Stefanem. Wiedziała, że nie wróży to nic dobrego.
Blondyn wstał z miejsca i podszedł do blondynki, stojącej wcześniej na uboczu. Pociągnął ją do przodu. Wyszczerzył się szeroko.
— Napijesz się, Stefanie? — roześmiał się — Może ty, Genevieve?
Ku jego zdziwieniu, wampirzyca przystała na jego propozycję. Wstała z miejsca, podeszła do dziewczyny i wysunęła kły. Wbiła je w szyję dziewczyny, co ucieszyło hybrydę. Trwała tak przez kilkanaście sekund. Znała swój umiar, potrafiła się opamiętać. Odsunęła się od dziewczyny i wytarła usta serwetką. Następnie wdzięcznie usiadła na swoim miejscu. Blondyn przez cały ten czas nie spuszczał z niej wzroku.
Nagle to Stefan podniósł się z krzesełka. Złączył ręce za plecami, zwrócił się do Klausa.
— Zgodziłeś się na to spotkanie, by poróżnić mnie z bratem — bardziej uznał niż zapytał kasztanowłosy.
— Nie musiałem, doskonale radzicie sobie sami — wyszczerzył się, jeszcze bardziej niż przed chwilą — Miałem za to przyjemność poznać waszą siostrę — popatrzył na ów wampirzycę.
Do pomieszczenia powrócili bracia z obu rodzin, aczkolwiek nie usiedli przy stole. Genevieve również wstała. Zajęła dobrą pozycję, aby móc przyglądać się temu wszystkiemu.
— No dalej, Klaus, zaproponuj coś — ponaglił go ciemnowłosy. Blondyn dał mu to, czego on chciał - odpowiedź, niekoniecznie zadowalającą.
— Proponuję wam szczęście Eleny. Uwolni się od was, znajdzie jakiegoś miłego chłopaka, człowieka. Może tego blond piłkarza? Zapewnię jej bezpieczeństwo do końca życia. Oraz jej dzieciom, wnukom i prawnukom.
Salvatorowie zmarszczyli brwi. Głos zabrał najmłodszy z rodzeństwa.
— Co kilkaset lat urodzi się kolejny sobowtór, a ty będziesz mógł znowu tworzyć hybrydy — podsumował.
Podszedł do blondyna i ścisnął mu rękę. Jego odzew nie okazał się być jednak taki, jakby chciał Niklaus.
— Nie zgadzam się.
Ku zdziwieniu obu braci, zamiast na Stefana, rzucił się na Genevieve. Złapał ją, był od niej przecież znacznie szybszy. Pociągnął w stronę kominka i wyciągnął jej rękę w stronę ognia. Zaczęła płonąć, ale brunetka ani nie pisnęła. Zacisnęła mocno zęby.
Obaj bracia rzucili się na pomoc. Stefanowi przeszkodził Elijah. Brunet z kolei kazał iść Damonowi po trumnę, co zrobił natychmiast.
Mimo tego, że Genevieve była młodsza od pierwotnego, a w dodatku najsilniejszego z nich, o jakieś osiemset pięćdziesiąt lat, nie przestała walczyć. Nie wierzgała, nie krzyczała, zamiast tego myślała. Wyciągnęła szybko drugą rękę i przejechała mocno paznokciami po skórze hybrydy. Krzyknął, jakby wypalono mu skórę żywym ogniem. Zabawnym jest, że dziewczynie jeszcze przed chwilą sam wypalał rękę w ogniu, a ona nie wrzeszczała jak kot. Użyła efektu zaskoczenia, by odrzucić blondyna na drugą ścianę. Wyciągnęła łom, dotychczas zawieszony ponad ogniem. Jego koniec był czerwony od gorąca. Przycisnęła go do ręki pierwszego.
Zarówno Stefan, jak i brat poszkodowanego, przyglądali się poczynaniom najmłodszej Salvatore. Ta z kolei, kiedy Klaus leżał na ziemi obolały, wypowiedziała kilka zdań.
— Ach, lakier z werbeną i tojadem jednak się przydał. Po pięćdziesięciu latach stosowania nawet przestał piec — uśmiechnęła się słodko i niewinnie — Nigdy więcej nie próbuj mi czegoś zrobić. Nigdy — wysyczała prawie jak wąż.
Przy Elijah'y nieoczekiwanie pojawiła się kolejna usługująca rodzinie kobieta. Trzymała ona tacę, jednak zawartość była przykryta. Wampir puścił Salvatore'a. Stanął przy brunetce, odkrył zawartość tacy.
— Zapomniałeś o deserze, bracie — uśmiechnął się drwiąco.
Na tacy znajdowały się sztylety z popiołem z białego dębu. Hybryda szybko się podniosła i przeniosła uwagę na brata.
— Nauczyłem się ci nie ufać, Niklausie. Działam na własną rękę.
Zza Elijah'y wyskoczył brunet, ubrany jak ludzie na początku dwudziestego wieku. Wyszczerzył się w uśmiechu, widząc stan blondyna.
— Minęło wiele czasu, bracie — oznajmił z uśmiechem w stylu Mikaelsonów.
— Kol! — zawołał, nie potrafiąc ukryć osłupienia.
Kiedy próbował uciec, drogę zastawił mu inny wampir - ten z kolei wyglądał jak kompletnie z innej epoki. Przebił mu dłoń sztyletem.
— Finn!
Gdy po raz kolejny chciał się wycofać, napotkał ostatnią z rodzeństwa, Rebekę. Zastawiła mu drogę, po czym wbiła w brzuch jeden ze sztyletów. Z uśmiechem patrzyła na jego cierpienie.
Salvatorowie postanowili się ulotnić. Jeden za drugim opuszczali pokój. Genevieve wychodziła jako ostatnia, zatrzymała ją blondynka. Z niewielkim uśmieszkiem popatrzyła na pierwotną.
— Ciebie nie znam. Ktoś ty? — położyła jej rękę na klatce piersiowej. Brunetka uniosła głowę w górę, pierwsza była wyższa. Spojrzała jej prosto w oczy i powiedziała:
— Nikt ważny.
Wampirzyca opuściła rezydencję pierwszych, kręcąc głową. W duchu śmieszyły ją wydarzenia z dzisiejszego wieczoru. I choć miała ochotę zostać, by popatrzeć na kłócące się rodzeństwo, pokierowała się w stronę pensjonatu jej rodziny.
***
Brązowooka z hukiem zamknęła drzwi swojego domu. Głośno stąpając, doszła do salonu, gdzie siedzieli już jej bracia. Obaj siedzieli przy stole, przy butelce bursztynowego trunku. Nie przejęli się nawet nadejściem siostry, wiedzieli, że to nastąpi. Stefan podle się uśmiechnął. Miał za złe bratu, że nie poinformował go o jego pomyśle, ale jednocześnie się z tego powodu cieszył. Klaus miał za swoje, oni pozbyli się trumien, a tajemniczy gość powinien już przybyć do jego domu. Nie było powodu do zmartwień.
— Co wy sobie myśleliście?! Co ty sobie myślałeś?! — zaczęła wrzeszczeć, po podejściu do stołu.
— Sama pobiegłaś do Elijah'y, nie rozumiem o co ci chodzi — grał głupiego niebieskooki. Ta w odwecie pociągnęła go za rękaw koszuli i zaciągnęła do kominka, gdzie tlił się ogień.
Pociągnęła go i przytrzymała tak, że cała jego ręka znajdowała się w ogniu. Wrzeszczał z bólu. Zdołał się uwolnić, jednak nie trwało to tyle, ile chciał. Ze złością patrzył w oczy siostry, niewzruszonej swoim poprzednim czynem.
— Czy ty już do reszty postradałaś zmysły?! — wykrzyczał jej prosto w twarz.
— Ty do mnie zadzwoniłeś, chcąc pomocy. A kiedy jestem już w miasteczku, nagle jej odmawiasz i o niczym nie mówisz! Gdybym nie poszła do Elijah'y, pewnie doprowadzilibyście do czyjejś śmierci. Swojej albo niewinnych. I to tylko dlatego, że Damon twierdzi, iż poradzi sobie sam! — wypominała mu w gniewie.
— A ty?! Nie możesz usiedzieć w domu, kiedy cię o to proszę?! Miałem plan - ja i Elijah, a ty o mało go nie zniszczyłaś! — ganił swoją siostrę Damon.
— Hm... Może bym tak zrobiła, gdybyś mi o nim powiedział, do cholery!
— Sama nic nam nie mówisz! Gdzie wychodzisz, z kim, w jakim celu. Jesteśmy rodziną! Jednak musisz się liczyć z tym, że nie będę wiecznie ci ustępował — zniżył ton.
— Tyle że ja potrafię o siebie zadbać, co mogłeś zauważyć na tamtej kolacji. Nic wam nie mówię, tak? Przypomnij sobie tysiąc dziewięćset piąty. Ja, mimo wszystko próbuję wam pomóc. Próbowałam przez sto sześćdziesiąt sześć lat, nawet kiedy mieliście mnie gdzieś. To ja pomagałam wam włączyć uczucia, choć sami nigdy nie zrobiliście tego dla mnie. To ja wyciągałam was z kłopotów, dawałam wam zimny prysznic, kiedy tego potrzebowaliście. Widzę, że było to bezsensowne, skoro uważasz to za nic. Proszę bardzo, Damonie. Skończyła się bezwarunkowa pomoc siostrzyczki. Jestem bezstronna. Licz się z tym, że nie pobiegnę ci na pomoc, kiedy jakiś pierwotny zechce wbić ci kołek w serce — oświadczyła.
Nawet nie biegnąc, a idąc, udała się do swojego pokoju na piętrze. Pozostawiła braci zdumionych. Żaden z nich się nie ruszył, nie poszedł za nią.
I przez tą jedną decyzję, tak wiele się zmieniło...
***
Na zachętę ;)
Świat zechciał obdarzyć mnie dziś weną, stąd dodatkowy rozdział. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i gwiazdki pod poprzednim, nic tak nie motywuje jak to :)
Ja muszę się żegnać, miłego wieczoru xoxo
P.S Jak mogliście zauważyć, pojawiły się karty postaci :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top