TOM 2 - Rozdział 34
Suzanne stała właśnie przed drzwiami do gabinetu dyrektora i zastanawiała się nad tym, dlaczego się tu znajduje. Mogła teraz przyjemnie spędzać czas ze Snape'em. A może raczej Severusem. Na samą myśl o tym mężczyźnie na jej twarzy pojawiał się ogromny rumieniec. Czuła się wspaniale podczas ich... szlabanu, ale jak zawsze Dan musiał to spieprzyć.
Kiedy drzwi od gabinetu otworzyły się, Gryfonka wróciła na ziemię. Dumbledore stał przed nią i przyglądał się jej wnikliwie. Po chwili jednak uśmiechnął się z zadowoleniem i wpuścił ją do środka. Całkiem ignorując dziwne zachowanie dziadka weszła do pomieszczenia i usiadła na wygodnym fotelu. Na biurku czekała już na nią jej ulubiona herbata. Właśnie w tym momencie zrozumiała, że ta cała rozmowa jej się nie spodoba.
- Widzę, że już się rozgościłaś. - odezwał się Albus, siadając za biurkiem. Wyciągnął z kieszeni paczkę swoich ulubionych dropsów, po czym zaczął je jeść, albo raczej pochłaniać.
- Mogę wiedzieć, dlaczego tu jestem? - zapytała, pomijając wszystkie uprzejmości. Chciała mieć to już za sobą.
- Jak się domyślam, wersja ze zwykłym podwieczorkiem nie wchodzi w grę? - dziewczyna jedynie popatrzyła na niego groźnie. - Zbyt dobrze mnie znasz.
- Wychowałeś mnie, czego się spodziewałeś? - odparła, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- Szczerze? - spytał, a na jej potwierdzenie odpowiedział. - Miałem nadzieję, że będziesz grzeczną dziewczynką z dobrymi ocenami w szkole, nie sprawiającą żadnych problemów...
- Przeliczyłeś się.
- Racja, zapomniałem, że jesteś córką Huncwota. Jednak wracając do rzeczy. Pamiętasz, jak podczas ostatniego spotkania Zakonu wspomniałem o Klubie Pojedynków? - zapytał, a widząc jej zrozumienie kontynuował. - Dan potrzebuje kogoś do pomocy...
- Czyli profesora Snape'a. - wtrąciła.
- Też uważam, że Severus najlepiej się do tego nadaję. - powiedział. - Niestety on nie może brać udziału we wszystkich spotkaniach.
- Chyba nie do końca rozumiem?
- Nie możemy Was szkolić wszystkich na raz. - wyjaśnił spokojnie popijając sobie herbatę. - Zostaniecie podzieleni na dwie grupy. Pierwsze cztery lata będą miały zajęcia w poniedziałki, a reszta w piątki. Severus zgodził się pomagać Danowi ze starszymi klasami. Niestety, młodsze roczniki są trudniejsze do okiełznania, dlatego potrzebujemy kogoś młodego z silnym charakterem i wystarczająco zdolnym by zdobyć ich szacunek.
- Ty chyba nie mówisz o mnie? - zapytała i spojrzała na niego, jak na ostatniego czuba. - Ja sama jestem tylko uczennicą...
- Bardzo zdolną uczennicą, której udało się uciec z Ameryki, a później przeżyć przez następne kilka lat w Europie zdanej tylko na siebie. Bardzo zdolną uczennicą, która w wieku zaledwie 11 lat otrzymała tytuł mistrzowski, bardzo zdolną uczennicą, która potrafi używać magii bezróżdżkowej. Bardzo zdolną uczennicą, która uratował swojego dziadka, czyli według niektórych najpotężniejszego czarodzieja naszych czasów, przed Grindelwald'em. Bardzo zdolną uczennicą, która wskrzesiła rodziców swojego przyjaciela. Bardzo zdolną uczennicą...
- Dobra! - przerwała mu cała zarumieniona. - Wygrałeś. Nie jestem tylko uczennicą, ale ja się po prostu do tego nie nadaję.
- Dan twierdzi inaczej.
- Dan upadł na ten swój pusty łeb już za dużo razy. - odparła zirytowana.
- W takim razie, ja twierdzę, że idealnie się do tego nadajesz. - powiedział Albus i patrzył na nią zdeterminowany.
- Ty też jesteś nie do końca poczytalny. - mruknęła ciszej. - Dobrze. Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - zapytał z szerokim uśmiechem.
- Babcia musi się na to zgodzić. - odpowiedziała, po czym roześmiała się głośno widząc minę swojego dziadka.
- To nie fair! - krzyknął. - Oszukujesz.
- Wcale nie. - zaprotestowała spokojnie. - Po prostu uważam, że babcia powinna wiedzieć o tym, że jej wnuczka będzie pomagać Danowi w szkoleniu młodszych uczniów.
- Jeśli tak chcesz. - powiedział ze zrezygnowaniem, po czym ruszył w stronę kominka. Suzanne z całkowitym spokojem siedziała w fotelu i popijała swoją herbatę, nie miała się czym martwić, była pewna, że Minerwa nie zgodzi się na to by brała udział w tym przedsięwzięciu. Po chwili w kominku błysnęły zielone płomienie, a w gabinecie pojawiła się Minerwa McGonagall. Kobieta z lekkim uśmiecham usiadła zaraz obok swojej wnuczki i zabrała z biurka filiżankę wypełnioną po brzegi ciepłą herbatą.
- No to dlaczego chciałeś mnie widzieć, Albusie? - zapytała całkiem ignorując cichy chichot Suzanne i zgorzkniały uśmiech starca.
- Oczywiście Minerwo słyszałaś o planach stworzenia Klubu Pojedynków? - spytał lekko przestraszony. Nie to, żeby się bał, bo czego niby. Właśnie przed nim siedziała jego ukochana żona, która przecież nigdy by go... A o czym on w ogóle myśli. Ta kobieta była by gotowa go zamordować, gdyby tylko zrobił coś co by zagrażało życiu lub zdrowiu ich wnuczki. Do tej pory czuje skutki jego ostatniej złej decyzji. Blizny zostaną z nim na zawsze.
- Wiem. - odparła przyglądając mu się podejrzliwie. - O co wam konkretnie chodzi? Nie wzywalibyście mnie tutaj, gdyby chodziło tylko o poinformowanie mnie o czymś, o czym dowiedziałam się już na zebraniu Zakonu.
- Jak wiesz Dan potrzebuje jednej osoby do pomocy...
- Czyli Severusa. - wtrąciła.
- I Severus się zgodził. - powiedział szykując się na najgorsze.
- Przeczuwam jakieś "ale".
- Powiedział, że może pomagać Danowi tylko przy starszych klasach. Nie mamy nikogo kto mógłby szkolić młodsze roczniki. - wytłumaczył jej starając się, żeby jego głos nie drżał zbyt mocno.
- Och... Może Suzanne.
Gryfonka zakrztusiła się herbatą, a następnie spojrzała z niedowierzaniem na swoją babcię.
- C-Co? - wydukała blondynka.
- Czyli nie masz nic przeciwko, żeby brała w tym udział? - zapytał dla pewności Albus.
- A czemu bym miała? - spytała zaskoczona. - Suzanne jest bardzo zdolna. Dan nie jest w stanie nic jej zrobić. Poza tym trzecio i czwartoklasiści już mają do niej szacunek. Drugie klasy słabo ją znają, ale to odpowiedni moment, żeby wiedzieli z kim mają doczynienia. A pierwsze klasy muszą się jakoś zadomowić. Suzanne nadaje się do tego idealnie. - powiedziała spokojnie, natomiast Gryfonka miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Jeśli to wszystko to muszę już iść. Mam cały stos esejów do sprawdzenia.
Kiedy kobieta już wyszła, Suzanne i Albus przez chwilę siedzieli w totalnej ciszy. Po chwili jednak starzec roześmiał się w głos, a dziewczyna po prostu wstała i ruszyła w stronę drzwi. Chwyciła za klamkę i spojrzała na niego z mordem w oczach.
- Ta rozmowa nigdy się nie odbyła.
- Pamiętaj, że zaczynasz w poniedziałek. - dodał dyrektor, a po chwili drzwi gabinetu zamknęły się z trzaskiem.
*-*-*
Czołem!
Krótkie info co do tego, dlaczego nie było rozdziału.
Ogólnie na ten tydzień zostałam opiekunką niemowlaka. W niedzielę wracam do domu, więc dopiero wtedy rozdziały będą się pojawiać regularnie. To było dość spontaniczne, dlatego mówi o tym dopiero dzisiaj.
Życzcie mi powodzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top