TOM 2 - Rozdział 44

2/14
*-*-*-*-*

Suzanne naprawdę była wściekła na Severusa, nie potrafiła znieść jego głupich przytyków do jej wieku. Było to niesamowicie drażniące, bo pomimo wszystko Gryfonka nigdy nie robiła mu co do tego wyrzutów. Co prawda, Sev był od niej starszy o te dwadzieścia lat, ale nie przeszkadzało jej to, jednak najwyraźniej Pan jaśnie Snape ma z tym jakiś problem. Pewnie gdyby nie ta cała sytuacja, teraz siedziała by z nim w sali od eliksirów i starała się wyjaśnić całą sprawę, oczywiście przy okazji nieźle by na siebie nawrzeszczeli, no i istniała szansa, że sporo cennych ingrediencji uległoby zniszczeniu, ale w końcu by się pogodzili. Niestety, teraz są w Ameryce, a nie w Hogwarcie.

Kiedy szli ulicami Manhattanu, Suzanne nie odezwała się do niego ani słowem, choć Dan próbował za wszelką cenę to zmienić. Blondynka musiała ochłonąć, czas był czymś czego nie mieli, a ona tego bardzo potrzebowała. Cały ten dzień byłby jedną wielką porażką, gdyby nie nieprzewidziane spotkanie Pani Kowalskiej.

Po zamknięciu piekarni, Queenie wysłała wiadomość do kogoś, kto miał się za niedługo po nich zjawić, po czym zaprowadziła ich na piętro gdzie znajdowało się jej mieszkanie.

Gryfonka musiała przyznać, że kobieta ma świetny gust, wszystko było urządzone w bardzo żywych i idealnie ze sobą współgrających kolorach. Salon był nie wielki, jednak wystarczający dla jednej osoby. Za ścianą znajdowała się dobrze wyposażona kuchnia, a kilka drzwi na lewo była łazienka. Okna wychodziły na ulicę, a przez to, że były otwarte do mieszkania docierał gwar uliczny. Kiedy w spokoju zasiedli na materiałowych fotelach, kobieta zaproponowała im coś do picia, z czego chętnie skorzystali.

Queenie okazała się niesamowicie miłą i wyrozumiałą kobietą o bardzo entuzjastycznym podejściu do życia. Pani Kowalska z chęcią podzieliła się z nimi historią w jaki sposób poznała Newtona i przy okazji swojego męża. Suzanne musiała przyznać, że było to najprawdziwsze zrządzenie losu.

- Och, to było naprawdę nie do przewidzenia. - zaczęła, a na jej twarzy pojawił się przepiękny uśmiech. - Tina, moja siostra była aurorem, ale przez pewien incydent została zdegradowana. - tutaj lekko się skrzywiła. - Nadal pozostało jej kilka zachowań, które wyniosła z pracy. Wiele lat temu, kiedy natknęła się na obcego czarodzieja, który używał magii przy niemagu postanowiła go aresztować.

- Niemagu? - zapytał lekko zdezorientowany Dan.

- Inaczej mugol. - wyjaśniła Dumbledore. - Tutaj tak ich nazywają. Brzmi to mniej... obraźliwe. - Queenie skinęła głową potwierdzając słowa dziewczyny, po czym kontynuowała.

- Ten nieznany jej czarodziej miał przy sobie walizkę pełną niesamowitych stworzeń.

- To Scamander, prawda? - wtrąciła.

- Zgadza się. - powiedziała z delikatnym uśmiechem. - Niestety, przewożenie jakichkolwiek stworzeń bez odpowiedniej zgody MACUSY jest nielegalne. Musieli dokładnie przeszukać wszystkie rzeczy Newt'a. Jednak kiedy otworzyli walizkę było w niej tylko kilka pysznych babeczek i drożdżówek. - kobieta roześmiała się, a Gryfonka musiała przyznać, że to było naprawdę zabawne. Chciałaby to zobaczyć na własne oczy, miny tych ludzi musiały być przekomiczne. - Okazało się, że doszło do zamiany i to niemag ma właściwą walizkę. Nieświadomy tego otworzył ją i wypuścił magiczne stworzenia na wolność. Kilka z nich spowodowało naprawdę poważne szkody w Nowym Jorku.

- I nikt się nie pokapował? - zapytał wstrząśnięty Mistrz Eliksirów. - Przecież to musiał być armagedon!

- Było z tym sporo zamieszania, ale udało nam się to naprawić. - wyjaśniła Kowalska. - A wracając. Moja siostra i Newt szybko odnaleźli niemaga i zabrali go w bezpieczne miejsce. Do domu Tiny. Mieszkałyśmy razem, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy przyprowadziła do naszego mieszkania dwójkę całkiem mi obcych mężczyzn, w tym nie czarodzieja. Wtedy jeszcze niekoniecznie panowałam nad legilimencją, więc szybko wiedziałam co się stało. Jacob, mój przyszły mąż okazał się chory, bo został ugryziony przez jedno ze stworzeń Newt'a. Spędzili u nas noc, a następnego dnia okazało się, że obaj zniknęli. Scamander zabrał Jacoba ze sobą, bo potrzebował kogoś kto mu pomoże w znalezieniu wszystkich zaginionych stworzeń. W tym samym czasie w mieście dochodziło do niewytłumaczalnych zniszczeń, aż w końcu do tajemniczej śmierci senatora Henry'ego Shaw'a Juniora. Czarodziejska społeczność stawała na głowie, żeby poradzić sobie z kryzysem, ale było to niemal niemożliwe, to coś co powodowało zniszczenia było nieuchwytne. - powiedziała załamując ręce.

- Ale co to było? - spytał nieprzytomnie Cortez.

- Obskurus. - mruknęła smętnie. Słysząc słowa kobiety, Suzanne i Snape gwałtownie się spieli, a Dan jedynie patrzył na nich z niezrozumieniem. Gryfonka widząc to zaczęła mówić.

- Obskurus to rodzaj pasożytniczej energii, która tworzy się, gdy młody czarodziej lub czarownica tłumi swoje magiczne zdolności, wskutek przemocy fizycznej lub psychicznej. - wzdrygnęła się na swoje własne słowa. - Osoba, która jest wykorzystywana przez Obskurusa, nazywana jest Obskurodzicielem. Energia ta często przejawia się jako odrębny podmiot, który może przeobrazić się w gwałtowną i niszczycielską furię.- wyjaśnia z niemałym trudem. Sama myśli o tym napawała dziewczynę obrzydzeniem.

- Gdy Obskurodziciel traci nad sobą kontrolę, wtedy pojawia się Obskurus, który często skupia się na przyczynie udręki Obskurodziciela, powodując jego zniszczenie. - dodał Snape, wstając z miejsca i podchodząc do okna. - Jest on bardzo niebezpieczny. Obskurus może być niewidoczny, lub wyglądać jak bezcielesna czarna chmura albo gwałtowny potok ciemności z czerwonawym rdzeniem w środku. Wielkość i siła Obskurusa zależy od wrodzonej mocy gospodarza, im mocniejszy Obskurodziciel, tym mocniejszy jest Obskurus. Gdy Obskurodziciel osiąga swój emocjonalny i psychiczny punkt krytyczny, może całkowicie stracić kontrolę i fizycznie przekształcić się w Obskurusa. Jednak zanim to nastąpi, Obskurus jest niewidoczny. Może przynajmniej częściowo przejawiać się wizualnie, a zwłaszcza w momencie, gdy Obskurodziciel jest w dużym niebezpieczeństwie. W tym stanie ma niezwykle destrukcyjny wpływ na swoje otoczenie, do tego stopnia, że powodowuje lewitację obiektów lub łamanie się ich bez bycia w fizycznym kontakcie z nimi. Podczas gdy Obskurus jest niewidoczny, pozwala Obskurodzicielowi na fizyczną interakcję ze światem bez fizycznego kontaktu, chociaż umiejętność ta jest niekontrolowana i wywołana przez cierpienie gospodarza, złość, lub inne intensywne emocje. To przede wszystkim powoduje uszkodzenia struktur i obiektów w pobliżu gospodarza. Mogą one jednak zostać uspokojone przez kogoś, komu mogą zaufać, powodując przywrócenie ich do stanu cielesnego. Gdy Obskurus kogoś zabije, pozostawia szczególne znaki na ciele ofiary, w dużej mierze koncentrując się na twarzy. Pewnie po tym poznaliście, że to konkretnie on jest powodem waszych problemów. - stwierdził spoglądając na Queenie. Kobieta lekko zdziwiona potwierdziła jego przypuszczenia.

- Newt rozpoznał go widząc ofiarę. - powiedziała. - Było o tym głośno w Ministerstwie, musieli zwołać spotkanie przywódców wszystkich krajów. To był problem na skalę światową. Nasza społeczność była zagrożona ujawnieniem. - wyjaśniła, po czym spojrzała na mężczyznę podejrzliwie. - Ale skąd Pan tyle o nim wie?

- Obskurusy zwykle nie żyją dłużej niż 10 lat, z czasem moc zabija ich Obskurodziciela. - dodał, całkiem ignorując poprzednie pytanie Kowalskiej. Niekoniecznie chciał się zwierzać kobiecie ze swojego życia. - Ile miał ten konkretny?

- Credence miał już wtedy ponad dwadzieścia lat. - odparła. Na twarzach całej trójki ukazało się najprawdziwsze zdziwienie.

- Przecież to niemożliwe. - szepnął Sev, patrząc na staruszkę z niedowierzaniem.

- Musiał być naprawdę potężny. - stwierdziła Suzanne. - Kiedy zginął?

- Niedługo przed pokonaniem Grindelwald'a. - powiedziała, po czym dodała. - Credence był po jego stronie, ponieważ ten obiecał mu, że dowie się kim byli jego biologiczni rodzice.

- Był sierotą? - zapytała.

- Został adoptowany przez Mary Lou Barebone. - wyjaśniła i skrzywiła się z niesmakiem. - Mieszkali w Kościele Drugich Salemian, ta kobieta była fanatyczką, znęcała się nad nim psychicznie i fizycznie, żeby zniechęcić go do magi. Była przewodniczącą organizacji niemagów chcących ujawnić czarodziejów.

- Idealne warunki dla Obskurusa. - stwierdził Snape.

- Czy Grindelwald dowiedział się kim byli rodzice Credence'a? - zapytała Suzanne. Queenie przez chwilę milczała, ale w końcu odpowiedziała na pytanie dziewczyny.

- Gellert podejrzewał, że Credence urodził się jako Aureliusz Dumbledore, brat Albusa Dumbledore. - wytłumaczyła, a jej głos delikatnie drżał. Severus słysząc to musiał usiąść na fotelu, a Suzanne o mało nie spadła na ziemię. Dan po prostu patrzył się tępo na kobietę, jakby te słowa do niego nie dotarły.

- Grindelwald się pomylił. - powiedziała z pewnością Gryfonka. - Dziadek miał tylko brata i siostrę, Ariana zmarła lata temu, a Aberforth pracuje Pod Świńskim Łbem. Było ich tylko troje, dziadek jest najstarszy.

- Czy ty nazwałaś Albusa "dziadkiem"? - zapytała wstrząśnięta gospodyni.

- Och, no tak, nie przedstawiliśmy się! - zawołał z entuzjazmem Dan, wyrywając się z otępienia. - Ja nazywam się Dan Cortez i jestem nauczycielem Obrony przed Czarną Magią, ten ponurak, cały ubrany na czarno to Severus Snape, Mistrz Eliksirów i nauczyciel w Hogwarcie, a ta ślicznotka - powiedział wskazując na blondynkę. - to Suzanne Dumbledore, wnuczka Albusa Dumbledore i najlepsza uczennica w Hogwarcie.

- Ja... od początku miałam niejasne wrażenie, że skądś cię znam. - zaczęła Kowalska, przyglądając się wnikliwie dziewczynie. - Nie przypominasz Albusa, tylko oczy masz po nim. Ale jestem gotowa się założyć, że już gdzieś cię widziałam. - dodała, po czym wstała z miejsca i podeszła do jakiegoś regału. Kobieta zaczęła przeglądać dokumenty, a po lepszym przyjrzeniu się Suzanne zauważyła, że to stare wydania gazet. Queenie coś tam mruczała pod nosem, ale dziewczyna nie była w stanie zrozumieć co dokładnie, dopiero gdy staruszka podniosła głos, cała trójka usłyszała co mówi. - 1993, 92, jest 91! To był chyba maj. Dobrze, to to wydanie. Ha! Miałam rację, już cię gdzieś widziałam! - zawołała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech pełen satysfakcji. Podeszła do trójki zdziwionych czarodziei i podała im gazetę wskazując palcem na pierwszą stronę. Suzanne aż głośniej wciągnęła powietrze kiedy zobaczyła swoje zdjęcie sprzed kilku lat. - Było o tobie bardzo głośno w Ministerstwie. Na początku maja, sześć lat temu ktoś złożył wniosek w twoim imieniu o egzamin na Mistrzostwo w Eliksirach. Co roku jest kilku kandydatów, którzy chcą podejść do tego testu, w tamtym roku był tylko jeden. Jedenastoletnia dziewczynka, Ana Hamilton.

- Pierwsza strona! - krzyknęła wstrząśnięta. - Jakim cudem nie widziałam tego wcześniej? - zapytała samą siebie.

- To była prawdziwa sensacja! - dodała rozbawiona staruszka. - Kiedy upubliczniono wiadomość, że zdałaś było wiele osób, które chciały wiedzieć kto cię szkolił. Jednak nikt nigdy nie poznał odpowiedzi na to pytanie, bo nagle wyparowałaś.

- Wyjechałam z kraju. - wytłumaczyła, odkładają gazetę na pobliski stolik. - Wróciłam do Europy, a rok temu do Wielkiej Brytanii. - przez chwilę milczała, po czym przeniosła wzrok na Queenie. - Dlaczego nazwałaś Grindelwald'a po imieniu? Był czarnoksiężnikiem, który stał przeciwko twojej rodzinie.

- Ach, wiedziałam, że zauważysz mój mały błąd. - westchnęła, a następnie powiedziała. - Grindelwald natknął się na mnie w Paryżu, kiedy próbowałam znaleźć moją siostrę. Pomógł mi i zaproponował, żebym do niego dołączyła. Zgodziłam się, bo byłam rozgoryczona kłótnią z Jacobem. To jest o wiele bardziej skomplikowane. - westchnęła i przetarła twarz zmęczona. - Kiedy dowiedzieliśmy się co stoi za atakami w Nowym Jorku, próbowaliśmy powstrzymać Credence'a, ale Grindelwald, który ukrywał się pod postacią aurora był od nas szybszy, zaszczepił w nim ziarno niepewności, które wykiełkowało. Po interwencji Ministerstwa schwytano Grindelwald'a, a Credence'a, który zniknął uznano za martwego. Gellert odnalazł go w Paryżu, gdzie też była Tina. Moja siostra była przekonana, że Newt się żeni, dlatego wyjechała, całkiem poświęcając się pracy i poszukiwaniom chłopca. Ja i Jacob byliśmy parą, ale było to wbrew amerykańskiemu prawu. On mnie kochał i martwił się, że zostanę ukarana, dlatego nie zgodził się na ślub. Ja... użyłam Amortencji. - dodała ze wstydem. - Wyjechaliśmy odwiedzić Newt'a w Londynie, on odkrył mój mały podstęp i pokłóciliśmy się, uciekłam do Paryża, żeby znaleźć moją siostrę.

- To jest pokręcone. - stwierdziła Suzanne, wstrząśnięta opowieścią Kowalskiej.

- Trochę. - odparła lekko rozbawiona kobieta, po czym kontynuowała. - Zgubiłam się, a przez te wszystkie negatywne emocje, nie mogłam zapanować na legilimencją, odczuwałam ogromny ból, a on pomógł mi się go pozbyć. W zamian za pomoc, ja powiedziałam Gellert'owi jak ma postępować z Credence'm. Nie popierałam jego ideałów, przynajmniej nie do końca. Jego cele pokrywały się z moimi, i tylko dlatego mu pomogłam. Jednak - dodała widząc ich wyrazy twarzy. - kiedy doszło do Ostatecznej Walki stanęłam po stronie Dumbledore'a. Credence zmarł kilka dni wcześniej, zawalił się na niego budynek, który nieumyślnie zniszczył podczas walki z aurorami.

- Skąd u Grindelwald'a pomysł, że ten cały Credence mógł być Dumbledore'em? - zapytał zaciekawiony Snape.

- Chłopak zajmował się feniksem. - odparła krótko i delikatnie się uśmiechnęła, spoglądając porozumiewawczo na Gryfonkę. - Podobno w rodzinie Dumbledore'ów istnieje legenda, że jeśli któryś z nich będzie potrzebował pomocy to feniks...

-... przybędzie mu na ratunek. - dokończyła Suzanne. - W legendach zawsze jest ziarno prawdy. W mojej rodzinie często bywało tak, że to właśnie feniks zostawał chowańcem czarodzieja. Tak jest w moim przypadku. - powiedziała. - Ale Credence nie mógł być Dumbledore'em, z bardzo prostego powodu. Przejrzałam magiczne drzewo genealogiczne Dumbledore'ów już wiele razy i nigdy nie natrafiłam na kogoś o tym imieniu. Wniosek jest prosty, ktoś taki, jak Aureliusz Dumbledore nigdy się nie urodził.

- Szkoda mi tego chłopaka. - burknął Cortez. - Nie wiedział kim jest i zamiast iść na przód, utknął w przeszłości.

- Grindelwald namieszał mu w głowie już na samym początku. - odezwał się całkiem nowy głos. Suzanne spojrzała w stronę drzwi zdziwiona. Na progu stała wysoka, starsza kobieta, której włosy był całkiem siwe, a na jej twarzy widniał grymas niezadowolenia. - Queenie, nie powinnaś im tego opowiadać.

- Tina... - mruknęła niezadowolona gospodyni, po czym zwróciła się do trójki lekko zdezorientowanych czarodziejów. - To jest moja siostra, Porpentyna Scamander. Ona zabierze was do Newtona.

- A ty nie idziesz? - zapytała kobieta w drzwiach z wyraźnym zdziwieniem.

- Muszę przygotować sklep na jutro, poza tym nie mamy o czym rozmawiać. - odparła oschle i wstała z miejsca. Pożegnała się że swoimi gośćmi i odprowadziła ich do wyjścia.

*-*-*
Wszystkie informacje znalazłam na https://harrypotter.fandom.com/pl/wiki/Obskurus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top