TOM 2 - Rozdział 70
*-*-*WAŻNE*-*-*
Za nim zaczniecie czytać ten rozdział, który dzisiaj wstawiłam, musicie poznać jego genezę.
Rozdział, który będziecie mieć okazję przeczytać powstał przy współpracy z Kami1Kami. Kami jest autorką scenki erotycznej, która występuje w tym rozdziale, dlatego ostrzegam 16+, itd. Tekst zostanie zaznaczony w ten sposób "*+*+*", i bardzo ważna sprawa, Kami nie życzy sobie, aby wykorzystywać jej fragment na własny użytek, dlatego proszę w jej imieniu o nie kopiowanie i nie wzorowanie się na jej tekście (jeśli coś takiego się stanie będę wiedzieć, bo ja zawsze wiem wszystko).
Proszę Was, żebyście ładnie jej podziękowali w komentarzach, bo bez niej najprawdopodobniej nie doczekalibyście się tej scenki.
Jeszcze nie raz będziecie mieć okazję przeczytać któryś z jej tekstów, bo wspólnie mamy już zaplanowanych kilka projektów do Zapomnianego Dziedzictwa.
A teraz zapraszam Was uroczyście, w imieniu moim i Kami na dzisiejszy rozdział!
*-*-*
- Hermiono, potrzebuję twojej pomocy! - zawołała Suzanne ściągając na siebie nieprzychylne spojrzenie bibliotekarki. Nie zważając na to podbiegła prosto do zaskoczonej Gryfonki, która siedziała przy stoliku w sekcji historii magii.
- Suzanne mogłabyś być ciszej. - syknęła dziewczyna.
- Tak, tak jasne, ale to nie zmienia faktu, że potrzebuję twojej pomocy.
- Ach... - westchnęła Granger zamykając z trzaskiem ciężkie tomiszcze. Przez ostatnie kilka tygodni wszyscy w szkole chodzili wyjątkowo radośni, w sumie czemu tu się dziwić, zbliżały się święta, cały zamek był aż przepełniony ozdobami bożonarodzeniowymi, wszędzie można się było natknąć na gałązki ostrokrzewu lub pary całujące się pod jemiołą. Ten tydzień miał zakończyć pierwszy semestr, dlatego nie zabrakło także pewnej dawki stresu i masy ulgi związanej z feriami. - Ty nigdy nie dasz mi spokoju? - zapytał Pers, patrząc na przyjaciółkę z całkowitym zrezygnowaniem.
- Bez przesady, nie zawracam ci aż tak głowy. - odparła niezbyt przekonana. I to całkiem słusznie. Odkąd jakiś czas temu w jej głowie pojawiło się pytanie, co takiego powinna dać Mistrzowi Eliksirów na święta, błagała przyjaciół o pomoc. Problem był w tym, że nikt tak naprawdę nie był wtajemniczony w całą tę sprawę. Nikt oprócz Hermiony. Po przepytaniu chłopców, zrozumiała, że tylko Gryfonka może jej pomóc.
- Tylko kilkanaście razy dziennie wypytujesz mnie o to co możesz mu dać.
- Wiem. - mruknęła niezadowolona. - Nic na to nie poradzę. Kolacja w Norze już za tydzień, a ja nie mogę nic wymyślić.
Na początku grudnia do wszystkich członków Zakonu Feniksa dotarły listy z zaproszeniami na uroczystą kolację* w Norze. Większość jeszcze tego samego dnia odesłała wiadomość z potwierdzeniem przybycia, tak jak Suzanne. Jej dziadek i babcia oraz część nauczycieli, która nie wyjeżdża z Hogwartu także ma się tam zjawić. McGonagall zbierała podpisy uczniów, którzy mieli zostać na święta w szkole, jednak po tygodniu wyszło na to, że wszyscy wracają. Tak doszło do tego, że nauczyciele pojawią się w Norze. Ale nadal musieli zachować wszystkie konieczne środki bezpieczeństwa, ktoś musiał zostać w szkole na straży, przecież nie mogli zostawić zamku bez opieki. Na szczęście ten problem rozwiązał się sam. Założyciele, co ciekawe także otrzymali zaproszenia, niestety w związku z tym, że eliksir nie działa wiecznie, a Salazar ostatnio się rozleniwił i nie mieli zapasów musieli odmówić, ale zgodzili się przypilnować Hogwartu pod nieobecność ich mieszkańców. Suzanne miała nie małe problemy ze znalezieniem prezentów dla przyjaciół i rodziny, a już w szczególności Severusa. Z resztą udało jej się jakoś uporać, ale dalej nie była pewna co powinna podarować swojemu partnerowi.
- Postaw na coś praktycznego. - stwierdziła Hermiona. - Wydaje się człowiekiem, który raczej nie przepada za bibelotami. Może jakiś rzadki eliksir, albo składnik?
- Większość rzadkich ingrediencji dostarczam mu na bierząco. - warknęła rozdrażniona. - Eliksir, nie byłby najgorszym pomysłem, pytanie tylko jaki? Myślałam może nad jakimś środkiem do pielęgnacji włosów, ale boję się, że mógłby się na mnie obrazić.
- Taa... To chyba nie najlepszy pomysł. - parsknęła z rozbawieniem.
- Nie śmiej się ze mnie. W tym nie ma nic zabawnego. - powiedziała gromiąc Gryfonkę wzrokiem, co ta przyjęła z jeszcze większym uśmiechem. - Jakieś inne pomysły?
- Wiesz przecież, że ja go prawie w ogóle nie znam. - powiedziała patrząc na blondynkę przepraszająco, ta jedynie jęknęła zawiedziona i schowała głowę w ramionach wzdychając głośno.
- Nie pomagasz. - mruknęła niewyraźnie.
- Może znajdź kogoś kto go lepiej zna, na pewno jest ktoś taki. - zaproponowała brunetka.
- Hermiono, pomyśl logicznie. Nikt przy zdrowych zmysłach... - nagle urwała uświadamiając sobie coś ważnego. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała, na lekko zdenerwowaną i przestraszoną przyjaciółkę. - Jesteś genialna! - krzyknęła gwałtownie wstając z miejsca. Po chwili po blondwłosej Gryfonce nie było, ani śladu. Hermiona jedynie zaśmiała się pod nosem, po czym wróciła do lektury.
- Dan, potrzebuję twojej pomocy! - Mistrz Eliksirów wszedł, a może raczej wbiegł do gabinetu nauczyciela obrony zamykając drzwi z trzaskiem. Cortez, który siedział za biurkiem lekko się wzdrygnął na niespodziewany widok przyjaciela.
- Sev, wszystko z tobą w porządku? - zapytał przestraszony zachowaniem Snape, wszakże to pierwszy raz się zdażyło, by Mistrza Eliksirów, wielki Severus Snape poprosił go o pomoc.
- Tak i nie nazywaj mnie Sev. - warknął rozdrażniony, zajmując wolne miejsce na fotelu przed biurkiem. - Czemu tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? Czekaj! Suzanne nie przefarbowała mi znowu włosów!? - spytał łapiąc się z przerażeniem za kosmyki swoich czarnych, długich włosów.
- Nie, nie, to nie o to chodzi. - zaprzeczył spokojnie. - Po prostu, po raz pierwszy w życiu prosisz mnie o pomoc.
- No... tak. - powiedział zawstydzony, czego oczywiście nie pozwolił po sobie pokazać. - Uznałem, że... masz większe doświadczenie z kobietami ode mnie i pomyślałem...
- Czekaj!? - przerwał mu Dan, wstając gwałtownie na równe nogi. - O czym ty gadasz, jakie kobiety!? A co z Suzanne?
- Dan, pozwól mi...
- Nie, Sev! Rozumiem wszystko, naprawdę? Sam nie jestem święty, ale Suzanne to świetna dziewczyna...
- Dan, daj mi doko...
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić! Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie zrobię tego Suzanne! - wykrzyknął uderzając pięścią w biurko.
- Dan, ale właśnie tu chodzi o Suzanne. - wytłumaczył, kiedy już zobaczył, że Cortez się uspokaja. - Nie wiem co dać jej na święta. - przyznał niechętnie. - Uznałem, że skoro lepiej znasz się na kobietach to mi doradzisz co mógłbym jej dać.
- O... O! - krzyknął z uśmiechem. - Czyli chcesz jej coś podarować?
- Myślałem, że to oczywiste. - mruknął zdziwiony. - W końcu jesteśmy parą.
- No tak, ale... w sumie mniejsza. No dobra, to masz już jakieś pomysły? - zapytał zaciekawiony, podchodząc do drzwi, które prowadziły do jego kwater. Snape ruszył za nim, po czym obaj znaleźli się w salonie Corteza. To pomieszczenia bardzo przypominało jego salon w Brighton. Ściany były czerwone przeplatane złotymi elementami, dwie z nich zostały zastawione przez duże biblioteczki. Jak w każdych kwaterach w zamku, także i tu znajdował się kamienny kominek, który został rozpalony przez gospodarza. Przed nim zostały ustawione brązowe fotele, które były wyjątkowo wygodne. Zaraz obok nich stał dębowy stolik na kawę. A na podłodze ułożony był gruby, ciepły dywan, który zakrywał niemal całą powierzchnię podłogi. W rogu salonu, pod oknem stała niewielka choinka przyozdobiona na złoto-czerwono. Bo jakżeby inaczej. Niedaleko drzwi do najprawdopodobniej sypialni znajdował się bardzo obfity barek. Dan ruszył prostu w jego stronę, kiedy to Severus usiadł na fotelu.
- Nie mam żadnego pomysłu. - odpowiedział szczerze. - Dlatego przyszłem do ciebie. Jesteś moją ostatnią nadzieją.
- Mam wrażenie, że Suzanne ma na ciebie dobry wpływ. - stwierdził z szerokim uśmiechem siadając obok mężczyzny, przy okazji podając mu szklankę Ognistej.
- Nie wiem, czy taki dobry. - burknął upijając trochę trunku.
- Bardzo dobry, jesteś mniej oschły, bardziej otwarty. Kto by pomyślał, że tak niepozorna osóbka, aż tyle zdziała.
- Wróćmy może do tematu. Co powinienem jej dać? - zapytał lekko zawstydzony słowami przyjaciela.
- Wiesz, ja nigdy nie pakowałem się w związek na dłużej, ale swoim partnerką... - tu rozległo się prychnięcie Mistrza Eliksirów. - Okej, okej. Moim... znajomym zawsze dawałem jakieś kwiaty, bądź biżuterię. Większość kobiet uwielbia złoto i diamenty, ale nie wiem czy Suzanne należy do tego typu.
- Nie nosi zbyt wiele biżuterii, z tego co mi wiadomo. - przyznał Snape. - Czasem ma na sobie jakiś naszyjnik lub kolczyki, wiem, że nosi dwa sygnety, więc pierścionek odżuciłem na starcie.
- Zatrzymajmy się przy naszyjniku. - stwierdził po chwili Dan. - Srebrny czy złoty?
- Yyy... w złocie jej lepiej?
- Pytasz czy odpowiadasz? - zapytał złośliwie.
- To nie pomaga. - odparł wzdychając i dopijając whiskey do końca. - Ale złoto jest najlepszym pomysłem.
- Dobrze to przejdźmy, dalej...
*-*-*
- Dan, śleńczymy już nad tym dwie godziny! - warknął Severus. - Nie wiem, co powinienem wybrać!
- Jesteśmy na dobrej drodze, żeby wybrać jeden konkretny wzór.
- To samo powiedziałeś półgodziny temu. - jęknął.
- Sev, zależy ci na niej, tak?
- Tak, ale co to ma...
- Jesteś gotów się dla niej poświęcić?
- Oczywiście. - odparł, nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi Danowi.
- To zniesiesz jeszcze dwa szablony! - zawołał uśmiechnięty Cortez. - Sev, to już ostatnie, naprawdę. A więc, który z tych dwóch?
Mistrz Eliksirów jęknął wyczerpany i spojrzał z niechęcią na dwie ilustracje, które trzymał Dan. Przez ostatnie dwie godziny starali się wybrać jakiś naszyjnik, który Sev mógłby dać Suznane, niestety żaden nie miał tego czegoś. Pierwsze dziesięć było beznadziejne, następne robiły się coraz ciekawsze. Jednak po godzinie, kiedy nie znaleźli nic interesującego, Snape był gotowy wybrać coś na chybił trafił, na co Dan za żadne skarby nie chciał pozwolić. Teraz nachodziła go pewna myśl. Skąd Cortez ma tak dużo katalogów z kobiecą biżuterią? Po chwili uświadomił sobie jednak, że chyba niekoniecznie chce wiedzieć.
- No Sev, przyjrzyj się, może któryś z tych?
Mistrz Eliksirów posłuchał przyjaciela i przyjrzał się lepiej dwóm ilustracją. Na jednej z nich znajdował się złoty naszyjnik z wężem, który zjadał własny ogon. Ciekawe, ale nie dla Suzanne. Uznał to za proste, a Gryfonka zdecydowanie prosta nie była. Naszyjnik musiałby być równie piękny i zachwycający co ona, inaczej nie byłby jej wart. Westchnął i spojrzał na drugi obrazek, a jego oczy od razu się zaświeciły, co nieumnknęło czujnemu spojrzeniu Corteza.
- Panie i Panowie, mamy zwycięzce! - zawołał uradowany Dan.
Przez następne kilka minut udało im się załatwić sprawy z zapłatą i zamówieniem wisiorka. Severus w o wiele lepszym humorze, całkiem odprężony słuchał paplaniny Dana, o tym jak to mu się powodzi w szkole, mówił o dzieciakach z Klubu Pojedynków, chwalił ich i opowiadał mu o postępach jakie osiągnęli. Oczywiście, nie zapomniał pochwalić Suzanne, i to kilkukrotnie. Tak, dziewczyna świetnie się odnalazła w roli nauczycielki, kto by pomyślał? A pamiętał, jak bardzo była temu przeciwna. Uśmiechnął się pod nosem, po czym zerknął na Dana, który zamilkł opróżniając szklankę z Ognistej. Na chwilę całkiem zapomniał o wojnie i o swojej roli szpiega, przez chwilę poczuł się jak normalny człowiek, z normalnymi ludzkimi problemami, takimi jak, na przykład prezent dla partnerki. Prychnął na swoje własne myśli. Nieświadomie zaczął analizować całą drogę jaką przebyli, od chwili w której się poznali, aż do pewnego momentu przez który musiał przerwać swoje rozmyślania.
- Cholera. - warknął wstając z miejsca.
- Co jest? - zapytał zaskoczony Cortez.
- Zapomniałem o tym przeklętym notatniku! - zawołał rozdrażniony.
- Notatniku Suzanne? - zapytał dla pewności, a widząc, że nauczyciel eliksirów skinął głową, opowiada zdziwiony. - Byłem pewien, że już go otwożyłeś.
- A czy teraz przypadkiem przed tobą nie stoję? - spytał unosząc brwi zaskoczony. - Gdybym otworzył ten przeklęty notatnik już bym nie żył.
- Racja. - przyznał starszy czarodziej.
- Co mnie w ogóle podkusiło, żeby go wziąć od tego cholernego God'a?
- Muszę odpowiadać? - zapytał Dan.
- To pytanie retoryczne.
- To co w takim razie zamierzasz z nim zrobić?
- Ja... - zawahał się przez chwilę. Tak naprawdę to nie wiedział. Jego pierwszą myślą było otwarcie notatnika, ale dość szybko dotarło do niego, że Suzanne by mu tego nie wybaczyła. Więc co powinien zrobić? - Nie wiem...
- Powiedz jej. - stwierdził jakby to była najprostrza rzecz na świecie. - Nie chcesz jej zranić, prawda? Więc to jedyne wyjście. Powiedz jej prawdę. Nie ma sensu tak ryzykować. Raczej nie chcesz zniszczyć tego co osiągnąłeś.
- Chyba masz rację. - mruknął Mistrz Eliksirów.
- No pewnie, że mam. - odparł dumny, jak paw Cortez.
- Przestań się tak puszyć, bo odwołam te słowa.
- Niech już ci tam będzie. - machnął rękę od niechcenia. - To co? Zostajesz jeszcze trochę?
- Nie... Muszę zająć się esejami. Chcę je oddać przed wyjazdem uczniów. - wyjaśnił.
- Chcesz, żeby mieli czas się tego nauczyć? - spytał z nieukrywaną nadzieją.
- Nie? Jeśli oddam je teraz nie będą mogli się poprawić. - dodał ze złośliwym uśmiechem.
- A już myślałem, że zmiękłeś. - westchnął zawiedziony.
- Aż tak się nie zmieniłem. - odparł rozbawiony, po czym ruszył do wyjścia. - Do zobaczeniu na śniadaniu.
- Do zobaczenia.
Po opuszczeniu kwatera przez Mistrza Eliksirów, Cortez zaczął powoli chować alkohol do barku. Miał już w planach udać się do sypialni po męczącym popołudniu, kiedy to drzwi do jego kwater otworzyły się i z hukiem uderzyły o ścianę.
- Dan, potrzbuję twojej pomocy! - krzyknęła Suzanne, a jej głos poniósł się echem po pomieszczeniu.
- O nie... - jęknął zrezygnowany Dan. Zapowiada się na naprawdę ciężki wieczór.
*-*-*
Semestr się skończył, a uczniowe wrócili na święta do domów. Harry, Draco i Hermiona zostali usytuowanie na Grimmauld Place 12, Syriusz i Remus razem z Tonks mieszkali tam, więc nikt nie musiał się martwić o ich bezpieczeństwo. Potter'owie mieli do nich dołączyć już wkrótce, razem z kilkoma innymi członkami Zakonu, którzy na czas świąt nie mieli się gdzie podziać. Susan Bones i Hannah Abbott miały zostać w Kwaterze aż do Nowego Roku, a Moody oraz jakimś cudem Cho Chang mieli się tam zakwaterować na tydzień, zaraz po Bożym Narodzeniu. Suzanne już współczuła swoim przyjaciołom towarzystwa. Niestety Gryfonka musiała zostać w zamku. Ale czy to pierwszy raz kiedy została zmuszona odstawić wszystkie przyjemności na bok. Przynajmniej był jeszcze Severus.
Razem, mimo wolnego pracowali nad eliksirami, czyli robili to samo co przez cały zeszły miesiąc. W ciągu tego czasu udało im się zdobyć kilka ingrediencji na eliksir Extremum fato, ale nie było tego za wiele. Uwarzyli zaledwie kilka fiolek. Wtedy dotarło do nich, że muszą znaleźć jakiś inny sposób, bo ten wcale nie ułatwia im pracy, jedynie utrudnia.
W przeddzień Bożego Narodzenia, Suzanne opuściła kwatery Mistrza Eliksirów wcześnie rano, zostawiając mu jedynie notkę, że spotkają się w Norze. Cały poranek i południe planowała spędzić w swoich komnatach, tam też chciała się przygotować do wyjścia.
Salazar ucieszył się na jej widok, choć bardzo próbował to ukryć, niestety nie udało mu się. Jego oczy błyszczały, a pod przerzedzoną brodą mężczyzna z portretu starał się ukryć swój uśmiech. Gryfonka na ten widok nie mogła się nie roześmiać, powitała go z szerokim uśmiechem, po czym weszła do swoich kwater. Wszystko wydawało się takie samo jak je zostawiła. Fotele i kanapa stały na tym samym miejscu, stolik oraz żerdź Feliksa także. Książki na regałach były równiutko ułożone, a osiadająca je cienka warstwa kurzu, wskazywała na to, że nikt ich od dawna nie używał. Jednak jej zdaniem czegoś na pewno brakowało. I szybko dotarło do niej co takiego się zmieniło. W tym całym pięknym i znajomym obrazku brakowało jej. Westchnęła tylko z delikatną nostalgią i usiadła na swoim ulubionym fotelu. Wezwała skrzata i poprosiła go o śniadanie, zdecydowanie nie chciała się pojawiać w Wielkiej Sali. Musiała pilnie przemyśleć kilka spraw oraz upewnić się czy jej decyzje rzeczywiście były słuszne.
Ten dzień był przez nią ułożony od A do Z. Chciała go wykorzystać, jak najlepiej wiedząc, że w każdej chwili te święta mogą się okazać jej ostatnimi, jej lub kogoś z Zakonu. Chodziła w kółko po salonie od czasu do czasu łapiąc za losową księgę z biblioteczki. Robiła to bardziej, żeby się odstresować niż znaleźć coś konkretnego. W pewnym momencie jej myśli stawały się nie do zniesienia, a w obecnej sytuacji lepiej się nie wyłączać. Warknęła pod nosem zdenerwowana i weszła do swojej sypialni. Ta również się nie zmieniła, jednak tu warstwa zebranego przez czas jej nieobecności kurzu była znacznie bardziej widoczna. Podeszła do szafy pod ścianą i zaczęła ją przeszukiwać w nadziei na znalezienie jakieś ładnej i pasującej do tej okazji sukienki. Problem był w tym, że spora część kreacji była wyjątkowo wyzywająco, i o ile jej jakoś bardzo to nie przeszkadzało to Mistrz Eliksirów mógłby nie być tak do końca zadowolony. Na myśli o Severusie uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęło mały pakunek w swojej kieszeni. Razem z Danem po istnych torturach związanych z przeglądaniem sterty katalogów udało jej się znaleźć coś idealnego. Jednak po tym jak zobaczyła produkt końcowy uznała, że warto było się namęczyć.
Nagle jej ciche rozmyślania przerwało głośne pukanie. Lekko zdezorientowana wróciła do salonu, a jej wzrok od razu padł na pusty obraz Slytherina. Zmarszczyła brwi w konsternacji, po czym udała się w stronę wyjścia. Otworzyła portret i aż pisnęła zaskoczona, kiedy poczuła jak znienacka otaczają, ją silne i bardzo znajome ramiona Helgi. Gdy już dotarło do niej co się wydarzyło wtuliła się mocniej w kobietę i zaśmiała się pod nosem.
- Możemy wejść? - zapytał cicho Salazar rozglądając się dyskretnie po korytarzu.
- Jasne. - wydusiła z siebie z trudem. Uwolniła się z silnego uścisku kobiety i przepuściła założycieli w przejściu, po czym zamknęła za nimi portret upewniając się, że nikt im nie przeszkodzi. - A więc... Co was do mnie sprowadza o tej porze? - zapytała zaciekawiona spoglądając na srebrny zegarek kieszonkowy. Powoli zbliżała się pora obiadowa.
- Jako, że nie będzie nam dane zjeść wspólnie kolacji, uznaliśmy, że możemy chociaż zjeść razem obiad. - wyjaśniła Rowena podchodząc do regału z książkami o zaklęciach i urokach. Suzanne cicho parsknęła śmiechem na ten widok, po czym szybko przeanalizował słowa kobiety.
- To świetny pomysł. - odparła po chwili z szerokim uśmiechem. W końcu ma jeszcze całkiem sporo czasu.
Dobra. Może nie było go aż tyle.
Gdy tylko założyciele opuścili jej kwatery, Suzanne w zawrotnym tempie rozpoczęła przygotowania do kolacji. Po szybkim prysznicu i dokładnym wysuszeniu oraz ułożeniu włosów z przerażeniem uświadomiła sobie, że nadal nie wie w co powinna się ubrać. Przebierała ubrania, jedne po drugich, aż w końcu w jej ręce wpadła śliczna, czerwona sukienka, którą miała na sobie w Sylwestra. Do jej głowy wpadł pewien intrygujący pomysł. Złapała za różdżkę, po czym zaczęła delikatnym i płynnym ruchem sunąć końcem drewnianego narzędzia po jedwabnym materiale. Z czubka różdżki raz po raz wylatywały małe iskierki, które tworzyły skomplikowane złote ornamenty na rozkloszowanej spódnicy. Przy pomocy zaklęcia przedłużyła rękawy tak by sięgały jej do łokci. Całą górną część materiału sukienki pokrywała koronka. Zadowolona z efektu końcowego odłożyła różdżkę na bok i dokończyła przygotowania.
Na pół godziny przed wyjściem była całkiem gotowa, z ulgą przyjęła fakt, że ma jeszcze trochę czasu. Ostatni raz przejrzała się w lustrze i gdy była już w stu procentach pewna, że ma wszystko opuściła swoje kwatery i udała się w stronę gabinetu dziadka. Po drodze starała się po raz ostatni przemyśleć wszystkie plusy i minusy swojego pomysłu. Od dawna rozmyślała nad pewną problematyczną sprawą, która nie dawała jej spokoju, a takich właśnie spraw było naprawdę wiele, jednak to ta jedna utknęła w jej głowie na dłużej. Gdy Severus wrócił ledwo żywy po spotkaniu z Voldemortem, zrozumiała, że tu nie ma już miejsca na wahanie. Dlatego właśnie około miesiąca temu przedsięwzięła pewne kroki, które dzisiaj mają bardzo ułatwić jej zrealizowanie planu. Pozbycie się założycieli było jednym z nich.
Weszła do gabinetu Dumbledore z szerokim uśmiechem. Dziadek i babcia już na nią czekali, oboje w gustownych szatach wyjściowych. Mimo iż to była zwykła kolacja* wypadałoby się ładnie prezentować. Jutro wielu członków Zakonu będzie musiało wyruszyć na misje i niestety nie będą mogli zjeść świątecznego posiłku w gronie przyjaciół i rodziny. Stąd myśl, żeby zebrać się dzień wcześniej. W pewnym sensie to był pomysł Suzanne.
Gryfonka przyznała się przed Albusem, że w Polsce, gdzie mieszkała jeszcze przed powrotem do Wielkiej Brytanii święta są obchodzone trochę inaczej. Zaznaczyła, że w ich tradycji to wieczór przed Bożym Narodzeniem jest najważniejszy. W ten oto sposób Molly zgodziła się razem z resztą zakonników, że mogą spędzić ten dzień wspólnie. Wielu członków Zakonu od tygodnia pomagało Pani Weasley w przygotowaniu kolacji, szczególnie puddingu i masy ciast. W końcu miało ich tam być około setki.
- Ślicznie wyglądasz, Księżniczko. - skomplementował ją staruszek, a ona jedynie potrząsnęła głową nie dowierzając, że on nadal ją tak nazywa.
- Dziękuję. - odparła, po czym zmierzyła Dumbledore'a wzrokiem. - Twoje szaty są wyjątkowo normalne. Planujesz coś? - zapytała podejżliwie, na co McGonagall parsknęła śmiechem. Blondynka podzielała rozbawienie kobiety, podeszła do niej i przytuliła ją z całej siły. - Pięknie wyglądasz, babciu.
- Dziękuję, kochanie. - powiedziała odsuwając od siebie wnuczkę, ale nadal trzymała dłonie na jej ramionach. Przyjrzała się dziewczynie dokładnie, żaden szczegół nie uniknął niezastąpionego, czujnego spojrzenia starszej profesorki. Zmierzyła ją wzrokiem od czubka jej złotych starannie zaplecionych włosów, po same końcówki czarnych szpilek. - Wyglądasz wprost olśniewająco. A co do szaty Albusa, to ja ją wybierałam. - wytłumaczyła od razu dostrzegając zrozumienie na twarzy Gryfonki.
- No i wszystko jasne. - mruknęła pod nosem. - To co, idziemy? - spytała dla pewności, starając się ukryć rozbawienie na widok naburmuszonej miny dyrektora. - Nie wypada się spóźnić.
- Racja, moja droga. Święta racja. - odparł czarodziej, po czym wyciągnął różdżkę i wykonał nią skomplikowany ruch w powietrzu, przez chwilę Suzanne poczuła, jak osłony zamku się zmieniają, a już po sekundzie wszystko wróciło do normy. - No to do kominka.
Nora musiała zostać powiększona przynajmniej dziesięciokrotnie. Salon wydawał się być niewiele mniejszy od Wielkiej Sali, a wszędzie aż roiło się od czarodziei i czarodziejek. Mimo wszystko, to miejsce nie straciło swojego charakteru, nadal było tu strasznie miło i przytulnie, no i oczywiście tłoczno, jak to na Norę przystało. W rogu pomieszczenia umieszczono ogromną choinkę przyozdobioną najróżniejszymi dekoracjami, zaś na środku stał długi, dębowy stół, gdzie została ułożona porcelanowa zastawa i srebrne sztućce.
Suzanne w całym tym tłumie próbowała dostrzec swoich przyjaciół i Severusa, jednak nigdzie nie mogła ich dojrzeć. Idąc w stronę kuchni minęła się z kilkoma znajomymi ze szkoły, przywitali się krótko, ale z ogromną radością. Wszyscy się cieszyli, że mają okazję spędzić trochę czasu w... interesującym gronie. Wchodząc do królestwa Pani Weasley uderzyła w nią mieszanka przepięknych i bardzo atrakcyjnych zapachów. Nie mogła ukryć, że sam zapach powodował u niej gwałtowny ślinotok.
- Dobry wieczór, Pani Weasley! - zawołała Gryfonka, na co wspomniana rudowłosa kobieta spojrzała w jej kierunku z lekkim zaskoczeniem, które szybko przeobraziło się w życzliwy uśmiech.
- Och, witaj kochanieńka! - przywitała ją z entuzjazmem starsza kobieta. - Jak rozumiem Albus i Minerwa też już są?
- Tak, przyszliśmy chwilę temu.
- Świetnie, czyli są już wszyscy. - stwierdziła zadowolona. - Kochanie, mogłabyś mi pomóc z jedzeniem?
Severus chciał zaszyć się gdzieś w ciemnym kącie i pozostać niezauważonym aż do końca kolacji. Niestety pewien natrętny osobnik skutecznie mu to uniemożliwił. Dan zbyt szybko przejrzał jego zamiary. Odkąd tylko przybyli do Nory nauczyciel obrony, ani na chwilę nie spuszczał go z oczu, a gdy tylko Snape spróbował się wymknąć, Cortez od razu pociągnął go w stronę najliczniejszej oraz najgłośniejszej grupy. Dopiero po trzydziestu minutach udało mu się zwia... w sensie pożegnać się i odejść, aby znaleźć wolne miejsce przy stole. Co jakiś czas kolejni członkowie Zakonu dołączali do zgromadzenia. Jednak pomimo swoich usilnych prób, Mistrz Eliksirów nie był w stanie wyłapać w tłumie pewnej złotowłosej Gryfonki. Przez jedną chwilę pomyślał, że Albus nie wypuścił dziewczyny z zamku, ale szybko odrzucił tą myśl. Starszy czarodziej nigdy w życiu nie naraziłby tak swojej wnuczki. Hogwart mógł być obecnie świetnie chroniony, ale co gdyby doszło do ataku? Nie chciał nawet o tym myśleć. Dan pojawił się wprost w idealnym momencie. Kiedy profesor powoli zaczynał panikować Cortez podszedł do niego i z rozbawieniem wskazał palcem na kominek, w którym iskrzyły się szmaragdowe płomienie. Ogień buchnął, a z jego wnętrza wyszła niska dziewczyna o blond włosach i niebieskich, jak niebo oczach. Snape nie mógł się nie uśmiechnąć na widok Gryfonki, wyglądała obłędnie. Stała przez chwilę w miejscu i wyraźnie kogoś szukała, jednak kiedy nie udało jej się osiągnąć zamierzonego celu lekko spochmurniała i ruszyła w stronę kuchni po drodze witając się uprzejmie z napotkanymi osobami.
- Wow... - wysapał Cortez. - Ona wygląda...
- Bosko. - dokończył za niego czarnooki.
- Dokładnie. - zgodził się z nim. Przez chwilę pomiędzy nimi panowało całkowite milczenie, aż w końcu Dan ponownie zabrał głos. - Prawie bym zapomniał. Zdecydowałeś już kiedy jej powiesz o notatniku?
- Tak właściwie planowałem z nią porozmawiać po kolacji, kiedy już większość osób wróci do siebie i będzie dużo spokojniej. - wyjaśnił rozglądając się dyskretnie dookoła.
- To dobry pomysł. - przyznał były auror. - A co z prezentem?
- Dam go jej kiedy przyjdzie na to czas. - odparł wymijająco.
- Och, nie! Nie wywiniesz się z tego Sev! - zawołał wyzywająco Cortez i już był gotów kontynuować swoją tyradę, gdy to przez drzwi do kuchni zaczęły wlatywać najróżniejsze potrawy. Wszystkie z gracją wylądowały na stole, a zebrani uznali to jako znak do zajęcia swoich miejsc.
Po chwili do salonu weszła Molly Weasley, która został powitana gromkimi brawami i podziękowaniami za zaproszenie. Za nią do pomieszczenia wślizgnęła się Suzanne, która niepostrzeżenie przemknęła się na krzesło obok Harry'ego, które były przygotowane specjalnie dla niej. Kiedy już usiadła przy stole, rozejrzała się po zebranych dzięki czemu bez trudu dostrzegła Mistrza Eliksirów. Severus wyglądał prawie tak jak zwykle. Tylko dobry obserwator jest w stanie dostrzec, że peleryna wydaje się być czystsza, a surdut, który zazwyczaj ukryty był pod nią został zastąpiony przez bawełnianą koszulę wciśniętą do czarnych eleganckich spodni ozdobionych dodatkowo ciemnym skórzanym paskiem. Lustrowała go wzrokiem całkiem ignorując świat wokół siebie. Przynajmniej dopóki nie poczuła pulsującego bólu w kostce.
- Au! - syknęła patrząc z wyrzutem na swojego przyjaciela, który jedynie uśmiechnął się półgębkiem i skinął głową w stronę dyrektora.
- Witajcie! - odezwał się Dumbledore wstając ze swojego miejsca. - Dzisiejsza kolacja ma nam zastąpić jutrzejszy świąteczny posiłek, którego niestety nie będziemy mogli spożyć we wspólnym gronie. Wielu z was wyrusza jutro na misję i my wszyscy tutaj zebrani życzymy wam szczęścia. - członkowie Zakonu, którzy jutrzejszego dnia mieli wyruszyć przyjęli słowa Albusa z delikatnymi uśmiechami. - Oczywiście, chcę także serdecznie podziękować Molly i Arturowi za udostępnienie nam Nory, żebyśmy mogli spędzić ten wieczór w większym gronie. - w pomieszczeniu rozległy się głośne wiwaty i oklaski, na które gospodarze zareagowali soczystymi rumieńcami. - Myślę, że to tyle z mojej gadaniny, a teraz smacznego!
Wszyscy z zapałem zabrali się za pałaszowanie pysznych potraw przygotowanych przez Panią Weasley. Nikt nie miał zamiaru pogardzić tak pysznym posiłkiem. Naturalnie, w tak wielkim gronie nie obyło się bez głośnych rozmów i masy wybuchów śmiechu. Gdy tylko jedzenie zniknęło z talerzy, goście rozpoczęli zabawę. Ktoś, nikt tak naprawdę nie był pewien kto to był, puścił w tle kolędy, a z czasem ludzie zaczęli wspólnie śpiewać, albo raczej próbowali wspólnie pośpiewać. Pomijając marny talent do śpiewania co poniektórych była to naprawdę świetna zabawa.
Suzanne siedziała razem z Draco, Harrym i Hermioną rozmawiając na przeróżne tematy, od nauki po przyszłą karierę i ogólnie plany na przyszłość. To trochę zabawne, że Huncwoci w takiej sytuacji są w stanie optymistycznie myśleć o swoim życiu po wojnie. Gryfonka tak nie potrafiła, chociaż sama uważała, że pomimo przeciwności losu powinna sobie znaleźć jakiś cel do którego chciała by dążyć. Jednak im dłużej nad tym myślała, tym lepiej docierało do niej, że szczęśliwa będzie jedynie przy Severusie.
Tą dyskusję przerwało ciche chrząknięcie za ich plecami. Lekko zaskoczeni spojrzeli w tamtym kierunku i wszyscy czworo z uśmiechem przyjęli widok Remusa i Tonks.
- Profesor Lupin, Tonks, miło was widzieć! - zawołał Harry uśmiechając się jeszcze szerzej widząc złączone dłonie dwójki dorosłych. - Czyżbyście chcieli nam o czymś powiedzieć?
- Mówiłam ci, że nas przejrzeli. - syknęła Lupinowi do ucha młoda metamorfomag. - Mogliśmy im powiedzieć już wcześniej.
- Nie kryliście się z tym jakoś bardzo. - stwierdziła rozbawiona blondynka.
- W sumie może to i lepiej, że wiecie. - powiedział po chwili wilkołak. - Możemy porozmawiać w cztery oczy? - mruknął już trochę ciszej. - Tylko Suzanne i Harry. - dodał widząc, jak cała czwórka wstaje. Posłał Draco i Hermionie przepraszający uśmiech. - To coś o czym mogą wiedzieć tylko oni. - wyjaśnił, zaledwie chwilę później znaleźli się w kuchni, która na szczęście była pusta. Tonks machnęła różdżką rzucając czar wyciszający, po czym dołączyła do Remusa siadając przy niewielkim stoliku. Złapała go za dłoń i z uśmiechem skinęła głową w stronę dwójki całkiem zdezorientowanych Gryfonów. Lupin westchnął z trudem, po czymś spojrzał na nich błyszczącymi ze szczęście oczami.
- Harry, Suzanne. Oboje jesteście jednymi z najbliższych mi osób. - oświadczył, a w kącikach jego miodowych oczu powoli zaczęły formować się łzy. - Jesteście dla mnie rodziną, przyjaciółmi i wszystkim co mi najdroższe. Uważam, a właściwie ja i Tonks uważamy, że powinniście o czymś wiedzieć.
Oni posłali mu tylko ponaglające spojrzenia, które wprawiły go w jeszcze większe rozbawienie.
- Ja i Tonks jesteśmy małżeństwem. - powiedział i z zadowoleniem napawał się widokiem niedowierzania na ich twarzach. - Od kilku miesięcy.
- Kilku... miesięcy? - powtórzyła niepewnie Kieł. - Kilku miesięcy... I dowiaduję się o tym teraz! Czemu nie zaprosiliście mnie na wesele!?
- A ja!? - zapytał z udawanym wyrzutem Rogacz. - Myślałem, że mi ufasz, a ty ukryłeś przede mną tak istotny fakt. Wstydź się, Lunatyku, wstydź!
Po chwili cała czwórka roześmiała się głośno.
- Czyli ślub w tajemnicy? - spytała dla pewności Suzanne, wycierając dłonią łzy rozbawienia. Nimfadora jedynie skinęła głową potwierdzając jej przypuszczenia.
- Syriusz i Lily byli świadkami. - dodał Lupin. - Byli potrzebni do przypieczętowania umowy. - zaznaczył.
- Więc jedyne co nam zostaje to chyba życzyć wam szczęścia to nowej drodze życia. - odrzekł Harry, po czym uśmiechnął złośliwie. - I obyście mieli dużo dzieci.
Remus wciągnął mocniej powietrze, a Tonks zakrztusiła się śliną. Natomiast Harry i Suzanne przybili sobie piątki roześmiali się zgodnie.
- Widzicie... - zaczął Lupin, kiedy chwilowe otępienie minęło. - co do dzieci...
- Draco, zaczynam się o nich bać. - szepnęła Hermiona spoglądając na dwójkę milczących Gryfonów. Siedzieli tak już od kilku minut, czyli od czasu aż całkiem zamurowani opuścili kuchnię. - Myślisz, że powinniśmy kogoś poprosić o pomoc?
- Nie... zajmę się tym. - odparł, po czym podszedł do Harry'ego. Pomachał mu dłonią przed twarzą, a gdy chłopak nie zareagował, westchnął głośno, po czym z całej siły uderzył Potter'a w potylicę.
- Au! - krzyknął łapiąc się za tył głowy. Hałas zdołał obudzić blondynkę z transu, i teraz patrzyła z lekkim otępieniem na swoich przyjaciół.
- Co się...? - zapytał rozglądając się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Szybko jednak przypomniała sobie gdzie jest i co najważniejsze, co takiego doprowadziło ich do takiego stanu.
- Może nas oświecicie, i powiecie nam dlaczego przez ostatnie kilka minut wyglądaliście jak zombie?
- A... A! No tak, trochę głupio, że tak nami to wstrząsnęło. - burknęła pod nosem.
- Może jakieś konkrety, zdążysz przed północą? - dopytywał złośliwie Dracon, a Harry zaczął mordować go wzrokiem.
- Tonks jest w ciąży. - wyjaśniła Gryfonka, na co pozostała dwójka spojrzała na nią w szoku.
- Remus i Dora poprosili nas, żebyśmy zostali rodzicami chrzestnymi dzieciaka. - dodał od siebie Potter. - Uznali, że najlepiej się do tego nadajemy.
- Na Merlina, oni nie wiedzą co ich czeka... - wyszeptał przerażony Malfoy. W końcu, jak może się skończyć połączenie tak wybuchowej mieszanki wychowawczej w której skład wchodzą dwa pokolenia Huncwotów. Hogwart raczej tego nie przetrwa.
Koło godziny dwudziestej drugiej część towarzystwa się wykruszyła, a ci co zostali szybko sięgnęli po alkohol. W ten oto sposób uroczysta kolacja zamieniła się w niezłą imprezę. Młodzież pozostał przy Kremowym Piwem, tylko nieliczni sięgnęli po Ognistą Whiskey, a gdy już do tego doszło...
Cóż... Można powiedzieć, że wszyscy będą z uśmiechem wspominać Freda i George'a tańczących Kankana ze Slughornem. Mimo pewnej traumy związanej z tym wydarzeniem (jak wiadomo Kankana tańczy się w specjalnym stroju, jakimś cudem bliźniacy znaleźli gdzieś kilka spódnic i postanowili je przetestować w praktyce), nie można zarzucić Horacemu braku poczucia humoru.
Suzanne trzymała się z dala od wszelkich używek, dzisiaj pod żadnym pozorem nie mogła sobie pozwolić na utratę wątku. Za ciężko nad wszystkim pracowała, żeby to zniszczyć przez głupi alkohol.
Wszyscy świetnie się bawili, w tle wciąż grały kolędy, a zebrani podśpiewywali je sobie pod nosem. Nawet Moody coś tam mamrotał. Gryfonce całkiem podobała się taka atmosfera, wszystko wydawało się takie...normalne, oderwane od szarej i smutnej rzeczywistości w której żyją. Czuła się jakby wojna ich wcale nie dotyczyła, jakby rozgrywała się masę kilometrów stąd, a nie zaraz za rogiem. Chciałaby, żeby tak było już zawsze.
- Suzanne! - słysząc swoje imię wróciła na ziemię i spojrzała na swojego dziadka, który z lekko zaróżowionymi policzkami patrzył w jej stronę. Jego oczy błyszczały nienaturalnie jasno, a w dłoni znajdowała się szklanka bursztynowego trunku. - Może nam coś zaśpiewasz?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - mruknęła nie do końca przekonana.
- Och, kochana nie daj się prosić! - zawołała Pani Weasley uśmiechając się do niej zachęcająco. - Ktoś musi zagłuszyć tą marną imitację śpiewu. - powiedziała wskazując dłonią na Pana Weasleya, Moody'ego, Jamesa i Syriusza, którzy darli się wniebogłosy. Skrzywiła się delikatnie na bardzo głośny fałsz w wykonaniu Blacka. Nagle perspektywa zaśpiewania nie wydawała jej się wcale taka zła, jednak skoro już ją o to proszą. To może warto coś jeszcze na tym ugrać.
- W sumie czemu nie. - powiedziała idealnie grając niezdecydowanie. - Ale może ktoś mógłby mi pomóc? - zapytała rozglądając się z uśmiechem po salonie. - Profesorze Snape?
Czarnowłosy mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, po czym prychnął z niedowierzaniem.
- Nie licz na to, Dumbledore.
- Niby dlaczego? - dopytywała niewinnie.
- Nie umiem, ani śpiewać, ani grać na jakimkolwiek instrumencie, raczej się panience nie przydam. - odparł marszcząc brwi w zastanowieniu. "Co ona knuje?" - pytał sam siebie.
- Nie ładnie tak kłamać, Severusie! - krzyknęła rozbawiona Lily, a Mistrz Eliksirów cicho przeklął pod nosem. - Przecież świetnie grasz na skrzypcach.
- To było dawno i nieprawda. - warknął odwracając się w kierunku wyjścia.
- Och, czyżby Smarkerus tchórzył?
Pytanie wypowiedziane przez James'a Pottera zawisło w powietrzu, czekając na odpowiedź, jednak ta nie nadeszła. Nauczyciel ruszył szybkim krokiem w stronę Suzanne, a gdy już stał na wprost niej powiedział tylko jedno zdanie.
- Długo będę musiał czekać na skrzypce, panno Dumbledore?
W pokoju panowała całkowita cisza. Nikt nawet nie odważył się odezwać. Blondynka uśmiechnęła się lekko, po czym złapała za serwetkę, która leżała na stole obok niej. Wzięła do ręki różdżkę i już po kilku machnięciach, zamiast papierka w jej dłoni znajdowały się śliczne skrzypce, które podała Mistrzowi Eliksirów. Severus wyciągnął swoją różdżkę, która po chwili zamieniła się w smyczek do gry. Profesor przetestował szybko instrument, po czym zadowolony spojrzał na Gryfonkę.
- A panienka? - zapytał, nie potrafiąc ukryć rozbawienia w swoim głosie. - Na czym panienka zagra?
- Fortepian. - odparła uśmiechając się szeroko.
Po kilku minutach, gdy już oboje byli gotowi, spróbowali się zsynchronizować, a po udanej próbie powoli zaczęli grać znaną wszystkim melodię. Już chwilę później całą Norę wypełnił melodyjny głos Gryfonki.
Silent night, holy night
All is calm, all is bright
Round yon Virgin, Mother and Child
Holy Infant so tender and mild
Sleep in heavenly peace
Sleep in heavenly peace
Silent night, holy night
Shepherds quake at the sight
Glories stream from heaven afar
Heavenly hosts sing Alleluia
Christ the Savior is born
Christ the Savior is born
Silent night, holy night
Son of God, love's pure light
Radiant beams from Thy holy face
With the dawn of redeeming grace
Jesus Lord, at Thy birth
Jesus Lord, at Thy birth**
Wszyscy bez wyjątku zaczęli bić brawo, gdy ostatnie słowo opuściło usta Suzanne. Ta jedynie wstała i ukłoniła się teatralnie swojej widowni. Severus po przywróceniu różdżki do jej dawnego stanu spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie pod nosem, po czym skinął głową w stronę wyjścia. Blondynka spojrzała na zegarek i uznała, że to już czas. Oszukała wzrokiem Hermionę i gdy tylko była pewna, że ta ją dobrze widzi przekazała jej ustalony wcześniej sygnał, to samo zrobiła chwilę później z Danem. Kiedy upewniła się, że już wszystko jest gotowe razem z Mistrzem Eliksirów opuściła Norę.
W kwaterach Severusa mogła wreszcie trochę odetchnąć, ściągnęła ze swoich nóg wysokie szpilki i rzuciła je gdzieś w kąt, a następnie poszła w ślady Snape i wygodnie rozsiadła się na kanapie. Gdy tylko znalazła się w zasięgu rąk profesora została pociągnięta prosto na jego kolana.
- Przesadziłaś. - wymruczał jej do ucha.
- Mnie nie oszukasz, wiem, że ci się podobało. - mruknęła i z zadowoleniem przyjęła usta Severusa na swojej szyi.
- A czy ja powiedziałem, że nie? - spytał podnosząc wzrok na jej twarz, a kiedy natrafił na błękitne tęczówki dziewczyny nie był w stanie oderwać od nich oczu.
Nagle zegar wybił dwunastą, co świadczyło, że już jest Boże Narodzenie. Na twarzy Gryfonki pojawił się delikatny uśmiech, który przyprawił Mistrza Eliksirów o palpitację serca.
- Myślę, że już mogę dać ci twój prezent. - stwierdziła z rozbawieniem, po czym sięgnęła do kieszeni po małe opakowane zielonym papierem pudełeczko. - Wesołych Świąt... - wyszeptała podając mu niepozorny pakunek. Ten uśmiechnął się i odłożył prezent na bok. Suzanne patrzyła na niego ze zdziwieniem i nie zrozumieniem. Severus włożył rękę do kieszeni swoich spodni i po chwili wyciągnął z nich małe czerwone pudełko.
- Panie mają pierwszeństwo. - powiedział podając jej podarek. Ta wyjątkowo zaskoczona, zaczęła z niebywałą ostrożnością rozgrywać opakowaniem. Kiedy w końcu dostała się do czarnego pudełka otworzyła je z delikatnym wahaniem, a gdy ujrzała jego wnętrze zamarła w niedowierzaniu. Na czarnej poduszeczce został starannie ułożony złoty naszyjnik z diamentem, który miał wyjątkowo znajomy kolor.
- Ale, jak... - zapytała nie dowierzając w to co widzi.
- Wybrałem go właśnie dlatego. - wyjaśnił z nikłym uśmiechem. - Gdy zobaczyłem go po raz pierwszy, od razu pomyślałem o tobie. A konkretniej o twoich oczach. Ten diament ma identyczną barwę.
- Ja... to musiało być strasznie drogie. - mruknęła zakłopotana.
- Najważniejsze jest to czy ci się podoba, a więc? - zapytał unosząc brew do góry oczekując odpowiedzi.
- Bardzo mi się podoba. - powiedziała, a jej oczy delikatnie się zaszkliły. - Jest przepiękny. Dziękuję.
- Daj, założę ci go. - dziewczyna podała mu naszyjnik i przekręciła się w bok, aby ułatwić nu zapinanie. - Pasuje idealnie. - stwierdził, kiedy błyskotka już znalazła się na szyi nowej właścicielki. - Wyglądasz przepięknie. - wymruczał zbliżając się do jej ust, ale nie zdołał jej pocałować, został zatrzymany w połowie drogi prze palec blondynki. - Hmm?
- Teraz ty. - zażądała lekko się rumieniąc, a on czuł jak powoli traci nad sobą kontrolę. Jednak zgodnie z prośbą dziewczyny rozpakował prezent. Kiedy tylko otworzył pudełko jego oczom ukazał się srebrny zegarek na rękę. Różnił się on od zwykłych zegarków i już teraz Severus mógł stwierdzić, że jest magiczny. - Jest zaczarowany, ma dwie różne wersje. - zaczęła mówić, a on słuchał jej z zaintrygowaniem. - Na pozór to jest zwykły zegarek, jednak kiedy stukniesz w niego różdżką zamienia się w Zegar Rodzinny***. - Snape wytrzeszczył oczy słysząc słowa partnerki. Takie zegary są niezwykle przydatne, w każdej chwili możesz się upewnić co się dzieje z konkretnym członkiem rodziny, patrząc tylko na zegarek. Zaciekawiony poszedł za instrukcją dziewczyny i stuknął różdżką w tarczę. Przedmiot szybko zmienił formę i na jednej z jego wskazówek pojawiła się jego mała podobizna i kogoś jeszcze. - Pozwoliłam sobie dodać także siebie. - szepnęła cicho, jednak Mistrz Eliksirów zdawał się tym nie przejmować, pocałował Gryfonkę ściskając ją z całej siły w ramionach.
- Dziękuję. To piękny prezent. - powiedział zakładając zegarek na lewy nadgarstek.
- Cieszę się, że ci się podoba. - odparła szeroko się uśmiechając, po czym wtuliła się w klatkę piersiową mężczyzny. Było jej bardzo wygodnie w tej pozycji i pewnie gdyby nie to, że Severus nagle ją ściągnął z siebie, zasnęłaby jak dziecko. Zerknęła zdziwiona na Snape, a widząc z jaką powagą spogląda na nią, naprawdę zaczęła się bać. - Sev, o co chodzi? Coś się stało? Zrobiłam coś nie tak?
- Nie... Suzanne, ja muszę ci coś powiedzieć. - odpowiedział. - Chodź. - chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę sypialni. Posadził ją na łóżko, po czym na szybko przemyślając wszystkie za i przeciw otworzył dolną szufladę swojej szafki nocnej i wyciągnął z niej czarną, oprawioną w smoczą skórę książeczkę. Chwilę przekładał ją z ręki do ręki, aż w końcu podał ją blondynce, która patrzyła na niego z niezrozumieniem. - Rozpoznajesz ten notatnik?
- Nie... a powinnam?
- Ach, czyli to będzie trudniejsze niż sądziłem. - mruknął do siebie. - Pamiętasz, jak byliśmy ostatnio u God'a?
- Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć.
- Kiedy ty siedziałaś na górze. Ja i Dan zamieniliśmy kilka słów z God'em. Głównie wypytywałem go o eliksiry, ale w pewnym momencie temat zszedł na ciebie. - zatrzymał się na chwilę i przełknął głośno ślinę omal się nią nie dławiąc. - Rozmawialiśmy o twoich osiągnięciach, oraz o tym, że jesteś Arcymistrzynią w dziedzinie Eliksirów, o czym naturalnie nie zamierzałaś mi wspomnieć, ani słowem!? Ale to jeszcze nic, dowiedziałem się, że jesteś pieprzonym geniuszem, który wymazał sobie wspomnienia ze wszystkiego co kiedykolwiek odkrył i ukrył je w niepozornym notatniku, który jest zabezpieczony jakimś potężnymi barierami! God powiedział mi, że jeśli uda mi się go otworzyć to wszystkie twoje wspomnienia powrócą. Przez ostatnie dwa miesiące zastanawiałem się co powinienem zrobić, nie chciałem zawieść twojego zaufania, więc rozmyślałem i to dużo, aż w końcu udałem się po radę do Dana. Dana! Wiesz ile mnie to kosztowało! W końcu po przemyśleniu tego wszystkiego uznałem, że to do ciebie powinna należeć decyzja. Więc... co o tym myślisz?
Suzanne patrzyła na niego nieprzytomnie, jakby połowa jego słów w ogóle do niej nie dotarła. Przez chwilę miał wrażenie, że to może jakiś atak, albo jego słowa spowodowały nawrót wspomnień lub coś gorszego. Jednak szybko dotarło do niego, że się mylił. Gryfonka zaczęła się trząść, a po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem, który tak zaskoczył Severusa, że ten był w stanie tylko stać i się patrzeć, jak blondynka tarza się ze śmiechu po łóżku. Z niezrozumieniem spoglądał na roześmianą dziewczynę i naprawdę zaczął się poważnie zastanawiać nad jej stanem umysłowym.
- Suzanne... - warknął zdezorientowany i zirytowany.
- Prze-przepraszam Se-severusie. - wydukała z trudem między spazmami śmiechu. - Po-po prostu n-nie mogę uwierzyć, że Alex wcisną ci taki kit!
- Co!? - krzyknął wściekły.
- Severusie, chyba nie myślałeś, że jestem aż tak szalona? - zapytała go nawet nie oczekując odpowiedzi. - Miałam jedenaście lat kiedy wyjechałam z Ameryki, myślisz, że byłabym w stanie przetrwać bez pomocy specjalnych zaklęć?
- A ta cała sprawa z barierami oklumencyjnymi? Podobno dopiero teraz stały się na tyle silne by to wszystko utrzymać. - Severus naprawdę próbował znaleźć jakiś silny argument. Po prostu nie mógł uwierzyć, że dał się nabrać, jak dziecko.
- Jako jedenastolatka miałam wystarczająco silne bariery by utrzymać się przed atakiem i zdążyć uciec. - wyjaśniła, a widząc rezygnację na twarzy Mistrza Eliksirów, westchnęła i kontynuowała. - Ta książka to rzeczywiście mój notatnik z czasów, gdy mieszkałam u God'a i to prawda, że zabezpieczyłam go bardzo silnymi blokadami.
- Nie mogę uwierzyć, że dałem się tak wrobić! - zawołał sfrustrowany.
- Sev... - powiedziała cicho, ale to wystarczyło, żeby ściągnąć na siebie jego uwagę. - Wydaję mi się, że to mógł być byś jakiś głupi test ze strony Alexa. Naprawdę nie przejmuj się. - starała się go podnieść na duchu, w końcu nie mogąc znieść tej ciszy, podeszła do niego i przytuliła go. Czuła się źle z tym, że przez cały ten czas całkiem nie potrzebnie się zadręczał. Ale co ona mogła na to poradzić. Coś przeczuwała, że niedługo złoży Alexandrowi wizytę.
Natomiast Severus myślami był przy rozmowie z God'em, pamięta jakby to było wczoraj, kiedy starszy czarodziej wypowiedział te słowa: "Nie zrań jej, bo wtedy nie będę już taki miły." Czyżby to była jakaś wskazówka? Może już wtedy powinien się domyślić? Jednak porzucił te myśli, kiedy poczuł, że Suzanne zaczyna skubać guzik jego koszuli. Spojrzał prosto w jej oczy i uśmiechnął się delikatnie skupiając całą swoją uwagę na niej. W jednej chwili całe napięcie z niego uszło, porzucił je na rzecz młodej Gryfonki w jego ramionach. Dziewczyna stanęła na palcach i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Niby taki niewinny, ale on i tak wiedział, że już za chwilę cała ta niewinność wyparuje razem z jego cenną samokontrolą. Kiedy poczuł, jak próbuje rozpiąć guziki jego koszuli złapał ją za dłonie i zaczął nasłuchiwać. Suzanne patrzyła na niego zdziwiona, po czym lekko zdezorientowana zapytała.
- Sev, co ty robisz?
- Czekam. - odparł krótko.
- Na co jeśli mogę spytać? - dopytywała lekko rozbawiona.
- Na to aż, ktoś nam przerwie. - powiedział z całkowitą powagą. Gdy Gryfonka to usłyszała cicho zachichotała.
- Nie dzisiaj.
- Skąd u ciebie ta pewność? - spytał zaintrygowany.
- To druga część mojego prezentu. - odrzekła z tajemniczym uśmiechem. - Nikt nam nie przerwie, o to się nie musisz martwić.
- Czyżbyś coś zmalowała?
- Nie, jedynie znalazłam kilku osobom bardzo ważne zajęcie.
- Mówiłem już, że jesteś genialna?
- Jeszcze ci się nie zdarzyło. Ale chętnie posłucham, jak... - nie było jej, jednak dane dokończyć.
*+*+*
Severus wpił się w jej usta i nie planował zbyt szybko przerywać tego pocałunku.
Jego zgrabne dłonie, które na codzień z powodzeniem radziły sobie z krojeniem ingrediencji i sprawdzaniem esejów nieznośnych uczniów, teraz zaczęły oswobadzać Gryfonkę z krwistoczerwonej sukienki. Robił to powoli, bez pośpiechu. Drażnił się z nią. Ściągał z niej jedwabny materiał, w zamian zakładając na nią gęsią skórkę i dreszcze na całym ciele.
Ta nie pozostała mu dłużna. Oddawała każdy pocałunek z coraz większą pasją i zaangażowaniem. Wpatrując się w hipnotyzujące, ciemne tęczówki Mistrza Eliksirów, prześlizgnęła smukłe palce z karku mężczyzny na guziki jego koszuli. Z chęcią pomogła uporać mu się z nadmiernym gorącem okalającym jego ciało. Suknia płynnym ruchem zsunęła się z ramion dziewczyny i znalazła się na podłodze.
Rzucił ją na łóżko. Teraz półnagą, ubraną w jedynie białą, koronkową bieliznę. Już po chwili znalazł się obok niej. Zaczął pieścić jej szyje i dekolt, przy czym towarzyszyły mu przyjemne dla ucha sapnięcia partnerki.
Ona zaś, trzęsącymi się dłońmi, rozpięła ostatni guzik bawełnianej koszuli Severusa. Pomogła mu ją zdjąć, przejeżdzając z uczuciem paznokciami po umięśnionym torsie profesora.
Nie przestawał jej pieścić, ani na chwilę. Badał dokładnie każdy zakamarek jej ciała z niezwykłą delikatnością, ale i zaangażowaniem.
Przesunął dłoń po wewnętrznej stronie jej uda, do koronkowej, śnieżnobiałej bielizny. Jękneła czując kolejny przyjemny dreszcz. Skierował dłoń ku jej majtkom. Pocierając palcami, wykonał delikatny ruch po materiale jej bielizny. Ta dosłownie rozpływała się pod jego dotykiem. Instynktownie lekko rozsunęła nogi i wydała bardzo przyjemny dla jego ucha jęk. Severus czując wilgoć wypływającą z pod delikatnego materiału, poczuł bardzo bolesne opinanie się jego członka o spodnie. Aż syknął z bólu i rozdrażnienia. W tym momencie całkowicie mu stanął. A Suzanne stała się jeszcze bardzej mokra przez jego czuły gest.
Kierując dłoń trochę wyżej, znalazł rąbek jej bielizny. Zdjął ją z zafascynowaniem obserwując jak krople wilgoci wydostają się spod tkaniny.
Jak on na nią działał.
Gryfonka czuła się jakby była w transie. Nie mogła nic zrobić, poruszyć się, powiedzieć. Mogła wydusić z siebie tylko jęki i westchnienia przyjemności. A to wszystko przez mężczyznę obok niej. Jego uwodzicielski, aksamitny głos pełen pożądania, jego hipnotyzujący wzrok, pod jakim nieustannie się znajdowała, jego ciało, ruchy, zapach. To wszystko doprowadzało ją do szaleństwa.
Zdjął z niej ostatnią część garderoby i z niedowierzaniem lustrował ją wzrokiem.
Suzanna była piękna, to był fakt niezaprzeczalny. Niska i zgrabna, o idealnie zaokrąglonych biodrach i dość obfitym biuście, leżała teraz na jego łóżku w całej swojej okazałości, jej blada, niemal biała skóra kontrastowała z czernią jego pościeli. W całym swoim życiu nie widział piękniejszego widoku. Nie da się tego opisać ludzkimi słowami. Suzanne była, jak Afrodyta pomieszana z Ateną. Tak piękna i nieskazitelna, jak najpiękniejsza z bogiń. Delikatna i krucha, jakby narodzona z piany morskiej. Pojawiła się z nikąd, a mimo to, jego serce jakby czekało właśnie na nią.
Niezwylke mądra. Pani nadchodzącej wojny, dążąca do sprawiedliwości.
Taka właśnie była. Jakby niezupełnie prawdziwa. Nierealna. Idealna.
Jego dłonie rozpoczęły kolejną wędrówkę po jej ciele, zaczynając od talii, zachaczając o brzuch i biodra ukochanej.
On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co z nią robił. Wiedział, że wpływa na Gryfonkę, ale nigdy nie dane mu będzie pojąć, jak bardzo. Gdy poczuła jego delikatne i czułe ruchy na swojej jedwabiście gładkiej skórze, nie umiała się opanować. Wydała z siebie jęk rozkoszy napełniony pożądaniem. Doprowadziło to Snape'a do granic jego możliwości.
Jej ruchy, jej ciało, jej włosy, jej głos, oczy, rumieńce, zapach, jęki, stękania. To wszystko wywierało na nim uczucia jakich nigdy dotąd nie zaznał.
Pochylił się nad nią. Pocałował. Bardzo namiętnie. Oddając w tym wszystko co do niej czuł. Ta płynnie przejechała paznokciami po jego torsie, schodziąc niżej, aż do paska czarnych spodni. Czując pod nimi okazałą erekcję partnera.
Severus wzdrygnął się i na chwilę oderwał od jej ust. Cały czas wpatrując się w jej błękitne oczy, w których za każdym razem, gdy skupiał wzrok toną, jak w bezkresnym oceanie, pośpiesznie rozpiął zbędną mu obecnie garderobę. Dzwięk pobrzękiwania matalu rozchodzący się po pomieszczeniu, był jak miód dla uszu blondynki.
W jej oczach pojawiły się iskierki podniecenia i zarazem oszołomienia. Teraz to Suzanna widziała go takiego jak go Matka Natura stworzyła. Był piękny. Podniecający. Męski. Uwodzicielski. Seksowny.
Nie raz wyobrażała sobie swojego profesora bez ubrań. Ale nigdy nie myślała, że rzeczywistość okaże się jeszcze piękniejsza od snów.
Zaczęła go dotykać. Ten zawisł nad nią, rozkładając z niewyobrażalną ostrożnością jej nogi. Znów skupił na niej swój wzrok. Nie mogąc już wytrzymać panującego wokół nich napięcia, wykonał ku niej delikatny, aczkolwiek szybki ruch. Teraz bardzo wyraźnie poczuł jej wilgotność. Ta, odchylając głowę do tyłu, dała mu w zamian jęk, krzyk i sapnięcia. I tak przez całą noc.
*-*-*
Uuu nowy rekord ponad 7000 słów.
* W Wielkiej Brytanii nie obchodzi się Wigilii, dla nich to jest dzień, jak każdy inny. Dopiero następnego dnia zjada się wspólnie posiłek, rozpakowuje prezenty, itp. Z przyzwyczajenia piszę po prostu Wigilia, dlatego mogą się pojawić jakieś pojedyńcze błędy w tekście.
**Cicha Noc jest w wersji angielskiej, bo moim zdaniem nadaje klimat.
***Tu chodzi mi o zegar taki, jak mają Weasley'owie. Zegarek Severusa działa właśnie w ten sposób.
Jak pewnie wiecie niedługo maraton, więc przez ten tydzień nie będzie już więcej rozdziałów, bo jednak muszę przygotować się do tego "morderczego wyścigu", który będzie naprawdę potężny, więc...
Pozdrawiam,
panienka_dumbledore
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top